Dodany: 04.03.2007 01:06|Autor: hburdon

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Dziewczyny z Portofino
Plebanek Grażyna (pseud.)

3 osoby polecają ten tekst.

Ja z Portofino


Beata, Agnieszka, Hanka i Mania robią "widoczki", zlizują z dłoni "orężadę w proszku", kupują mleko w plastikowych woreczkach, skaczą w gumę, bawią się na trzepaku, mają tarcze przyszyte – nie przypięte na agrafkę, słuchają kaset Jarre'a na grundigu. Brzmi znajomo? W takim razie jesteś prawdopodobnie kobietą z pokolenia Plebanek i w świat "Dziewczyn z Portofino" wejdziesz jak we własne dzieciństwo. Bo Plebanek ma nieprzyzwoicie dobrą pamięć i czytając jej książkę co chwilę ociera się łezkę nostalgicznego wzruszenia: a zawijanie kiełbasy w szary papier pamiętasz? A lubiłaś wyroby czekoladopodobne z enerde? A myśmy na "widoczki" mówiły "niebka", te najlepsze miały pod szkiełkiem obrazek z Donaldem z gumy do żucia. Gdyby nie ta drobna różnica, byłabym przekonana, że to ja napisałam tę książkę. Aha, no i jeszcze zdjęcie autorki się nie zgadza.

"Dziewczyny" to historia czterech przyjaciółek - od roku 1974, kiedy poznają się i razem zaczynają szkołę, do roku 1992, kiedy spotykają się na lotnisku. Przez te osiemnaście lat kłócą się, nie rozumieją, zdradzają, rozstają, odnoszą sukcesy i porażki – ale przyjaźń trwa. Różnie bywa z wiarą, nadzieją, miłością – tymi trzema; od nich wszystkich większa jest przyjaźń. Zapewne nie każdy pogodzi się z taką hierarchią cnót, nie każdy zaakceptuje relatywizm moralny powieści, w której błędy nie zostają naprawione, zło nie zostaje ukarane, a pozytywne bohaterki nie zawsze zachowują się, jak na dobre heroiny przystało. Szczerze mówiąc – mnie też nie do końca ich zachowanie pasuje; ale jakie mam prawo pierwsza rzucać kamieniem?

Mam dwa zastrzeżenia formalne. Po pierwsze, raziła mnie trochę nadmiernie uproszczona symbolika. To, że somatyczne objawy chorób (angina) lub zaburzeń (jąkanie) mogą mieć podłoże psychiczne, jest oczywiste; jednak kiedy w przełomowym momencie życia objawy te znikają dosłownie w mgnieniu oka, można odnieść wrażenie, że autorka nachyla nam się do ucha, szepcząc lekko protekcjonalnym tonem: "Wiesz, bo tak naprawdę to ona nie była chora, tylko nieszczęśliwa". Mhm, sama się tego domyślałam. Czytelnik lubi sam się domyślić, czerpie z tego największą czytelniczą radość, dlatego nie należy w połowie tomu mrugać do niego, wciskając w dłoń kartkę, na której ołówkiem nabazgrano: "Mordercą jest ogrodnik".

Po drugie, zbędna jest, moim zdaniem, większość fragmentów kursywą, ukazujących mgnienia z teraźniejszości. Pierwsze dwa są świetne: narratorka – jeszcze nie znamy jej imienia – mówi coś Agnieszce, ta wybiega z sali szpitalnej. Co takiego powiedziała? "Przetrąciłam nasz świat"[1] – intrygująco kończy się pierwszy fragment. Drugi jest jeszcze lepszy; wspomniana zostaje "tamta historia"[2], przekazywana z ust do ust w najgłębszej tajemnicy – jaka historia? Teraz trzeba będzie doczytać do końca, żeby poznać tajemnicę. Jednak w dalszej części książki fragmenty kursywą niczego nowego już nie wnoszą, a utrudniają czytanie, bo często trudno się zorientować, co kto komu kiedy powiedział: dialog cytowany, jak gdybyśmy byli jego świadkami, to w rzeczywistości rozmowa Agnieszki z Krzysią, o której Agnieszka opowiada Beacie na kasecie, którą Beata puszcza Hance, o czym dowiadujemy się od narratorki pierwszoosobowej. Trochę nadmiernie skomplikowane, prawda?

"Dziewczyny z Portofino" bardzo mi się podobały, bohaterki były mi bliskie, a ich losy – choć powszednie – przykuły moją uwagę od pierwszej do ostatniej strony. Obawiam się jednak, że to książka głównie dla tych, którzy robili "widoczki" (lub "niebka") i pamiętają kolejki do ambasady po paszport. No i nie mają nic przeciwko temu, żeby im przypominać.



---
[1] Grażyna Plebanek, "Dziewczyny z Portofino", wyd. W.A.B., 2005, str. 8.
[2] Ibidem, str. 59.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 28215
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 43
Użytkownik: sowa 06.03.2007 00:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Beata, Agnieszka, Hanka i... | hburdon
Omatkojodyno. Pomocy, bardzo proszę. Co to jest "widoczek" vel "niebko"?
Użytkownik: Czajka 06.03.2007 00:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Omatkojodyno. Pomocy, bar... | sowa
Właśnie, ja też nie pamiętam i poczułam się nieoczekiwanie młodo. :-)
Użytkownik: labeg 06.03.2007 08:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Omatkojodyno. Pomocy, bar... | sowa
Sowa, "widoczek" to różne rzeczy umieszczone pod małym kawałkiem szkła, najlepiej znalezionego na ziemii. Jak znalazłaś szkło, szukałaś płatków kwiatów, kolorowych papierów, "sreberek" z czekolady, albo właśnie opakowań z gum wszelakich, najlepiej zachodnich. Robiłaś dołek w ziemii, najlepiej w tajemnym miejscu. Do tego malutkiego i płytkiego dołka wkładało się te wszystkie skarby, koniecznie tak, by przykryło je szkiełko i zakopywało. Ja miałam kilka takich "widoczków" : u każdej z babć i na własnym podwórku na osiedlu.
Urodziłam się troszke później niż bohaterki powieści, ale na nie na tyle później by tego wszystkiego nie pamiętać. Ciekawe czy "Pudełko z zapałkami" też jest w tym klimacie?
Książka również mi się podobała. Bardzo dobra recenzja!
Użytkownik: jakozak 06.03.2007 10:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Sowa, "widoczek"... | labeg
O jakie fajne! Nie robiłam tego, ale ja jestem starsza.
Zlizywałam z dłoni "orężadę" w proszku, piłam mleko z baniek, w których się mleko ze sklepu do domu przynosiło, grałam w klasy, bawiłam się na hakach z wielkich bram, na strychach, płotach, łąkach, miałam tarczę przyszytą – nie przypiętą na agrafkę, słuchałam Podwieczorku przy mikrofonie, Zgaduj-Zgaduli i Wesołego autobusa w radio, z rozkoszą wysłuchiwałam wieczornych opowieści o duchach, gwiazdach, gdy w radio nic nie było. Czasem brakło światła. Siedziało się wtedy w kuchni. Paliły sie świece. W piecu trzaskało, płyta czerwona, a Mama opowiadała. Przychodzili sąsiedzi. Oni też opowiadali. Kot wygrzewał się przed piecem, taki spokojny. A mnie głowa opadała i... rano budziłam się w łóżku. Cudne beztroskie czasy....
Użytkownik: dobry_rocznik 06.03.2007 13:45 napisał(a):
Odpowiedź na: O jakie fajne! Nie robiła... | jakozak
Widzę, że mamy podobne wspomnienia - wysyłam maila, coś na temat.
Pozdrawiam. ;-))
Użytkownik: jakozak 06.03.2007 14:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Widzę, że mamy podobne ws... | dobry_rocznik
Fajne! Dzięki. :-))) Sama prawda!!!!!
Użytkownik: verdiana 06.03.2007 10:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Sowa, "widoczek"... | labeg
Pamiętam widoczki! Ale nie przyszłoby mi do głowy nazywać ich niebkami. :-) I te inne zabawy też pamiętam... :-) Tylko że mnie się kojarzą z PRL-em i latami 80. :-))

Świetna recenzja!
Użytkownik: sowa 07.03.2007 01:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Sowa, "widoczek"... | labeg
Bardzo Ci dziękuję, Nawojko. Nic dziwnego, że mi się "widoczek" nie kojarzył (ani pod tą, ani pod żadną inną nazwą) - ja tego fenomenu po prostu nie znałam, ominął mnie zupełnie...

"Sreberka" wykorzystywałam do produkcji ozdóbek choinkowych, przy czym do dziś rozrzewnia mnie fakt, że "sreberko" mogło być dowolnego koloru, te z cukierków bywały przeważnie czerwone, niebieskie i zielone.
Użytkownik: jakozak 07.03.2007 08:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Bardzo Ci dziękuję, Nawoj... | sowa
Jakie śliczne zabawki na choinkę robiło się z tych sreberek: z zielonego twardego kartonu wycinało się liść dębowy. Na liść naklejało się połówkę skorupy orzecha włoskiego owiniętą w takie sreberko. Nóżki z niedzianego drucika na wylot, jakiś koralik, jako główka. Żuczek!
Na czubku liścia dziurka, nitka i na choinkę!
Wycinało się też z bibułki (nie karbowanej, tylko gładkiej) koszyczki. Tak, jak serwetki z papieru. Z dziurkami. Wrzucało się do tego koszyczka-siateczki skorupkę orzecha zawiniętą w sreberko i na choinkę!
Ot, rozmarzyłam się.
Użytkownik: Vemona 06.03.2007 12:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Beata, Agnieszka, Hanka i... | hburdon
Dziękuję za recenzję - do schowka. :-) Pamiętam widoczki, u nas się mówiło "sekrety", grę w gumę, zabawy na trzepaku, a Grundig to już była dobra marka sprzętu, wiele z nas miało jeszcze szpulową ZK-140. :-)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 06.03.2007 17:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję za recenzję - do... | Vemona
O, właśnie, nie "niebko", tylko "sekret" albo "skarb"! Też miałam "zetkę" (do spółki z bratem)i oczywiście pochodzący z lat wcześniejszych adapter Bambino, i płyty np. Mieczysława Wojnickiego ("Jabłuszko, jabłuszko, jabłuszko pełne snu...", "Kaczuszko, wiesz, maki są tak duże, duże, duże..."), Śląska, Mazowsza, a w roku chyba 71 dostałam na urodziny pierwszą Marylę Rodowicz.
Użytkownik: Vemona 06.03.2007 19:28 napisał(a):
Odpowiedź na: O, właśnie, nie "nie... | dot59Opiekun BiblioNETki
A ja "Kaczuszkę i mak" to miałam na jakiejś składance, za to były w domu płyty z festiwalu w Kołobrzegu i bardzo je lubiłam. :-) Pierwszą taką już własną długogrającą, to dostałam Budkę Suflera "Za ostatni grosz", to chyba był '82r.
Ten mail jest cudowny, rzeczywiście - jak myśmy przeżyli do tej pory???
:-))
Użytkownik: jakozak 07.03.2007 09:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję za recenzję - do... | Vemona
Pierwszy magnetofon zobaczyłam, mając jakieś 16 lat.
W ogóle najstarszym, o jakim ja wiem i go widziałam był jakiś taki szafkowy magnetofon. W brązowej wielkiej skrzyni. Sam był taki biały, czy żółty z plastiku. Kręcił przy graniu w obie strony.
Potem tonetka - też chodziła w obie strony.
Potem grundig - szał!
Potem ZK.
Najpierw były tylko szpulowe. Jedno, czy dwu- ścieżkowe (nie pamiętam). Po nich czterościeżkowe. Niezadługo ukazało się stereo.
Ale już weszły na rynek magnetofony kasetowe. Pierwszy - grundig - widziałam, mając jakieś 18 lat. To był 1972 rok.
Potem już poleciało. U mnie w domu stoi jeszcze takie czterościeżkowe szpulowe stereo cudo. Z tym, że nie działa - wyje na ludzi i nigdy żadem "spec" nie potrafił go naprawić.
Użytkownik: Vemona 07.03.2007 09:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Pierwszy magnetofon zobac... | jakozak
"Wyje na ludzi" - to pięknie powiedziane. :-))
U mojej koleżanki stoi jeszcze ZK na której namiętnie słuchałyśmy Stachury w wykonaniu Starego Dobrego Małżeństwa, choć taśma już się tak zjechała, że nie da się odtworzyć...
A ja chyba jeszcze mam w piwnicy stary adapter, i płyty na pawlaczu...
Użytkownik: jakozak 07.03.2007 10:28 napisał(a):
Odpowiedź na: "Wyje na ludzi"... | Vemona
W czasach mojego dzieciństwa w mieszkaniu moich Rodziców był adapter, taki jak teraz wyglądają skrzynki na chleb. Zasuwany na półokrągło. Nie działał samodzielnie. Musiał być przyłączony do radia.
Adapter miał 3 biegi: 78, 45 i 33 1/3.
Na 78 "chodziły" stare przedwojenne płyty - grube ciężkie z muzyką klasyczną albo marszami. Wszystkie przez niefrasobliwość naszą zostały zniszczone.
Na 45 chodziły sing-play'e - małe płytki.
Na 33 1/3 chodziły duże płyty - long-play'e.
Nie ma już ani adapteru, ani płyt.

Radio - Tatry - wielka czarna trumna na białych plastikowych nóżkach. Z zębami - klawiszami na długie, średnie, krótkie fale. Z dwiema gałkami po obu stronach klawiszy - włącz i szukaj fal. No i, oczywiście, wspaniałe, tajemnicze, zielone oko magiczne pośrodku, chyba na tej górnej części radia, która była z materiału (głosnik?). Na szklanej - czarnej - części radia u dołu nazwy wszystkich stacji radiowych. Wiecie, że nauczyła sie ich, jako dziecko na pamięć i pamiętam do dziś?
Białystok, Nice, Vatican, Ostrava, Kraków, Łódź, M-te Carlo, Luksembourg, Kaunas, Lille, Bydgoszcz, Roma, Leipzig, Gdańsk, Szczecin, Praha, Strasbourg, Novi Sad, Wrocław, Koszice, Poznań, Munchen, Odessa, Zagreb, Bologna, Bratislava, Katowice, Startpoint, Dresden, Graz, Hilversum, Goteborg, Leipzig, Brno, Lvov, Lubliana, Paris, Roma, Sofia, Warszawa, Berlin, Sottens, Wien, Warszawa, Athina, Bystrica, Beograd, Vilnius, Daventry, Praha, Bruxelles, Lyon, Frakfurt, Vien, Athlone, Helsinki, Budapeszt.
Przepraszam. Już musiałam... Ciekawe, ile byków zrobiłam. Jako kilkuletnie dziecko nie znałam większości nazw tych miast. :-)))

Ojej! Zapomniałabym! U Babci mojej - na patefonie kręciłam sobie zabawki na tej obracającej się płycie. Pamiętam, że Babcia mówiła, że to jest patefon.
Użytkownik: Vemona 07.03.2007 10:37 napisał(a):
Odpowiedź na: W czasach mojego dziecińs... | jakozak
Jak ja bym chciała zobaczyć taki patefon!!!
Adapter miałyśmy z Babcią nowy, telefunkena, to podobno była dobra firma, też dużo takich małych płyt pamiętam, na 45 - różne bajki miałam, "Ptasie radio" czytane przez Irenę Kwiatkowską, historie o Gąsce Balbince, pocztówki dźwiękowe, takie plastikowe prostokąty z wytłoczonymi rowkami. :-)
A na dużych płytach z tamtych czasów miałam jedną "Porę na Telesfora". :-) To był mój ulubiony program, Pankracego już tak nie polubiłam.
Takie radio o jakim piszesz, to właśnie najbardziej magiczne, sam widok jakoś porusza, jest niezwykłe. Nie dziwię się, że pamiętasz nazwy stacji. :-) To pierwsza podróż w świat, te nazwy i to radio, prawda? :-)
Użytkownik: jakozak 07.03.2007 11:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Jak ja bym chciała zobacz... | Vemona
Prawda!
Na płycie: Karin Stanek i Autostop, Gniadkowski i Karuzela, Wojnicki i Rubinowe jabłuszko, Helena Majdaniec i Rudy rydz, Irena Santor, Ada Rusowicz, Marta Mirska, Sława Przybylska, Rena Rolska, Jacek Lech, Kasia Sobczyk...
I ja - tańcząca, szalejąca, skacząca przy tych piosenkach. I śpiewająca.
Pokój taki ogromny, że w trójkę z Rodzicami kręciliśmy na biodrach hulahop, każdy swoje. :-))) Meble też tam stały, a jakże.
Taka stara rzeżbiona szafa, stary rzeźbiony stół, stary rzeźbiony kredens, stary rzeźbiony zegar...

..... Był czas, gdy mieszkała z nami młodsza siostra mojego ojca. To z tego pokolenia takich dziewczyn, jak w serialu Wojna domowa.
Uczyła mnie tańczyć charlestona, bo wtedy wrócił do łask, twista... :
Użytkownik: Vemona 07.03.2007 11:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Prawda! Na płycie: Kari... | jakozak
Charlestona uczyła mnie tańczyć prababcia, bo pamiętała jego pierwszą odsłonę!!! :-)) I walca, na jednym kwadracie dywanu, żeby się zmieścić, w kółeczko, na trzy. :-)) I śpiewania piosenek Ordonki, to musiał być widok, jak pięciolatka śpiewa - miłość ci wszystko wybaczy, bo miłość, mój miły, to ja, hihihi.
A Dąbrowski to czas mojego przedszkola, resztę poznawałam później, jako klasykę, którą zresztą kocham do dziś. :-))
Użytkownik: jakozak 07.03.2007 11:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Charlestona uczyła mnie t... | Vemona
Ja też śpiewałam Ordonkę. Chodziłam w maminych szpilkach z wypchanymi czubami, w czymś na plecach, posuwistym krokiem i śpiewałam: miłość ci wszistko wibaczi... :-)
Użytkownik: Vemona 07.03.2007 12:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja też śpiewałam Ordonkę.... | jakozak
A przebojem mojego przedszkola był "Do zakochania jeden krok" Dąbrowskiego, śpiewaliśmy to kiedy nas wyprowadzano parami na spacer do parku, to też musiało pięknie wyglądać. :-))
Buty podbierałam Babci, miała takie piękne przedwojenne, od Hiszpańskiego, lakier łączony z zamszem i na francuskim obcasie, jedyne buty na wysokim obcasie, w których udawało mi się chodzić (choć z wypchanymi czubami). Były tak wspaniale ustawione, że dawało się w nich biegać, skakać, tańczyć, a w żadnych swoich pantoflach nie mam obcasów, bo bym się zabiła. :-)
Użytkownik: jakozak 07.03.2007 13:05 napisał(a):
Odpowiedź na: A przebojem mojego przeds... | Vemona
Do zakochania jeden krok to moja chyba ósma klasa. :-)
Użytkownik: Vemona 07.03.2007 14:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Do zakochania jeden krok ... | jakozak
Moja ósma klasa to BoneyM i "Rasputin". Przebój dyskoteki na pożegnanie podstawówki. :-)))
Użytkownik: jakozak 07.03.2007 22:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Moja ósma klasa to BoneyM... | Vemona
Boney M. i Rzeki Babilonu to już chyba na studiach...
Użytkownik: Vemona 08.03.2007 09:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Boney M. i Rzeki Babilonu... | jakozak
Studia to mam teraz. :-)) Jakoś wcześniej nie zdążyłam. :-))
Użytkownik: jakozak 08.03.2007 09:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Studia to mam teraz. :-))... | Vemona
Nie martw się, jesteś lepsza. Ja tylko zaczęłam. :-)))
Użytkownik: Vemona 08.03.2007 09:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie martw się, jesteś lep... | jakozak
:-))) A jakie?? Jeśli to nie jest niedyskretne pytanie? :-) Bo ja zgodnie z zatrudnieniem pracę socjalną, choć początkowo miało być więcej.
Użytkownik: jakozak 08.03.2007 09:36 napisał(a):
Odpowiedź na: :-))) A jakie?? Jeśli to ... | Vemona
Biologię, kochanie, biologię. Do dziś Mama wytyka mi ze śmiechem: "widzisz, wróciła do ciebie biologia - za grzybami po krzakach latasz, w książkach kopiesz; nie uciekłaś daleko".
To prawda. :-)))
Użytkownik: Vemona 08.03.2007 09:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Biologię, kochanie, biolo... | jakozak
Hm... Ciekawy kierunek. Choć trochę mi się z medycyną też kojarzy, ale przecież są różne dziedziny, botanika nie wymaga krojenia organizmów żywych... Kiedyś, tuż po maturze, czy nawet jeszcze przed, zastanawiałyśmy się z koleżanką z klasy, na co iść na studia, żeby był męski kierunek, to będzie duży wybór. Akurat byłyśmy samotne, więc nam się wszystko kojarzyło. Wymyśliłyśmy leśnictwo, ewentualnie technologię drewna, ale jakoś nie wyszło - ja studiuję dopiero teraz, ona wcale, ja siedzę w pomocy społecznej, ona w bibliotece - kierunki wybitnie sfeminizowane. :-)))
Użytkownik: jakozak 08.03.2007 09:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Hm... Ciekawy kierunek. C... | Vemona
Podróżowanie po świecie mi się marzyło, ale nic z tego nie wyszło. Za głupia byłam. Błędem jest system nakazujący podejmowanie kluczowych zyciowych decyzji przez osoby niedojrzałe pod każdym względem i kompletnie niedoświadczone. To Totolotek. Z wynikami podobnie...
Dostałam drugą szansę. Tyciutyciuteńką. :-))) Mogę sobie pojechać, pofotografować te chaszcze, internet dał mi możliwość kopania w wiedzy... Tak dla siebie. Skończę już tu ten temat, bo sama kiedyś złościłam się, że w Bnetce gadamy o czym innym, niż książki. Dobrze?
Użytkownik: Vemona 08.03.2007 10:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Podróżowanie po świecie m... | jakozak
Dobrze. :-) Ja swoją ulubioną wiedzę czerpię właśnie z książek - o różnych zakątkach świata, o kulturach i religiach, o historii (bardzo lubię). Kiedy jako dziecięciu Tata mi czytał przygody Tomka, to też chciałam jechać. :-))
Użytkownik: misiak297 06.03.2007 21:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Beata, Agnieszka, Hanka i... | hburdon
Hm... czy to jest coś podobnego do "Dziewcząt z Nowolipek" Gojawiczyńskiej?
Użytkownik: Czajka 07.03.2007 04:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Hm... czy to jest coś pod... | misiak297
Misiaku, mam tylko nadzieję, że Twoja impertynencja była niezamierzona. Od razu mi się przypomniało, jak Tadzio zapytał Małgorzatę Linde, czy pamięta potop. To, że pamiętamy skarby i niebka wcale nie oznacza, że jesteśmy dziewiętnastowieczne. :-)
Użytkownik: misiak297 07.03.2007 08:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Misiaku, mam tylko nadzie... | Czajka
Czajeczko jakaż impertynencja?:) Mi chodziło tylko o styl i koncepcję:) Zauważyłem, że czasy Nowolipek są bardziej odległe od tych z Portofino:)
Użytkownik: Czajka 07.03.2007 08:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Czajeczko jakaż impertyne... | misiak297
Miałam zmienić na nietakt, ale się tak oburzyłam, że zostawiłam impertynencję. :)
Wiem, przecież, co miałeś na myśli, ale zostałam nagle i brutalnie prosto ze wspomnień o kolorowych sreberkach wygładzanych troskliwie paznokciem wepchnięta w Gojawiczyńską, więc, sam rozumiesz. :)
Podejrzewam, że wartość tej książki leży głównie właśnie w tej sferze wspomnieniowej. :)
Użytkownik: misiak297 07.03.2007 09:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Miałam zmienić na nietakt... | Czajka
Hm... a tak z innej beczki... Podobały Ci się (jeśli czytałaś) "Dziewczęta z Nowolipek"?:)
Użytkownik: Czajka 08.03.2007 07:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Hm... a tak z innej beczk... | misiak297
Nie, nie, nawet nie patrzę w tamtą stronę, a jak patrzę to oczy mam starannie zamknięte. :)
Użytkownik: Vemona 07.03.2007 09:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Misiaku, mam tylko nadzie... | Czajka
No to miałaś Czajeczko piękne skojarzenie, ten potop mnie ubawił, że sobie omal nie zaprychałam monitora. :-))) Teraz na mnie dziwnie patrzą w pokoju, że się śmieję do siebie. :-)))
Użytkownik: ines1 07.03.2007 08:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Beata, Agnieszka, Hanka i... | hburdon
O kurcze!!!! A wczoraj stalam na przystanku czekajac na autobus i nagle przypomnialy mi sie te "widoczki" tylko nie moglam sobie skojarzyc jak na nie mowilysmy. Hmmm jaki mily zbieg okolicznosci:)
Użytkownik: Edycia 07.03.2007 13:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Beata, Agnieszka, Hanka i... | hburdon
I dzięki wielkie, bo nastepna książka z serii "z miotłą" dodana do mojego schowka. Ciekawa jestem tylko czy dostane ją w swojej bibliotece.:-)
Użytkownik: nutinka 31.03.2007 22:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Beata, Agnieszka, Hanka i... | hburdon
Robiłyśmy z koleżankami "widoczki" na naszej uliczce wysypanej wtedy piaskiem. Zaznaczało się miejsce zasypanego "widoczku" patyczkiem albo innym tajemnym znakiem, a potem delikatnie odsłaniało, żeby nie skaleczyć się brzegiem szkła. Największa radość była, gdy u kogoś ze znajomych pękła szyba - mieliśmy dużo materiału na nowe widoczki.
W kolejce po paszport też stałam, ale na posterunku MO - spora była, a paszport się potem nawet nie przydał :(.
Zastanawiam się tylko, czy na pewno chce mi się o tych czasach czytać - może lepiej pozostawić je we własnych wspomnieniach.
Użytkownik: verdiana 20.07.2007 10:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Beata, Agnieszka, Hanka i... | hburdon
Przeczytałam. Podobało mi się bardzo. Ta książka IMHO ma wartość nie tylko wspomnieniową, ale też poznawczą, a może wręcz przede wszystkim poznawczą. Nie raziła mnie ani symbolika, ani fragmenty kursywą. Raziło mnie co innego, i to w zasadzie mój jedyny zarzut: od początku budowane jest napięcie, a potem... potem powietrze z sykiem uchodzi z balonika i na zakończenie nie dzieje się nic, co usprawiedliwiałoby budowanie tego napięcia. "Przetrąciłam nasz świat" nie znajduje uzasadnienia.

Poza tym: znakomicie! Dobre postacie, tło "historyczne" świetne. Jestem jakieś 7 lat młodsza od bohaterek, ale to wszystko pamiętam. Włącznie z "widoczkami", skakaniem w gumę, nawet niewypały miałam na swoim osiedlu (w wieku 5 lat wykopałam minę przeciwpiechotną obok mojego bloku i była atrakcja, bo saperzy przyjechali :-)). A zamiast hałdy u nas był poligon. Te wszystkie kolejki... czy piękne słowo "rzucili" - rozczuliłam się, czytając. :-)
Użytkownik: librarian 12.10.2007 20:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Przeczytałam. Podobało mi... | verdiana
Zadziwiająco uniwersalna ta książka jeśli chodzi o wspomnienia (widoczki lub sekrety, trzepaki, śmietniki z kryjącymi się w nich zboczeńcami, zielona budka z warzywami etc.) Ja wyprzedzam dziewczyny z Portofino o jakieś 10, no 9 lat ;) ale wiele znajomych obrazów w niej odnalazłam. Ta książka wciąga i czyta się ją dobrze, trudno jednak nie porównywać jeśli się dorastało w tym samym mieście tylko na nieco starszym osiedlu. Zastanawiam się dlaczego tak dużo w niej patologii (podobnie jak w innych współczesnych powieściach, na przykład w "Julicie i huśtawkach"), właściwie nie ma w nich pozytywnych kochających rodziców i rodzin. One istnieją u niewielu pisarek np. Musierowicz, Sowa. A może łatwiej się pisze o dramatach, niechcianych dzieciach, alkoholiźmie, okrucieństwie? Czy faktycznie tak wyglądała rzeczywistość? Bo strasznie ponury to obraz.
A mój taki nie jest. Chyba nie napisałabym trzymającej w napięciu opowieści, jak robi to Plebanek.
Użytkownik: veverica 19.10.2007 18:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Beata, Agnieszka, Hanka i... | hburdon
Haniu, nie tylko dla tych co robili "widoczki". Ja jestem kilkanaście lat młodsza od bohaterek i z autopsji pamiętam może ze dwie kolejki, w których stałam jako pięciolatka, nie robiłam "niebek", nie miałam tarczy, jedynie guma i trzepak są mi bliskie. A mimo to książka bardzo mi się podobała - i, o dziwo, nie wydawała się odległa, osadzona w zupełnie innych realiach niż te moje, obecne. Może dlatego, że bohaterki mimo odmiennych czasów mają bardzo uniwersalne problemy...
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: