Dodany: 16.03.2011 11:24|Autor: misiak297

Bogowie muszą być szaleni...


- Atena oglądająca „Przyjaciół” czy „M jak miłość”?
- Ozyrys wyśmiewający Paulo Coelho?
- Ares i Hermes wychowujący potomka?
- Jezus namiętnie grający w Mortal Kombat?
- ponure prządki, Mojry, siedzące na krzesłach z Ikei?
- Balladyna jako właścicielka firmy cateringowej?
- Nike jako businesswoman z obowiązkowym profilem na Facebooku?

Ideą powieści Ignacego Karpowicza było połączenie dwóch światów – ludzi i bogów. W „Balladynach i romansach” te światy współistnieją (czyli, mówiąc prościej, na dole mamy ziemskie piekiełko, a na górze świat, w którym egzystują wszyscy bogowie – chrześcijańscy, greccy, egipscy, islamscy, indyjscy itp., itd.), ale się nie przenikają. Jednak co się stanie, kiedy bogowie masowo zaczną migrować na Ziemię? Dodajmy, że główni bohaterowie wylądują w Polsce – kraju z promocji. Cóż, Gombrowicz by się śmiał – bo wychodzi jedna wielka kupa, acz zaskakująco dobrze przemyślana.

Oczywiście obok bogów występują w „Balladynach i romansach” ludzie, którzy z bogami nie mają wiele wspólnego. Jest tu dziewczyna, która słucha najgorszego muzycznego chłamu (bo kto by tych tandetnych biedactw słuchał, jeśli nie ona), jest łobuz, który przechodzi zaskakującą metamorfozę pod wpływem miłości, jest znużona życiem dziewica-stara panna (przepraszam: singielka!) zaczytująca się w romansach Danielle Steel, jest też para gejów tuż po rozstaniu, jest z dnia na dzień dziecinniejący facet i jego przedsiębiorcza małżonka, a wreszcie filozof-onanista oraz porzucony mąż. Dodajmy, że w tym świecie, gdzie rozgrywają się tak typowe, że aż banalne historie ma miejsce coś dziwnego – nagle znikają wszystkie żelazka, zaczyna brakować też kawy. Jednak to dopiero początek wielkiej katastrofy.

„Balladyny i romanse” to jedna z tych książek, które czyta się z rosnącym zainteresowaniem pod hasłem: „Rany, co on jeszcze jest w stanie wymyślić?”. A wymyśla bardzo dużo. Karpowicz to jeden z tych twórców (obok na przykład Vargi czy Kuczoka), który ma za nic tradycję, igra ze skostniałym, nietykalnym dorobkiem kultury, uderza w nasze przywary narodowe, desakralizuje mity. Po prostu prowokuje – ale robi to z humorem, a w dodatku z przesłaniem. Nie bawi się tymi postaciami czy motywami dla samej zabawy. Między wierszami można wyczytać gorzką satyrę na współczesność, która istnieje pod znakiem tandetnej popkultury i w której nowi bogowie są nie w kościołach, a na plakatach z „Bravo”…

„Popkultura jest jedyną odpowiedzią na potrzeby współczesnego człowieka. Popkultura nie wymaga wiele i wszystko wybacza. Popkultura jest bardziej ludzka niż jakakolwiek religia. (…) popkultura jest »niczym«, to znaczy: niczym Jezus Chrystus – wszyscy i tak zostaną zbawieni na małym ekranie, w tym wycinku pasma fal radiowych wszyscy są równi. Popkultura każdemu daje szansę, wyciąga pomocną dłoń, bardziej demokratyczna niż sama agora”[1].

Właściwie pomiędzy jedną a drugą salwą śmiechu – do którego umiejętnie doprowadza Karpowicz – można stwierdzić, że żyjemy w świecie jałowym i pustym; tak pustym, jak popkulturowa sieczka:

„[W popświecie] Nie ma już prawdy, piękna, sprawiedliwości. Są tylko zamienniki i podróbki, których skład i metoda produkcji przeistaczają się z dnia na dzień, aby taniej, aby więcej. Ale również nie ma czystego zła, dyskryminacji innej niż bieżące mody (…). To jest wspaniały świat, mówił Bartek, Internet jest wspaniały, mówił, coraz mniej wiedząc o czym mówi i coraz bardziej tracąc wiarę we własne słowa”[2].

Karpowicz drwi przy tym z konwencji literackich. W jednym z wątków serwuje romans w stylu Danielle Steel, w innym kompromituje patologiczne ujęcie rodziny tak częste we współczesnej literaturze (Ares, Hermes i Eros jako homorodzina zstępują na ziemię, mając nadzieję, że po półwieczu wspólnego życia wszyscy będą poranieni i przeżyją rozliczne traumy). Dostaje się też konkretnym twórcom (na przykład Danowi Brownowi, ale przede wszystkim Paulo Coelho), a niektóre uznane dzieła ulegają znaczącej „obróbce”. Okazuje się na przykład, że Balladyna po śmierci założyła do spółki z Aliną i Grabcem firmę cateringową. Nie będę też odkrywcą Ameryki, jeśli zwrócę uwagę na tytuł, który daje po nosie dwóm czołowym wieszczom.

Najwięcej jednak gromów zbiera sama idea religii. Karpowicz jest niezwykle odważny. Religia jest niczym więcej jak oszustwem, zdeklasowanym zresztą przez popkulturę. To dlatego bogowie decydują się na zamknięcie nieba i wracają na ziemię. Będą jak zwykli pracujący śmiertelnicy, którzy potem umrą. Przewodzi im wszystkim sam Jezus, który w akcie młodzieńczego buntu przeciwko Ojcu stwierdza, że umrze i nie zmartwychwstanie, żeby ludzie znów mogli w niego uwierzyć:

„- Zstąpię ponownie. Kryptonim »Paruzja«. (…) Umrę i nie zmartwychwstanę. Wtedy ludzie we mnie uwierzą. Świat zostanie zbawiony. Będę bogiem, który z miłości do ludzi naprawdę umarł.
- To niemożliwe! – rzuciła Afrodyta.
- Precedensy istnieją – odpowiedział.
- Jezu, chyba nie podoba mi się twój plan – powiedziałam. – Wydaje mi się, że twój plan jest nawet trochę szalony.
- Och, taka była pierwotna wersja: ofiara z życia bez zmartwychwstania. Potem wszystko się pogmatwało. Czas naprawić to, co popsuto.
- Zacznij od dekalogu – wtrąciła cierpko Afrodyta”[3].

Mojry cieszą się z zamknięcia niebios:

„- Nareszcie!
- Tyle czekałyśmy!
- Bóg to oszustwo.
- Czasem piękne.
- Jak Apollo.
- I prawdziwe.
- Tylko że martwe”[4].

I muszę powiedzieć, że jest w tym coś wzruszającego, kiedy bogowie stają się zwykłymi ludźmi i po prostu się z tego cieszą, inaczej układają zapisane przez mitologię życiorysy. Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu A między nimi żyją zwykli ludzie, którzy nigdy nie byli na Olimpie.

Ze sceny w pałacu Nike:

„Mój najmniej spodziewany gość podszedł do nas. Przystrzygł brodę, zmienił togę na dżinsy i obcisłą koszulkę. Na stopy założył sandały z mojej przyszłorocznej kolekcji; na palcu złoty Pierścień Rybaka. Prezentował się świetnie, bardzo sexy wbrew sobie.
Na skraju basenu skłonił się dwornie:
- Miłe panie, witam uniżenie.
- Cześć – powiedziałam. – To jest Afrodyta. Chyba się nie poznaliście.
- Cześć – powiedziała Afrodyta. (…) – Myślałam, że jesteś bardziej ponury – Afrodyta przemówiła z wrodzonym taktem.
- Ostatnio rzeczywiście nie byłem w najlepszej formie. Jednak jestem, jakkolwiek by nie patrzeć, bogiem miłości.
- To zupełnie jak ja – wypaliła Afrodyta. – Też powstałeś z morskiej piany i spermy?
Jezus roześmiał się, niby szczęśliwy psotny chłopiec. Odpowiedział:
- Nie, my chrześcijanie rozmnażamy się za pomocą zwiastowania.
- Tego jeszcze nie próbowałam – stwierdziła Afrodyta”[5].

Co gorliwszy tradycjonalista zakrzyknie może: „sodomia i gomora!”, natomiast mnie się bardzo podoba takie pogrywanie z mitami (nie tylko antycznymi), łamanie narodowych stereotypów, kalanie uznanych świętości. Literatura powinna być odważna. A jeśli do tego dodać, że „Balladyny i romanse” są zaskakujące, pełne cierpkiego humoru, ciekawie skonstruowane i całkiem sprawne językowo (bo i z tej strony Karpowicz się ukazuje), to okaże się, że ta powieść jak najbardziej na Paszport Polityki zasłużyła. I naprawdę warto jej poświęcić trochę uwagi.


---
[1] Ignacy Karpowicz, „Balladyny i romanse”, Wydawnictwo Literackie, 2010, s. 305.
[2] Tamże, s. 533.
[3] Tamże, s. 248.
[4] Tamże, s. 554.
[5] Tamże, s. 245-6.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 11231
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 15
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 16.03.2011 15:50 napisał(a):
Odpowiedź na: - Atena oglądająca „Przyj... | misiak297
Misiaku, powiem Ci, że ja organicznie nie lubię groteski, szargania obiektów szeroko pojętego kultu (dlatego słuchając sławnych "Rycerzy trzech" Elity zawsze miałam lekkie poczucie niesmaku, choć skecze same przez się były zabawne i tylko fakt, że drwiły z moich ukochanych bohaterów dzieciństwa sprawiał, że wydawały mi się nie na miejscu; dlatego nie toleruję Kossakowskiej, gdy snuje wariacje humorystyczne na temat Boga i aniołów) i humoru z asocjacjami genitalnymi (to mnie już zraziło do Karpowicza przy lekturze pierwszej jego książki, "Nowy kwiat cesarza"). Więc mimo Twojej zachęty tego dzieła raczej czytać nie będę. Ale recenzja jest do tego stopnia przekonująca, że w innej konfiguracji na pewno wzbudziłaby we mnie pokusę sięgnięcia po "Balladyny i romanse"...
Użytkownik: adas 16.03.2011 16:22 napisał(a):
Odpowiedź na: - Atena oglądająca „Przyj... | misiak297
No to ja się zastanowię. Bo odpuściłem sobie pana K. po "Niehalo", też wychwalanej, rzekomo kapitalnej, debiutanckiej powieści. W praniu się okazało bardzo naciągane, bardziej męczące niż bulwersujące. No i szkielet fabularny niebezpiecznie przypominał "Moscoviadę" pana A.
Użytkownik: margines 16.03.2011 18:34 napisał(a):
Odpowiedź na: - Atena oglądająca „Przyj... | misiak297
No i masz ci los!
Kolejna polecanka!
Brzmi pysznie:)

Kto dokupi mi jakieś 100 kilo czasu, żebym zdążył z tym wszystkim?
Użytkownik: jakozak 16.03.2011 20:59 napisał(a):
Odpowiedź na: No i masz ci los! Kolejn... | margines
Masz go pełno, bez dokupywania. Zdążysz. :-)
Użytkownik: agatatera 16.03.2011 21:05 napisał(a):
Odpowiedź na: No i masz ci los! Kolejn... | margines
I ja również uległam i dorzuciłam do listy poszukiwanych! Faktycznie brzmi pysznie :)

Ja, chociaż aktualnie niby czasu mam sporo, to poproszę o 200 kilo czasu, bo już widzę, że się nie wyrabiam ani troszkę ;)
Użytkownik: miłośniczka 21.03.2011 19:36 napisał(a):
Odpowiedź na: No i masz ci los! Kolejn... | margines
Marginesie drogi, Skłodowska-Curie miała czasu dokładnie tyle, ile Ty, a zdarzyło się jej przy tej ilości wynaleźć i rad, i polon... Jeśli uznasz, że kolejnym pierwiastkiem ludzkości przysłużyć się nie możesz albo i zwyczajnie nie chcesz - czytaj! Czas jest! ;) Tylko trzeba nim dość sprawnie dysponować. I z niektórych rzeczy, niestety, rezygnować... Życie to sztuka wyboru. Wybierz czytanie, odpuść sobie z czymś innym. ;)

Misiaku, "Balladyny i romanse" przeczytać chcę, od kiedy tę książkę zobaczyłam zareklamowaną w jednym z moich ulubionych tygodników. Przeczytam!
Użytkownik: Speculum 22.03.2011 21:56 napisał(a):
Odpowiedź na: - Atena oglądająca „Przyj... | misiak297
Jeśli mogę się dorzucić: w Balladynach i romansach odniesienia literackie są nie tylko prześmiewcze, ale również decenione; Karpowicz swoje zadanie domowe odrobił, lektur przeczytał aż nadto. Teraz postmodernistycznie bawi się ze swoimi bohaterami i z czytelnikiem, bądź czytelniczką, którzy uśmiechają się szeroko na widok kryptocytatu.

Umiejętnie wkomponowane w treść odwołania bywają całkiem poważne. Moim zdaniem Karpowicz nie przetwarza ich na popkulturową papkę. Dzięki jego, paradoksalnie, głównie prześmiewczej książce coraz to nowe dzieła literackie żyją na nowo. Ośmielę się nawet stwierdzić, że Mitologia Parandowskiego, Balladyna, Biblia i Lolita odzyskują dawny blask (zwłaszcza w oczach nas, starych czytelników, którzy być może o tych dziełach zapomnieli, a teraz mają ochotę do nich wrócić).

Tak, Misiaku, to całkowicie zasłużony Paszport!
Użytkownik: agnieszak 25.03.2011 19:06 napisał(a):
Odpowiedź na: - Atena oglądająca „Przyj... | misiak297
Misiaku - tak mnie zachęciłeś recenzją, że już mam swój własny egzemplarz (niech żyją promocje w poznańskim Arsenale!!) i cały wolny weekend na czytanie. I dla porównania stateczna "Mitologia" Parandowskiego pod ręką :)
Użytkownik: misiak297 25.03.2011 19:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Misiaku - tak mnie zachęc... | agnieszak
Bardzo się cieszę! Koniecznie podziel się wrażeniami:)
Użytkownik: agatatera 25.03.2011 19:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Bardzo się cieszę! Koniec... | misiak297
Ja dorzuciłam książkę do schowka na bibliotecznym koncie. Jednak zastanawiam się, czy z moją - mocno szkolną - znajomością mitologii dam sobie radę ;)
Użytkownik: misiak297 25.03.2011 20:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja dorzuciłam książkę do ... | agatatera
Mocno szkolna znajomość wystarczy:) I Ty także, proszę, podziel się wrażeniami:)
Użytkownik: agatatera 25.03.2011 20:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Mocno szkolna znajomość w... | misiak297
Z przyjemnością, ale za czas raczej bliżej nie określony ;) Jest w bibliotecznym schowku, jak się "pozbędę" 22 pożyczek i 5 książek z biblioteki, to wtedy zapewne wypożyczę ;)
Użytkownik: Zbojnica 10.05.2011 22:40 napisał(a):
Odpowiedź na: - Atena oglądająca „Przyj... | misiak297
A mnie się nie podobało, oj nie!
Miałam wrażenie, że im dalej w las (fabularny), tym gorzej. Z akcją, postaciami, na które - mam wrażenie - autorowi nie do końca wystarczyło pomysłu. Po co było wprowadzać aż tylu bohaterów - ludzi, skoro nie było czasu, by im wszystkim poświęcić należytą uwagę? Wiele odniesień i relacji przez to ginie.
I nie wiem, jak u innych Czytelników, ale we mnie tylko jedna postać wzbudziła sympatię. Reszta była mi kompletnie obojętna.

To, co jest dla mnie plusem książki, to ekumeniczne ukazanie świata bogów, żyjących sobie gdzieś tam w - nawet jeśli nie całkowitej, to jednak - harmonii. Ta Nike jako businesswoman, Atena z Ozyrysem oglądający wspólnie "Sześć stóp pod ziemią" (że się tak wyrażę - boski serial!)...Jeżeli tak wygląda niebo, to chętnie, poproszę :).

Aha, jest jeszcze kwestia wydania - spokojnie można było wydać książkę mniejszego formatu. Wystarczyło zmniejszyć czcionkę i ilość światła na stronie. Jak z czymś tak wielkim jeździć autobusem ?:D
Użytkownik: norge 25.06.2012 21:25 napisał(a):
Odpowiedź na: A mnie się nie podobało, ... | Zbojnica
Ja już z góry wiem, że mi się to nie będzie podobać. Przede wszystkim dlatego, że cierpię na wrodzoną niechęć do wszelkiego rodzaju książek-grotesek, prześmiewczych moralitetów, jakiegoś dziwacznego pomieszania fantazji i realizmu. Ale mam "Balladyny i romanse" w formie e-booka, więc spróbuję przeczytać, choćby po to, aby potwierdzić, że to nie dla mnie. Choć zawsze istnieje 0,001 % szansa, że się mylę :)
Użytkownik: nataba 24.08.2011 12:06 napisał(a):
Odpowiedź na: - Atena oglądająca „Przyj... | misiak297
Podobno Karpowicz 3 lata pisał tę książkę. I to widać - zwłaszcza, że nie byłam w stanie przeczytać "Nowego kwiatu cesarza", "Cudu" i "Niehalo"; każdą kończyłam w połowie (lelum polelum).
Balladyny pochłaniają treścią i formą.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: