Dodany: 09.02.2007 19:42|Autor: Anna 46
Z wizytą u Alicji.
Sięgnęłam po „Kocie worki” pani Joanny Chmielewskiej. Początek całkiem miły; powiało atmosferą "Wszystkiego czerwonego". Co prawda, choć Alicja jest starszą panią – pozostała wstrząsająco gościnna. Ale… właśnie… obie przyjaciółki są nieco zmęczone życiem, co starannie maskują charakterystycznymi dialogami. Dialogi nie są tak lotne, jak niegdyś i nie tak „chichotwórcze”. To jeszcze mogę pojąć i ze smutkiem zaakceptować. Dlaczego ze smutkiem? Ano dlatego, że pewna epoka dobiega końca i jeśli chcę pochichotać nad Chmielewską – to nad wczesnymi, znanymi już książkami. I dlatego, że nic nowego tej klasy już nie wychodzi spod pióra pani Joanny…
I tłumacz duńskiej policji włada normalna polszczyzną. Pan Muldgaard pewnie na emeryturze… I nikt już nie pyta z uprzejmym, wręcz nieurzędowym zainteresowaniem:
„Azali były osoby mrowie a mrowie?”*
W sumie książka mnie nieco zmęczyła. Mogę zrozumieć „zapodzianie się” pewnych przedmiotów; mnie samej często się to przytrafia, ale przedzieranie się przed tony rupieci, śmieci i wszelkiego badziewia jest trudne. Męczy i zniechęca do książki. Alicja była zawsze taka „więcej oryginalna i roztargniona”, ale to gromadzenie przedmiotów i żywiołowa niechęć do ich wyrzucania, czy porządkowania, jest podobno niepokojącym objawem.
Dałam 4 za:
- koty
- odnalezione precjoza (bardzo ładne)
- Marianka
- i poniższy fragment:
„Potem już mola nie widziałam na oczy, chyba, że takie spożywcze.
- Miałaś spożywcze?
- No pewnie. Latały po całej kuchni i myślałam, że to są te moje szare komórki, które z wiekiem opuszczają umysł człowieka.” (str. 117)
Joanna Chmielewska Kocie worki, Kobra W-wa 2004
* "Wszystko czerwone"; strony nie pamiętam.:-)
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.