Przedstawiam
KONKURS nr 19 pt. „ZWIERCIADŁO w LITERATURZE”,
który przygotował
Glivinetti:
Konkurs czeka na na pierwszych śmiałków, którzy staną w szrankach. :-)
Zaprezentowanych jest 16 fragmentów utworów; należy podać autora i tytuł książki, z którego fragment pochodzi.
W konkursie można zdobyć 32 punkty, po jednym za autora i po jednym za tytuł.
Odpowiedzi można przysyłać
do 25 marca do godziny 24.00,
na adres:
glivinetti@wp.pl
W temacie proszę podać : Konkurs - … [w miejsce kropek proszę wpisać biblionetkowy nick].
Wyniki ogłoszone będą najszybciej, jak to możliwe.
UWAGA!
Odpowiedzi nie zamieszczamy na Forum! Wysyłamy mailem!
FRAGMENTY KONKURSOWE
1.
Diabeł [...] wpadł w świetny humor, zrobił bowiem lustro, które
posiadało tę właściwość, że wszystko dobre i ładne, co się w nim
odbijało, rozpływało się na nic, a to, co nie miało żadnej wartości
i było brzydkie, występowało wyraźnie i stawało się jeszcze brzydsze.
[...] Wszyscy, którzy chodzili do szkoły diabła [...] uważali,
że dopiero teraz będzie można dowiedzieć się, jak naprawdę wygląda
świat i ludzie. [...] Przyszło im do głowy polecieć do nieba. [...]
Wtedy lustro zadrżało tak strasznie, że wypadło im z rąk na ziemię,
gdzie rozprysło się na tysiące milionów, bilionów i jeszcze więcej
okruchów.
2.
W ciemnej czeluści ukazało się Oko i rosło z każdą sekundą, aż
wypełniło niemal całe Zwierciadło. Było tak straszne, że F. struchlał,
niezdolny krzyknąć ani oderwać wzroku. [...] Potem Oko zaczęło
błądzić na wszystkie strony, jakby czegoś szukając; F. ze zgrozą,
lecz bez najmniejszej wątpliwości zrozumiał, że między innymi szuka
również jego [...]. Pierścień zawieszony na łańcuszku u szyi zaciążył
mu jak ogromny kamień.
3.
Pokój wyglądał jak nieużywana klasa. Pod ścianami piętrzyły się stosy
krzeseł i stolików, dostrzegł też przewrócony do góry nogami kosz
na śmieci. Ale było tu również coś, co nie pasowało do całości, coś,
co sprawiało wrażenie, jakby ktoś wstawił to tutaj, żeby nie zawadzało.
Było to piękne lustro, oparte o ścianę, sięgające aż do sufitu,
w bogato zdobionej złotej ramie. Na szczycie ramy widniał napis: AIN
EINGARP ACRESO GEWTEL AZ RATWĄ WTE IN MAJ IBDO.
4.
Wysuwając kaganek przed siebie, ruszyłem do następnych pokojów. Na spotkanie
wyszedł mi olbrzym o budzących grozę rozmiarach, ciele falującym i płynnym,
jakby był zjawą.
- Diabeł! - krzyknąłem i niewiele brakowało, a wypuściłbym z rąk kaganek,
kiedy obróciłem się gwałtowanie i schroniłem w ramionach W. [...]
- Doprawdy zmyślne. Zwierciadło!
- Zwierciadło?
- A jakże, śmiały mój rycerzu! Tak odważnie ruszyłeś na prawdziwego
przeciwnika dopiero co w skryptorium, a teraz przeraził cię własny
wizerunek.
5.
Spróbujmy udawać, że jesteś Czerwoną Królową, Kiciu! [...] Najpierw, jak
widzisz, jest tam pokój, który można zobaczyć w głębi... jest zupełnie
taki sam, jak nasz salon, tylko że wszystkie rzeczy stoją po przeciwnej
stronie. Mogę go obejrzeć w całości, kiedy wejdę na krzesło... Och!
Och, jak bardzo chciałabym zobaczyć ten kącik! [...] No cóż, książki
podobne tam są do naszych książek, tyle tylko, że słowa biegną w złym
kierunku; wiem o tym, bo przyłożyłam jedną z naszych książek do lustra,
a wtedy oni w tamtym pokoju też to zrobili z jedną ze swoich.
6.
S. została sama. Wróciła przed lustro. [...] Znów wsadziła na głowę melonik
i długo się sobie przyglądała. Sama się dziwiła, że od tylu lat szuka jednej
straconej chwili. Kiedyś, przed wielu laty przyszedł do niej T. Melonik go
zainteresował. Wsadził go na głowę i przeglądał się w wielkim lustrze, które,
tak samo jak tutaj, stało parte o ścianę w jej praskim mieszkaniu.
7.
Minęła chyba szóste z kolei drzwi, kiedy przestraszyła się po raz pierwszy.
Przez chwilę była prawie pewna, że jakaś złośliwa brodata twarzyczka
wyskoczyła ze ściany i wykrzywiła się w jej stronę. Ł. zmusiła się, by
stanąć i spojrzeć na nią. Nie była to wcale twarz. Było to małe lustro,
rozmiarów i kształtu jej własnej twarzy, z włosami na górze i brodą na dole,
tak że kiedy się w nie patrzyło, twarz pasowała akurat do włosów i brody.
8.
Nie miałem wtedy lustra w gabinecie. Tremo, które stoi za mną, gdy piszę
te słowa, kazałem przynieść później, aby dokładnie obserwować przemiany,
jakim ulegałem. [...] Zło zniekształciło i jak gdyby okaleczyło całą
postać swojego wcielenia. Mimo to, obserwując bacznie brzydotę w lustrzanej
tafli, nie czułem odrazy, lecz raczej przypływ serdeczności. Przecież
to byłem także ja - ludzki i naturalny. [...] Niedługo marudziłem
przed lustrem, bo czekał mnie jeszcze jeden, decydujący eksperyment.
Należało się przekonać, czy na dobre nie utraciłem dawnej osobowości [...].
Po straszliwych mękach wyłoniłem się z nicości w poprzedniej postaci.
Miałem z powrotem wzrost, twarz i charakter doktora H. J.
9.
- Gdzieśmy to stanęli? - spytał E.
- Przy Bramie Wielkich Zagadek - przypomniał A.
- Słusznie! Przypuśćmy, że uda się ją przejść. Wtedy - dopiero wtedy - pojawi
się przed tobą druga brama, Brama Czarodziejskiego Lustra. [...] Ta druga
brama jest zarówno otwarta, jak i zamknięta. [...] Chodzi tu o duże lustro,
aczkolwiek rzecz nie jest ani ze szkła, ani z metalu. [...] Stojąc przed
nim widzi się samego siebie, ale, ma się rozumieć, nie tak jak w zwyczajnym
lustrze. Widzi się nie swoją powierzchowność, lecz swoje prawdziwe wnętrze,
tak jak ono w rzeczywistości wygląda. Kto chce przejść, ten musi, że tak
powiem, wejść w samego siebie.
10.
- Czy nigdy nie odczuwałeś chęci znalezienia się tam? - spytał, pukając
palcem w szkło.
Nie zrozumiałem.
- Gdzie: „tam”?
- Tam, po drugiej stronie. W świecie odwróconych napisów, lewoskrętnych gwintów
i zegarów chodzących w drugą stronę... [...] Ileż godzin spędziłem przed lustrem,
spod oka obserwując swego lustrzango sobowtóra w nadziei, że wreszcie, choć
na chwilę, zagapi się i nie zdąży powtórzyć jednego z moich gestów... [...]
Moje niepowodzenia w eksperymentach z lustrami nie zraziły mnie jednak do badania
świata po naszej stronie lustra: zostałem fizykiem. [...] Kiedy na wykładach
fizyki teoretycznej spotkałem się z zagadnieniami symetrii lustrzanej i zasadami
parzystości w świecie cząstek elementarnych, odkryłem, że drzemie we mnie jeszcze ta
dziecięca obsesja luster. Teraz już wiem, że droga do tamtego świata nie wiedzie
przez lustrzaną taflę... Ale, wobec tego, którędy?
11.
Na ścianie wisiało pęknięte lustro. Pan K. przejrzał się w lustrze dokładnie i poprawił
sobie piegi na nosie, wyjął z kieszeni czarny angielski plasterek i nalepił go wzdłuż
całego pęknięcia.
- Patrzcie, chłopcy, uczcie się, jak trzeba leczyć pęknięte szkło! - zawołał do nas
wesoło pan K.
Po tych słowach jął nacierać lustro flanelową szmatką, a gdy po chwili odlepił plasterek,
nie było już ani śladu pęknięcia.
- Niech A. i A. zaniosą lustro do jadalni. Jest już zdrowe - powiedział pan K.
12.
M. siedziała przed lustrem w zamszowych czarnych pantoflach i w płaszczu kąpielowym
narzuconym na nagie ciało. Zegarek na złotej bransoletce leżał przed nią obok otrzymanego
od A. puzdereczka i M. nie spuszczała z oczu cyferblatu. Chwilami wydawało się jej,
że zegarek się zepsuł i że jego wskazówki nie poruszają się. Poruszały się jednak,
acz bardzo powoli, jak gdyby lepiąc się do tarczy, aż wreszcie dłuższa wskazówka
osiągnęła dwudziestą dziewiątą minutę po dziewiątej. Serce M. załomotało tak strasznie,
że nie mogła nawet sięgnąć od razu po puzderko.[...]
Krem łatwo się rozsmarowywał i natychmiast się ulatniał, tak przynajmniej wydawało
się M. Posmarowawszy się po kilkakroć, spojrzała w lustro i upuściła puzderko prosto
na szkiełko zegarka, które promieniście pękło. Zasłoniła oczy dłonią, potem
spojrzała raz jeszcze i roześmiała się niepohamowanie. [...] Na trzydziestoletnią
M. patrzyła z lustra kędzierzawa z natury, kruczowłosa dwudziestoletnia dziewczyna
i trzęsła się ze śmiechu.
13.
Cudownie było skradać się do sypialni rodziców i siadać przed dwuskrzydłowym lustrem,
które potrafiło pokazać nawet to, co normalnie jest niewidoczne - cienie w kątach,
tył własnej głowy... M. przymierzała korale, pierścionki, otwierała flakoniki i długo
zgłębiała tajemnicę szminki. Któregoś dnia [...] podniosła szminkę do ust i umalowała
je na krwistoczerwono. Czerwień szminki poruszyła czas i M. zobaczyła siebie za
kilkadziesiąt lat, taką, jaka umrze. Gwałtownie starła szminkę z ust i wróciła do lalek.
[...] Zawsze jednak wracała do toaletki matki. Przymieszała jej atłasowe staniki
i buty na wysokim obcasie. Z koronkowej halki robiła sobie suknię do ziemi.
Patrzyła na swoje odbicie w lustrze i nagle wydawała się sobie śmieszna.
14.
Gdy pewnego razu swobodnie wędrowała od ściany do ściany salonu, przyglądając się
w skupieniu błyszczącym powierzchniom luster - niemal bardziej odczuła, niż zobaczyła,
jakiś ruch na przeciwległej ścianie. Odwróciła się błyskawicznie: w jednym z luster
odbijała się, blaknąca coraz szybciej, twarz pana G., którego tu wcale nie było! Pan G.
przecież, jak zazwyczaj, przebywał w kantorku! A. wolno, wcale się nie spiesząc, podeszła
do rzędu zwierciadeł. [...] Pan G. już się w nim nie odbijał. A. ujrzała jedynie swoją
twarz. Lustro najwyraźniej z niej kpiło, udając, że jest najzwyklejszym w świecie
zwierciadłem. Uważnie przyjrzała się jego ramie: ciemne drewno układało się w jakiś
wyszukany wzór. Były to kształty roślin i zwierząt, jakich jednak nigdy nie widziała
- ani w rzeczywistości, ani w kinie, telewizji czy przyrodniczej książce. Dziewczynka
ostrożnie dotknęła ramy. Wydało się jej, że dotyka czegoś ciepłego, żywego...
15.
Elegantki wchodzą godnie,
Każda jest ubrana modnie,
Każda w nowym, pięknym stroju
Najlepszego w mieście kroju.
„Gdzie jest lustro?”
„W przedpokoju.”
Biegnie pierwsza do zwierciadła,
Popatrzyła i pobladła.
„Co to znaczy? Oczy krowie,
Krowie rogi mam na głowie,
I w dodatku krowią postać!
Apopleksji można dostać!”
Biegnie druga do zwierciadła
I jak stała, tak usiadła.
„Ja tak samo, daję słowo,
Jestem krową, zwykłą krową!”
Inne, widząc swe odbicie,
Wpadły w rozpacz: „Czy widzicie?”
I wołały zapłakane:
„To są rzeczy niesłychane!”
16.
Agent numer XYQ/384/b zaczął szarym ołówkiem pisać cyfry na lustrze.
- Sześćdziesiąt razy sześćdziesiąt wynosi trzy tysiące sześćset. A więc jedna
godzina ma trzy tysiące sześćset sekund. Doba ma dwadzieścia cztery godziny, a więc
trzy tysiące sześćset razy dwadzieścia cztery, co wynosi osiemdziesiąt sześć
tysięcy czterysta sekund na dobę. Rok zaś, jak wiadomo, ma trzysta sześćdziesiąt
pięć dni. To daje trzydzieści jeden milionów pięćset trzydzieści sześć tysięcy
sekund na rok. Na jak długo szacuje pan swoje życie, panie F.?
- No cóż - wybąkał oszołomiony pan F. - jeśli taka będzie wola Boga, mam nadzieję
dożyć siedemdziesięciu, może osiemdziesięciu lat.
- Dobrze - podjął szary pan. - Przyjmijmy dla ostrożności tylko siedemdziesiąt lat.
[...] I dużymi cyframi wypisał na lustrze:
2 207 520 000 sekund [...]
Agent obliczał z zawrotną szybkością. Ołówek zgrzytał na lustrze, tak że na panu F.
cierpła skóra. [...]
Na lustrze figurowało następujące obliczenie: sen 441 504 000 sekund, praca 441 504 000
sekund, posiłki 110 376 000 sekund, matka 55 188 000 sekund, papużka 13 797 000 sekund,
zakupy itd., 55 188 000 sekund, przyjaciele, śpiew itp. 165 564 000 sekund, tajemnica
27 594 000 sekund, okno 13 797 000 sekund. Rasem 1 324 512 000 sekund.
- Ta suma - powiedział szary pan, stukając tak mocno ołówkiem w lustro, że brzmiało
to jak wystrzały rewolwerowe - ta suma przedstawia czas, jaki pan dotąd strwonił.
i co pan na to, panie F.?
================================
Dodane 21 kwietnia 2011:
Tytuły utworów, z których pochodzą konkursowe fragmenty, znajdziesz tutaj:
Rozwiązanie konkursu