Dodany: 18.03.2006 16:39|Autor: zarzyczka

Książki i okolice> Z życia bibliofila

Kompetencje bibliotekarzy


Jakie są wasze doświadczenia związane z osobami, które pracują w bibliotece??

Ja do tej pory spotykałam w bibliotece ludzi bardzo miłych, przyjaznych i, co najważniejsze, znających się na rzeczy. W podstawówce z Panią bibliotekarką prowadziłyśmy niekończące się rozmowy na każdy temat, w gimnazjum bibliotekarki czasem pożyczały mi swoje prywatne książki jeśli tych, które poszukiwałam, nie było w bibliotece. W liceum w szkolnej bibliotece wita nas zawsze uśmiechnięta, sympatyczna Pani. Panie pracujące w bibliotece publicznej zawsze podziwiałam za ich ogromną wiedzę, któą bardzo chętnie się dzieliły. Dlategoteż wczoraj spotkało mnie ogormne zaskoczenie. Poprosiłam młodziutką dziewczynę siedzącą za biurkiem o Plotkę o "Weselu" Tadeusza Boya - Żeleńskiego. A ona nie wiedziała kto to Żeleński ...

Wyświetleń: 31897
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 81
Użytkownik: Kaoru 18.03.2006 17:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Jakie są wasze doświadcze... | zarzyczka
W mojej bibliotece miejskiej pojawiła się podobno nowa Pani Bibliotekarka. Podobno – bo sama jej jeszcze nie spotkałam, koleżanka mi mówiła. Osoba podobnoż wiekowa, powolna i nieobeznana z terenem. Ja rozumiem, że emeryci chcą sobie dorobić do nędznej emerytury, ale bez przesady – w bibliotece powinny pracować osoby kompetentne, które potrafią ułożyć książki na półce wg alfabetu, wiedzą gdzie co lezy i jak szukać. A owa Pani tych cech niestety nie posiada...

I tak oto wypożyczanie zrobiło się potwornie ciężkie...
Użytkownik: emilyb 18.03.2006 17:31 napisał(a):
Odpowiedź na: W mojej bibliotece miejsk... | Kaoru
Rozumiem to. U nas też pani bibliotekarka jest niezbyt kompetentna i chętna do pomocy. Do tego dochodzi jeszcze kiepskie wyposażenie biblioteki (Nie posiadają książek Jane Austen!), dlatego wypożyczanie jest koszmarem... Pytasz o jedną książkę. Nie mają. Pytasz o drugą. Też nie ma. Pytasz o trzecią. Odpowiadają, że kiedyś była, ale się bardzo zniszczyła i poszła na podpałkę...:( Mogli mi dać. Przyjęłabym każdą:)
Użytkownik: zarzyczka 18.03.2006 20:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Rozumiem to. U nas też pa... | emilyb
>Pytasz o jedną książkę. Nie mają. Pytasz o drugą. Też nie ma.

Dokładnie!!! Najczęściej książka jest w bibliotece, ale wypożyczona. Dlatego ja jak najcześciej staram się sama znaleźć książkę, zamiast pytać. Gorzej w tym wypadku z książkami najbardziej popularnymi, które jeśli już są, to trzymane są... w biurku.
Użytkownik: majak 19.03.2006 11:55 napisał(a):
Odpowiedź na: >Pytasz o jedną książk... | zarzyczka
Czy to wina bibliotekarza, że książka jest wypożyczona i notorycznie niezwracana? Chyba raczej nie. Nie mam wpływu na czytelnika, żeby oddawał książki w terminie. Mimo najszczerszych chęci i telefonów do dłużników, jest tak jak jest. Sama na własnej skórze doświadczam braku nowości w bibliotece publicznej, do której czasem chodzę, ale nie winię o to bibliotekarzy. Wiem z własnego doświadczenia, że kupiłoby się wszystko tylko NIESTETY BIBLIOTEKI CIERPIĄ NA BRAK PIENIĘDZY. Staram się być zawsze miła i pomocna dla moich czytelników, nie jestem jednak nieomylna. Trudno mi jest znać się na wszystkich dziedzinach nauki jakie studiują moi czytelnicy, ale potrafię przyznać się do niewiedzy i wskazać miejsca gdzie mogą szukać interesujących ich książek. Cieszę się,że biblionetkowicze mają raczej dobre wspomnienia po odwiedzinach w bibliotece. Moje doświadczenia są różne. Bardzo nie lubiłam szkolnych bibliotek (szczególnie w podstawówce, gdzie bibliotekarka odpytywała z treści książek oddawanych- a nie zwsze trafiało się w dobrą książkę i zaczynała się droga przez mękę, bo przeczytać TRZEBA JĄ BYŁO).
Użytkownik: zarzyczka 19.03.2006 18:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy to wina bibliotekarza... | majak
Ależ majak absolutnie nie mam pretensji do bibliotekarzy, że książki są wypożyczone!! Temat wyposażenia bibliotek został poruszony przy okazji.
Owszem, zgadzam się z Tobą, że nie masz możliwości, jak z resztą żaden bibliotekarz, znać się na wszytskich dziedzinach, ale ja nie pytałam o jakiegoś niszowego autora a o Tadeusza Boya Żeleńskiego...
I bardzo miło usłyszeć, że potrafisz się przyznać do niewiedzy, bo dla niektórych to strasznie trudne. Bibliotekarka, którą w piątek spotkałam, próbowała mi wmówić, że to ja się mylę, wymieniając takie nazwisko. Na szczęście inna Pani interweniowała...
Użytkownik: majak 20.03.2006 08:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Ależ majak absolutnie nie... | zarzyczka
Co do niewiedzy bibliotekarzy, to kiedyś słyszałam o dosyć śmiesznej sytuacji, która miała miejsce w bibliotece szkolnej. Do biblioteki przyszedł uczeń i poprosił o opowiadanie Hemingwaya "Stary człowiek na moście" i został obśmiany przez bibliotekarkę i kilka nauczycielek, że tytuł mu się pomylił i chodzi mu chyba raczej o "Stary człowiek i morze". Bibliotekarka wcisnęła mu ową książkę i uczeń wyszedł. Wyobraźcie sobie jak głupio musiała się czuć ta bibliotekarka, kiedy uczeń wrócił następnego dnia i jednak uparł się, że istnieje to opowiadanie, o które prosił (i wreszcie dostał je, bo było w bibliotece).
Użytkownik: Sluchainaya 15.01.2007 09:29 napisał(a):
Odpowiedź na: >Pytasz o jedną książk... | zarzyczka
A ja się zaczynam do tego przyzwyczajać, że w bibliotece, z której korzystam (WBP w Krakowie) nie zawsze jest dostępna książka, którą chcę przeczytać. Dlatego interesujące mnie książki umieszczam w schowku (kochana Biblionetka ;)), przed wyjściem do biblioteki przypominam sobie co chcę przeczytać i pierwsze moje kroki kieruje do katalogu centralnego (po za szatnią oczywiście ;)). Zwykle moim oczom ukazuje się cała masa napisów "WYPOŻYCZONA", ale jaka radość kiedy koło upragnionego tytułu pokaże się "DOSTĘPNA". Wtedy pędzę jak wariat do określonego regału, żeby przypadkiem mi ktoś nie zwinął sprzed nosa interesującej mnie lektury ;)
Użytkownik: joanna.syrenka 19.03.2006 23:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Rozumiem to. U nas też pa... | emilyb
Oj, niewesoło, faktycznie.
Ale wiesz co? A gdybyś rzuciła wśród ludzi hasło zbiórki książek dla biblioteki? Nawet nie wyobrażasz sobie, ile osób trzyma gdzieś w zakurzonym kącie całkiem niezłe książki! Można wspomóc jakoś bibliotekę, zająć się tym...

A propos - szukam książek - w dobrym stanie - dla rodzinnego domu dziecka. Mogą być dla dzieci, mogą być dla młodzieży szkolnej. jeśli ktoś takowe posiada będe wdzięczna za pomoc i za kontakt:)
Może wogole założę osobny temat....
Użytkownik: jakozak 20.03.2006 08:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Oj, niewesoło, faktycznie... | joanna.syrenka
Rozmawiałam wczoraj z kolegą, który powiedział mi, że oddał trochę książek do naszej biblioteki, ale pani bibliotekarka nie była zadowolona, mimo że nie były to jakieś cegły, tylko porządna literatura. Dlaczego była taka reakcja? Czy są jakieś nieznane nam przyczyny? Bibliotekarze, co Wy na to?
Użytkownik: nutinka 20.03.2006 09:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Rozmawiałam wczoraj z kol... | jakozak
Jolu, ta wasza biblioteka to jakaś nietypowa chyba jest (albo ja mam nietypowe pojęcie o tym, czym powinna być biblioteka ;)). Kiedyś pisałaś o braku pomocy w szukaniu książek, teraz o reakcji na podarowane książki...
U nas często ktoś coś przynosi, panie cieszą się z każdej książki, bo te, których biblioteka nie potrzebuje wystawiają do kupienia za złotówkę i mogą potem za uzyskane pieniądze jakieś lektury kupić. Dzięki temu i mój księgozbiór się nieźle powiększył, bo czasem kupuję książkę, o której tylko słyszałam (np. w biblionetce ;)) i okazuje się, że jest świetna - tak było z Malewską na przykład. Kocham moją bibliotekę :).
Użytkownik: majak 20.03.2006 09:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Jolu, ta wasza biblioteka... | nutinka
W mojej bibliotece jest tak jak u Ciebie Nutinko;)
Użytkownik: Panterka 29.11.2006 15:43 napisał(a):
Odpowiedź na: Rozmawiałam wczoraj z kol... | jakozak
Spróbuję odpowiedzieć w miarę swojej wiedzy i doświadczeń. Doświadczeń nabywam jednakże w dużej bibliotece naukowej, więc proszę wziąć na to poprawkę.
Po pierwsze: biblioteki mają ograniczoną pojmność. Książki napływają, a magazyny się nie poszerzają. Dlatego też robi się od czasu do czasu ostrą selekcję.
Po drugie: należy się poorientować, czy dane książki biblioteka posiada. Przykładowo u mnie odkładano po kilkanaście egzemplarzy kilkutomowej "Historii nauki polskiej", gdyż w dawnych czasach kupywano tego na tony, a nadmiar nie okazał się potrzebny. W miesiąc potem ktoś podarował nam sporo książek, wśród nich wiele egzemplarzy "Historii nauki"...
I co wtedy zrobić? Przebrać dary i część odesłać darczyńcy z hasłem "nie, dziękujemy za te"? Część bibliotek tak robi, część bierze jak leci.
Po trzecie: nie wszyscy bibliotekarze orientują się co może być poczytne. Znam bibliotekarki, dla których liczą się tylko harlequiny i inne romanse Da Capo.
Użytkownik: librarian 29.11.2006 16:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Rozmawiałam wczoraj z kol... | jakozak
U nas jest tak, że przyjmuje się wszystkie książki (ze względu na PR), ale nie wszyskie wkłada się na półki. Powody są różne, jak poniżej, na przykład nie ma miejsca na duplikaty książek mało popularnych, nie wprowadzamy do obiegu książek przedatowanych (typu stare podręczniki, encyklopedie itp.).

Biblioteka publiczna, jest najbardziej łasa, na to, co cieszy się dużą popularnością a więc bestsellery i czytadła. Spore znaczenie ma stan fizyczny książki. Pożółkłe strony, piwniczny zapach, rozpadające się grzbiety, od razu wykluczają taką książkę. Taka polityka jest podporządkowana celom i zadaniom bibliotek publicznych, które polegają na zapewnieniu dostępu do poszukiwanych i czytanych materiałów oraz wykazaniu się jak największą "cyrkulacją" czyli statystyką. A ponieważ publika goni za nowościami, bestsellerami, powieściami kryminalnymi, popularnymi poradnikami typu "w trzy dni zmień swoje życie", tudzież materiałami służącymi wszelkiemu dokształcaniu się lub przygotowaniu do różnych egzaminów, testów itp. itd., to tak to wygląda.

Moja biblioteka ma nieco poniżej 60 000 woluminów i ani odrobiny miejsca na więcej. Oto ona, jest naprawdę nieduża:
http://www.torontopubliclibrary.ca/hou_az_pa.jsp

Praktycznie na każdą wprowadzoną książkę, jakiejś innej trzeba się pozbyć.

Ja z kolei lubię korzystać z biblioteki uniwersyteckiej, której zadania są inne, i polegają na gromadzeniu źródeł wiedzy. Tam z kolei buszuję często wśród pożółkłych, rozpadających się, naprawdę starych książek, często związanych czarną wstążeczką. (Nie wolno kleić ani reperować, bo to może wyrządzić więcej szkody). To jest mój sezam. Tam znajduję masę książek, których nie ma w bibliotekach publicznych.
Użytkownik: jurczak 21.03.2006 14:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Rozumiem to. U nas też pa... | emilyb
W naszej bibliotece instytutowej też często nie ma książek, zwłaszcza lektur. Jeśli już są, to można je dostać jedynie na tydzień. Ale panie bibliotekarki są naprawdę miłe i pomocne.

A jeśli mowa o zniszczonych książkach, to w czytelni jest ustawiona skrzynka, do której co jakiś czas trafiają egzemplarze wycofane z księgzbioru, które można sobie zabrać. Wczoraj znalazłam tam:
Oscar Wilde - The Picture of Dorian Gray
Herman Melville - Moby Dick
Thomas Hardy - Tess of the d'Urbervilles
Emily Bronte - Wuthering Heights

Nie są może w najlepszym stanie, ale nie ma się co dziwić, najstarsza, Moby Dick jest z 1961 roku. Większość kartek jest luzem, ale żadnej nie brakuje.
Użytkownik: librarian 29.11.2006 16:23 napisał(a):
Odpowiedź na: W naszej bibliotece insty... | jurczak
My, wycofane książki sprzedajemy za symboliczną opłatą.
Użytkownik: lipcowa 18.03.2006 17:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Jakie są wasze doświadcze... | zarzyczka
W podstawówce z panią bibliotekarką zaprzyjaźniłam się bardzo mocno. Kiedy inne dzieci siedziały w świetlicy, ja byłam w bibliotece. A w ostatnich klasach dostąpiłam zaszczytu pomagania jej w pracy - okładałam książki, czasem nawet wypełniałam karty... :) Za to ona mi odkładała nowości, które mogłyby mnie zainteresować. I tak dobrze znała mój gust, że zawsze potrafiła trafić z czymś co mi się spodoba...
W gimnazjum w bibliotece szkolnej byłam tylko raz, w pierwszej klasie. Więcej tam nie poszłam, bo przeraziło mnie to co zobaczyłam. Pani bibliotekarka sprawiała wrażenie szczerze znudzonej swoją pracą, wszystko robiła jakby pracowała tam za karę. Poza tym nie można było samemu wejść między regały i poszukać sobie książki, tylko trzeba było o wszystko prosić tę właśnie panią.
W liceum bibliotekarki mamy świetne. Właściwie w tej chwili jedną, bo druga uczy już tylko polskiego (i jest też moją wychowawczynią :)). Można z nią porozmawiać o książkach, potrafi doradzić coś interesującego. I też kiedyś mi pożczyła własną książkę, kiedy przez prawie rok nie mogłam dostać "Tam gdzie spadają anioły".
Natomiast w bibliotece publicznej panie bibliotekarki są bardzo różne. Ja lubię tylko jedną. Inne sprawiają takie wrażenie, że obawiam się je w ogóle o coś zapytać. Z resztą kiedyś zostałam niezbyt miło potraktowana, kiedy nie mogłam znaleźć jakiejś książki i poprosiłam którąś z nich o pomoc...
Użytkownik: reniferze 18.03.2006 17:42 napisał(a):
Odpowiedź na: W podstawówce z panią bib... | lipcowa
Lipcowa, może Ty jesteś moim alter ego :O? Przeżycia z podstawówki mam takie same, Twoje gimnazjum to moje liceum.. metafizyka jakaś ;).
Użytkownik: lipcowa 18.03.2006 21:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Lipcowa, może Ty jesteś m... | reniferze
Tak tak, coś w tym musi być :P Tym bardziej że w moich bibliotekowych doświadczeniach z gimnazjum czułam się bardzo odosobniona ;)
Użytkownik: librarian 29.11.2006 16:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Lipcowa, może Ty jesteś m... | reniferze
Myślę, że może nas być więcej. Ja też się przyjaźniłam z panią bibliotekarką w podstawówce, spędzałam tam każdą wolną chwilę. Byłam do tego stopnia blisko, że przynosiłam jej zdobyte przez znajomego księgarza książki spod lady, pamiętam do dziś np. Ericha Fromma. Z kolei biblioteki z liceum w ogóle nie pamiętam. Chyba nie było. Wtedy książki były bardzo tanie i kupowało się masę. Każdy członek rodziny u nas w domu miał swój księgozbiór.
Użytkownik: MaTer 18.03.2006 23:33 napisał(a):
Odpowiedź na: Jakie są wasze doświadcze... | zarzyczka
No cóż... Zdarzają się czasem tacy ludzie. U mnie w bibliotece miejskiej były 2 takie niekompetentne panie. Na stan dzisiejszy pozostała jedna, bo druga wyjechała za granicę. Na szczęście dla odwiedzających bibliotekę :) Niestety pani A. (ta, która została) nadal wzbudza niechęć do sięgania po książki. Nie lubię przychodzić do biblioteki, kiedy ona ma dyżur. Nie przeczytała chyba żadnej książki, nie umie człowiekowi doradzić, pomóc poszukać w czytelni, jest wścibska itp.
Całe szczęście, że pracują tam jeszcze cztery przemiłe panie :)) można z nimi podyskutować o książkach, doradzą, pomogą znaleźć. Kiedy one są, to wychodzę z biblioteki po prawie 1,5 godz.
Co do innych bibliotek: w mojej podstawówce pani bibliotekarka chyba zawód pomyliła i powinna pracować w kawiarni ;) zaś w liceum nie gościłam w szkolnej bibliotece, bo była dopiero na etapie tworzenia księgozbioru.
Użytkownik: kott 19.03.2006 03:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Jakie są wasze doświadcze... | zarzyczka
Spotkaliscie jakies wyjatkowe bibliotekarki... Ja mam do nich wyjatkowego pecha. W ktorejs z bibliotek zupelnie nieopatrznie zaciagnelam kosmiczny dlug przez zbyt dlugie przetrzymywanie ksiazek (z ktorymi trudno bylo mi sie rozstac ;), potem bylam przez panie bibliotekarki scigana i straszona Bog wie czym (sadem najczesciej) jesli nie uiszcze tej sporej kwoty. Z kolei w moim liceum bibliotekarka byla postrachem calej szkoly. Przez 3 lata mojej nauki w liceum bylam w szkolnejbibliotece nie wiecej niz parenascie razy i za kazdym razem kiedy tam sie pojawialam maialam nieprzyjemnosci z powodu rzekomo "nieodpowiedniego" obuwia zamiennego. Pani bibliotekarka sprawila, ze na lektury szkolne musialam polowac w bibliotece miejskiej. To nie sa jedyne niekomfortowe sytuacje, ktore przytrafialy mi sie w bibliotekach. Na podstawie wlasnych przezyc sformulowalamteorie na temat zawsze niemilych (okropnych!) bibliotekarek, a tu prosze, co ja czytam na tym forum?
Użytkownik: aleutka 19.03.2006 12:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Spotkaliscie jakies wyjat... | kott
OBUWIE ZAMIENNE? Co to za jakies kazamaty były, szpital zakaźny czy co? Współczuję...

Ja mam raczej dobre doświadczenia, i z bibliotekarkami i z czytelnikami:))
Użytkownik: verdiana 19.03.2006 14:56 napisał(a):
Odpowiedź na: OBUWIE ZAMIENNE? Co to za... | aleutka
A co, teraz nie ma?? Nie mów, że teraz wolno dzieciakom po szkole chodzić w butach, w których przyszły z dworu, bo nie uwierzę. :-)))
Użytkownik: veverica 19.03.2006 15:08 napisał(a):
Odpowiedź na: A co, teraz nie ma?? Nie ... | verdiana
W podstawówce nie wolno, ale w liceum już nie było takiej instytucji jak obuwie zamienne (przynajmniej w moim)... Ciężko byłoby to przeprowadzić w przypadku 18 czy 19-laków:) A ta biblioteka w liceum właśnie była...
Użytkownik: verdiana 19.03.2006 15:11 napisał(a):
Odpowiedź na: W podstawówce nie wolno, ... | veverica
No popatrz, a nas w liceum dyrektor ganiał na przerwach - specjalnie spacerował po korytarzach i lustrował nasze stopy!
Użytkownik: kott 19.03.2006 21:17 napisał(a):
Odpowiedź na: No popatrz, a nas w liceu... | verdiana
Nasze stopy lustrował wozny i własnie pani z biblioteki. Ta pani miala OBSESJE. Buty obowiazkowo klapeczki albo sandałki. Dzieki temu raz dziennie mielismy 'widowisko'- ktos sie wywalał i zjezdzał ze schodow...
Użytkownik: librarian 29.11.2006 16:37 napisał(a):
Odpowiedź na: No popatrz, a nas w liceu... | verdiana
Omatko, przypomina się "Wojna domowa" odcinek z Siemionem!
Użytkownik: zarzyczka 19.03.2006 19:02 napisał(a):
Odpowiedź na: W podstawówce nie wolno, ... | veverica
To co to moje liceum takie do tyłu??
U nas to klapeczki trzeba, ewentualnie sandałki. Za obuwie sportowe mozna z lekcji wyleciec, choc to zależy od nauczyciela, ale ogólnie zakazane surowo.
Najgorzej jest zimą, bo korytarze płytkami wyłożone :/
Użytkownik: veverica 19.03.2006 19:12 napisał(a):
Odpowiedź na: To co to moje liceum taki... | zarzyczka
Klapeczki?!? Przecież to się zabić na schodach można, no i chłodno trochę... W liceum na szczęście nie było takich nakazów, ale w podstawówce wymagane było "obuwie tekstylne" - czytaj: tenisówki:) Adidasy, zwłaszcza z czarnymi podeszwami, surowo zakazane:)
Użytkownik: zarzyczka 19.03.2006 19:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Klapeczki?!? Przecież to ... | veverica
A nio można, można sie zabić, a przynajmniej ząbki wybić. A chłodno troche to mało powiedziane niestety.
Najgorzej, że przeciez w klapeczkach na w-fie ćwiczyć nie będziemy - potrzebna druga para bucików. Przepis mówi, że przed w-fem nie wolno nas wpuszczać do szatni, żeby zmienić buty. Teoretycznie przez trzy dni w tygodniu mamy sobie spacerować po szkole z adidaskami w reklamówce. Tyle szczęścia, że ten przepis nie jest raczej przestrzegany. Ale raz na jakiś czas szatniarki sobie o nim przypominają, a wtedy to my musimy się tłumaczyć pani od w-fu dlaczego nie mamy strojów.
Paranoja...
Użytkownik: aleutka 19.03.2006 15:21 napisał(a):
Odpowiedź na: A co, teraz nie ma?? Nie ... | verdiana
No coś ty? Ja kapcie tylko do przedszkola nosiłam:)) (Zmora to była swoją drogą, bo stale mi ginęły albo zapominałam...) A Kot przecież o liceum mówi! W liceum to już na pewno - dowolne buty się nosiło i prosto z dworu do budynku. Ty miałaś inaczej??
Użytkownik: verdiana 19.03.2006 16:00 napisał(a):
Odpowiedź na: No coś ty? Ja kapcie tylk... | aleutka
Kapci to ja nawet w zerówce nie nosiłam. Zawsze po prostu się zmieniało buty z dworu na jakieś inne buty. Nie kapcie.

W liceum, jak zawsze wcześniej, z dworu - do szatni. I w szatni zmiana butów. Jak było ciepło, to można było oszukać woźną i nie zmieniać. Ale zimą, nawe gdyby się dało - to w ogrzewanym budynku chodzić w ocieplanych butach? Uuu, to nie dla mnie. :-)
Użytkownik: aleutka 19.03.2006 23:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Kapci to ja nawet w zerów... | verdiana
To nie o to chodzi, że nie mogłaś zmienić ocieplanych butów - chodzi mi raczej o ten regulaminowy przymus zmieniania obuwia. W naszym liceum mogłaś - jeśli chciałaś zmienić zimowe buty i zostawić je w jakiejś reklamówce w szatni. Zimą owszem, ma to sens. Ale skoro nawet latem musisz "oszukiwać woźną" to naprawdę sensu w tym nie widzę najmniejszego, tylko nabożeństwo dla regulaminów i zasad ze strony dyrekcji.
Użytkownik: verdiana 19.03.2006 23:28 napisał(a):
Odpowiedź na: To nie o to chodzi, że ni... | aleutka
Ja to już nie muszę od 10 lat. :-) Ale ja to rozumiem, jak się ma liceum w lesie i po ścieżkach się do niego idzie, to nawet latem się nanosi na butach różnych świństw.
Użytkownik: aleutka 19.03.2006 23:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Kapci to ja nawet w zerów... | verdiana
I jeszcze w dodatku to obuwie zamienne może się okazać "nieodpowiednie", to mnie uderzyło w wypowiedzi Kota... Co oni jakiś wzorzec metra przechowują i oceniają buty w których chodzisz na co dzień?
Użytkownik: verdiana 19.03.2006 23:30 napisał(a):
Odpowiedź na: I jeszcze w dodatku to ob... | aleutka
A to akurat rozumiem. Podeszwa rzeczywiście ważna. Swego czasu się głowiłam, jakie opony powinien mieć wózek inwalidzki, żeby nie zdemolować podłogi w domu. Czarne zostawiają ślady, których nie da się wyczyścić. Białe zostawiają mniejsze. Więc pewnie jasna guma jest lepsza i na podeszwach. :-)
Użytkownik: veverica 19.03.2006 23:35 napisał(a):
Odpowiedź na: A to akurat rozumiem. Pod... | verdiana
Tak, u mnie w podstawówce właśnie o to chodziło - czarne podeszwy zostawiały takie czarne smugi, i potem Cię za to ścigali:) Dlatego miały byc tenisówki, na jasnych podeszwach...
Użytkownik: aleutka 19.03.2006 23:42 napisał(a):
Odpowiedź na: A to akurat rozumiem. Pod... | verdiana
Cholipka, to mi nie przyszło do głowy. Zwracam honor dyrekcjom:)) Ale wiesz mam wrażenie, że w wielu wypadkach było to po prostu i jedynie narzędzie władzy dla sfrustrowanych. Można się przyczepić. Formalizm. I takie odniosłam wrażenie z wypowiedzi Kota - czepianie dla czepiania ta bibliotekarka uprawiała.
Szkoła to budynek użyteczności publicznej. Równie dobrze do urzędów można by wprowadzić obowiązkową zmianę obuwia. Często spędzasz tam jako petent wiele godzin i z reguły musisz zaplanować wyprawę. Można by wprowadzić paragraf "przynoszenie obuwia zamiennego obowiązkowe":)) Nasz kraj to raj dla biurokratów:)))
Użytkownik: verdiana 19.03.2006 23:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Cholipka, to mi nie przys... | aleutka
No bo od sprawdzania obuwia to powinna być woźna, jeśli już, a nie bibliotekarka! Chyba że to właśnie ona odpowiadała za stan podłogi w b-tece, w co też mogłabym uwierzyć - mamy dużo durnych przepisów. :-)
Użytkownik: aleutka 19.03.2006 23:52 napisał(a):
Odpowiedź na: No bo od sprawdzania obuw... | verdiana
Tak mnie teraz uderzyło - Kot pisze o obowiązkowych "klapeczkach" i że z tegoż powodu co jakiś czas regularnie ktoś spadał ze schodów (Dyskusja się rozwija raczej w nieoczekiwanym kierunku:)))

Jeśli ktoś spadnie ze schodów i dozna jakichś uszkodzeń poważnych a lekarz uzna, że przyczyną było nieodpowiednie obuwie to kto za to odpowie? Ten układający przepis?:)) Echh, mam alergię na biurokrację i spychologię stosowaną...
Użytkownik: veverica 19.03.2006 23:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Cholipka, to mi nie przys... | aleutka
Mnie tylko zawsze trochę intrygowało, dlaczego w takim razie nauczyciele nie musieli zmieniać obuwia... No, ale nic to, na pewno były ku temu jakieś ważkie powody;)
A w podstawówce miałam nawet jedną salę i jednego pana, gdzie siedziałam boso (nie ja jedna), bo w obuwiu niezmienionym (a tak się zwykle w cieplejszym okresie robiło, nikt tego za bardzo nie sprawdzał) wejść absolutnie nie było wolno:)
Użytkownik: aleutka 19.03.2006 23:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Mnie tylko zawsze trochę ... | veverica
No właśnie! A nauczyciele?:)) Ale poszukiwanie logiki w polskich przepisach i regulaminach to daremne zadanie:)))))
Użytkownik: kott 20.03.2006 04:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Mnie tylko zawsze trochę ... | veverica
Dla Was to paradoks, a dla mnie i moich znajomych byla to rzeczywistosc... Czego spodziewac sie jednak, jesli wozny (i ta bibliotekarka brrr..) prowadzil "Calodobowa Inspekcje Obuwia Zmiennego", temat wielu szkolnych kabaretow ;))
Użytkownik: nutinka 20.03.2006 09:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Mnie tylko zawsze trochę ... | veverica
A taki jest prosty sposób na obejście tego utrudnienia. Przez prawie całe liceum w dni ciepłe nosiłam w worku jakieś sandałki (powinny być lekkie, żeby się nie przedźwigać ;)), a chodziłam i tak cały czas w tych butach, które miały być niby tylko po szkole. Nigdy nikt mi nic nie powiedział (nie zauważyli czy co?). Teraz wychodzi, jaka ta moja natura pokrętna... ;)
Użytkownik: veverica 20.03.2006 14:01 napisał(a):
Odpowiedź na: A taki jest prosty sposób... | nutinka
No tak, ale to chodzi nie tylko o to, żeby chodzić w czym się chce, ale jeszcze żeby nie nosić;) U nas się zwykle kręciło, że buty zamienne owszem, a jakże, zostawiłam w szatni itd.;) Nikt tego za bardzo nie pilnował...
Użytkownik: librarian 29.11.2006 16:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Cholipka, to mi nie przys... | aleutka
Aleutko, a kapcie czy też papucie (sama nie wiem jak toto się nazywa) obowiązujące w muzeach, zamkach itp. Nigdzie na świecie się z tym nie spotkałam.
Użytkownik: aleutka 04.12.2006 10:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Aleutko, a kapcie czy też... | librarian
Posadzki moga byc zabytkowe kto ich tam wie... Ale tez mam wrazenie, ze to traktowanie doroslych ludzi jak dzieci. (Pamietam jak sie slizgalismy na tych filcowych podkladkach na kornickim zamku 12 lat majac:))
Użytkownik: verdiana 19.03.2006 10:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Jakie są wasze doświadcze... | zarzyczka
To ja też napiszę o swoich doświadczeniach, bo miałam dobre. :-)

W podstawówce miałam bardzo fajną panią bibliotekarkę. Każdą przerwę, każde okienko i wolne godziny spędzałam w b-tece. Było kółko biblioteczne, na którym niestety po jakimś czasie zostałam sama, ale pani b-tekarka za to nauczyła mnie wszystkiego - od wprowadzania książek do katalogu do zakładania im foliowych koszulek, więc bardzo często ją wyręczałam. Nie było w b-tece nic, czego nie mogłabym zrobić - i to były moje najszczęśliwsze lata b-teczne. :-)

W liceum też zaprzyjaźniłam się z paniami. Co prawda tam już nie robiłam wszystkiego, ale za to miałam dostęp do książek trudno namierzalnych (pierwsza w kolejce :-)) i mogłam przychodzić nawet wtedy, kiedy b-teka była zamknięta (po godzinach, albo kiedy panie coś tam robiły). Mogłam też zabierać ze sobą książki, które były do wglądu tylko w czytelni.

Moja osiedlowa b-tekarka też była sympatyczna. Co prawda nie była kompetentna, bo znała się tylko na literaturze popularnej, a i to nie na całej, ale była bardzo miła, uczynna, zatrzymywała d;a mnie książki, uprzedzała o nowych zakupach (żebym mogła pierwsza wypożyczyć) i prawie zawsze, kiedy nie mogłam się na nic zdecydować, spacerowała ze mną między półkami, proponując coś, wymyślając, co mogłabym wziąć i rozmawiając o książkach. I tak mogłyśmy nawet przez parę godzin!! W końcu zaproponowała mi wakat w b-tece, ale już niestety wyprowadziłam się z tamtego miasta i nie dałabym rady dojeżdżać.

A bibliotek na nowym miejscu jeszcze nie znam, bo wszędzie chcą ode mnie kaucję. Więc w charakterze b-teki wykorzystuję znajomych. O. :-)
Użytkownik: Edycia 19.03.2006 12:56 napisał(a):
Odpowiedź na: To ja też napiszę o swoic... | verdiana
I bardzo dobrze. Od czego są znajomi.<rotfl>
Użytkownik: pilar_te 19.03.2006 10:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Jakie są wasze doświadcze... | zarzyczka
U mnie w bibliotece wojewódzkiej jest jedna przemiła pani, która już dobrze mnie zna i zawsze anuluje moje długi i bez gadania prolonguje książki :-) Reszta pań (i chyba nawet jeden pan nijaka. Chyba mi się nie zdarzyło, żebym prosiła bibliotekarkę o pomoc, zanurzam się między regały i zazwyczaj znajduję więcej, niż bym chciała ;-)
Użytkownik: joanna.syrenka 19.03.2006 13:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Jakie są wasze doświadcze... | zarzyczka
A ja mam bardzo przyjemne doświadczenia, może poza paroma drobnymi wyjątkami - to jednak zawsze byłam bardzo miło obsłużona.
A może ta dziewczyna od Żeleńskiego zastępowała tylko kogoś? No ale mimo wszystko - powinno się wiedzieć...
Użytkownik: zarzyczka 19.03.2006 18:57 napisał(a):
Odpowiedź na: A ja mam bardzo przyjemne... | joanna.syrenka
Czy zastępowała? Nie wydaje mi się... Ale mam nadzieje. Jakoś nie mam ochoty ponownie się na nią natkąć, gdzy znów będę potrzebowała pomocy ;)
Użytkownik: ioanka 19.03.2006 14:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Jakie są wasze doświadcze... | zarzyczka
Jak sobie tak czytam Wasze wspomnienia biblioteczne to i w mojej głowie otwierają się jakieś zakurzone klapki, które to przysłaniały mi nieco doświadczenia mojej beztroskiej młodości ;-).

Otóż, przypomniało mi się, że ja w podstawówce też się udzielałam bibliotecznie i to chyba nawet intensywnie, bo w szkole i poza nią. Pamiętam opakowywanie książek w taki szary papier, porządkowanie katalogu, a nawet występy w bibliotecznym teatrzyku - raz albo dwa razy... Kurczę, jakie to były czasy...

W liceum niestety przygoda z biblioteką szkolną była tylko pierwszoklasowym epizodem, później to prawie jej nie odwiedzałam...

Teraz na studiach to korzystam głównie z tych odczłowieczonych bibliotek skomputeryzowanych - ale to z konieczności, w poszukiwaniu materiałów naukowych. Poza tym to jestem wierna mojej tradycyjnej miejskiej bibliotece, gdzie jednak bibliotekarki pozostają obce i nijakie (jak ktoś już to napisał)...
Użytkownik: Anna 46 19.03.2006 14:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Jak sobie tak czytam Wasz... | ioanka
Oprawianie w szary papier, ze wzmocnieniem grzbietu (podwinięcie naciętych kawałków) - pamiętam z podstawówki.
W liceum raczej drętwa pani i nie przypominam sobie wizyt w tej bibliotece, za to w miejskiej, począwszy od tej dla dzieci, po tę dla dorosłych - panie urocze, uśmiechnięte, chętne do rozmowy, podsuwające ciekawe pozycje.
Teraz, w mojej osiedlowej podobnie: wszystkie pracujące są panie solidnie przygotowane do zawodu, bardzo kompetentne (widzę, jak pomagają uczniom szukać potrzebnych opracowań), informują o nowościach, znają gusty czytelników (stałych) i proponują dobre pozycje. Zwykle nie korzystam z pomocy przy szukaniu, bo uwielbiam sama buszować po regałach, ale czasem nie jestem pewna autora i wtedy pomoc gwarantowana. Nie ma problemu z prolongatą ani ilością książek - zwykle przynoszę 8 - 10; zapasik na miesiąc, albo krócej.
Moja osiedlowa biblioteka dostaję ode mnie szósteczkę z wykrzyknikiem.:-)
Użytkownik: verdiana 19.03.2006 14:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Jak sobie tak czytam Wasz... | ioanka
O, a gdzie chodziłaś do podstawówki? Bo w mojej też był teatrzyk organizowany przez panią b-tekarkę i członków koła b-tecznego dla młodszych klas. Wystawialiśmy "Króla Midasa". :-)

A na studiach... Na uczelni nie mieliśmy prawdziwej b-teki, tylko zbiór xerówek z materiałów niedostępnych. Zapędzili nas do b-teki PAN w PKiN i tam korzystaliśmy. B-teka była ogromna, miała komputerowe katalogi (a nigdy nie było wolnego komputera), zawsze trzeba było wypełniać rewersy i nigdy nie można było buszować między półkami. Pań nie pamiętam w ogóle... ale w sumie b-tekę lubiłam - żadna inna nigdy nie była tak rewelacyjnie naukowo zaopatrzona.

Potem jeszcze jeździłam do Narodowej. Tam to w ogóle koszmar. Człowiek jest puszczony samopas, ale nie ma dostępu do książek. Może jedynie poszukać książek w katalogu, wypisać rewers i mieć nadzieję, że mu te książki przyniosą do czytelni, przy czym można wziąć tylko 5 książek na godzinę i nie można na zapas. Nie ma oczywiście wszystkich potrzebnych książek. A jeśli się pisze jakąś pracę albo robi redakcję, to się siedzi i godzinami czeka na książki. Sprawdzenie szczegółu w jakiejś książce zajmuje minutkę, a potem 40 minut się czeka na kolejne książki. Paranoja! :(( BN to moje jedyne złe doświadczenia biblioteczne...
Użytkownik: ioanka 19.03.2006 15:02 napisał(a):
Odpowiedź na: O, a gdzie chodziłaś do p... | verdiana
Eee, ja chodziłam do takiej małej miejscowości, o której pewnie nigdy nikt stąd nie słyszał, więc nie będę się przyznawać ;-))) na południu Polski. A zapomniałam dodać, że to był teatrzyk kukiełkowy i ja "grałam" w nim liska, tylko nie pamiętam z jakiej bajki...coż...starość nie radość...
Użytkownik: verdiana 19.03.2006 15:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Eee, ja chodziłam do taki... | ioanka
A to ja w Polsce centralnej i graliśmy sami, mali aktorzy hehe. Tylko raz się dałam wrobić w teatrzyk. :)) Okropne.
Użytkownik: ioanka 19.03.2006 15:06 napisał(a):
Odpowiedź na: A to ja w Polsce centraln... | verdiana
Coś w tym jest, bo poza pewną idealizacją przeszłości, to ja też raczej tak średnio to wspominam... Chyba za dużo stresu mnie to kosztowało. Cała ręka mi się trzęsła i lisek wyglądał na nieco niezrównoważonego...
Użytkownik: Anna 46 19.03.2006 15:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Coś w tym jest, bo poza p... | ioanka
...bo to był Lisek Chytrusek i zepewne coć knuł...:-)))
No, co Ty! Takie piękne wspomnienia!:-)
Użytkownik: verdiana 19.03.2006 16:01 napisał(a):
Odpowiedź na: ...bo to był Lisek Chytru... | Anna 46
Piękne? Dla mnie te teatrzyki też były traumą. :-)
Użytkownik: librarian 20.03.2006 04:14 napisał(a):
Odpowiedź na: O, a gdzie chodziłaś do p... | verdiana
Ja z kolei pamiętam swój szok kompletny jak się okazało, że biblioteka uniwersytecka w Toronto jest samoobsługowa, żadnego wypisywania rewersów, samemu buszuje się po labiryncie pięter i półek, a jest to kolos więc się człowiek musi nieźle nabiegać.

A jak jest w bibliotece uniwersyteckiej w Warszawie, w tej nowej, może wiesz.
Byłam w lecie na wakacjach, po latach i ta biblioteka wyglądała mi już na taką bardziej nowoczesną, choć nie chcieli mnie wpuścić, jako nie-studentki, musiałam się prosić, że ja tylko chce kartkę-widokówkę kupić, bo chciałam się tu w Kanadzie pochwalić taką piękną nowoczesną architekturą. I udało się, zdjęcia zostały wykorzystane w prezentacji o światowych trendach w architekturze bibliotek. Ta biblioteka wygląda imponująco, ale jak jest z dostępem do książek do nie wiem.
Użytkownik: verdiana 20.03.2006 08:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja z kolei pamiętam swój ... | librarian
Też nie wiem. Tę biblio to ja oglądam tylko z zewnątrz i jest piękna. :D Nie mam potrzeby nic wypożyczać, PAN i tak jest lepiej zaopatrzony. :-)
Użytkownik: jakozak 20.03.2006 09:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Jakie są wasze doświadcze... | zarzyczka
Nie chodziłam do bibliotek w moich licznych podstawówkach i w liceum. Miałam zawsze w domu pełno książek do czytania.
Rodzice kupowali dużo. Pożyczało się od znajomych.
Użytkownik: verdiana 20.03.2006 09:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie chodziłam do bibliote... | jakozak
Fajnie miałaś... Ja pamiętam, że u mnie na półkach rodziców stały tylko jakieś książki wojenne, historyczne, wojskowe, klasyka - totalnie nieciekawe. :( A jeśli się jakąś chciało kupić, to nie było. Książki się dostawało spod lady i trzeba było brać wszystko, co się pojawiło, bo następnym razem mogło się nie pojawić. Wyboru nie było... więc tylko b-teka. :(
Użytkownik: jakozak 20.03.2006 09:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Fajnie miałaś... Ja pamię... | verdiana
Spod lady to chyba dopiero w latach osiemdziesiątych, bo wcześniej pamiętam pełne księgarnie. I wysyłkowa jakaś była, bo paczki dla mnie przychodziły.
Użytkownik: nutinka 20.03.2006 10:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Spod lady to chyba dopier... | jakozak
Moja mama dostała po znajomości talon na 13-tomową encyklopedię, która była wydawana od 1968 roku. Więc i wcześniej bywało różnie.
Użytkownik: jakozak 21.03.2006 07:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Moja mama dostała po znaj... | nutinka
Encyklopedie i słowniki - tak. Ciężko było. W ogóle moja (a właściwie Rodziców) pierwsza encyklopedia - taka jednotomowa zielona z pięknymi, cieniutkimi kartkami pojawiła się w domu około roku 1970.
Użytkownik: verdiana 20.03.2006 10:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Spod lady to chyba dopier... | jakozak
Wcześniej to ja miałam 4 lata, mieszkałam w Zegrzu i nawet na oczy księgarni nie widziałam. :-)))
(w Zegrzu to był tylko sklep mięsny, a mięsko na kartki :-))
Użytkownik: nutinka 20.03.2006 10:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Fajnie miałaś... Ja pamię... | verdiana
U mnie też brało się wszystko, co raczyli dać spod lady. Dlatego teraz zalegają mi w domu u mamy jakieś dziwne tytuły, nigdy nie przeczytane. Ale może na szczęście na spod lady załapaliśmy się w samej końcówce tych czasów. Niedługo potem wybór w księgarniach znacznie się zwiększył i można było zacząć przebierać.

Miałam dobrze, bo brat miał dużo książek, i chociaż czasem odmawiał mi "prawa" do czytania jakiejś, to i tak umiałam sobie z tym poradzić (już gdzieś wcześniej o tych sposobach pisałam). Tylko raz, gdy nie chciał mi pożyczyć "Potopu" ("bo nie będziesz czytać od środka"), zarobiłam dwóję za nieprzeczytanie lektury ;).
Użytkownik: librarian 20.03.2006 15:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie chodziłam do bibliote... | jakozak
Pamiętam tzw. "prohibity", te się głównie pożyczało, bo oczywiście nie były dostępne.
Użytkownik: martamatylda 24.11.2006 20:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Jakie są wasze doświadcze... | zarzyczka
moją bibliotekę właśnie skomputeryzowano, dostałam kartę z kodem paskowym i bez niej nic nie dostanę ;)
nie mam bez niej tożsamości, teraz nie jestem nazwiskiem, tylko numerkiem. ;)

panie są dwie, jedna zazwyczaj sama przynosi mi książki (biblioteka jest malutka), a druga mnie po nie wysyła. ale narazie wypożyczam same lektury (romatyzm - dużo utworów i dosyć krótkie).

ale jest tam bardzo ciepło, zrobili przemeblowanie nawet :)
Użytkownik: mam_kota 24.11.2006 21:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Jakie są wasze doświadcze... | zarzyczka
Bywam w trzech bibliotekach i moje zdanie o każdej jest bardzo różne. W np. książnicy miejskiej panie bibliotekarki są okropnie wrednymi babskami, króre nie potarfią np. zrozumieć, że kiedy wypełnia się coś pierwszy raz (uzupełniałam sygnaturę) nie robi się tego w zawrotnym tempie, jakiego ode mnie wymagano.
Na szczęście w B. Garnizonowej mam okazje spotykać bardzo sympatyczną, kompetentną panią, która jeszcze za nic mnie nie opieprzyła i nie wygląda na taką, która by to czasem robiła. Hmm... no i szkolna została, tu mamy dwie panie, jedna-wybaczcie mi-kretynka, która nie wie, że Christie należy szukać pod literą "C", a nie "K", z drugą jest mam nadzieję lepiej, bo jeszcze nie sprawdzałam jej profesjonalizmu, w każdym razie przemiła z niej osoba.
Użytkownik: Korniszon13 25.11.2006 10:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Jakie są wasze doświadcze... | zarzyczka
W mojej bibliotece bibliotekarki są bardzo miłe i uprzejme, chociaż niekoniecznie są w stanie mi za każdym razem pomóc. Notabene mam skłoność do wynajdowania jakichś dziwnych, prawie nieznanych autorów, więc nie trzeba im się dziwić... :-) Bardzo się tylko zdziwiłem, gdy były zaskoczone nazwiskiem Fallaci. A jeśli chodzi o szkolną bibliotekę, to jestem zdowolony, księgozbiór napradę bogaty (w tytuły wprawdzie, bo większość nie-lektur jest po jednym egzemplarzu) jak na szkołę. Bibliotekarki są także bardzo miłe i znają się na tym, co robią.
Użytkownik: użytkownik usunięty 05.12.2006 16:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Jakie są wasze doświadcze... | zarzyczka
Spotkałam się kiedyś z taką sytuacją w mojej bibliotece publicznej:bibliotekarka postawiła książkę na półce w dziale "sztuka", tyle że ta książka nie miała z tą dziedziną nic wspólnego. Za to na okładce było napisane : Sztuka w trzech aktach.....i dalej tytuł.

Za to w bibliotece szkolnej niekompetencja aż raziła. Pani nie umiała znaleźć żadnej książki. Ponadto bardzo nie lubiła, gdy ktoś coś wypożyczał i jeżeli nie była to znana lektura to pytała: "A po co ci to?"
Użytkownik: --- 05.12.2006 16:33 napisał(a):
Odpowiedź na: Spotkałam się kiedyś z ta... | użytkownik usunięty
komentarz usunięty
Użytkownik: conti 05.12.2006 16:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Spotkałam się kiedyś z ta... | użytkownik usunięty
Felino, nie ma co się dziwić skoro w salonie EMPIKU książki popularnonaukowe; religijne, filozoficzne itp. znajdowały się na regale z napisem poradniki. A były tam rzeczywiście poradniki jak pielęgnować ogród, remonotować mieszkanie itd.
Użytkownik: serducho6 06.01.2007 23:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Jakie są wasze doświadcze... | zarzyczka
Hmmm... ja powiem, ze ostatnio jedna rzecz mnie zszokowała i zmienilam nieco swoje poglądy na ten temat. Otóż w podstawówce miałam bardzo miłą panią bibliotekarkę, nasza szkoła była mała, a że pochłaniałam książki często zamieniłyśmy parę słów. To stworzyło w moim mniemaniu pogląd, gdzie bibliotekarze to ludzie niezmiernie inteligentni,"oczytani" i przyjazni. Nie zauwazylam jednej rzeczy, ktora byla dla mnie oczywista - bibliotekarz jest kompetentny. Teraz chodzę do gimnazjum, juz 2. klasa. W tym roku przyszła "nowa", ale jak się okazało, pracowała już w podstawówce, do której chodziła większość gimnazjum, także moja kolezanka. Jej siostra prosiła o wypozyczenie "Króla Edypa". Ta poszła do biblioteki,a bibliotekarka odpowiedziała: "A kto to napisał??" Uważam, że to paranoja, zwłaszcza, że nie była to początkująca bibliotekarka. Wiem,że "Król Edyp" to lektura licealna, ale myślę, że niezależnie od tego czy jest się bibliotekarzem w liceum, gimnazjum czy gdziekolwiek indziej, to uważam, że trzeba znać jakieś podstawy,a to taką podstawą jest. Dobrze, że nie zapytała się kto napisal "Pana Tadeusza". Mam nadzieję, ze nie tylko ja przyjmuję takie a nie inne stanowisko w tej sprawie.
Użytkownik: scitenmark 09.01.2007 13:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Jakie są wasze doświadcze... | zarzyczka
juz legendy kraza czasami... np dziewczyna pyta się "Jest "Obrona Platona"?" "A to jakieś opowiadanie?" o_-

albo "jest "tako rzecze Zaratustra" "jest, Zaratustry" (w sensie ze niby autorstwa Zaratustry (...))

ale dizisja mnie paniw bibliotece zdziwiła [zdziwaiła, bo juz zdążyłem się przyzwyczaić do niekompetencje pań biblio, znaczy takw ogólności).

Dzisiaj powiedziała mi, żebym wypożyczył Koran do "Szatańskich wersetów", bo mogę nie zrozumieć. Aż mnie wcięło. Zna tą książkę ;P Ale akurat w tej bibliotece (Staromiejska w Olsztynie na "rynku") obfituje w mile czesto, kompetentne panie.
Użytkownik: sonja1 09.01.2007 14:55 napisał(a):
Odpowiedź na: juz legendy kraza czasami... | scitenmark
Masz na myśli Bibliotekę Wojewódzką? Dawno tam nie zachodziłam, ale panie rzeczywiście były miłe:-))
Przypomniała mi się jedna zabawna sytuacja związana z tą biblioteką. Rzecz działa się kilka lat temu, do lady bibliotecznej podchodzi dziewczyna i mówi: "Poproszę o tę książkę na podstawie której powstał Big Brother"
Pani za ladą z uśmiechem wyciąga "Rok 1984" Orwella...
Użytkownik: scitenmark 15.01.2007 08:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Masz na myśli Bibliotekę ... | sonja1
Hehe, spoko :D

No rzeczywiście, po prostu adaptacja filmowa :D:D
Użytkownik: Sluchainaya 15.01.2007 10:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Jakie są wasze doświadcze... | zarzyczka
Ja biblioteki w podstawówce nie pamiętam zbyt dobrze. Coś mi świta, że bywałam tam w celu wypożyczenia kolejnych tomów przygód Mikołajka, ale nic więcej :)
W gimnazjum szybko odkryłam, że warto się z panią bibliotekarką zaprzyjaźnić :) Nawet mieliśmy taką drużynę "bibliotekową", która na przerwach pomagała bibliotekarce - np. wklejać do książek ex librisy. Za każdą przerwę, czy lekcję spędzoną w bibliotece dostawało się punkty (na zachętę), więc dużo czasu tam spędzałam, bo "ścigałam się" z kolegami z innych klas.
W liceum mieliśmy bardzo sympatyczną panią bibliotekarkę. I tu też szybko się zaprzyjaźniłam. W trzeciej klasie praktycznie większość przerw, a i lekcji (nie chodziłam na religię, która nieprzepisowo była w środku zajęć) spędzałam w tej bibliotece odrabiając zadania, czy czytając jakąś interesującą lekturę. Teraz trochę mi tej biblioteki brakuje, choć nie miała zbyt pokaźnego księgozbioru.

Obecnie spędzam wiele czasu w Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej, do której jestem zapisana od jakiś trzech lat. Pamiętam mój pierwszy kontakt z nią - wtedy wydawała mi się ogromna i nieprzyjazna, ale w rzeczywistości pracują tam bardzo sympatyczne osoby. Widzę jak dużo nieraz mają pracy (przynajmniej w głównej wypożyczalni), więc nie utrudniam im jej jeszcze bardziej proszeniem o podanie książki (tylko w wypadkach kiedy sprawdziłam już wszystkie możliwości jej "pobytu"). Raz nawet zdarzyło mi się zapomnieć karty, ale trafiłam na bardzo sympatyczną panią, która weszła na moje konto jedynie dzięki okazaniu dowodu :) Trochę się zawstydziłam, kiedy sprawdzała dane i spytała o studia "Informacja naukowa i bibliotekoznawstwo?". Od tej pory pilnuję, żeby nie zostawiać karty na biurku :)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: