Przedstawiam Wam KONKURS nr 158, który przygotowała
tynulec.
Kwiaty we włosach potargał wiatr,
Po co więc wracasz do tamtych lat?
Zgubionych dni nie znajdziesz już,
Choć przejdziesz świat i wszerz i wzdłuż.
Czerwone Gitary ”Kwiaty we włosach”(fragment piosenki)
Za oknem nadal dość chłodno, ale myślę, że powoli możemy wypatrywać już wiosny, przynajmniej tej kalendarzowej, i wiosennych wiatrów, targających dziewczętom kwiaty we włosach.
Z wielką przyjemnością zapraszam Was do mojego pierwszego konkursu w BiblioNETce z WIATREM w roli głównej.
Zanim przedstawię wybrane fragmenty, kilka ważnych informacji:
- przygotowany przeze mnie konkurs jest tak zwanym konkursem krótkim, a więc do odgadnięcia będzie jedynie 10 fragmentów, a cały konkurs będzie trwał 6 dni,
- punktacja: po jednym punkcie za autora i tytuł utworu (łącznie można zdobyć
20 punktów),
- w przypadku fragmentu nr 8 wystarczy autor i tytuł,
- odpowiedzi proszę przesyłać do
7 marca (czwartek) do godz. 22:00 na adres:
[...]. W temacie pierwszego maila proszę o wpisanie swojego stałego nicku i opowiadanie na maile w tym samym wątku przez klikanie „odpowiedź” i nie zmienianie tematu maila,
- na pierwsze maile odpowiem bardzo późno wieczorem pierwszego dnia konkursu,
- gwiazdkę otrzyma każdy, kto nadeśle komplet prawidłowych odpowiedzi.
Życzę powodzenia!
1.
Tymczasem przez korytarz przebiegł Wiatr. Wspiął się na schody, zakręcił na podeście i wycofał przez otwarte drzwi do nieistniejącego pokoju. P. wydawało się, że rozumie jego świst. Wiatr jakby nucił smutną piosenkę:
- Nie mam domu. Nie mam. Nie mam… Muszę pędzić, muszę pędzić, gnać…
- Czy to możliwe, żebym rozumiał mowę wiatru? – pomyślał chłopiec.
- Dzisiaj tu, dzisiaj tu, jutro tam. Wieję, sunę, pędzę, gnam… - całkiem wyraźnie zaszumiał Wiatr i przysiadł na chwilę wśród gałązek jarzębiny.
- Gdzie właściwie mieszka Wiatr, wiesz może? – P. powiedział na głos.
- Wiatr to wędrowiec, wolny duch. Jest w ciągłym ruchu – odpowiedziało Pragnienie. Nie mieszka nigdzie.
- Może dlatego jest smutny?
-Wiatru nie da się zamknąć. Uwięź go między ścianami domu, a umrze w mgnieniu oka. Zresztą skąd wiesz, że jest smutny?
- Nie słyszysz, jak zawodzi? Mówi, że musi pędzić, ale może wcale mu się nie chce? – zastanowił się P. -Może chciałby mieć dom, taki z otwartymi oknami, jak ten, gdzie ktoś by na niego czekał, do którego mógłby zawsze wpaść, zatrzymać się na chwilę, a potem znów sobie odfrunąć?
- Ale Wiatr to samotnik. Kto miałby na niego czekać?
- Dom. Nie musi być taki ze ścianami. Może być trochę inny. Gdyby na przykład miał dom na topoli, tamtej, na której ptaki uwiły gniazdo, to one by na niego czekały. I nie byłby już taki samotny.
2.
Nadciągał wieczór. Silny, ciepły wiatr podnosił z dziurawych chodników tumany piachu. Kilku chłopców zmaga się z drzewcem ogromnej, zielono-złotej chorągwi Proroka; próbują ustawić ją w zawiasach podgiętej, żelaznej, lekko uchylonej bramy. Inne święte proporce już dawno łopoczą w podmuchach wieczornej wichury, a tylko ten jeden umyka z rąk, kładzie się na ziemię przy każdym gwałtownym porywie. Chłopcy spieszą się, mocują, walczą z wiatrem, lecz są zbyt mali i wątli, by utrzymać chorągiew. Praca idzie opornie, przeszkadzają zwisające z ramion kałasznikowy.
3.
Potem, gdy X dostała ataku bardzo wysokiej gorączki i cały pokój wokół niej pulsował, kurcząc się i rozszerzając w opalizujących falach żaru, Y zjawia się z powrotem – i wtedy X przestraszyła się jej. Y stanęła przy łóżku uśmiechnięta, ale zaraz zaczęła giąć się i z szelestem skakać po pokoju, niczym skrawek papieru miotany kapryśnym wiatrem. Była cienka jak papier i postrzępiona na brzegach, a zza jej palców, przez otwarte drzwi, wsunęły się do pokoju długie i giętkie jak węże ciemnobrązowe ramiona, zakończone dłońmi, które próbowały zatrzymać w miejscu uśmiechniętą papierową laleczkę Y. X nagle zrozumiała, że Y i długoręka kobieta w jakiś sposób stanowią jedną osobę – są jak dwie strony cienkiej monety. Wiatru nie było.
4.
Pewnego dnia wszedł do łodzi razem z uczniami. I powiedział do nich:
- Przeprawimy się na druga stronę jeziora. I odbili od brzegu. A kiedy płynęli, zasnął. Wtem spadł na jezioro gwałtowny wiatr. Fale ich zalewały i znaleźli się w niebezpieczeństwie. I zbudzili go, mówiąc:
- X, X, giniemy!
On zaś, powstawszy, rozkazał wiatrowi i wzburzonym falom. I uspokoiły się, i nastała cisza.
5.
Takiego wiatru nie ma nigdzie. Nie ma drugiego tak surowego miasta, które zrywa z gerów wojłokowe płachty i ubiera je w popękany beton. Które blokami sięga obłoków, a gerami wrasta w święty, nieskończony step. Miasta, którego świt krwawią kopie nieskończonych zastępów, a zachód słońca czerwienieje gwiazdą o pięciu ramionach. To była dumna noc. Miasto chanów sypało pyłem i miotało kamienie. Domu schadzek N. za nic nie mogłam znaleźć.
6.
Zaraz po wojnie miałam taki sen: wychodzę z chaty, a tam mój chodzi po podwórzu… Po wojskowemu… I tak woła mnie, przywołuje… Wyskakuję spod kołdry, otwieram okno… Cichuteńko. Nawet ptaków nie słychać. Śpią. Wiatr porusza listkami. Poświstuje… .
7.
Dął porywisty, chłodny, okrutny wiatr. Stałyśmy w tłumie kobiet i dzieci pośrodku wielkiego placu, dygocząc z zimna i przemęczenia. Ale i to wydawało się niczym wobec rozłąki. Mężczyzn pognano gdzieś, nie wiedzieliśmy gdzie – a teraz nie miałyśmy pojęcia, dokąd nas zaprowadzą i co z nami zrobią.
Zbliżało się południe. Iksy wydzielali wciąż z tłumu grupy ludzi i pędzili je do stojących nie opodal baraków. Co było w tych barakach? Nikt z nich nie wracał, od nikogo więc nie mogliśmy się tego dowiedzieć.
Matka okryła mnie swoim paltem i przytuliła serdecznie do siebie. Wiatr zasypywał nam oczy piaskiem, był tak silny, że ledwie trzymałyśmy się na nogach po wielogodzinnej stójce na placu, po nieprzespanych nocach, po koszmarze w wagonie.
8.
Drugi wiatr...
Sfrunął śniegiem z wiśni kwiat,
Parsknął śmiechem cały sad,
Wziął wiatr brata za kamrata,
Teraz z nim po polu lata,
Gonią obaj chmury, ptaki,
Mkną, wplątują się w wiatraki,
Głupkowate mylą śmigi,
W prawo, w lewo, świst, podrygi,
Dmą płucami ile sił,
Łobuzują, pal je licho!...
9.
K. kieruje „iksą” na porywisty wiatr i wrzuca jałowy bieg. Ciągnę z całej siły szot. Umiem żeglować. Wiem to. Kiedy żagiel jest już podniesiony, przywiązuję linę do knagi pokładowej i szybko siadam.
- Uważaj na głowę, C.! – wołam, gdy przesuwa się bom.
Ostry powiew wiatru przechyla łódź na bok. Przerażona C. chwyta się burty.
- Będziesz wymiotować? – pytam.
Ludzie miewają chorobę morską. C kręci przecząco głową.
- Jesteś pewna? Mogę ci dać torebkę – mówię.
Fruniemy. Wolni jak ptaki. Żeglujemy. Wiatr smaga moją twarz. Otwieram usta, by poczuć na języku słone powietrze. C. patrzy na mnie i robi to samo.
Płyniemy godzinami. Mógłbym tak płynąć bez końca. Wyobrażam sobie, że jest ze mną dziadek. I babcia. Zamykam oczy. Gdybym miał umierać, to właśnie w tej chwili. Jestem taki szczęśliwy.
10.
Widelce swoim zawrotnym tańcem w śniegu podnosiły taką śnieżycę, że po prostu nic nie dało się widzieć. Wpadłem wtedy na pomysł, aby śnieg zdmuchnąć za pomocą wiatru. Wziąłem więc szklankę z wiatrem, który wyglądał jak rzadki niebieskawy krem, wygarnąłem go jednym zamachem łyżki.
Takiego wiatru nigdym dotąd nie widział. Dął jednocześnie we wszystkich kierunkach, unosząc z sobą wszystko, co tylko napotkał na drodze. Śnieg rozwiał się natychmiast, a srebrne widelce, uniesione w górę, zawisły w niebie jak gwiazdy. Zrobiło się bardzo zimno. Spojrzałem na pana X.i w pierwszej chwili nie poznałem go wcale. Przeistoczył się w bałwana i wesoło podśpiewywał:
„Jedzie mróz, jedzie mróz,
Wiezie śniegu cały wóz!”
===========
Dodane 8 marca 2013:
Tytuły utworów, z których pochodzą konkursowe fragmenty, znajdziesz tutaj:
Rozwiązanie konkursu