Dodany: 06.11.2010 21:52|Autor: cordelia

Czytatnik: Lectura longa, vita brevis

2 osoby polecają ten tekst.

Laozi, rybak i rozbójnik, czyli zmasowany atak na Konfucjusza


Oj, dostało się Konfucjuszowi w „Prawdziwej księdze południowego kwiatu”! To sztandarowe dzieło taoizmu jest tradycyjnie przypisywane mistrzowi Zhuangowi, czyli Zhuangzi, i znane też po prostu jako „Zhuangzi”. Najprawdopodobniej jednak Prawdziwa Księga Południowego Kwiatu (Czuang-Tsy (Zhuangzi; Czuang-dze)) jest raczej antologią, oprócz nauk Zhuangzi zawierającą też pisma innych autorów taoistycznych.

Sławiący swobodę i życie w harmonii z naturą taoizm jest zwykle przeciwstawiany konfucjanizmowi, który koncentruje się na życiu społecznym i doskonaleniu natury ludzkiej za pomocą rytuału i etykiety. Oczywiście taoizm w tym przeciwstawieniu prezentuje się znacznie bardziej atrakcyjnie. Taoistyczne podporządkowanie życia prawom przyrody brzmi bardziej zachęcająco niż konfucjańskie podporządkowanie jednostki społeczeństwu. W rzeczywistości jednak taoizm i konfucjanizm nie przeczą sobie wzajemnie, lecz uzupełniają się: podczas gdy taoizm zajmuje się naturą wszech rzeczy i relacją człowieka z kosmosem, dla Konfucjusza i jego uczniów ważniejszy jest ład społeczny. Konfucjaniści mówili o humanitarności i powinności, taoiści o dao (nieuchwytnej zasadzie wszechświata) i de (jedności, wewnętrznej naturze, istocie rzeczy). Różne skale, różne priorytety. Jak w domowej debacie eschatologicznej w niezapomnianej „Annie Hall” Woody’ego Allena: z jednej strony mały Alvy dręczony myślą o rozszerzaniu się wszechświata, a z drugiej matka i lekarz pocieszający go, że może i wszechświat się rozszerza, ale Brooklyn nie, a oni przecież mieszkają na Brooklynie.

Niemniej Konfucjusz u Zhuangzi nie ma lekkiego życia. Tu i ówdzie pozwala mu się wygłosić mądrość - zwykle taoistyczną, czyli taką, jakiej w rzeczywistości mistrz Kong raczej by nie wygłosił - najczęściej jednak występuje w roli wielkiego uczonego, który wie wszystko oprócz tego co najważniejsze i z pokorą znosi należną krytykę.

Podobno naprawdę spotkał się z taoistą Laozi. Jak wyglądało to spotkanie? Żyjący dwa stulecia po Konfucjuszu Zhuangzi (albo któryś z nieznanych współautorów "Prawdziwej księgi...") wyobraża je sobie tak:

„Konfucjusz miał pięćdziesiąt jeden lat i jeszcze nie słyszał o dao. Udał się więc na południe do Pei, żeby zobaczyć Lao Dana [czyli Laozi - przypis mój]. Lao Dan rzekł: «Zatem przybyłeś, panie. Słyszałem, że jesteś światłym mężem Północy. Czy osiągnąłeś już dao?» [Konfucjusz] rzekł: «Jeszcze nie». Laozi rzekł: «A gdzie go szukałeś?». [Konfucjusz] rzekł: «Szukałem go w miarach i liczbach i przez pięć lat nie osiągnąłem go». Laozi rzekł: «I gdzie jeszcze go szukałeś?». [Konfucjusz] rzekł: «Szukałem go w yin i yang i przez dwanaście lat go nie osiągnąłem». Laozi rzekł: «Tak...»”.[1] (Po czym wygłosił wyjątkowo niejasny, nawet jak na „Zhuangzi”, wykład na temat wędrówek w celu uchwycenia prawdy).

Ale spotkanie mogło wyglądać też tak:

„Konfucjusz udał się na zachód, by złożyć swoje księgi do [królewskiego] archiwum dynastii [Zhou]. Zilu zasugerował: «Słyszałem, że kustoszem [królewskiego] archiwum Zheng był Lao Dan. Zrzekł się posady i wycofał do domowego [zacisza]. Jeśli chcesz, mistrzu, złożyć swe księgi, spróbuj pójść do niego, by ci w tym pomógł». Konfucjusz odparł: «Dobra rada» i udał się do Lao Dana. Ale Lao Dan nie zgodził się [na złożenie ksiąg]. Wtedy Konfucjusz zaczął mu objaśniać 'Dwanaście ksiąg' kanonu [konfucjańskiego - przypis mój], by go przekonać. Lao Dan przerwał mu w połowie, mówiąc: «Bardzo to rozwlekłe! Chciałbym usłyszeć to, co najważniejsze». Konfucjusz rzekł: «Najważniejsza jest humanitarność i powinność». Lao Dan rzekł: « Pragnę zapytać, czy humanitarność i powinność leżą w naturze człowieka?». Konfucjusz rzekł: «Tak. [...]». Lao Dan rzekł: «Pragnę zapytać, co zwie się humanitarnością i powinnością?». Konfucjusz rzekł: «Spokojny i radosny umysł, powszechna miłość bez egoizmu, oto cechy humanitarności i powinności». Lao Dan rzekł: «Ej! Czy nie są to niebezpieczne słowa? Czy powszechna miłość nie jest czystą teorią? W braku egoizmu tkwi nadal egoizm! [...] Wzoruj się, mistrzu, na de, podążaj w zgodzie z dao, a będzie to najwyższe [osiągnięcie]. Po cóż tak uporczywie wynosić humanitarność i powinność, jakbyś walił w bęben w poszukiwaniu zaginionego syna? Ej! Mącisz tylko, mistrzu, naturę człowieka!».”[2]

O humanitarności i powinności czytamy też między innymi w rozdziale „Zrośnięte palce” (wrodzone kalectwo, częsty motyw u Zhuangzi, oznacza tu niedoskonałość, którą zarządziła natura i próby usunięcia której przyniosłyby więcej szkody niż korzyści).

„Czyżby humanitarność i powinność były przeciwne właściwościom człowieka? Jeśli nie, to dlaczego ludzie humanitarni są tak przepełnieni smutkiem? Oto ludzie, którzy mają zrośnięte palce u nóg, płakaliby, gdyby im je rozciąć, a ci, którzy mają dodatkowe palce u rąk, krzyczeliby, gdyby im je odgryźć. W obu przypadkach mamy albo nadmiar [palców], albo ich niedobór. Ale smutek [przy przywracaniu stanu właściwego] jest jeden. [...]
Poprawianie kształtów za pomocą koła i pionu, cyrkla i kątownika jest niczym wycięcie nożem natury [danego bytu]. Stosowanie sznurów i węzłów, kleju i laki dla wzmocnienia [przedmiotu] narusza jego de. Kłanianie się zgodnie z etykietą i pochylanie się w takt muzyki; popieranie w słowach humanitarności i powinności, żeby dodać otuchy całemu światu, to godzenie w niezmienny stan rzeczy. Bo świat ma swój stan rzeczy, co oznacza, że nie hakiem tworzy się wygięcie, nie pionem tworzy się proste, nie cyrklem robi się koło i nie kątownikiem robi się kanciaste. Nie łączy się za pomocą kleju i laki, nie krępuje się za pomocą plecionego sznura. Dzięki temu wszystko powstaje na świecie samorzutnie i nie wiemy, dlaczego powstaje. [...] A więc po co humanitarność i powinność miałyby jeszcze, niczym na siłę łączące [wszystko] kleje, laki i sznury, wkraczać w domenę dao i de? To wprowadza tylko niejasność na świecie!”.[3]

Konfucjusz, w przeciwieństwie do taoistów, chciał być użyteczny i bardzo ubolewał, że władcy, u których szukał posady, nie chcą stosować się do jego nauk. Poskarżył się Laozi:

„«Porządkuję ‘Sześć ksiąg: pieśni, dokumentów, etykiety, muzyki, przemian’ oraz ‘Roczniki’. Wydaje mi się, że robię to już długo i że dobrze poznałem ich treść. O dao dawnych królów rozmawiałem z siedemdziesięcioma dwoma występnymi władcami, rozświetlając przed nimi dziedzictwo książąt Zhou i Zhao. A jednak ani jeden władca nie wykorzystał mojej wiedzy. Och! Jak trudno jest przekonać ludzi! Jak trudno wyjaśnić dao!» Laozi odparł: «To, że nie napotkałeś, panie, władcy, który chciałby wprowadzić ład wśród współczesnych, jest wielkim szczęściem! [...] Natury niepodobna zmienić, przeznaczenia nie można odmienić. Czasu nie da się zatrzymać, dao nie da się powstrzymać. Gdy osiąga się dao, nic nie jest niemożliwe. Gdy traci się dao, nic nie jest możliwe»”.[4]

Dopiero po śmierci Konfucjusza zaczęto otaczać coraz większą czcią, w ciągu stuleci nadając mu kolejne tytuły honorowe oficjalnie ogłaszające go największym mędrcem i autorytetem Chin. Taoiści jednak bardziej niż mądrość największego mędrca cenili czerpaną z natury mądrość prostego człowieka. W pięknym rozdziale „Rybak” tytułowy rybak napotyka w leśnej głuszy Konfucjusza grającego na cytrze, a usłyszawszy o jego naukach, wybucha śmiechem i mówi:
„«Być może rzeczywiście jest humanitarny, tylko że raczej nie uchroni się tym [przed szkodą]. Gnębi swój umysł i męczy ciało, na niebezpieczeństwo wystawiając swą prawdę. Ach! Jak daleko oddzielił się od dao!»
Zigong powrócił do Konfucjusza i powtórzył mu [te słowa]. Konfucjusz pchnął cytrę i wstał, mówiąc: «Toż to wielki mędrzec!», po czym zszedł na brzeg, szukając go”.[5]

Najgorzej jednak - co skądinąd było do przewidzenia - obszedł się z Konfucjuszem siejący powszechny postrach rozbójnik Zhi, gdy mistrz mimo przestróg udał się do niego w celu upomnienia złoczyńcy i nawrócenia go na drogę cnoty.

„Rozbójnik Zhi, dając wytchnienie swej armii, rozłożył się [obozem] na południe od góry Tai. Właśnie jadł posiekaną drobno wątrobę ludzką, gdy Konfucjusz zszedł z wozu i zbliżył się. [...] Gdy ten [rozbójnik Zhi – przypis mój] usłyszał [o przybyciu Konfucjusza], wpadł we wściekłość. Jego oczy rozświetliły się niczym gwiazdy, włosy podniosły się pod nakryciem głowy. [Rozbójnik] rzekł: «Czy to nie ten szczwany hochsztapler Kong Qiu z Lu? Powiedz mu w moim imieniu: ‘Układasz powiedzenia, snujesz rozważania, bezpodstawnie powołujesz się na [królów] Wen i Wu [z dynastii Zhou]. [...] Mówisz wiele i bez sensu, jesz, nie pracując na roli, odziewasz się, nie tkając. Poruszasz wargami i mielesz językiem, celujesz w tworzeniu twierdzeń i przeczeń, którymi mącisz [umysły] władców tego świata, przez które ludzie uczeni na całym świecie porzucają to, co najważniejsze. [...] Twe winy są wielkie i niezwykle poważne, uchodź, skąd przyszedłeś, i to szybko! Jeśli nie, dodam i twoją wątrobę do mojego porannego posiłku!’. Konfucjusz jeszcze raz wyjaśnił przez strażnika: «Cieszę się względami [twego brata] Ji i pragnę paść przed twe oblicze». [...] Rozbójnik Zhi rzekł: «Przyprowadzić go tutaj!». Konfucjusz wszedł pospiesznie, odmówił zajęcia miejsca na macie i cofając się, dwukrotnie pokłonił się rozbójnikowi Zhi. Rozbójnik Zhi wpadł we wściekłość, rozstawił stopy, oparł się na mieczu i z nienawistnym wzrokiem rzekł głosem przypominającym [warczenie] karmiącej tygrysicy: «Chodź tu do mnie, Qiu! [Imię osobiste Konfucjusza, użyte na znak braku respektu - przypis mój]. Jeśli to, co powiesz, będzie po mojej myśli, będziesz żył. Jeśli nie będzie w zgodzie z moimi intencjami, zginiesz!»
Konfucjusz rzekł: «Słyszałem, że na świecie są trzy de. Najwyższym de jest osiągnięcie rosłej postury, niedoścignionego piękna wyglądu [...]. Średnim de jest rozumienie Nieba i Ziemi, rozróżnianie między bytami. Niskim de jest waleczność i odwaga, przyciąganie tłumów i dowodzenie wojskiem. […] Oto ty, generale, posiadasz wszystkie trzy de [...], jednak znany jesteś jako rozbójnik Zhi. Muszę przyznać, że wstydzę się za ciebie, panie, i nie akceptuję tego. [...] Jeśli gotowy jesteś mnie wysłuchać, generale, proszę, byś wysłał mnie [jako twego posła] na południe do [państw] Wu i Yue, na północ do [państw] Qi i Lu, na wschód do [państw] Song i Wei, na zachód do [państw] Jin i Chu. Zbudują oni dla ciebie, generale, wielkie miasto [obejmujące] wiele setek li, ustanowią kraj obejmujący wieleset tysięcy domostw i obdarzą cię, generale, tytułem feudała. Taki będzie nowy początek na świecie. Odrzucisz oręż i rozwiążesz armię, zaczniesz żywić swoich starszych i młodszych braci, razem będziecie składać ofiary przodkom. Oto droga Wielkiego Męża i utalentowanego człowieka wyższego stanu, oto życzenie całego świata».
Rozbójnika Zhi ogarnęła wściekłość i rzekł: «Chodź tu do mnie, Qiu! Ci, których można sobie podporządkować dzięki [obietnicom] korzyści i których można napominać za pomocą słów, to ludzie głupi, niscy i ulegli. Mój przystojny wygląd, [powodujący, że] podobam się ludziom, to tylko de, które otrzymałem po rodzicach. Gdybyś nie wysławiał tych moich zalet, czy ja sam bym o nich nie wiedział? Oto słyszałem, że ci, którzy lubią wysławiać ludzi, [stojąc zwróceni do nich] twarzą, również lubią szkodzić im za ich plecami. Dziś prawisz mi o wielkim mieście i tłumach poddanych, ale to przecież próba podporządkowania mnie dzięki [obietnicy] korzyści i uwiązania mnie uległością. Czy coś takiego mogłoby długo trwać? Nawet wielkie miasto nie jest większe niż cały świat»”.[6]

Następnie rozbójnik Zhi przytacza przykłady nieszczęść spowodowanych pragnieniem korzyści, którego w dawnych czasach ludzie nie odczuwali.

„«W dawnych czasach ludzie nie wiedzieli, co to noszenie ubrania. W lecie zbierali dużo drzewa na opał, by w zimie nim palić, dlatego nazywa się ich ludźmi wiedzącymi, [jak dbać o swoje] życie. W czasach Boskiego Rolnika [ludzie] kładli się [spać] spokojni, wstawali zadowoleni. Znali swoje matki, ale nie znali ojców. Mieszkali razem z jeleniami milu, żywili się z pracy na roli, odziewali się [sami], tkając [sobie ubrania], wolni byli od chęci czynienia sobie nawzajem krzywdy. Było to rozpowszechnieniem najwyższego de. [...]
Dziś ty kroczysz drogą [królów] Wen i Wu, rozstrzygasz racje całego świata, w ten sposób nauczasz następne pokolenia. [Nosisz] obszerną szatę i szeroki pas, twe słowa są fałszywe, twe czyny zakłamane. W ten sposób wprowadzasz w błąd władców świata, pragnąc bogactwa i zaszczytów. Nikt nie jest gorszym rozbójnikiem od ciebie! Dlaczego świat nie nazywa ciebie rozbójnikiem Qiu, tylko mnie rozbójnikiem Zhi? Słodkimi słówkami przekonałeś Zilu, żeby podążył za tobą; spowodowałeś, że zdjął swoje nakrycie głowy, odwiązał swój długi miecz i zaczął pobierać u ciebie nauki. [Wtedy] cały świat orzekł, że Kong Qiu potrafi opanowywać brutalnych i ucinać to, co błędne. Jednak na koniec Zilu chciał zabić władcę [państwa] Wei, a gdy to się nie powiodło, jego ciało posiekano we Wschodniej Bramie Wei. Tak uczyłeś Zilu, że skończył posiekany na drobne kawałki: ani w ten sposób nie zachował ciała, ani nie stał się szlachetniejszy. [...]
Natomiast wśród słów, które ty wypowiadasz, by mnie przekonać, jeśli mówisz o sprawach duchów, o tym ja sam nie mogę nic wiedzieć. Ale jeśli mówisz mi o sprawach ludzi, nie wypowiesz niczego innego, o czym ja bym już nie usłyszał i nie wiedział. [...] Twoje słowa są tym, co ja odrzuciłem. Wracaj szybko tam, skąd przyszedłeś, i nie mów już o tym więcej! [...]»
Konfucjusz dwukrotnie się pokłonił i oddalił prędko. Wyszedł za bramę i wszedł do powozu, a lejce trzykrotnie wypadły mu z rąk. Oczy nic nie widziały, niczym zasnute mgłą, twarz była szara niczym popiół. Oparł się o przednią poręcz [powozu] i zwiesił głowę, nie był w stanie odetchnąć”.[7]

---
[1] „Zhuangzi. Prawdziwa księga Południowego Kwiatu”, przełożył Marcin Jacoby, Iskry, 2009, s. 158.
[2] Tamże, s. 147.
[3] Tamże, s. 100.
[4] Tamże, s. 161.
[5] Tamże, s. 325.
[6] Tamże, s. 309.
[7] Tamże, s. 310.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 7603
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 12
Użytkownik: carmaniola 08.11.2010 14:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Oj, dostało się Konfucjus... | cordelia
Biedny Konfucjusz! W "Prawdziwej Księdze Pustki" też mu się trochę dostaje, podobnie zresztą jak moistom. Chociaż... wydaje mi się, że częściej Konfucjusz zostaje postawiony w sytuacji człowieka, który podziwia mądrość postępujących zgodnie z filozofią taoistyczną, zgodnie z naturą, a i nie odmawia mu się mądrości.

Co do humanitarności i powinności, to chyba jednak faktycznie poglądy Konfucjusza kolidowały z poglądami Laoziego:

Niebo i ziemia nie są humanitarne
Do wszystkich rzeczy i spraw odnoszą się jak do trawy i psów.

Człowiek mądry nie jest humanitarny.
Do wszystkich rodów odnosi się jak do trawy i psów.

Sama nie wiem jak to jest z tym uzupełnianiem się obu systemów filozoficznych. Patrząc na "Dialogi konfucjańskie" i porównując je z "Księgą Dao" wydaje mi się, że Laozi uważa podstawowe założenia nauk Konfucjusza za "zło", przy czym może "zło konieczne"?


"Gdy wielkim dao przestano się zajmować, pojawiły się humanitarność i sprawiedliwość.

Gdy pojawiła się uczona wiedza, zjawiła się i wielka obłuda.

Gdy sześciu krewnych przestało żyć w harmonii, pojawiły się nabożność synowska i miłość do dzieci.

Gdy nieporządek zapanował w państwie, pojawili się lojalni ministrowie".


Tak jakby odejście ludzi od taoizmu (natury?) wymusiło zaistnienie nauk, które w jakimś stopniu pozwalały na regulowanie rzeczy dotychczas biegnących naturalnym torem. I Konfucjusz skupił się wyłącznie na sprawach przyziemnych, odcinając się od spraw, powiedzmy "wielkich".

Ciekawą anegdotkę przytacza Komentator (kimkolwiek jest, bo mimo poszukiwań nie udało mi się tego odkryć) "Księgi dao i de z komentarzami Wang Bi"):

"Wang Bi w młodości udał się z wizytą do Pei Hui. Pei Hui zapytał: «Wu (Niebyt) jest naprawdę podstawą wszystkich rzeczy. Konfucjusz nie chciał o nim rozprawiać, a Laozi objaśniał bez ustanku. Dlaczego?». Wang Bi odparł na to: «Konfucjusz był jednością z Wu (Niebytem), a Wu nie może być przedmiotem nauczania, dlatego też to, o czym mówił, z konieczności dotyczyło tylko You (bytu). Laozi i Zhuangzi nie opuścili całkowicie obszaru You (Bytu), dlatego często mówili o tym, czego im samym brakowało»".


Przy czym, podobno, dla Wang Bi Konfucjusz był prawdziwym mistrzem, a Laozi nim nie był. A jednak to Wang Bi łamie konfucjański zakaz zajmowania się sprawami metafizycznymi i kosmologią.

Dziwni Ci Chińczycy... ;-)

PS. Wszystkiego najlepszego z okazji biblionetkowych urodzin! - tort widzę przy Twoim nicku.
Użytkownik: cordelia 09.11.2010 23:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Biedny Konfucjusz! W "Pra... | carmaniola
Dziękuję za życzenia. :-) To już dwa lata! Wczoraj w ostatniej chwili zauważyłam tort.

Ta anegdota jest po prostu świetna! Choć czy naprawdę Konfucjusz był jednością z niebytem, trudno sprawdzić... Może na osiągnięcie dao ma szansę tylko rybak, i ewentualnie jeszcze Kubuś Puchatek, a umysły skażone przez wykształcenie mogą już o dao tylko marzyć i rozprawiać. ;-)

Nie doszłam jeszcze do „Dialogów konfucjańskich”, ale w jednym z przypisów w „Estetyce chińskiej” (str. 23) przeczytałam, że neokonfucjaniści (aczkolwiek nie wiem, czy i sam Konfucjusz) też zajmowali się harmonizowaniem duszy ludzkiej z ładem kosmicznym. W przypisie mowa o neokonfucjańskiej teorii kosmologii (kosmologii! widać uczniowie niewiele robili sobie z zakazu Mistrza) bazującej na pojęciu qi (energii życiowej, tchnienia):

„Polegała ona na traktowaniu ciała jako osi czy ścieżki łączącej świat fizykalny [...] i metafizyczny [...], dążąc do tego, by poprzez moralne samodoskonalenie lub poprzez wysiłek skierowany na kultywowanie swej siły życiowej przekształcić swą strukturę fizyczno-mentalną, sprawić, by ciało zamieniało się w miejsce przepływu ducha, osiągając w ten sposób stan oświecenia, w którym ciało i umysł upodabniały się do siebie jako miejsca przepływu tej samej energii życiowej. [...] Wówczas «między człowiekiem a Niebem zrodziła się harmonia», a człowiek «płynął wraz z Niebem a Ziemią tym samym strumieniem»”.

To mi pachnie nie tylko taoizmem, ale i zen!


P.S. Ten Komentator "Księgi dao i de z komentarzami Wang Bi" to chyba Wang Bi, jak sugeruje tytuł? Według Wikipedii był neotaoistą, a komentarze do Daodejing i Yijing są jego głównym dziełem.
Użytkownik: carmaniola 10.11.2010 08:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję za życzenia. :-)... | cordelia
Mnie też przytoczony przez Ciebie fragment pachnie bardziej taoizmem i zen, ale to już okres późniejszy, może zapoczątkowany przez Wang Bi? Moralne doskonalenie albo pierwotna czystość umysłu Kubusia Puchatka. ;-)

W każdym razie sam Konfucjusz wydaje mi się praktykiem i wyłącznie praktykiem skupionym na życiu doczesnym, i przyznam, że czytając "Księgę Pustki" robiłam czasami wielkie oczy i zastanawiałam się, czy przypadkiem tłumaczowi nic się nie pomieszało, bo do Konfucjusza to nic a nic nie pasowało.

"Pamiętam słowa mistrza (w przypisie: Zi Xia, mówiąc o mistrzu, ma na myśli swojego nauczyciela, Konfucjusza), że gdy osiągnie się jedność z innymi bytami, nie mogą już one ani nas zranić, ani powstrzymać - powiedział Zi Xia. - Przechodzenie przez metal i skałę, stąpanie po wodzie i ogniu - wszystko jest wtedy możliwe.

- To dlaczego ani ty, ani ja nie potrafimy tego zrobić? - spytał Markiz Wen.

- Wyrwać sobie serce, wyrwać umysł, odrzucić wiedzę, tego ja nie jestem w stanie uczynić - odparł Zi Xia. - Mimo to jestem w stanie o tym mówić.

- A dlaczego mistrz tego nie robił? - dopytywał się Markiz Wen.

- Mistrz potrafił to robić - odrzekł Zi Xia - lecz potrafił również tego nie robić".

Ten sam deseń, co anegdoty o Wang Bi i przytoczonego przez Ciebie fragmentu o neokonfucjanizmie. Ale przeca nie Konfucjusza! Nie wiem, albo ktoś próbował w ten sposób pogodzić dwie odmienne myśli przypisując Konfucjuszowi coś o czym ten nawet nie chciał myśleć, albo przypowiastka jest późniejsza i neokonfucjaniści tworząc dla swego mistrza inną przeszłość chcieli usprawiedliwić w ten sposób naruszenie jego zakazów.

PS. "Komentator" współczesny - to był "koment" do komentarzy Wang Bi. ;-)
Użytkownik: cordelia 10.11.2010 21:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Mnie też przytoczony prze... | carmaniola
Czy rozmowa Zi Xia (Zi Xii?) z Markizem Wenem pochodzi z "Prawdziwej Księgi Pustki"? Jeśli tak, to chyba będę musiała na nią zapolować!

Wychodzi na to, że z nauk Konfucjusza czytałam dotąd głównie takie, które do niego nie pasują. Ciekawe, co by pasowało?

To, że następcy Konfucjusza przypisywali mu swoje własne poglądy, wydaje mi się bardzo prawdopodobne. Zresztą Zhuangzi najprawdopodobniej robi to samo, gdy przytacza jakieś rozsądnie brzmiące słowa, które niby to wypowiedział sam Konfucjusz - czytaj: autorytet, słuszności słów którego nie podważa się - a w rzeczywistości autorem cytatu mógł być cytujący. Tak czy inaczej, podejrzewam, że Konfucjusz mógłby mieć trudności z rozpoznaniem samego siebie w legendzie, którą obrósł. ;-)

Jeszcze coś o pierwotnej czystości umysłu Kubusia Puchatka i odzyskaniu jej, co chociaż trudne, może jednak nie jest niemożliwe:

"Teraz, gdy jest się już [rozwiniętym] bytem i pragnie się powrotu do korzenia, czyż nie jest to [niezmiernie] trudne? Może to być proste tylko dla Wielkiego Człowieka!".
(Zhuangzi, s. 230)

(Dla Wielkiego Człowieka... To nie brzmi pokrzepiająco. Czyli nie będąc wielkim, jest się bez szans?).
Użytkownik: carmaniola 11.11.2010 10:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy rozmowa Zi Xia (Zi Xi... | cordelia
Tak, przytoczona rozmowa pochodzi z "Księgi Pustki" - zapomniałam dopisać. Ja za to chyba jednak zaopatrzę się w "Prawdziwą Księgę Południowego Kwiatu", bo egzemplarz z bibliotecznej, specjalnej półeczki - niedostępnej dla wypożyczających - dziwnym trafem zaginął. :/ Ale... przynajmniej będę miała "komplet taoistyczny".

I tak, mnie również przy lekturze "Księgi Pustki" (niektórzy przypuszczają, że kiedyś mogła ona stanowić fragment "Prawdziwej księgi Południowego Kwiatu" cały czas gnębiła myśl, że Konfucjusz w niej, nie jest znanym mi Konfucjuszem. Chyba że akurat się go wyraźnie dyskredytuje (choć Liezi nie gloryfikuje także siebie i Laoziego):

"A może i moje słowa są tylko błądzeniem, a może Szlachetny Człowiek z Lu (Konfucjusz - przyp. mój)błądzi najbardziej ze wszystkich? Jak więc byłby w stanie wyprowadzać z błędu innych?"

To też "Księga Pustki".

Co do powrotu do pierwotnej czystości umysłu, to wydaje mi się, że to w ogóle nie jest możliwe. Nasze skażenie cywilizacją sięga tak głęboko, że chyba nie jesteśmy w stanie się z niego wyzwolić. Może faktycznie, jedynie nieliczne jednostki, są w stanie tego dokonać? A może i nie. W końcu nie jest ważne by osiągnąć cel podróży, ale by podążać za dao. :-)
Użytkownik: cordelia 11.11.2010 19:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak, przytoczona rozmowa ... | carmaniola
Próbujmy zatem podążać za dao, w nadziei, że nie błądzimy zanadto w rozumieniu tego, czego nie można uchwycić! ;-)

Z dao jeszcze radzę sobie jako tako, ale prawdziwy problem mam z de. Ki diabeł? Chyba w najbliższym czasie spreparuję jakąś de-czytatkę. Może podczas zbierania cytatów doznam oświecenia w temacie. :-)

„Zhuangzi” jest świetny, ale ostrzegam, że ma, by tak rzec, trudny charakter. Za dowód niech posłuży wspomniany w mojej czytatce niejasny wykład, w którym Laozi tłumaczy Konfucjuszowi, dlaczego dao nie można przekazać ani wyjaśnić:

„Tak to już jest i nie ma ku temu innego powodu niż to, że jeśli w środku nie ma gospodarza, nie zatrzyma się [tam], a jeśli na zewnątrz nie ma znaku, nie przyjdzie. Jeśli to, co wychodzi ze środka, nie może być przyjęte na zewnątrz, Wielki Mędrzec nie ukazuje się. Jeśli to, co wchodzi z zewnątrz, nie znajduje w środku gospodarza, Wielki Mędrzec nie ukryje tego. Imię to publiczne narzędzie, z którego nie można zanadto korzystać. Humanitarność i powinność to gospody przydrożne dawnych władców - można się w nich zatrzymać na jedną noc, ale nie można tam mieszkać na długo, żeby się nie narazić na przykrości. Najwyżsi mężowie dawnych czasów przejeżdżali przez «humanitarność», zatrzymywali się na noc w «powinności» po to, by wędrować beztrosko po niebycie, żywić się na polach prostoty, trwać w sadach niezależności. Beztroska to niedziałanie, prostota to łatwość zaspokajania [potrzeb], niezależność to brak wysiłku. Dawni ludzie nazywali to wędrówkami dla uchwycenia prawdy”.

I bądź tu, człowieku, mądry. Nic dziwnego, że po innym wykładzie Laozi Konfucjusz nie wychodził z domu przez trzy miesiące; dopiero po tym czasie mógł powrócić do Laozi i z czystym sumieniem powiedzieć: „Zrozumiałem”. ;-)

Taki jak przemowa Laozi jest praktycznie cała „Prawdziwa księga południowego kwiatu”: jak tylko coś wydaje mi się jasne, zaraz potem następuje zaciemnienie. W efekcie lektura przypomina przedzieranie się przez chaszcze w gęstym lesie, w którym tylko gdzieniegdzie słońce przebija się przez korony drzew. Może powinno się czytać to jak Biblię, niekoniecznie od deski do deski, raczej po kawałeczku i z powtórkami. Język też nie ułatwia sprawy, ale za to ile dodaje uroku! :-)
Użytkownik: carmaniola 13.11.2010 10:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Próbujmy zatem podążać za... | cordelia
Zrób, zrób czytatkę o "de". :-) Mnie ono wydaje się być tą przyrodzoną czystością umysłu/serca Kubusia Puchatka.

Trochę poszperałam (wbrew temu, co zaleca Laozi) i tak mi wychodzi, że "de" - cnota, moc, ale także biegłość lub "de" - "nabrać biegłości/sprawności(inny chiński znaczek), przez te ostatnie tłumaczeniowe znaczenie tak w głowie miesza tzn. przez tę "biegłość" i "nabierać sprawności". Dla mnie są to czynności wymagające działania i to świadomego działania, a przecież podstawą taoizmu jest niedziałanie. I tu chyba pies pogrzebany. By osiągnąć de nie należy nic czynić. I trochę wyszperanych cytatów:

Laozi:

Człowiek najwyższej cnoty (shangde) nie trzyma się cnotliwych [uczynków] - w ten sposób rzeczywiście cnotę posiada (you).

Człowiek pośledniej cnoty (xiaode)nie traci z oczu cnotliwych [uczynków] - w ten sposób w rzeczywistości cnoty nie posiada (wu).

Człowiek najwyższej cnoty nie podejmuje działań (wuwei) i nie ma niczego, co byłoby powodem jego działania.

Człowiek pośledniej cnoty działa i ma powody, by działać.

I tu komentarza Wang Bi nie podłączę, bo nie dość, że bardzo długi, to na dodatek straszliwie pokręcony. ;-)

I znowu Laozi:

Najwyższe de zdaje się jak dolina.[6]

Najbardziej wszechstronna biegłość (de) zdaje się nie dość dobra. [8]

I Wang Bi:

[6] [Mędrzec] nie traktuje swojej biegłości jak jakiejś określonej umiejętności i nie poświęca się jej uprawianiu.

[8] Nic nie zrealizuje najbardziej wszechstronnej biegłości. Ona jest bez formy i bez wyrazu, dlatego nie można jej zrealizować.

Lazozi:

Z dao - narodziny.
Z de - wzrost.

I Wang Bi:

Z dao wywodzi się każda rzecz, która zaistniała, a de jest tym, co otrzymała. Zatem to, co jest podstawą [tzn. dao], umożliwia to, co otrzymywane jest później [tzn. de]. Dlatego nie ma takich istnień, które by nie czciły dao i nie szanowały de.

Wszystko to, co zaistniało, ma de, lecz nikt nie zna ich mistrza [który by uczył je tej biegłości]. A jest tak, ponieważ de przychodzi z Tajemnicy (xuan).

I tego ostatniego wyrazu się będę trzymać!

PS. Wygląda na to, że Zhuangzi okrutnie komplikuje sprawy, podobnie jak Wang Bi. A przecież słowa Laoziego wydają się(!) takie proste... ;-)

Edit: A może wkleisz do czytatki link do książki i podłączysz ją do książkowej strony? Mamy w Biblionetce kolegę, który dość mocno w chińskich filozofiach siedzi, może trafi i spróbuje nieco obraz rozjaśnić? ;-)
Użytkownik: cordelia 14.11.2010 11:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Zrób, zrób czytatkę o "de... | carmaniola
Rzeczywiście, słowo xuan wydaje się tu kluczowe... ;-)

"Najwyższe de zdaje się jak dolina". Ciekawe, ciekawe... I to nawet bardzo, bo w innym miejscu "Księgi dao i de" (rozdziały 8 i 32) Laozi twierdzi, że dao jest jak woda, która w doliny spływa. (Ale może rozumuję jak logik - obelga, którą Zhuangzi rezerwuje dla szczególnie niepojętnych).

Z cytatów, które przytoczyłaś, najbardziej przemawia do mnie komentarz, w którym Wang Bi tłumaczy, że dao jest podstawą de i że de mają wszystkie byty. To już jakiś punkt zaczepienia, w dodatku pocieszający, bo wynika z tego, że chociaż nie można posiąść dao, jak niestrudzenie powtarza Zhuangzi, to przynajmniej de mamy zagwarantowane. ;-)

Do "cnoty" chyba lepiej podchodzić z dystansem. We wcześniejszych przekładach "Daodejing" przyjmowano, że dao to droga, a de to cnota ("Księga drogi i cnoty"), wygląda jednak na to, że tymczasem tłumacze zmienili zdanie (i oto mamy "Księgę dao i de"). Ale rozpracujemy to, rozpracujemy... :-)

A jeśli chodzi o to taoistyczne niedziałanie, odnoszę nieodparte wrażenie, że należy przez nie rozumieć działanie bez walki, czyli zgodne z dao. U Zhuangzi przykład takiego działania bez podejmowania działań, a zarazem biegłości (de?), demonstruje kucharz krojący wołu:

"Kucharz Ding krajał wołu dla księcia Wenhuia. Ani ciosy jego ręki, ani jego podpieranie ramion, ani stąpnięcia jego nóg, ani ugięcia jego kolan, ani [chrzęst przecinanego mięsa i rozdzielanych kości], ani odgłos cięć noża nie chybiały rytmowi. Były zgodne z [tempem] tańca Lasu Morwowego, dostrojone do melodii [cytr] Jingshou.
Książę rzekł: «Och, to wspaniałe! Że też kunszt może sięgać tak daleko!».
Kucharz, odkładając nóż, odpowiedział: «Twój sługa miłuje dao, które wyżej sięga od kunsztu. Kiedy zaczynałem dzielić woły, widziałem po prostu woły. Ale już po trzech latach przestałem dostrzegać całe woły. A teraz pojmuję je duchowo, nie patrzę na nie oczyma. Powstrzymałem moje poznanie [zmysłowe] i oparłem się na naturalnej zasadzie. Uderzam w wielkie szczeliny [pomiędzy kośćmi], kieruję [nóż] tam, gdzie są puste miejsca, stosuję się do właściwości budowy [wołu]. Nigdy nie ważę się [przecinać] żadnych żył ani zrostu mięsa z kością, a cóż dopiero wielkich kości!
Dobry kucharz zmienia nóż rokrocznie, bo kraje. Przeciętny kucharz zmienia nóż co miesiąc, bo rąbie. Nóż twego sługi ma lat dziewiętnaście i pociął już tysiące wołów, a ostrze jego jest ciągle świeże, jak gdyby tylko co wyszło spod toczydła. Stawy mają szpary, a ostrze mego noża nie ma grubości. Jeżeli wkładamy coś, co nie ma grubości, w szparę, wtedy dla ruchu ostrza jest aż nadto miejsca. Dlatego to mój nóż po dziewiętnastu latach wygląda, jakby tylko co wyszedł spod toczydła. Pomimo to przy każdym stawie rozpatruję jego trudności. Przezornie mając się na baczności, patrząc, gdzie mam się zatrzymać, posuwam się powoli, nieznacznie poruszając nożem i nagle wszystko się rozstępuje, niczym osuwająca się ziemia. [Wtedy] odejmuję nóż, wstaję i rad z siebie rozglądam się dokoła. [...]
Książę Wenhui rzekł: «To wspaniałe! Słuchając słów kucharza Dinga, poznałem [sztukę] pielęgnowania życia»".

(Zhuangzi, s. 48-49)

Takimi przypowiastkami jak ta Zhuangzi rekompensuje swoją skłonność do ściemniania.

Czytatka wkrótce. Może w przyszłym tygodniu, ale wolę nie obiecywać. Zlinkuję, a jakże! Jako i tę zlinkowałam. :-) Dobry pomysł.
Użytkownik: carmaniola 14.11.2010 13:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Rzeczywiście, słowo xuan ... | cordelia
To ja poczekam na tę czytatkę, a tymczasem podumam nad tym kucharzem, nad rolnikiem co to bez nauczania ziemię obrabia zgodnie z dao. Łomatko, strasznie to skomplikowane. Idę grzebać w księgach - w w przerwach pomiędzy zabytkami litaratury tamilskiej. Właściwie, to tacy sadhu, czy sannjasini też podążali dao... ;-)
Użytkownik: cordelia 17.11.2010 21:17 napisał(a):
Odpowiedź na: To ja poczekam na tę czyt... | carmaniola
Sadhu i sannjasini – brzmi bardzo tajemniczo. A jak oni podążali za dao?
(Że podążali, choć może bezwiednie, to mnie nie dziwi. Kto mądry nie podążałby za dao?).

A z tym kucharzem to w gruncie rzeczy prosta sprawa. To znaczy, prosta jest zasada: nic na siłę. Ot i sekret sztuki krojenia wołu pięknie, bez wysiłku i bez tępienia noża. Gorzej z realizacją tej prostej zasady. ;-)
Użytkownik: carmaniola 20.11.2010 10:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Sadhu i sannjasini – brzm... | cordelia
Kucharz, rolnik, łucznik... może zatem "de" poza pierwotną czystością umysłu jest także talentem/uzdolnieniami/predyspozycjami do czegoś? I jako przyrodzone/naturalne, jak najbardziej, należy je wykorzystywać i rozwijać?

Co do sadhu, sannjasina i innych guru to wszak w wielu kosmogoniach pojawia się jakaś siła stwórcza, jakaś Jednia, z której wywodzi się wszystko, a której nie można nazwać/określić. Stąd próby opowiedzenia o niej poprzez wiele przymiotników, często w połączeniu z cząstką "wszech" lub przeciwnie, próbami określania jej mówiąc czym nie jest. W każdym razie dążąc do połączenia/spełnienia/wyzwolenia taki wędrowiec (idąc Drogą lub Ośmiostopniową Ścieżką Prawdy, lub jakąkolwiek inną drogą prowadzącą go do celu) wyrzeka się żądz/pragnień, żyje skromnie, w zgodzie z naturą, pomniejszając siebie i dąży do osiągnięcia wewnętrznego spokoju.

Tak mi się to jakoś wewnątrz układa i dochodzę do wniosku, że czy owa siła zwie się dao, brahmanem czy Bogiem (religie zachodnie są bardziej spersonalizowane) to właściwie wszystko jedno. ;-)
Użytkownik: cordelia 20.11.2010 21:05 napisał(a):
Odpowiedź na: Kucharz, rolnik, łucznik.... | carmaniola
Święte słowa. :-) Mniejsza o nazwę. Tym bardziej że przecież dao, które może być nazwane, nie jest wiecznym dao. ;-)

Talent, uzdolnienia, predyspozycje - to by pasowało, bo taka zdolność pozwala na osiągnięcie efektu w sposób naturalny, przez "działanie bez podejmowania działań", a zarazem na osiągnięcie w taki naturalny sposób biegłości. Nie żeby utalentowani nie musieli pracować (osławione 95% transpiracji uzupełniające 5% inspiracji/talentu), ale to jest inna praca niż mozół beztalencia.

Czytatka już jest: De profundis. Dociekania w kwestii życia i śmierci.
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: