Dodany: 16.01.2012 18:30|Autor: oyumi

Biegnij, Haruka, biegnij!


O czym mówimy, kiedy mówimy o sukcesie Murakamiego? Że jest utalentowany, świetnie opowiada i zaraża nas wrażliwością swoich bohaterów tak łatwo, jak szczury zarażają dżumą. Pisze sporo, wydaje w wielu krajach, sprzedał miliony egzemplarzy. Że jest banalny, powierzchowny i nie różni się wiele od Paula Coelho. Czytelnicy i krytycy zgadzają się jednak, że jest to pisarz mało japoński. Bohaterowie słuchają amerykańskich przebojów i czytają europejską klasykę. Od innych mieszkańców Zachodu odróżnia ich tylko to, że kiedy robi im się bardzo smutno - zamiast iść do psychologa czy objadać się czekoladą, popełniają samobójstwo.

Zgadzam się z tym, że Murakami jest bardzo utalentowany. I banalny, i powierzchowny też. Ale niejapoński? To absurd. Przeczytałam jego książkę o bieganiu, i muszę powiedzieć, że jest to pisarz japoński w stopniu ekstremalnym, przesiąknięty japońskością do szpiku kości. Sam twierdzi, że to najbardziej autobiograficzna rzecz, jaką napisał, a ja przyjmuję to za dobrą monetę , ale doprawdy, czytywałam już bardziej autobiograficzne książki o pielęgnacji roślin. Zero anegdot z dzieciństwa, jedno wspomnienie z młodości, a, i jeszcze fakt, że jego żona nauczyła się pływać, czeka na niego na mecie, a kiedy jej powiedział, że chce skończyć z prowadzeniem baru i zająć się pisaniem – zgodziła się. Tyle. O ile dobrze pamiętam, nawet nie wymienił jej imienia. Na Boga, ten człowiek jest tak dyskretny, że trudno stwierdzić, czy to ta sama żona, czy piąta z kolei.

Prócz powściągliwości ocierającej się o perwersję, cechuje go też świr na punkcie dowartościowywania innych, wije się w usprawiedliwieniach, żebyśmy nie poczuli się od niego gorsi. To tylko ja. Nie chcę z tobą rywalizować, nie chcę, żebyś mi zazdrościł, nie wywyższam się nad ciebie.

Uwierz mi, nie zniosę, jeśli tak pomyślisz.

Jest to pisarz bardziej japoński niż Hello Kitty w toyocie, z kwiatem wiśni wplecionym w futerko. Owszem, wszędzie spotykamy sympatyczne, ujmujące osoby. Ale kiedy czytam: „Ale czy w ogóle jest możliwe, żeby ktokolwiek polubił zawodowego pisarza? Nie mam pojęcia. (...) Ja natomiast nie potrafię wyobrazić sobie kogokolwiek, kto mógłby polubić mnie osobiście (...) Bardziej naturalne wydaje mi się to, że nie jestem lubiany, że jestem znienawidzony i że się mną gardzi. Kiedy tak się dzieje, wcale nie czuję ulgi. Wcale nie jestem szczęśliwy, kiedy ktoś mnie nie lubi”* - no cóż. Wątpię, czy usłyszę coś takiego od Carrie Bradshaw. Poza Azją z takimi wyznaniami stykamy się jedynie w periodykach psychiatrycznych.

Spodobała mi się ta książka. Dużo w niej zwyczajności, nie jest wolna od banałów, ale naprawdę dobrze się ją czyta. I myślę, że w jakiś sposób wyjaśnia ogromną popularność Murakamiego. Jest on doświadczonym biegaczem, biega prawie każdego dnia (od kilkudziesięciu lat nie robi przerw dłuższych niż dwa dni!), co roku bierze udział w maratonie, ma też za sobą supermaraton, co oznacza przebiegnięcie stu kilometrów w ciągu kilkunastu godzin. Dlaczego bieganie, a nie tenis albo golf? Bo bieganie jest proste i egalitarne. Nie ma reguł. Nie potrzebujesz żadnych zasad ani drogiego sprzętu. Każdy może biegać.

I tak samo jest z jego książkami. Nie musisz być krytykiem, kimś bardzo oczytanym i przygotowanym, żeby ci się spodobały. Murakami uprawia sport, który może uprawiać każdy i opisuje historie, które mogą spodobać się każdemu. To brzmi jak zarzut, lecz wcale nim nie jest.

To, co u innych bywa czystym wyrachowaniem, u niego wydaje się bezpretensjonalne. Myślę, że ten sport i sposób pisania są po prostu zgodne z jego naturą. On naprawdę nie chciałby pisać powieści dla elit intelektualnych ani rozstrzygać dręczących ludzkość problemów filozoficznych. Robi to dokładnie tak, jak mu się podoba.

Przyznaję, początkowo czułam zgrzyt, gdy Murakami wyznawał, że jest bezkompromisowy, zawsze robi to, na co ma ochotę i sam ustala dla siebie reguły gry. Artysta lansowany pod hasłami niezależności, buntu wobec zasad, robienia wszystkiego po swojemu? Przychodzą mi do głowy Amy Winehouse, Kurt Cobain i „Całkowite zaćmienie”. Z pewnością nie człowiek fascynujący się biegami długodystansowymi, który w przypływie szaleństwa pozwala sobie na zimne piwo, a dla urozmaicenia wsiada na rower. A jednak. To on przebiegł 100 kilometrów, ponieważ uznał, że tego chce. Nie zrobił tego dlatego, że na 80. kilometrze ciągle czuł się świetnie i sprawiało mu radość. Padał z bólu i wycieńczenia. Zrobił to, ponieważ postanowił, że to właśnie zrobi. Rzucił dobrą pracę, bo stwierdził, że chce zostać pisarzem. Ludzie pukali się w czoło. A on ciągle pisze, choć mógłby iść na emeryturę. I biega, choć ciało odmawia mu posłuszeństwa. Niechętnie godzi się z tym, że osiąga gorsze wyniki. Nawet przy potwornych skurczach nie zatrzymuje się jednak. Kończy każdy maraton. Mówi, że jeśli będzie trzeba, to się doczołga, ale nie podda przed metą. Wierzę mu.

Jeśli to nie jest robienie wszystkiego, co się chce, to co nim jest.

Przeczytałam „O czym mówię”, bo ostatnio trochę biegam. I wiecie co? To jest naprawdę przyjemne. I każdy może to zrobić. Wystarczy wyciągnąć adidasy i wybiec z domu. Potem można to zrobić po swojemu. Świetna zabawa. Oczywiście, żeby pobiec w maratonie, potrzeba czegoś więcej. Trzeba biegać codziennie, nawet gdy bardzo chce się jeszcze pospać albo nie jest się w nastoju. Nawet gdy ciało sztywnieje z bólu i krzyczy, żeby dać mu spokój.

Murakami jest maratończykiem, szanuję go za to.

A poza tym, czytając jego dziwną autobiografię, zdążyłam go polubić. Więc wystawiam mu 5. Zastanawiałam się nad czwórką, ale pomyślałam – gdyby Murakami to zobaczył, mógłby pomyśleć, że się wywyższam. A tego bym nie zniosła.



---
* Haruki Murakami, „O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu”, przeł. Jędrzej Polak, wyd. Muza, 2010, str. 26.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3447
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 5
Użytkownik: carmaniola 17.01.2012 10:08 napisał(a):
Odpowiedź na: O czym mówimy, kiedy mówi... | oyumi
Nie żebym się ze wszystkim o czym piszesz zgadzała, chociaż polemizować nie mogę, bo daleko od twórczości tego pisarza odbiegłam, ale to jest naprawdę świetnie napisane i przeczytałam z ogromną przyjemnością. Jeśli jeszcze kiedyś po książkę napisaną przez tego Japończyka sięgnę, to niewątpliwie postaram się odnaleźć wskazane przez Ciebie charakterystyczne punkty.
Użytkownik: oyumi 18.01.2012 18:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie żebym się ze wszystki... | carmaniola
Bardzo ci dziękuję:) Myślę, że z książki najbardziej skorzystają ludzie, którzy chcą zacząć regularnie biegać.
Użytkownik: misc 06.01.2013 18:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Bardzo ci dziękuję:) Myśl... | oyumi
Zgadza się, biegając dziś z bólem brzucha przypomniałam sobie (przeczytany wczoraj) rozdział o tym, jak biegł w ultramaratonie (100 km) i nie podałam się :)
Użytkownik: emkawu 24.10.2013 22:28 napisał(a):
Odpowiedź na: O czym mówimy, kiedy mówi... | oyumi
Dziś wieczorem z wielką przyjemnością czytam Twoje recenzje. :-)

"Jest to pisarz bardziej japoński niż Hello Kitty w toyocie, z kwiatem wiśni wplecionym w futerko" - urzekło mnie to zdanie!
Użytkownik: oyumi 25.10.2013 22:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziś wieczorem z wielką p... | emkawu
Bardzo mi miło :-).
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: