Dodany: 06.08.2007 18:51|Autor: dot59
"Nie ma ch...", czyli moje boje z współczesną poezją polską
Od kilku miesięcy na tapecie proza, proza, proza. Ale zatęskniłam za poezją, i aby być na bieżąco z nowościami, wypożyczyłam z biblioteki III wydanie „Antologii nowej poezji polskiej 1990-2000” w wyborze R.Honeta i M.Czyżowskiego. Blisko 120 nazwisk, blisko 600 utworów (w większości wierszy, ale także kilka „kawałków” prozy poetyckiej i kilka żartów słownych, przypominających raczej wprawki początkującego szaradzisty, niż to, co się zwykło nazywać poezją.). Z całej tej masy udało mi się wyłowić ledwie około 20 tekstów – przy czym 2/3 z nich stanowią wyjątki z twórczości czworga autorów – które przemówiły do mnie zarówno treścią, jak i formą. A reszta? Trudno w to uwierzyć – ale albo całkiem niestrawna, albo zupełnie nijaka, nie zdradzająca żadnej indywidualności.
Niech ktoś spróbuje zgadnąć, nie zaglądając do antologii, kto spośród kilkanaściorga młodych twórców jest autorem poniższego wiersza:
„Nieprawda, można zapomnieć. Powoli
drzwi się próbują otworzyć.
W rozdwojonym Czasie nie słychać kosmosu.
Pod złym niebem, zbyt cienkim,
przemakalnym niebem. Bez końca
i bez współudziału: nieustające karnawały
zmarłych. Czwarta trumna
sunie wolno, kołysząc się zalotnie jakby
miała biodra. I chciałbym się z tego
móc cieszyć. Ale czy śmierć można zagadać?
Kogo lub co moglibyśmy winić? Wychodzimy
z podziemia i jednym haustem połykamy chmurę
zarodników. Gdzieś
cicho- pulsuje życie
a tu śnieg, co się rozwija
w innym bycie. Ulice
nieprzejezdne. Gorący, blaszany jazgot.
Ale puszczą tamy, zaroi się przestrzeń.
Robią się dziury w zmurszałym powietrzu.”
M.K.E.Baczewski, D.Bugalski, M.Czyżowski, D.Foks, K.Jaworski, J.Klejnocki, K.Koehler, K.Nowakowska, G.Olszański, , M.Wabik, J.Winiarski, A.Wolny-Hamkało, P.Szubartowicz, M.Świetlicki? A może nikt z wymienionych?
Te same konstrukcje, upodobanie do tych samych metafor, obrazów, rekwizytów; takie samo silenie się na oryginalność w wymyślaniu tytułów jak najmniej korespondujących z tematyką (np. „Mam pannę w sukni niebieskiej” D.Bugalskiego, „Prezydenci naszych krajów podpisują” K.Nowakowskiej, „Haiku Birkenau” D.Foksa) i takie samo pozowanie na „mocnych w języku”. Zwłaszcza ta ostatnia cecha budzi moje nieustające zdumienie.
Czy naprawdę młody, wrażliwy człowiek – boć przecie gdyby nie był wrażliwy, nie zwabiłoby go królestwo poezji!- może sądzić, że wetknąwszy w wiersz frazę w rodzaju „nie ma ch...” (P.Maur), „Kto jeszcze raz powie, że (...), ten ch..” (K.Jaworski), „nie jesteś poetą krajobrazu, sp......aj” (K.Maliszewski), „rozp.....lak z boku sukienki sięgał do pośladka” (K.Siwczyk), przyczynia się do większej wyrazistości czy też może lepszej czytelności swego utworu?
Czy może wierzyć, że prawda, którą chce przekazać, nie dotrze do czytelnika, jeśli ten nie zostanie rąbnięty po zmysłach obrazem w najlepszym razie nieapetycznym („kochanku łupieżu (...) który wróżysz z wyczesanych włosów” – D.Sośnicki; „szedł pies z nami i śmierdział” – M.Świetlicki; „śluz, ślina, sine krople z sutek” – K.Maliszewski; „dwadzieścia pięć przesikanych, przesmarkanych (...) lat” – M.Biedrzycki; „czołgam się (...) jak rzęsistek przed Twoje oblicze. (...) noc będzie sina i biała. Zmięta jak dwie pary męskich gaci.” - M.K.E.Baczewski, itd.) ?
A nuż w domowym zaciszu pokpiwa sobie z naiwniactwa czytelników, a tym bardziej krytyków, że na gwałt doszukują się drugiego dna w takich oto strofach:
„Z sufitu w łazience pociekło
parę żółtych kropli. Przyszli,
przybili. Potem
znów pociekło, tyle że,
brunatnoczerwone jak krew” (M.Czyżowski)
albo:
„pan który połknął piłkę wsiadł usiadł wy
godnie było go
rączo nawet
nie szyczał” (R.Tekieli)
czy:
„Czarny pokój, w którym wewnętrzna partia
metodycznie krwawi. Każdy wieczór się kończy
poprzednim wieczorem. Dwór w skrzynkach, łechtaczki
z wolframu” (M.Sendecki)...
A może odwrotnie, może to ja jestem ślepa na poezję? A przynajmniej na współczesną polską poezję?
Ale w takim razie dlaczego dociera do mnie Szymborska, Różewicz, Lipska? Zgoda, utwory dwojga pierwszych trafiły do mnie przez podręcznik języka polskiego (gdzie, nawiasem mówiąc, znalazły się, gdy ich autorzy byli równi wiekiem niektórym spośród tych, których twórczość teraz usiłuję bezskutecznie rozgryźć, a niewiele starsi od reszty), więc można powiedzieć, że nauczono mnie ich rozumieć. Ale już Lipskiej nikt mi nie wciskał siłą, podobnie jak Barana czy Świrszczyńskiej – sama ich odkryłam i sama doszłam do tego, że trudniej mi we wszystkich przeczytanych ich tomikach znaleźć jeden wiersz, który by mi się zdecydowanie nie podobał, niż w setce utworów autorów młodszej generacji wyszukać trzy, warte zamieszczenia w mojej osobistej antologii. Co ciekawe, dziwnym zbiegiem okoliczności te wyłowione okazy nie są dziełami żadnego z twórców najgłośniej zachwalanych przez krytykę i prasę literacką. Przyznaję się bez bicia, że nazwiska Mariana Kisiela, Piotra Maura (którego wiersze, mimo tego wspomnianego wcześniej „ch...a”, zdecydowanie mają w sobie coś) i Wojciecha Wencla do dziś absolutnie nic mi nie mówiły, i tak samo miałaby się rzecz z Anną Piwkowską, gdybym swego czasu nie natrafiła w „Zwierciadle” na artykuł o mniej znanych polskich poetkach. Moja przekorna świadomość podpowiada mi, że może więcej wartościowych utworów znalazłabym wśród tych, które odesłano autorom z komentarzem: „Pańskie wiersze zbliżają się powoli do granicy drukowalności, ale póki co jeszcze jej nie przekroczyły” (z listu Adama Wiedemanna do Wojciecha Brzoski, notabene skomentowanego przez adresata zmyślnym ironicznym wierszem – którego z oszczędności miejsca nie chcę już tu upychać, ale chętnym prześlę z przyjemnością). Tylko gdzie ich szukać? Pewno na internetowych stronach z poezją amatorską...
Za to ciekawa jestem, czy gdyby w ręce wydawców trafiła któraś z poniższych próbek poezji, sygnowana nazwiskiem nie goszczącym dotychczas na łamach prasy literackiej, nie wymienianym wśród laureatów konkursów – czy równie ochoczo by ją drukowali? Nazwisk autorów umyślnie nie podaję, żeby nie było, żem uprzedzona.
„Potęga smaku
spraw
iedliwość”
„***
sen
s „
„Elegia in obitum
tę książkę czytał stary Bęski
który wczoraj został pochowany
ach Bęski Bęski coś ty czytał
zanim poszedłeś na Powązki
ach Bęski Bęski coś ty czytał
kiedy się ciemny wicher miotał
teraz leżysz na Powązkach
i nachylasz ku sobie gałązki
nachylasz ku sobie śpiew ptaków
zgarniasz listki papierki i piórka
ach Bęski Bęski czyś ty nie zdurniał
od tej jednej przeczytanej książki”
To ja jednak wolę Szymborską...
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.