Marley – „najgorszy pies świata”
“Marley i ja” to książka, która znajduje się od dłuższego czasu na listach bestsellerów w Stanach, Kanadzie, Anglii i Australii. Zwykle trzymam się z dala od bestsellerów, ale dla tej zrobiłam wyjątek ze względu na temat i tytuł, który w pełnym brzmieniu jest następujący: „Marley i ja czyli życie i miłość z najgorszym psem świata”. Oho, to coś dla mnie,pomyślałam, do tej pory wydawało mi się, że to moja rodzina wybrała sobie i mieszka od prawie 10-ciu lat z najgorszym psem świata. Podłączyłam się pod listę oczekujących w mojej bibliotece i po bodajże kilkunastu tygodniach, wreszcie mogłam ją wypożyczyć.
Autorem tej zabawnej, wspomnieniowej książki jest John Grogan, dziennikarz, reporter, edytor, jednym słowem weteran słowa, od lat pracujący dla gazet i czasopism amerykańskich, obecnie w Filadelfii. Tytułowy bohater – Marley – to ważący sto funtów żółty labrador retriever, którego John lekkomyślnie nabył w wieku szczenięcym będąc u progu swojego małżeńskiego i rodzinnego życia. Przez trzynaście lat Marley był członkiem powiększającej się rodziny Groganów. Zamieszkał ze świeżo poślubionymi młodymi małżonkami w ich pierwszym domu na Florydzie oraz towarzyszył rodzinie i trojgu dzieciom w przeprowadzce na pensylwańską farmę.
Marley niewątpliwie był psem zasługującym na swój przydomek. John i jego młoda żona po osiedleniu się w swoim pierwszym domu i czekając na przjście potomka postanowili kupić psa, bo jak stwierdziła Jenny, pies miał pomóc młodym nauczyć się sztuki rodzicielskiej zanim nadejdą dzieci. Małżonkowie trafili do lokalnego hodowcy, pani która miała na sprzedaż osiem szczeniaków. Po obejrzeniu dostojnej matki i uroczych dzieci, zdecydowali się na szczeniaczka najzabawniejszego z całej gromadki. Jako mało doświadczeni psiarze nie zwrócili uwagi na fakt, że pani zaoferowała im najniższą z możliwych cen, na ten akurat psi egzemplarz, oraz na fakt, że nie mieli okazji obejrzeć psiego ojca, a jedynie piękną i dostojną matkę, co prawda, pamiętają, że gdy po zapłaceniu za pieska skierowali się do samochodu, przez podwórko przeleciał niesamowicie szybko i z wielkim hałasem, tratując i łamiąc co się dało po drodze, wielki żółty stwór z wywieszonym językiem i roześmianą mordą. John domyślił się, że był to senior psiego rodu, ale jeszcze wtedy nie zdawał sobie sprawy ze znaczenia tego faktu.
Czekając aż piesek podrośnie do wieku kiedy będą mogli zabrać go do domu, małżonkowie oddali się lekturze psich poradników i encyklopedii, które utwierdziły ich w podjętej decyzji. Labrador retriever, przedstawiciel jednej z najpopularniejszych psich ras, oceniany jako – inteligentny, oddany i lojalny, przewodnik niewidomych, pies ratownik, towarzyski, energiczny, silny i bardzo witalny - nie mogli wybrać lepszego psa.
Chichrałam się od samego początku, nie tylko dlatego, że oczywistym był fakt nadciągającej wielkiej katastrofy, ale też dlatego, że zauważyłam niesamowite podobieństwo między nimi a naszą rodziną, która w podobny, impulsywny, lekkomyślny i nieuważnie czytając (lub też nie umiejąc czytać między wierszami) nabyła przed laty, równie uroczego, słodkiego szczeniaczka - beagla.
Co nastąpiło dalej? Nieuchronna w tej sytuacji... katastrofa. Marley, zamieszkał z Groganami rozpoczynając nowy i niezapomniany rozdział w ich życiu. Od samego początku pokazał co potrafi począwszy od żucia wszystkiego co się dało (buty, torby, nogi od krzeseł i innych mebli, poduszki, drzwi, ściany), do picia wody z toalety, uporczywego grzebania w śmieciach, wciskania nosa gdzie nie trzeba, nieutrudzonego szarpania podczas spaceru (ten typ prędzej udusiłby się niż szedł spokojnie na smyczy – ta cecha dotyczy mojego pieska w stu procentach, pomimo dostojnego już wieku prawie dziesięciu lat), radosnego i niekontrolowanego wskakiwania na wszyskich i wielu innych przejawów niespożytej energii. Bardzo szybko rodzina Groganów zorientowała się, że ma doczynienie z psem, który delikatnie mówiąc, będzie wymagał wielu wyrzeczeń i niezmierzonej cierpliwości. Podczas gdy Marley szybko osiągnął swój imponujący rozmiar i wagę blisko stu funtów, ani myślał dojrzeć i ustatkować się, przeciwnie w głębi psiej duszy pozostał niepoprawnym szczeniakiem aż do późnych lat. Nasz piesek ma teraz prawie dziesięć lat i wykazuje wszystkie wymienione cechy plus całą masę innych równie interesujących i niepoprawnych zachowań.
Próba wyszkolenia Marley’go w psiej szkole posłuszeństwa spaliła na panewce gdy uczeń został wydalony ze szkoły po drugiej lekcji. W międzyczasie gdy rodzina powiększała się kolejno o nowe dzieci, jeden psi kryzys postępował za następnym. Był moment kiedy Groganowie bliscy byli oddania Marley’ego, ale jakoś przetrzymali ten największy kryzys.
Potem kiedy przeprowadzili się z Florydy i małego domku do Pensylwanii, na farmę, warunków zdecydowanie lepszych dla dużego, energicznego psa, ich życie ułożyło się tak, że Marley nigdy już nie był zagrożony w swoim statusie domownika, i pomimo wszystko ukochanego członka rodziny.
Niezapomniany jest fragment, w którym Grogan opowiada, jak po lekturze książki znanej angielskiej psiej ekspertki Barbary Woodhouse, zrozumiał po przeczytaniu rozdziału zatytułowanego „Nienormalne psy” („Abnormal dogs”) nieodwołalnie, że jego pies jest właśnie takim nienormalnym, neurotycznym, niestabilnym mentalnie, przedstawicielem swojego gatunku:
“Woodhouse trafiła w samo sedno psiej sprawy i naszego beznadziejnego współuzależnienia. Byliśmy słabymi nieszczęśnikami, nasz pies był niestabilnym umysłowo, wymykającym się wszelkiej kontrolii zwierzęciem, któremu towarzyszyły zniszczenie, odraza sąsiadów i przechodniów. Byliśmy klasycznym książkowym przypadkiem. – Gratulacje Marley – powiedziałem do niego. Zakwalifikowałeś się do grupy nienormalnych.”*
Niestety nawet pani Woodhouse, wszystkowiedząca ekspertka od psów, która wyszkoliła z powodzeniem tysiące psów, i która psy kochała, nie miała żadnej pozytywnej rady ani odpowiedzi na bolączki spowodowane zachowaniem nienormalnego psa. Radziła wręcz ku dobru jego i ogólnemu, takiego psa uśpić.
Lektura ta była w pewnym sensie przełomowa, John Grogan, upewnił się, że pomimo wszystko, z rady pani Woodhouse nie skorzysta. W tym czasie również dowiedział się o istnieniu dwóch rodzajów labradorów, jedna rasa – zwana labrardorem angielskim – reprezentowała psy łagodne, spokojne, mniejsze i te właśnie były najchętniej pokazywane na psich konkursach, druga rasa – zwana labradorem amerykańskim – reprezentuje psy duże i silne, o wysokim poziomie energii i niesłychanie witalne,praktycznie niemożliwe do zatrzymania (unstoppable). Nic dziwnego, że Marley nie pasował do miejskiego otoczenia i małego domu, nic dziwnego, że jakość życia Marleyego i całej rodziny poprawiła się z chwilą przeprowadzki na farmę.
Książka jest napisana lekkim, sprawnym piórem, jest zabawna i warta przeczytania. Szczególnie polecam ją miłośnikom i właścicielom psów jako lekturę rozrywkową, ciepłą i wielce emocjonalną, a także przyszłym właścicielom psów jako ostrzeżenie przed podejmowaniem pochopnych decyzji przy nabywaniu psa. Jestem pewna, że wkrótce zostanie przetłumaczona na język polski. Tymczasem polecam czytanie jej po angielsku wszystkim średniozaawansowanym.
Moim osobistym pocieszeniem po przeczytaniu tej książki, która w sumie opisuje wiele cech naszego własnego beaglea, jest fakt że podczas gdy Marley ważył sto funtów (ponad pięćdziesiąt kilo) i w pozycji stojącej kładł łapy na ramiona swojego pana, nasz piesek, waży zaledwie dziesięć kilo. Zawsze zastanawialiśmy się, jak to by było gdyby był trochę większy. Teraz wiem, i trochę mi lżej. Hihi.
-----------------------------------------------
*Marley & Me: Life and Love with the World’s Worst Dog. John Grogan. HarperCollins, New York, 2005.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.