Dodany: 07.03.2011 13:48|Autor: Marylek
Maciek, czyli Jack
Nazwisko Macieja Słomczyńskiego wydaje mi się znane od zawsze. W każdym razie od czasu, gdy interesowałam się literaturą, bo nie sposób było nie wiedzieć, kto przetłumaczył „Ulissesa” Joyce’a. Nazwisko Joe Alexa też było mi znane, bo pisał takie świetne kryminały i to w dodatku dziejące się w Anglii albo gdzie indziej na tak zwanym Zachodzie, a coś takiego było rarytasem w niedawno minionych czasach błędów i wypaczeń. Odkrycie zaś, że to jedna i ta sama osoba, wspominam jako coś w rodzaju szoku: ależ to niemożliwe!
Z upływem czasu oswajamy się z tym, co niegdyś zdawało się niemożliwe, wiedza nasza potężnieje, a zdziwienie staje się rzadsze. Oswajamy je. I postać Słomczyńskiego z biegiem czasu była przeze mnie oswajana: jego tłumaczenia, twórczość, polemika ze Stillerem, publikacje w czasopismach literackich, kłótnie o jakość przekładu, nawet zarzucana mu pycha, wszystko wydawało się na swoim miejscu. A gdy jeszcze dowiedziałam się, że miał matkę Angielkę, nawet jego genialna znajomość języka zdawała się wyjaśniona. Żadnej tajemniczości nie dostrzegałam.
Aż tu nagle – biografia! Lubię biografie, lubię Słomczyńskiego. Przeczytam. W dodatku napisana przez córkę, pewnie mnóstwo szczególików będzie.
Małgorzata Słomczyńska-Pierzchalska wykonała pracę ogromną i zrobiła to bardzo rzetelnie. To biografia skonstruowana zgodnie ze wszystkimi regułami gatunku, udokumentowana, wypełniona zdjęciami i reprodukcjami dokumentów i fragmentów korespondencji. Sięga w przeszłość do dziadków i pradziadków z obydwu stron, a biorąc pod uwagę, że dotyczy rodziny, której członkowie rozrzuceni byli nie tylko po różnych krajach, ale i kontynentach, zaś w międzyczasie przez świat przetoczyły się dwie wojny i rewolucja, zgromadzenie całej dokumentacji nie mogło być sprawą łatwą. Wszystko po to, żeby czytelnik otrzymał jak najpełniejszy portret. Czy dowiadujemy się więc, jakim człowiekiem był Maciej Słomczyński?
Książka nie przynosi pełnej odpowiedzi na to pytanie, bo przynieść jej nie może. Pomimo całego bogactwa materiałów źródłowych i dogłębnej analizy, sam człowiek pozostaje zagadką. Człowiek o dwóch imionach i nazwisku, do którego, jak sam mówi, "przywykł"[1], Polak z własnego wyboru i ze zrządzenia losu, choć w jego żyłach nie było nawet przysłowiowej kropli polskiej krwi, buntownik i poszukiwacz, samotny wśród ludzi, podobny do każdego z nas, a tak bardzo odmienny. Poznajemy mnóstwo faktów z jego burzliwego życia, a córka stara się być obiektywna, jak tylko potrafi. Ale sama, wyjaśniając, co skłoniło ją do napisania tej książki, przyznaje: "Nie umiem wytłumaczyć mojej ciekawości niczym prócz tęsknoty. Tęsknoty za drugim człowiekiem. Może to, co łączy mnie z Maciejem Słomczyńskim – moim ojcem, który należy już do historii, jest moim usprawiedliwieniem? Tęsknoty za przeszłością – wszyscy podejmujemy czasami desperackie próby cofnięcia czasu, odwrócenia tego, co nieodwracalne. I tęsknoty za światem, w którym prawda ma swoje miejsce i znaczenie"[2].
Jak bardzo trzeba tęsknić za ojcem, żeby napisać taką jego biografię?
Nie poznajemy żadnych pikantnych ploteczek. Wiemy natomiast, jak ważny był dla córki. I jeszcze, że nie było łatwo żyć w tym miejscu i czasie, w które trafił Maciek, nazywany przez angielską część swojej rodziny Jackiem, ale dla niego nie było innej możliwości, jeśli chciał pozostać wiernym samemu sobie. Małgorzata Pierzchalska koncentruje się na tej części życia ojca, w której jej samej nie było jeszcze na świecie, poszukuje "odpowiedzi na pytanie, jak stał się człowiekiem, którego znałam"[3]. Poszukiwania te, prowadzone sercem i tęsknotą, sprawiły, że napisała rzecz pasjonującą.
---
[1] Małgorzata Słomczyńska-Pierzchalska, "Nie mogłem być inny. Zagadka Macieja Słomczyńskiego", Wydawnictwo Literackie, Kraków 2003, s. 232; podpis w liście do matki: "Jack lub Maciej Słomczyński - dziwne imię i dziwne nazwisko, ale przywykłem do niego".
[2] Tamże, s. 8.
[3] Tamże, s. 278.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.