Prawdziwie i niebanalnie...
Długo myślałem, czy napisać tę recenzję. Niemniej cięgi, jakie dostały się ostatnio tej książce w Biblionetce i spekulacje, że to jakaś kolejna Bridget Jones (żeby nie było, spekulacje to czytelnicze prawo :)) pchnęły mnie do czynu.
Może zabrzmi to śmiesznie, ale po książkę pani Bąkiewicz sięgnąłem z czystej niechęci. Czytałem pierwsze dziesięć stron w Internecie i - przyznam szczerze - odczułem pewnego rodzaju niesmak. Co za dosadność w tych słowach, jaka cyniczna główna bohaterka! Na pewno bym jej nie polubił. Jakiś czas potem książka wpadła mi w ręce.
I znów pewien niesmak, ale połączony z podziwem w miarę zagłębiania się w lekturę. Postaci - zwłaszcza głównej bohaterki i jej licealnego otoczenia - są stuprocentowo autentyczne. Do dziś nie mogę wyjść ze zdumienia, jak Autorce udało się odmalować środowisko młodzieży z taką dokładnością. Czytam o tym i mówię sobie: tak wyglądają prywatki, tak wyglądają te rozmowy, młodzi ludzie myślą w ten sposób. To był w mojej opinii pierwszy duży plus.
Choć - jak już w poprzedniej recenzji zauważyła Dot - tytuł mógłby sugerować jakieś nieszkodliwe, śmieszne czytadełko dla nastolatek, zawartość pomiędzy okładkami rozwiewa te złudzenia. Tematyka jest ciężka. Malina pochodzi z rozbitej rodziny (ale bynajmniej nie płacze z tego powodu, nie snuje marzeń o sielance familijnej rodem z reklam płatków śniadaniowych - a tak by pewnie było w większości "młodzieżówek"), jej matka jest dziennikarką i nigdzie nie potrafi zagrzać miejsca. W końcu dziewczyna ląduje w domu babci, w małym miasteczku zdominowanym przez parszywego biznesmena, którego wszyscy się boją.
Tak jak napisałem, tematyka do lekkich nie należy (to wręcz dramat, choć na pierwszy rzut oka nie wygląda), ale za to język wciąga. Od tej książki nie można się oderwać! Plusem są też niesamowicie autentyczne postaci: matka - kobieta sukcesu, jędzowata babcia, twardy szkolny przystojniak (który mimo całego swojego zachowania wzbudza przede wszystkim współczucie). Może to literatura niebudująca wzorców, ale przez to jakże autentyczna!
Trzeba tu również wspomnieć o dawce zdrowego, bo nietrącącego banałem humoru - choć sama historia nie jest śmieszna. Chodzi mi tu o postać babci - kobiety niegłupiej, a jednak sarkastycznej i nieprzyjemnej, żyjącej od jednego serialu do drugiego, aby zapomnieć o bolesnej przeszłości. Dialogi pomiędzy nią a wnuczką, wreszcie komentowanie rzeczywistości, a nade wszystko telenowel ("A to sukinsyn! Załatwił ją!"*) przydaje kolorytu całej powieści.
Jeszcze jedna sprawa warta uwagi - była to pierwsza ze znanych mi powieści dla młodzieży, w której główna bohaterka nie kocha się w nikim nieszczęśliwie, a na koniec nie zostaje z miłością swojego życia (bądź z kim innym, jeśli była ślepa). To dla mnie stanowiło niewątpliwy walor. Tam naprawdę nie ma żadnego romansu!
Jak to się stało, że pani Bąkiewicz udało się stworzyć powieść z tak realnymi odniesieniami do środowiska młodych ludzi? Pamiętam, czytałem kiedyś powieść Hanny Kowalewskiej "Letnia akademia uczuć", również przeznaczoną dla nastolatków. Nie tyle sztuczność, co nieprawdziwość dialogów pomiędzy młodymi bohaterami - moimi, powiedzmy, rówieśnikami - raziła, kłuła w oczy do bólu!
A jeśli idzie o najpopularniejszą pisarkę dla młodzieży - Małgorzatę Musierowicz? To inna sprawa. Wobec jej książek ma się zupełnie inne oczekiwania - tam szuka się ciepła rodzinnego, odpływa się w świat Jeżyc po to, aby zapomnieć o naszej pełnej konfliktów rzeczywistości. Pani Musierowicz buduje utopię - owszem - ale taka utopia czasem jest każdemu potrzebna.
Podsumowując - naprawdę zachęcam, nie jest to kolejne wydanie "Dziennika Bridget Jones", choć logo serii mogłoby wywołać takie wrażenie. Nie jest to również książka wyłącznie dla dziewczyn.
Jeśli spodoba Wam się "Melba", polecam również dwie następne części - "Stan podgorączkowy" i "Będę u Klary".
---
* Grażyna Bąkiewicz, "O melba!", wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 2002, str. 100.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.