Dodany: 04.11.2006 13:39|Autor: exilvia
czytatka filmowa
Filmy lubię oglądać.. od zawsze, jak to się ładnie mówi. Tzn - nie pamiętam odkąd.W szkole średniej zaczęłam czytać "Film" (do młodszych czytelników tej czytatki: "Film" był kiedyś całkiem porządnym magazynem o filmach), chodzić na przeglądy filmowe (też starszych filmów), oglądać z przyjaciółką filmy na video. Literatura, film, muzyka - to moje trzy "powody do życia" (wyrażenie zaczerpnięte od Tomka Beksińskiego). Wszystkie trzy traktowane superserio. Zadnego chłamu - tylko poważna literatura (wstydziłąm się lektury Sagi o Ludziach Lodu), poważne filmy i ambitniejsza muzyka, choć nieklasyczna (no, może - nie tylko).
Potem były studia, na których różnie bywało. Ale starałam się nadążać za nowościami :) - oczywiście tymi, które ja uważałam za wartościowe lub ciekawe. Czyli kasowych filmów prawie nie znam :) No i przerzuciłam się na "Kino" (b. b. dobre czasopismo o filmach!)
Od ponad tygodnia codziennie (prawie) oglądam po jednym filmie. Przy czym - to już nie są tylko co ambitniejsze filmy, lecz coś wypośrodkowanego między moim i Jacka gustem, i naszymi nastrojami. Czyli dziwny zestaw :)
Wczoraj obejrzeliśmy "Hi way" - bardzo krytykowany przez recenzentów - ale Jacek się uparł na komedię, a on najbardziej lubi polskie komedie,nie wiedzieć czemu (tak samo z literaturą). Nie wiem, dlaczego krytycy tak się pastwią nad tym filmem. Naprawdę nie rozumiem. "Widziały gały co brały" ;), jak to się popularnie mówi. To po prostu Mumio. Purnonsens. Zabawa formą, sytuacją, nawiazaniami.. oj, no wszystkim. Ja się śmiałam. Może dlatego, że uwielbiam Mumio - od czasu, gdy kilka lat temu na chwilę zabłyśli na scenie kabaretowej, żeby znowu wychynąć po kilku latach (być może jeździli z trasą, albo co..) w reklamach Plusa (też mnie śmieszą). Trzeba lubić ich humor, a będzie się dobrze bawiło na filmie. Nie ma bata. Momentami widać u nich wpływy (świadome czy nie) Monty Pythonów (też uwielbiam!).
Kolejną komedią, którą niedawno obejrzałam był "Kiss, kiss, bang, bang". Tu krytycy mieli zagwozdkę i ja tez się mocno zastanawiłam, czy ten film chcę oglądać. Otóż, jest on b. inteligentnie zrobiony, skrzy się od pomysłów, nawiązań. Akcja toczy się szybko i..zawsze w takim keirunku, którego widz się nie spodziewa dlatego, że jest on najbardziej prawdopodobny :) Ale.. nic z tego nie wynika, na dobrą sprawę. Ot, dobra zabawa. Troszkę bardziej wyrafinowana niż zwykła sensacja i śmieszniejsza. Postmodernistyczna :P
Na fali filmów polskich, za którymi nota bene nie przepadam, obejrzałam adaptację opowiadania Iwaszkiewicza, w reżyserii I. Cywińskiej - "Kochankowie z Marony". Chwali się Gruszkę za rolę w tym filmie. Być może wszystko przez "Francuski pocałunek" (którego nie oglądałam, ale pisze się, że nie najwyższych lotów) ;) Otóż, trudno coś temu filmowi zarzucić. Doskonałe zdjęcia Koszałki (trochę nawet zbyt doskonałe jak na polski film), sietna reżyseria, dobrzy aktorzy, wielka literatura. Ale mnie nie wzruszyło! Dziewczynę uznałam za głupią, facetów za.. hm.. facetów ;) Za szybko się zakochali w sobie (od razu! od pierwszego wejrzenia, a ona do tego ujrzała go po raz pierwszy - tyłem - trochę to śmieszne).
"Freddy got fingered" może sobie daruję wrażenia :) bardzo głośno się śmiałam i... 10 lat temu bym się wstydziła tego śmiechu. Ale opowiadać nie ma o czym. Same nieprzyzwoitości! :)))
"Kręgosłup diabła" miał być filmem Almodovara, a okazał się filmem pana od "Blade II" :) Tym niemniej - hiszpańscy chłopcy są tak dobrymi aktorami, że ratują każdy film! Film o przyjaźni, duchach, prawdzie, wojnie, dzieciństwie (a raczej jego braku), zbrodni i karze. Hiszpańskie kliamty, duchy nikogo nie dziwią. Sympatyczny.
"The Weather Man" czyli "Pogodynka" :P z Nicholasem Cage'em w roli głównej. Troszkę przynudzali. Troszkę bardzo. Niedorobiony człowiek sukcesu. Pan od zapowiadania pogody, który nie skończył meteorologii, ma ojca z Pulizterem, żona go nienawidzi...
"Bezimienni" - nadal nie wiem, co myśleć. Przerażający momentami. Z ambicjami żeby coś przekazać - jakąś moralną naukę (albo ja jestem przewrażliwiona na tym punkcie).
"Plac Zbawiciela" - bardzo głosny polski film, o którym trudno mi pisać. Temat ważny - zło w rodzinie, doprowadzające do totalnej katastrofy, której nikt się nie spodziewał (oprócz widza, który ogląda na samym początku scenę z przerażoną teściową, rozmawiającą przez telefon). Film w konwencji telewizyjnej (bez rozmachu, ale temat tego nie wymaga, wręcz przeciwnie, taka konwencja jest jak najbardziej na miejscu). Nie wiem, dlaczeego wszyscy się nad tym filmem tak roztkliwiają. Świetnie zagrany, wyreżyserowany, nie przegadany, czytelny. No, wszystko na miejscu. Może dlatego, że wiadomo na początku, co będzie pod koniec, a potem wszystskie zachowania są jednak dość stereotypowe - film mnie nie zachwycił. Nie wbił w fotel.
Co innego - "Życie ukryte w słowach" Coixt. Nastęny film, który wiele osób przypisywało Almodovarowi (wszystko przez ten marketing - umieścili na plakatach nazwisko Almodovara i to tak dużą czcionką, że bardzo rzuca się w oczy). Tu nie spodziewamy się rozwoju wypadków. Nie wiemy, co się stało - ani z kobietą ani z mężczyzną. Opowieść jest dawkowana po kawałku i okazuje się być bardzo wstrząsająca. Przynajmniej ta dotycząca dziewczyny. Jakoś nie umiałam się tak przejąć mężczyzną. Dziewczyna przeżyła coś, na co nie miała żadnego wpływu, los wybrał za nią. Mężczyzna sam wpakował się w tarapaty - próbował się rozgrzeszyć, dlatego poznajemy go w bandażach... Mimo wszystko, film jest ciepły. Pogodzenie się z losem. Odegnanie złych duchów przeszłości. To taki film, który sławi życie. I to nie bylejakie, ale dążenie do jego poprawy. Piękny film. Piękny.
Na razie na tym koniec.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.