Czasami na biblionetce pojawiają się takie recenzje, po których po prostu muszę przeczytać książkę - najlepiej natychmiast. Tak właśnie było z recenzją Analaw
Historia życia, czyli to, co lubię najbardziej dotyczącą powieści
Stangret jaśnie pani (
Fleszarowa-Muskat Stanisława)
. Po przeczytaniu tego tekstu stwierdziłem - to książka w sam raz dla mnie - i niemal od razu pobiegłem do biblioteki. Opłaciło się. "Stangret jaśnie pani" to jedna z najlepszych powieści, jakie czytałem w tym roku.
Nie wiem dlaczego, ale Stanisława Fleszarowa-Muskat kojarzyła mi się zawsze z tanimi romansidłami. Jednak - jak się okazało - między tanim romansidłem a wyborną powieścią obyczajową jest spora przepaść. Wielu wśród nas nie czyta autora x, tylko dlatego, że x jest x-em, innymi słowy uprzedził się do twórczości x-a nawet się z nią nie zapoznając. Mówię Wam, nie warto. Lepiej samemu sprawdzić, choćby się miało rozczarować. Ja pomimo dobrych chęci podszedłem do "Stangreta jaśnie pani" z dużą dozą rezerwy - jednak to co zastałem przerosło moje oczekiwania. Po kilku stronach wręcz nie mogłem się oderwać od tej historii.
Gdzie leży klucz? Może w pięknym, powleczonym lekką patyną języku, przywodzącym na myśl prozę Iwaszkiewicza? A może w pełnokrwistych bohaterach? Bo nie tylko ci główni - wojenna wierna Penelopa Olga Asarowiczowa i pracowity i rezolutny Tymon Duda - są wyraziści. Fleszarowa-Muskat ma rzadką zdolność nadawania znaczenia i życia nawet postaciom epizodycznym. Urocza malutka Zuzanka, idealna pokojówka Wiktunia, cwany Majchrzak, major Thiel, hitlerowiec o dobrym sercu, arystokratka Emilia Zgorzeniecka, jurna piekarzowa czy skłonna do swatania ciotka są stuprocentowo autentyczni i przekonujący. A może siła "Stangreta jaśnie pani" tkwi w samej historii? Romans tu jest owszem (a przepraszam bardzo, gdzie go nie ma? W Puchatku? W rozmowie Mistrza Polikarpa ze śmiercią? W instrukcji obsługi pralki? W przepisie na ciasto imbirowe?), ale to taki romans, który stanowi pretekst do ukazania całego tła - przemian wojennych i powojennych w Polsce. Jeśli do tego dorzucimy dobrą psychologię i prawdziwą maestrię we władaniu piórem - otrzymamy naprawdę wartościowe dzieło.
Historia jest pozornie prosta. Ona czeka na męża-lotnika stacjonującego w Anglii, on stara się wychować dzieci i wiernie służyć swojej pani - ale to tylko powierzchnia całej opowieści - bo czegóż tu nie ma? Jest pokazana zarówno arystokracja (scena, w której stara pani Zgorzeniecka i doktor czytają swoje listy miłosne jest po prostu przepiękna) jak i biedota (rodzina Dudów), są pokazane przemiany społeczne (Wiktunia z pokojówki staje się urzędniczką), są poruszone sprawy uniwersalne (miłość, wierność małżeńska), a konflikty są przedstawione tak samo autentycznie jak ludzie, których dotyczą. Podczas lektury często nasuwało mi się skojarzenie z "Przeminęło z wiatrem". Akcja obejmuje 30 lat i zostaje doprowadzona do 1974 roku. Być może czasy się zmieniły i powieści pisze się też nieco inaczej - a szkoda. Nie pierwszy raz okazuje się, że dawne książki prezentują sobą większe wartości i przynoszą czytelnikowi więcej refleksji czy wzruszeń niż te współczesne. Fleszarowa (co już zauważono przy recenzji) kreuje naprawdę piękne, dobrze skonstruowane, zapadające w pamięć sceny. Mnie wzruszyła zwłaszcza ta, w której Olga wspomina jak stojąc w oknie witali poranki wspólnie z mężem oraz ta, w której
Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu.
A dla kontrastu - ostatnio czytałem
Prawdziwa legenda o smoku wawelskim: Nie bardzo dla dzieci (
Ramus Alicja) i uśmiałem się zdrowo, jak to pewna rezolutna dziewica (a nie przemyślny szewczyk) załatwiła smoka wawelskiego. Cóż zrobić, lubię parodie legend czy wierzeń - uważam, że są dla nich świetnym tworzywem - a nic nie jest tak święte, żeby nie można puścić w stronę tego oka.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.