Dodany: 08.05.2007 14:45|Autor: matis

Tłumacz i autor: beznadziejny tandem


Czytając łapałem się za głowę. Język przekładu jest okropny, kompletnie niestrawny! To są najgorsze młodopolskie kaczany, jakie sobie można wyobrazić: jakieś chwalby, jakieś rozszalałe chucie, jacyś jurgieltnicy zamiast najemników, jakieś słowa pseudoarchaiczne powymyślane w 1900 roku przez czwarty rząd grafomanów, którym się zdawało, że mówią jak Bolesław Krzywousty.

I jeszcze te serca rozszarpywane namiętnymi, szarpiącymi serca namiętnościami, to okrutne, bardzo okrutne okrucieństwo, okrutnie traktujące potraktowanych bardzo okrutnie nędznych nędzników. Te zmasakrowane w masakrujący sposób ofiary masakr trupio cuchnące masakrą masakryczną. No po prostu nie da się tego czytać. Najfatalniejsza młodopolszczyzna.

Z początku myślałem: no cóż, tłumacz-grafoman (Wacław Rogowicz) poczuł wenę, skutecznie zagłuszył autora, dużo o książce nie powiem. Ale im dalej czytałem, tym bardziej dochodziłem do wniosku, że działał tu zgodny tandem. Fabuła jest, niestety, zupełnie bezładna. Mamy udane, składne poszczególne sceny: batalistyczne, obyczajowe, opis działań postaci X, a potem znienacka jakiś kompletny chaos. Nie wiemy, co się dzieje, bohaterowie coś robią, nie wiadomo po co, ale to i tak nieważne, bo dzieje się coś innego. Ktoś zyskuje przewagę i zwycięża, ale właśnie przegrał. Jacyś dobrzy, źli, albo nie-wiadomo-jacy biegają tu i tam po pustyni, potem w ogóle giną, potem gdzieś są znowu, ale nie wiadomo, czego szukają. Najemnicy chcą jakichś pieniędzy, ale potem okazuje się, że zabijają poselstwo z wypłatą i oblegają Kartaginę. I tak dalej, i tak dalej. Ja rozumiem, że chaos wojny, ale tego już za wiele.

Ponadto wszystko to śmierdzi kiczem na kilometr: rujnująca miłość, ponura piękność owinięta w bezcenny złotogłów, bogacz w jaskini pełnej skarbów, napawający się swoimi bogactwami i przesypujący przez palce złote monety, których jest tak dużo, że spadają na podłogę. Za dużo, za wspaniale, za pięknie, za bogato, za kolorowo.

Pochwały za historyczne realia, za batalistykę, ale to nie wystarczy nawet na uczciwą 2.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 7408
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 14
Użytkownik: wołek 17.01.2009 01:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Czytając łapałem się za g... | matis
"I jeszcze te serca rozszarpywane namiętnymi, szarpiącymi serca namiętnościami, to okrutne, bardzo okrutne okrucieństwo, okrutnie traktujące potraktowanych bardzo okrutnie nędznych nędzników. Te zmasakrowane w masakrujący sposób ofiary masakr trupio cuchnące masakrą masakryczną. No po prostu nie da się tego czytać. Najfatalniejsza młodopolszczyzna." Jest to dowód na to, że książki tej nie czytałeś, i tu można by zamknąć temat. Dobrze zresztą, że jej nie czytałeś, gdyż z pewnością by Ci się nie spodobała. Flaubert wbrew pozorom (popularność jego zdecydowanie najsłabszej książki, Pani Bovary) nie pisał dla ludu czytającego, jego dzieła są trudne i wymagające, jak wszystko co doskonałe. Dodam tylko jeszcze to, że według mnie najbardziej niezawodnym kryterium na doskonałość dzieła sztuki jest irytacja i pieniacka wściekłość przeciętnego, statystycznego, czasem nawet inteligentnego odbiorcy, tego, który "pożera" mnóstwo (dobrych!) książek czy na okrągło słucha muzyki (dobrej! dobrej!) w zetknięciu z czymś, czego nigdy nie zdoła zrozumieć i co jest dlań organicznie obce.
Użytkownik: matis 26.01.2009 13:30 napisał(a):
Odpowiedź na: "I jeszcze te serca ... | wołek
Nie pogniewaj się, ale osoba, która ocena "Czarodziejską górę" na 3, "Doktora Faustusa" na 4, dzieła Janusza Korwin-Mikkego na 5, a "Szkołę uczuć" na 6 chyba nie powinna się wypowiadać w kwestiach tego co jest bardziej, lub mniej wartościowe w literaturze. Osobiście nie wydaje mi się, żeby "Pani Bovary" była najsłabszym dziełem Flauberta i zdaje się, że nie tylko mnie. Zawsze się głupio dziwiłem na takie nie poparte niczym uwagi (Nawiasem mówiąc "Lalka" to najsłabsza książka Prusa, znacznie lepsza jest "Katarynka"). A książkę naprawdę przeczytałem i nadal uważam ją za słabą, acz wciąż pozostaję pod wrażeniem erudycji autora.
Użytkownik: hburdon 26.01.2009 13:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie pogniewaj się, ale os... | matis
Nie pogniewaj się, ale używanie czyichś ocen jako argumentu w dyskusji nie należy do najlepszego tonu w BiblioNETce.
Użytkownik: matis 27.01.2009 11:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie pogniewaj się, ale uż... | hburdon
Ale to jest akurat bardzo dobry argument*. Nawet w Biblionetce, skoro z jakichś przyczyn musimy to miejsce wyróżniać. Dając możliwość oceniania, unieważniono "de gustibus non est disputandum" /i bardzo dobrze, no bo niby dlaczego?/. Mam nadzieję, że tym razem, odpowiadając, nie zrobiłem "wyjątkowo nieprzyjemnego wrażenia" (jakoś lubię ten zwrot ostatnio ;> ).

*nie ad personam /w moim odczuciu/ i poparty faktami. Rzeczowy, w odróżnieniu od "nie umiesz docenić", "widać,że nie przeczytałeś", "najlepsza/najsłabsza książka X to [niewątpliwie]..."** itp.
**nawiasem, ponieważ moja ocena tej książki***, acz uprzednio dyskutowana ze znajomymi, którzy ją też przeczytali, oburzyła już kolejną osobę, jestem gotów wycofać się z części swoich najbardziej kontrowersyjnych tez (do wyboru - można sobie w myślach powycinać to, co najbardziej denerwuje - z góry zgadzam się z tą selekcją).
***Tzn wyjątkowo pretensjonalny język oraz obrazy i sceny rodem z powieści brukowych (albo Przybyszewskiego, jak kto woli).
Użytkownik: hburdon 27.01.2009 11:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Ale to jest akurat bardzo... | matis
Nie ma nic rzeczowego w stwierdzeniu: "Osoba, która ocenia Pratchetta na 6, a Marqueza na 1, chyba nie powinna się wypowiadać o tym, co jest wartościowe w literaturze".
Użytkownik: koczowniczka 27.01.2009 11:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie ma nic rzeczowego w s... | hburdon
Ale komentarz wołka też nie był w porządku, może należałoby i wołkowi zwrócić uwagę?..
Użytkownik: hburdon 27.01.2009 13:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Ale komentarz wołka też n... | koczowniczka
Wystarczy, że już mu Admin raz konto zawiesił.
Użytkownik: Vemona 27.01.2009 13:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Wystarczy, że już mu Admi... | hburdon
Ale ton wypowiedzi nadal ma mało sympatyczny.
Użytkownik: hburdon 27.01.2009 13:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Ale ton wypowiedzi nadal ... | Vemona
Prowokacja. Ja się nie wdaję, żal życia. :)
Użytkownik: matis 27.01.2009 11:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie ma nic rzeczowego w s... | hburdon
Ja tak prawie mam :) (nawet kiedyś napisałem coś brzydkiego o jakichś Marquezach /ale podałem sensowne argumenty/). Osoba, która ma na 6 tylko Pratchetta i mało co poza tym... no dobra Asimova, żeby było bezosobowo i jakieś Dostojewskie zjechane, nie powinna napadać na kogoś kto skrytykował "Nie ma Albertyny" Prousta, które właśnie przeczytała ta osoba i jej się bardzo spodobało. To znaczy może, ale akurat argument(?) typu "bo ty się nie znasz" jest w klawiaturze tej osoby bardzo nieprzekonujący, zważywszy na dotychczasowy dobór lektur i ich ocenę. Nie, żeby Asimov był zły, ale ten wymyślony przez nas profil jest bardzo nieneutralny - trudno go nie uwzględnić w odpowiedzi. Najlepszy sposób - unikać argumentów wspierających się gustem argumentującego (np. wspomniane "nie umiesz docenić"), bo wymuszają sprawdzenie, jaki to gust.
Użytkownik: hburdon 27.01.2009 13:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja tak prawie mam :) (naw... | matis
"Najlepszy sposób - unikać argumentów wspierających się gustem argumentującego (np. wspomniane "nie umiesz docenić"), bo wymuszają sprawdzenie, jaki to gust."

Zgadzam się.

Tzn. zgadzam się z unikaniem argumentów; z wymuszaniem nie. To, że ktoś prowadzi dyskusję na, powiedzmy, mało eleganckim poziomie, nie oznacza, że należy się do tego poziomu zniżać. "Ale on zaczął!" to argument rodem z przedszkola. ;)
Użytkownik: matis 27.01.2009 15:15 napisał(a):
Odpowiedź na: "Najlepszy sposób - ... | hburdon
Jako rodzic żyję w świecie argumentów z przedszkola i ich stosowanie powoli zaczynam uważać za taki sam przejaw życia jak oddychanie, a już dawno, nawet nie zauważając, pogodziłem się z tym, że to nic zdrożnego - kto z kim przestaje taki się staje ;>
Użytkownik: krzyniu 27.01.2009 11:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Czytając łapałem się za g... | matis
Sama Wasza dyskusja na temat tej książki przekonała mnie, że trzeba ją przeczytać :)
Stoi na półce wydanie z 1954 roku. Pewnie nawet nie rozcięte jeszcze, zakurzone... Nic mnie nie pociągało, a tu się okazuje, że kontrowersyjna ;) Trza się wziąć za nią zanim na Podaju ktoś ją chapsnie :D Skoro takie emocje wzbudza, widać warto.
Użytkownik: jakozak 27.01.2009 12:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Czytając łapałem się za g... | matis
Oo! :-)
Mam jakieś stareńkie Salambo z 1950 roku w tłumaczeniu Rogowicza. Pewnie trzeba przeczytać, prawda? :-)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: