Dodany: 09.05.2005 20:52|Autor: antecorda

Ogólne> Offtopic

Po co komu poloniści?


Takie mniej więcej pytanie zadała mi ostatnio pewna koleżanka i muszę przyznać, że wprawiła mnie w niemałe zakłopotanie. No bo tak naprawdę - po co sa poloniści? komu potrzebna jest nauka o książkach, których dziś prawie nikt nie chce czytać?

Sam uważam, że są potrzebni, a nawet niezmiernie dziś potrzebni, by zwracać uwagę na te książki, które mogą pomóc człowiekowi w jakiejś trudnej sytuacji zyciowej. Bo książka to koncentrat czyjejś mądrości życiowej. Nie musi to być jakaś szalona mądrość, dostępna tylko nielicznym. Przeczytawszy naprawdę wiele książek, mogę chyba powiedzieć, że te najważniejsze problemy ludzkie, te najtrudniejsze sprawy zawsze były omawiane w najprostszy sposób, że nawet ci najbardziej elitarni pisarze nie wychodzili poza to co najważniejsze w życiu - miłość, dobroć, przyjaźń, walkę ze złem, zwłaszcza tym, które czai się w sercu człowieka. Czasem jednak zdarzają się jakieś wyjątkowo trudne sytuacje, jakieś niezwykłe wybory moralne, którym musi podołać człowiek i w tym miejscu widzę rolę polonisty, czy raczej: filologa - wskazać na książkę, która mogła by pomóc komuś właśnie w takiej sytuacji. Może nawet wytłumaczyć coś, wyjaśnic jakiś fragment szczególnie trudny.

A Wy? Co o tym sądzicie?
Wyświetleń: 20911
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 46
Użytkownik: mysia 09.05.2005 21:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Takie mniej więcej pytani... | antecorda
poloniści napewno są potrzebni chociażby żeby młodzież troche wiedziała o sławnych pisarzach i ich utworach które kształtują historię literatury polskiej a w ogóle musimy umieć pisać czytać znać ortografie gramatyke itd a kto nas tego uczy od najmłodszych lat w szkole nikt inny jak poloniści oni w dużym stopniu przyczyniają się do tego jaki jest odsetek ludzi nie wykształconych w kraju
bo czy tak nie jest?
Użytkownik: joanna.syrenka 10.05.2005 18:07 napisał(a):
Odpowiedź na: poloniści napewno są potr... | mysia
Jest w tym dużo prawdy, ale nie da się też ukryć, że najlepiej z językiem polskim radzą sobie dzieciaki, które mają oczytanych rodziców i dużą biblioteczkę. Niestety - jeśli ktoś od najmłodszych lat nie był oswajany z książką, to prawdopodobnie nigdy nie posiądzie radości czytania (chociaż są wyjątki:D). I to jest smutne, bo takich ludzi przybywa w dużym tempie. Rzadko zdarza się tak utalentowany polonista, który nawróciłby zbłąkane owieczki z manowców gier komputerowych na drogę do najbliższej biblioteki...:) Pozdr.J.
Użytkownik: epikur 09.05.2005 22:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Takie mniej więcej pytani... | antecorda
Polonista nie powinien byc traktowany jako nauczyciel,a jako przedstawiciel piękna.Powinien krzewić u swoich wychowanków poczucie piękna,niezastąialności,Niczym menenas ,tak i on powinien pełnić tę misję.I porównania mecenasa do polonisty nie jest tu przypadkowe.Altruistyczność(chyba nie względy finansowe) i poczucie swojej roli, powinny wynagradzać mu cały trud wlożony w swoją pracę.
Jednak moim zdaniem,powinien on też mieć predyspozycje uprawniające go do tego zawodu.
Bo nawet samym umiłowaniem do literatury,nic sie nie zwojuje.
Użytkownik: dorsai 10.05.2005 13:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Polonista nie powinien by... | epikur
tak, ale wystarczy spojrzeć chociażby na dzisiejszą szkołę. Temat najświeższy - matury. Niegdyś matura z polskiego to była wielka praca, upust fantazji, intelektu, pokaz umiejętności (lub ich braku, niestety równie często) ucznia. A obecnie? Matura to schemat. Krótkie opisy, zadania testowe do tekstu, w którym nawet akapity są ponumerowane (no przeciez nie można dyskryminować tych, którzy nie wiedzą co to akapit lub nie potrafią policzyć do dwudziestu).
A skoro tak wygląda końcowy sprawdzian umiejętności ucznia, to jak wygląda przygotowanie tego ucznia przez nauczyciela? Już zniknęły hasła w stylu "Słowacki wielkim poetą był" :D Zastąpiły je schematy pytań, szablony testów, suche fakty przygotowujace do suchego, nic nie mającego wspólnego z literackim polotem i poetyckością. Niestety, taką drogę zmuszeni są poniekąd wybierać poloniści. A to kierując się dobrem ucznia (przecież liczy się "papierek", świadectwo, a nie faktyczna wiedza), bądź też prestiżem szkoły (wiecęj dobrych wyników świadczy o 'skuteczności' nauczania). Gdzie tu szacowna pani polonistka, której może i niezbyt się lubiło w podstawówce czy liceum, ale jednak później wspominało niejednorotnie mile czerwone od poprawek wypracowania?
Użytkownik: ALIMAK 10.05.2005 14:59 napisał(a):
Odpowiedź na: tak, ale wystarczy spojrz... | dorsai
Ja głęboko ubolewam nad formą nowej matury, dlatego podpisuję się obiema rękami pod tym co napisałaś. Pisanie TAKIEGO wypracowania to koszmar i udręka dla tych co mają chociaż odrobinę wyobraźni i polotu literackiego. Bo czym tu się można wykazać? Jeżeli napiszesz coś od siebie, to zwyczajnie tracisz punkty. Poza tym jak można sprawdzać wypracowanie wg. odgórnie ustalonego klucza?
Zazdroszczę tym, którzy mieli to szczęście i zdawali starą maturę.
Pozdrowienia,
<Tegoroczna maturzystka>
Użytkownik: dorsai 10.05.2005 15:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja głęboko ubolewam nad f... | ALIMAK
szczerze współczuję i życzę mimo wszystko powodzenia (lub pomyślnego wyniku, co chyba nie jest tożsame).
Użytkownik: Raptusiewicz 10.05.2005 21:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja głęboko ubolewam nad f... | ALIMAK
Ja też się zgadzam co do nowej matury. Klucz do wypracowania - czego ci ludzie nie wymyślą..
<już za rok matuuura..:>
Użytkownik: paulamizi 30.05.2005 20:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja głęboko ubolewam nad f... | ALIMAK
doskonale rozumiem .. :0 tez zdaje maturę teraz .. jest nieciekawie..
Użytkownik: firedrake 09.05.2005 23:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Takie mniej więcej pytani... | antecorda
Myślę, że poloniści są równie potrzebni jak historycy, biolodzy czy jak każdy inny nauczyciel jakiejkolwiek innej profesji, mają oni ukierunkować i pomóc w rozwoju młodych umysłów, wychować intelektualnie. Czy geograf czy hisotryk czy też polonista, każdy z nich wtajemnicza w arkana swej dziedziny, pokazuje jej historię i dotychczasowy dorobek, tudzież osiągnięcia. Tylko i aż tyle. Oczywiście w kwesti edukacji nauczyciel musi kierować sie pobudkami altruistycznymi, no bo jakimi? Finansowymi? Haha nie w Polsce, niestety.
Polonistyka to nie tyle nauka o książkach co o języku, nieprawadż? A, że język to słowa a słowa spisane to ksiażki, więc... :) Jakkolwiek książki to wynik finalny :). Twoje pytanie to temat rzeka, można książke spisać, a i nie wątpie, że są takowe, jednak odpowiedź jest bardzo prosta i zawiera się w dwóch pierwszych zdaniach :)
Użytkownik: carmaniola 10.05.2005 10:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Takie mniej więcej pytani... | antecorda
<< komu potrzebna jest nauka o książkach, których dziś prawie nikt nie chce czytać? >>

I właśnie dlatego są niezbędni. Nie rzecz w tym tylko,by umieć czytać i pisać,by szukać w książkach wiedzy - wystarczy czasem spojrzeć na teksty pisane przez niektórych ludzi z wyższym, bądź co bądź,wykształceniem. Zgroza!
To poloniści właśnie mają tę moc by zaszczepić w młodych umysłach miłość do książek i literatury. A także pokazać i nauczyć cenić piękno języka, który jest przecież nie tylko narzędziem porozumienia ale także rodzajem Sztuki. Może brzmi trochę górnolotnie ale wydaje mi się,że takie właśnie jest nadrzędne zadanie polonistów. Ktoś kiedyś powiedział,że nauczyciel to nie zawód, to powołanie ... Uważam,że w ogromnym stopniu miał rację.


Użytkownik: Agis 10.05.2005 13:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Takie mniej więcej pytani... | antecorda
Taka jest również rola bibliotekarza. A polonista odkąd pamiętam był dla mnie postacią mityczną. Przypisywałam takiemu potencjalnemu poloniście wielką empatię i życzliwość dla drugiego człowieka, miłość do książek, a przede wszystkim był dla mnie "bratem bądź siostrą w czytaniu", zawsze więc cieszyłam się, gdy poznawałam kolejnego. Niestety życie trochę zmodyfikowało moje ideały. Co najgorsze bycie polonistą nie jest tożsame z czytaniem książek i znajomością literatury. Brzmi to niewiarygodnie ale tak jest. Sama na próżno staram się zainteresować pewną polonistkę nowościami z naszej biblioteki, ale jak narazie ciągle słyszę to samo; "Kocham czytać, ale nie mam na to czasu". No i o książkach z nią nie pogadasz. No, może o "Ludziach bezdomnych". Ale uważam, że poloniści są niezbędni. Tylko tak jak w każdym zawodzie, dobrze byłoby gdyby byli to w większości ludzie z pasją.
Użytkownik: Raptusiewicz 10.05.2005 21:33 napisał(a):
Odpowiedź na: Taka jest również rola bi... | Agis
Czuję się trochę jak ta polonistka:) Ostatnio ze mną to też prawie tylko o "Ludziach.." i innych lekturkach można pogadać:) No, chyba że ta polonistka tylko pozuje na czytelniczkę? A'propos: czemu prawie wszyscy nie lubią tych "Ludzi.."?:>
Użytkownik: Agis 11.05.2005 12:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Czuję się trochę jak ta p... | Raptusiewicz
Bez przesady, gdyby można było z Tobą pogadać tylko o "Ludziach..." to byśmy się tu nie spotkały :) Ja ich nie lubię, bo...nie :)))
Użytkownik: Raptusiewicz 14.05.2005 10:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Bez przesady, gdyby można... | Agis
To dober uzasadnienie;) Ale ja ostatnio dręczę ludzi, bo nikomu oprócz mnie się nie podobało:(
Użytkownik: Marsia 11.05.2005 08:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Takie mniej więcej pytani... | antecorda
Stary ja się uczę ,żeby pracować w tym zawodzie ... a ty mi tAKI TEKST : NIE POTRZEBNI...TO MOŻE LEPIEJ CAŁĄ SZKOŁE ZLIKWIDUJMY. A MINISTER OŚWIATY NIECH IDZIE NA POLE ROBIĆ!
Użytkownik: Lykos 11.05.2005 11:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Takie mniej więcej pytani... | antecorda

Uważam, że poloniści, czy szerzej – specjaliści od języka i literatury ojczystej, powinni być strażnikami kodu, który umożliwia sprawną komunikację wewnątrz społeczeństwa i zapewnia utrzymanie tożsamości kulturowej i rozwój kultury. Nie są w tej funkcji jedynymi, ale chyba – najważniejszymi.

Polonistyka to nie tylko nauka o literaturze. Odzwierciedla to też struktura studiów polonistycznych, o ile moje niegdysiejsze wiadomości są jeszcze aktualne. Drugą ważną specjalizacją jest nauka o języku. Poloniści powinni dbać o sprawne funkcjonowanie języka jako narzędzia porozumiewania się. Nie chodzi o to, żeby język spetryfikować. Zmiany muszą być jednak zgodne z duchem języka i dotychczasowym jego stanem leksykalnym, gramatycznym (fleksyjnym i składniowym), frazeologią. Zbyt szybkie zmiany utrudniają kontrolę nad językiem, powodują też powstanie trudności adaptacyjnych części użytkowników języka, utrudniają dokładny odbiór i zrozumienie.

Jesteśmy w tej chwili właśnie w momencie zbyt żywiołowych zmian. Zdaje się, dotyczy to nie tylko języka polskiego, dotyczy większości języków świata. Globalizacja przyczynia się do wchłaniania przede wszystkim słownictwa, w mniejszym stopniu składni, z języków dominujących, na naszym obszarze kulturowym – przede wszystkim z angielskiego. W dużym stopniu jest to nieuniknione, dotyczy to zwłaszcza tych dziedzin techniki i nauki, które rozwijają się najszybciej. Istnieje też tendencja do unifikacji terminologii naukowo-technicznej w różnych językach. Np. w chemii, którą się zajmuję zawodowo, istnieje tendencja do wprowadzania przedrostków grecko-łacińskich oznaczających krotność, np. mono-, di-, tri- tetra- itd. zamiast dawnych swojskich jedno-, dwu-, trój-, cztero-. Dochodzi przy tym do takich absurdów, jak forsowanie nazwy ditlenek węgla (jeszcze dobrze, że nie dioksyd karbonu, ale pewnie i na to przyjdzie czas) czy tworzenie hybryd częściowo greckich, częściowo polskich, np. disiarczan. Myślę, że w takich przypadkach interwencja polonistów powinna być nie tylko uzasadniona, ale i wskazana.

Inne niekorzystne zmiany wynikają z pośpiechu sprzyjającemu lenistwu myślowemu dominujących użytkowników języka, przede wszystkim dziennikarzy. Powstają potworki i potwory językowe, których później nie można wyplenić. Takim najbardziej spektakularnym przykładem jest telenowela. Słowniki ciągle jeszcze się upierają, że nowela jest krótkim utworem literackim, ale widzowie tasiemców telewizyjnych wiedzą, że „życie, życie jest nowelą, która nigdy nie ma końca”. Podobnie dziennikarze dokonują gwałtu na polskiej składni, zmuszając nas do oglądania programów typu Sport telegram, czy Biznes wiadomości.

Ale to jeszcze ciągle drobny pryszcz w porównaniu z tworzeniem się języka młodzieży, sankcjonowanego przez reklamę, która pragnie do tej młodzieży trafić. Na naszych oczach (uszach?) tworzy się język, którego starsze pokolenie nie rozumie. Zawsze istniały różnice pokoleniowe, w latach pięćdziesiątych „Przekrój” lansował nawet powiedzenie „to cię datuje” na wyrazy albo zwroty charakterystyczne dla różnych grup wiekowych, zwłaszcza starszych. Lecz nigdy te różnice nie były tak duże, żeby utrudnić porozumienie. Mój wiek ustawia mnie w roli zgreda, ale naprawdę odnoszę wrażenie, że język młodzieżowy tworzy się w dużym stopniu przez niestaranność wypowiedzi, przez wygodę i lenistwo. Cenię natomiast innowacje polegające na dowcipie słownym, nawet jeśli są one złośliwe wobec mojej matuzalemowej grupy wiekowej.

O bardziej harmonijny rozwój języka powinni dbać wszyscy jego użytkownicy, ale przede wszystkim poloniści, którzy tych użytkowników uczą na różnych poziomach, nie tylko w szkołach.

Drugą ważną częścią kodu, którym się porozumiewamy, jest kultura, a zwłaszcza literatura. Bardzo cenię ludzi rozwijających swój indywidualny gust, ale społeczeństwo powinno mieć pewien zasób wspólnych doświadczeń kulturowych, a te zapewniają szkoła i wspólny dla wszystkich kanon lektur. W Biblionetce spotykam bardzo często wybrzydzanie na lektury. Wielu dyskutantów przyjmuje, że lektura jest złem ograniczającym ich wolność wyboru i zakłada z góry, że nie będzie ich interesować. Uważają oni, że lektura przede wszystkim musi być ciekawa. Trudno jednak wszystkim dogodzić, a uczniowie powinni poznać nie tylko książki interesujące, ale przede wszystkim – ważne. Ważne z różnych powodów: arcydzieła, ale także utwory, które wywarły duży wpływ na rozwój kultury, a również – na życie społeczne i polityczne, a także – utwory reprezentatywne dla najwybitniejszych autorów lub prądów literackich. Utwory te powinny być przedstawione w odpowiednim kontekście historycznym i ogólnokulturowym. Poza tym uczniowie powinni mieć wykształcony nawyk czytania książek i prasy, jak również - krytycznego oglądania telewizji. O odpowiedni dobór lektur i ich odpowiedni odbiór w szkole powinni zadbać znowu przede wszystkim poloniści. Ale o ogólnie rozumianą kulturę – wszyscy, nauczyciele, rodzice, dziennikarze, twórcy, także sami odbiorcy kultury, z uczniami na czele.

Nasze życie ulega na naszych oczach dużemu zubożeniu. Coraz mniej rażą wypowiedzi niestaranne i wulgarne, coraz częściej wysmakowane aluzje, cytaty literackie i sentencje zostają zastąpione przez bełkot okraszony cytatami z reklam. Dobrze jeszcze, gdy są one poprawne językowo.

Niech nam więc żyją poloniści i niech się troszczą o dobro wspólne, jakim jest język i kultura, wyróżniki naszej tożsamości. Amen.
Użytkownik: mchpro 11.05.2005 12:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Uważam, że poloniści, c... | Lykos
Skoro już rozmawiamy o współczesnej polszczyźnie, to chciałbym zapytać, czy Was także razi maniera mówienia "jestem na tak, jestem na nie" zamiast "jestem za, jestem przeciw"?
Użytkownik: Lykos 11.05.2005 13:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Skoro już rozmawiamy o ws... | mchpro
Razi. Ale nie jestem pewien, czy mi samemu się czasem nie wypsnie.
Użytkownik: ALIMAK 11.05.2005 13:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Razi. Ale nie jestem pewi... | Lykos
Chciałabym studiować filologię polską, obawiam się jednak, że na tym kierunku, spotkam przede wszystkim ludzi, którzy wybrali te, a nie inne studia, z braku lepszego pomysłu. Wydaje im się, że są łatwe i trudno ich nie skończyć. I później tacy ludzie uczą innych (stąd tylu sfrustrowanych i niezadowolonych z życia nauczycieli).
Ja wprawdzie nie chcę zostać nauczycielką, ale język polski, a przede wszystkim literatura to moja wielka pasja, którą mam nadzieję rozwijać na studiach. I żywię głęboką nadzieję, że takich osób jak ja spotkam na filologii polskiej więcej.

<nie jestem pewna, czy to co powyżej napisałam jest na temat:), nie mniej jednak załączam pozdrowienia>
Użytkownik: kot 12.05.2005 11:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Chciałabym studiować filo... | ALIMAK
Rozumiem Twoje dylemat, sama miałam podobny kilka lat temu i .... z perspektywy własnych doświadczeń nadal nie wiem co Ci odpowiedzieć. Kochałam książki i kocham nadal, ale na kierunak poszłam tzw. utylitarny. W tym roku kończę i wcale nie jestem pewna czy lepiej odnajdę się w zawodzie niż absolwent polonistyki. Jeśli chodzi o książki, to czasami mi żal gdy rozmawiam z osobami z polonistyki - oni je wnikliwie analizują, znają konteksty i powiązania, piszą recenzje i artykuły, a ja tylko ... czytam. Tyle, że tego mojego czytania nie zamieniłabym na nic innego. To jest mój własny wybór, a nie obowiązek czy absurdalnie opasła lista lektur narzuconych przez program studiów. Wiem, że wśród niektórych polonistów pojawia się "czytaniowstręt", przesyt lekturą. A co do ludzi, to jak zawsze i wszędzie są różni. Zapewne tak też jest na polonistyce. I tak samo na innych kierunkach można spotkać oczytane osoby, partnerów do dyskusji, trzeba tylko uważnie się rozgladać. Powodzenia :)
Użytkownik: katya 10.06.2005 14:05 napisał(a):
Odpowiedź na: Chciałabym studiować filo... | ALIMAK
Mogę powiedzieć z perspektywy skończonego właśnie pierwszego roku, że niewiele spotkałam osób, które poszły na ten kierunek z braku innego. Nikt nie podaje jako powodu tego, że łatwo go skończyć. Tak naprawdę przez cały rok kilkakrotnie każdego nachodzi myśl, żeby te studia rzucić i zająć się czytaniem w spokoju ducha. Ale jakoś tego nie robimy :)
Jeśli chodzi o książkowstręt, to rzeczywiście wykładowcy sprawiają wrażenie, jakby chcieli go nam wszczepić :) Nie wiem jak inni, ja się na razie nie daje.
Nie chce, żeby wypadło to jak jakaś pieśń pochwalna na cześć filologii polskiej, ale, mimo że często narzekam, dobrze mi na niej, bo robię to co lubię (na ogół). A nauczycielką też nie będę! Niech robią to ludzie z powołaniem.

a tak przy okazji polecam piosenkę Olka Grotowskiego "Polonistka"

Użytkownik: mafiaOpiekun BiblioNETki 20.05.2005 21:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Razi. Ale nie jestem pewi... | Lykos
Mnie nie razi. Nawet mi się to podoba. Razi mnie co innego, a jest to sytuacja, kiedy idzie chłopak albo dziewczynaj i słów k..., h... i p...
używa jako przecinków. To jest rażące, zwłaszcza, że coraz młodsi zaczynają tak mówić.
Użytkownik: Maxim212 23.05.2005 22:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Mnie nie razi. Nawet mi ... | mafiaOpiekun BiblioNETki
Mnie razi nie tylko nagminne używanie tego wyrazu. Podobnie jak Ciebie wręcz diabli mnie biorą, gdy słyszę potworne wulagryzmy jakimi posługują się młodzi ludzie zamiast języka literackiego. Czyż nie ma sposobu na przekonanie tej naszej przyszłości, że przeklinanie jest plugawieniem języka? Staram się nie używać słów ogólnie uważanych za wulgarne. Nie kaleczę mowy takimi wyrazami, przynajmniej staram się jak mogę, chociaż (wstyd się przyznać) umiem siaczyście kląć w trzech językach... Zwłaszcza po pewnym zajściu z początku pierwszej klasy średniej szkoły. Staliśmy w grupie na przystanku autobusowym i jeden kolega z mojej klasy akurat przedstawiał nam, bez owijania w bawełnę, swoje przemyślenia na temat niezapowiedzianego sprawdzianu z matmy. Trzeba trafu, że przechodził polonista. Kiedy usłyszał co kumpel ma do powiedzenia, zrobił zakład o to, kto będzie dłużej opisywał ten temat WYŁĄCZNIE za pomocą wyrazów, umówmy się bliskoznacznych, przy czym nie wolno było żadnego wyrazu powtórzyć ani uzywać zapożyczeń z obcych języków. Nam wszystkim starczyło "repertuaru" na jakieś 15 minut, belfer zrobił "wykład" przez ok. godzinę (sic!). Kiedy skończył, to przysłuchująca się zajściu jakaś starsza kobieta zapytała nas "No i jak się teraz, młodzieńcy, czujecie? Może lepiej nie używajcie tego czego nie znacie."... Na resztę scenki spuśćmy zasłonę miłosierdzia... Do domów wróciliśmy z innego przystanku, trzy autobusy później, w całkowitym milczeniu...
Użytkownik: pilar_te 11.05.2005 14:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Skoro już rozmawiamy o ws... | mchpro
mnie razi wszędobylskie "dokładnie" na wzór angielskiego "exactly". brr!!
Użytkownik: Lykos 11.05.2005 14:49 napisał(a):
Odpowiedź na: mnie razi wszędobylskie &... | pilar_te
Też mnie razi. Ale czy nie odbiegamy nieco od tematu? Czuję się winny, bo Was sprowokowałem. Może zacząć nowy temat: Co się wyprawia z językiem polskim?
Użytkownik: joanna.syrenka 12.05.2005 19:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Skoro już rozmawiamy o ws... | mchpro
Hehe - to jest moda wprowadzona przez "Idola" i dobrze by było, żeby tam pozostała...Pozdrawiam.J.
Użytkownik: dorsai 11.05.2005 19:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Uważam, że poloniści, c... | Lykos
święte słowa Lykosie, jednakże mam wątpliwości odnośnie jednej kwestii. Mianowicie piszesz o dziennikarzach winiąc ich za całe (no może przesadzam, ale Ty również w pewnym stopniu generalizujesz) zło naszej uroczej telewizji. W tej jednej kwestii ciężko mi się z Tobą zgodzić z tego względu, że w większości przypadków tytuły programów wymyślają realizatorzy czy rezyserowie programów, teksty pisane są przez kogo innego i przez kolejną osobę "korygowane".
Wydaje mi się, że winą (jesli mozemy mówić o jakiejś wyraźnie zarysowane winie) musimy obarczyć całą machinę przemysłu telewizyjnego. I w tej kwestii chyba negatywny wpływ tej machiny na kulturę widać nie tylko w kwestiach językowych, ale również i innych. Przykład? Wystarczy spojrzeć na dobór programów (ogłupiacze rodem z hollywood), lektorów (zdarzają sie wadą wymowy, choć nie tylko...) i tłumaczeń (nie dość, ze często kiepskie językowo, to jeszcze niedokładne względem oryginału). Myślę, że w tym przypadku dobrym rozwiazaniem byłoby wprowadzenie napisów zamiast lektorów. Korzyść wielokrotna - siłą rzeczy ludzie nie zapomną języka pisanego, rozwiną podzielność uwagi, lub podszkolą język obcy, czego nie możemy robić obecnie ze względu na wszędobylskiego, zagłuszającego (i monotonnie irytującego, oraz irytująco monotonnego) lektora.
I chyba faktycznie 'trochę' odeszliśmy od tematu :D
Użytkownik: Lykos 12.05.2005 15:04 napisał(a):
Odpowiedź na: święte słowa Lykosie, jed... | dorsai
Pewnie masz rację, że to nie tylko wina dziennikarzy. Rozumiem też pośpiech w pracy telewizyjnej, ale tej niestaranności jest chyba zbyt dużo. Realizatorzy albo reżyserowie programu to chyba też dziennikarze? Czy specjaliści po WUMLu?

Dobór programu, tzn. co się wyświetla i zwłaszcza - kiedy, to oddzielny temat. Ale o ile za komuny widza trzeba było otumanić, żeby kochał władzę, teraz trzeba go otumanić, żeby kupował. Chociaż z tą władzą - to rozdział niezupełnie skończony. Wydaje mi się, że tzw. misja telewizji polega na tym, żeby wychować widza głupiego, którym łatwiej manipulować. A górnolotne słowa na temat wiedzy i kultury to zasłona dymna.

Do czytania dialogów przez lektora przywykłem, chociaż gdy się teraz zastanawiam nad tą kwestią, trudno mi nie przyznać Ci racji. Zwłaszcza argument o nauce języka trafia mi do serca. Ale pewnie niezbyt wielu ludzi argument ten by przekonał. Poza tym ludzie starsi nie dowidzą napisu (co prawda też nie zawsze słyszą komentarz). Może by rozstrzygnąć kwestię w ten sposób, że przy powtórkach jedna z wersji będzie "wolna od lektora"? A może istnieje techniczna możliwość włączania lektora lub napisu, zależnie od życzenia widza? Niekoniecznie teraz, ale potencjalnie, może na podobnej zasadzie, jak działa telegazeta?
Użytkownik: dorsai 12.05.2005 17:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Pewnie masz rację, że to ... | Lykos
Nie jestem specjalistą od branży filmowej/telewizyjnej, zatem nie wiem, czy realizator to to samo co dziennikarz. We mnie żyja jakieś wyobrażenie dziennikarza jako człowieka robiącego wywiad, zbierającego materiały, a później przedstawiającego je. Owszem, czasem ta sama osoba realizuje program, ale chyba to nie do końca to samo.
Heh, z tą władzą masz zapewne rację, ale ciicho, ONI są wszędzie :D
A co do możliwości - jest możliwość wyboru lektora lub napisów, przynajmniej w przypadku telewizji cyfrowej. W tradycyjnej, niestety nie. Owszem, możnaby zrealizować napisy w formie telegazety (chyba nawet coś takiego jest - dla osób niesłyszacych lub niedosłyszących), jednakże nie ma możliwości jak na razie wyłączenia lektora.
A system, jaki przedstawiłem sprawdza się jak najbardziej w krajach skandynawskich. Np. w Danii tylko programy dla najmłodszych widzów (którzy jeszcze nie potrafią czytać) mają lektora, pozostałe - napisy. I to działa, nikt nie narzeka, a po kilkudziesięciu latach takiego systemu praktycznie każda osoba jest w stanie zrozumieć obcokrajowca mówiącego po angielsku.
Użytkownik: groch 23.05.2005 20:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie jestem specjalistą od... | dorsai
No właśnie. W Skandynawii ten system działa i jak znam ich, nie słyszałam ani słowa skargi. Tylko co innego mnie denerwuje w Norwegii na przykład: tłumaczenie na norweski nazw własnych. I Władca Pierścieni w tłumaczeniu norweskim traci wiele: nie ma pięknych nazw jak Rivendell i wiele innych...no ale tu już całkowicie odbiegam od tematu...
Użytkownik: groch 23.05.2005 20:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie jestem specjalistą od... | dorsai
No właśnie. W Skandynawii ten system działa i jak znam ich, nie słyszałam ani słowa skargi. Tylko co innego mnie denerwuje w Norwegii na przykład: tłumaczenie na norweski nazw własnych. I Władca Pierścieni w tłumaczeniu norweskim traci wiele: nie ma pięknych nazw jak Rivendell i wiele innych...no ale tu już całkowicie odbiegam od tematu...
Użytkownik: groch 23.05.2005 20:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie jestem specjalistą od... | dorsai
No właśnie. W Skandynawii ten system działa i jak znam ich, nie słyszałam ani słowa skargi. Tylko co innego mnie denerwuje w Norwegii na przykład: tłumaczenie na norweski nazw własnych. I Władca Pierścieni w tłumaczeniu norweskim traci wiele: nie ma pięknych nazw jak Rivendell i wiele innych...no ale tu już całkowicie odbiegam od tematu...
Użytkownik: Marsia 11.05.2005 19:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Uważam, że poloniści, c... | Lykos
dobrze napisane...:)
Użytkownik: Marsia 11.05.2005 19:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Uważam, że poloniści, c... | Lykos
dobrze napisane...:)
Użytkownik: antecorda 12.05.2005 18:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Takie mniej więcej pytani... | antecorda
Dziękuję za wszystkie głosy. Myślę, że wszyscy macie rację. Zasumowałem się, gdyż po tym pytaniu pomyślałem o tych wszystkich, którzy nie sięgną jak Wy po książkę, dla których nauka w szkole to koszmarny dół i porażka, dla których polonista (a także biolog, geograf i historyk - jak napisał firedrake) to obciachowy gość. Powiem szczerze, że to mnie coraz bardziej gryzie. Nie uważam, że poloniści, żeby kultura jako taka była niepotrzebna. Widzę jednak, że nastawienie do niej, do języka stało sie konsumpcyjne i ci, któryz powinni dbać o to, by wartości kulturowe - nasze własne wartości przecież, nadal pozostawały żywe i aktualne (mam tu na mysli głównie Radę Języka Polskiego, czy ogólnie - Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego) zajmuja się petryfikowaniem tejże kultury, przemienianiem jej w solidny, niewzruszony, bezduszny i martwy kamień. Oczywiście - generalizuję teraz, ale powyższe zdanie koleżanki utwierdza mnie w przekonaniu, że nie za bardzo. Tym większą wartość mają według mnie takie portale jak BiblioNETka, któe (znów - moim zdaniem) robią to, co tamte instytucje powinny robić. :-))))

Dziękuję jeszcze raz i pozdrawiam ;-))))
Użytkownik: dorocinska 22.05.2005 02:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Takie mniej więcej pytani... | antecorda
Skonczylam definitywnie odpowiadac na to pytanie, kiedy kilka lat temu moj ojciec, sam absolwent SGPiS-u (obecna SGH) i marzacy dla mnie o jakichs "zyciowych" studiach, wrocil roztrzesiony z zakupow, bo musial sie tlumaczyc znajomemu panu z warzywniaka, dlaczego coreczka tak zrujnowala sobie zycie wybierajac kompletnie niezyciowe, beznadziejne stuida. A przeciez takie zdolne dziecko, nawet jesli nie chcialo isc na zadna ekonomie, to zawsze moglo wybrac prawo!! Do dzis sie trzese, pol na pol ze smiechu i ze zlosci, na wspomnienie miny ojca, z jaka oskarzycielskim tonem wyglosil: "przez te twoja polonistyke musze sie za ciebie wstydzic!" i kosmicznej awantury, ktora nastapila potem.

Na szczescie zycie pokazalo, ze spelnianie swoich marzen jest duzo lepsze, niz spelnianie wbrew sobie oczekiwan wszystkich ojcow i panow z warzywniaka razem wzietych :P Zeby wyszlo zabawniej, tak juz tylko szybciutko dodam, bo moj wewnetrzny chochlik az piszczy z uciechy, od dobrych kilku lat moim glownym zrodlem dochodow jest hobby, ktore pozornie bije polonistyke swa niezyciowoscia na glowe, hihi.

A wracajac do pytania: zgodnie z zapowiedzia odpowiadac nie bede! Za duzo juz sie w zyciu natlumaczylam :)) Jak ktos ma takie watpliwosci, to niech lepiej od razu na drzewo czy do jaskin wraca i juz, moze tam sobie poradzi bez polonistow :P

Użytkownik: Maxim212 23.05.2005 21:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Takie mniej więcej pytani... | antecorda
Oczywiście, że poloniści są potrzebni, chociaż (cytuję z pamięci Andrzeja Waligórskiego) "Polonista to nie zawód, lecz hobby. Polonistą być nie radzę nikomu. Polonista po godzinach nie dorobi, choćby zabrał robotę do domu. Poloniście sterczą chude żebra, jak sztachety mizernego płotu. Gdy się jeden u Zuzi rozebrał, to się składał z orzeczenia i podmiotu...".
Przekazywanie umiejętności poszukiwania piękna przez czytanie książek jest bardzo trudne i niezmiernie uciążliwe. Trzeba mieć odporność słonia i jednocześnie wrażliwość dziecka...
Ktoś (nie pamiętam już kto) powiedział, że młodego człowieka trzeba najpierw nauczyć logicznie myśleć, a dopiero potem poić wystałym winem mądrości zebranej przez wieki... Tu zaczyna być problem, bo jak można nauczyć rozpoznawać smak dobrej literatury w dobie cywilizacji obrazkowej. Dziś (o zgrozo!) czytanie książek wychodzi z mody i trudno jest przekonać do czytania czegokolwiek. Nie będę rozwodził się nad stanem ortografii, bo jest to sztuka w stanie zaniku, a ja raz czytanie pomaga przy nauce ortografii. Mało kto (zwłaszcza wśród młodych) umie docenić wartość myśli przekazanej za pomocą jakiegoś dzieła literackiego. Jeżeli jest coś czytane w szkole to zamiast lektur są jakieś, no zaraz jak to się nazywa, bryki (kolejna zgroza). Jest tyle pięknych dzieł, które warto przeczytać choćby po to, aby znaleźć możliwość wyjścia z trudności jaki człowiek napotyka na codzień. Szzególnie gdy mamy jakiś dylemat moralny. Tu, masz rację, jest pole do popisu dla prawdziwego polonisty. Nauczyciela, który MUSI być wzrocem... Czasem taki ktoś musi mądrze "przetłumaczyć" na język przystępny to, co jakiś pisarz przelał na papier. Tak się składa, że niektórzy twórcy używają języka tak mocno hermetycznego, że przeciętnego czytelnika potrafią niechęcić do bliższego poznania dzieła...
Nieznoszę reklam, ale jedna, ta o czytaniu (Tato, a ty umiesz czytać?) była do przyjęcia. Czytajmy więc naszym dzieciom, niech mają z nas dobry przykład.
Przepraszam za chaos myśli, ale ze mnie polonista jak z diabła organista.
Użytkownik: Fanka_R+ 29.05.2005 15:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Takie mniej więcej pytani... | antecorda
Heh. Ktoś kiedyś powiedział, że jaki jest sens uczyć się języka, który i tak się zna? Poloniści oprócz mowy o literaturze uczą gramatyki. Ja polonistów nie lubię. Nie trawię gramatyki polskiej... A kto ma przeczytać książkę czy zająć się poezją, zrobi to. Nauczyciele omawiają na lekcjach wiersze etc., ale jako uczennica wiem, że mało kto tego słucha :)
Użytkownik: dorocinska 29.05.2005 16:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Heh. Ktoś kiedyś powiedzi... | Fanka_R+
Ha! Zalezy jeszcze, jaki polonista mowi i jak. W sumie to bardzo smutne, ze spotkalas w szkole tylko takie nudne typy.

A nauka o jezyku to nie tylko klasyczna gramatyka opisowa. Wiem, co mowie - znajoma przyszloroczna maturzystka, pani prawnik in spe :)) za moja namowa zreszta, zabrala sie za opracowywanie tematu o jezyku polityki, manipulacji jezykowej itd. Uznalysmy, ze skoro interesuje sie i tak historia najnowsza, wiedza o spoleczenstwie i socjologia, to bedzie to dla niej ciekawe doswiadczenie. I jest absolutnie zadowolona!! Jej brat w tym roku przygotowywal temat o wspolczesnych zapozyczeniach, m.in. na przykladzie prasy komuterowej i babskiej. Tez byl w szoku, jakie to ciekawe i "zyciowe".

Nauka o jezyku to nie tylko "nudna gramatyka", ale takze kultura jezyka (bylabys w szoku, gdybys sie dowiedziala, jak fatalnie mowisz po polsku - bez osobistych przytykow, to odkrywaja m.in. wszyscy studenci polonistyki na I roku podczas zajec kursowych z tego przedmiotu)), historia jezyka (fascynujaca rzecz, uczniowie zazwyczaj sa bardzo usatysfakcjonowani sluchajac o tym, jak meczono sie przez wieki z polska ortografia :P), psycholingwistyka, socjolingiwstyka i inne. Tego niestety w szkole brakuje.
Użytkownik: Fanka_R+ 30.05.2005 13:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Ha! Zalezy jeszcze, jaki ... | dorocinska
Według mnie w szkole są "za powdawane" trochę nieżyciowe książki.

Omawiani są "Krzyżacy", "Syzyfowe prace" etc., ale to tylko znikomą częśc młodzieży interesuje. My żyjemy współcześnie i ksiązki też powinny mówić o życiu współczesnym. Nie każdego interesują tamte czasy. A jeśli ktoś taki jest to sam siega po książke albo pilnie przykłada się do histy.
Moja kuzynka jest polonistką, ale to jak ona mnie przekonuje do literatury etc. jest dużo ciekawsze niż wywody Suchej ;/ Poza tym nauczyciele powinni być w stosownym wieku. Moja polonistka ledwo zipie, jest znerwicowana etc. Nam zwraca uwage, ze bez komórek czy odwtarzaczy CD zyć nie umiemy, ale sama nie zauwaza, ze to samo mozna powiedziec o niej. bez łazienki by juz nie przezyła. wracając do tematu. Ja uwielbiam literaturę i chętnie z nią pracuje, ale to od nauczyciela zalezy jak uczen spojrzy na przedmiot...

A gramatyka... mało kto w Polsce mówi po polsku. częsc operuje slangiem etc. ja zauwazylam problemy z odmiana niektórych słów... tak działa komputer...

reasumując nauczyciel powinien umiec zaciekawic uczniów swoim przedmiotem i tyle... bo do tej pracy trzeba miec troche serca, a nie być sadystą ;/
Użytkownik: lady P. 09.06.2005 13:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Heh. Ktoś kiedyś powiedzi... | Fanka_R+
Niestety też zawsze trafiałam na nudnych polonistów, a najgorzej było w liceum. Nauczyciel przychodził na lekcję, siadał za biurkiem i wyciągał z teczki ściągę z opracowaniem lektur (obłożoną dla niepoznaki papierem). Następnie czytał z niej to, co my, uczniowie, jednocześnie odczytywaliśmy z naszych identycznycch ściąg. Równie dobrze mógłby wcale nie prowadzić lekcji...
Użytkownik: Fanka_R+ 09.06.2005 17:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Niestety też zawsze trafi... | lady P.
Hehehe :D Nie no milusi nauczyciel :p u nas kobita to robi takie lekcje, ze pozal sie Mydlinowi :P:P huh .... w ogole nauczyciele powinni miec powolanie jakies do nauki
Użytkownik: Visena 20.06.2005 21:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Takie mniej więcej pytani... | antecorda
Mój polski? Prosze bardzo: przed maturą muszę sporządzić notatkę np. "Kordian" - dylematy moralne, odwołania do toposów, mądre pojęcia np. dualizm romantyzmu(?), nawiązanie do "Dziadów" itd. Wszystko w ekspresowym tempie. Naprawde nie ma czasu na porozmawianie o lekturze na lekcji. Polonista nie zachęca do czytania, odkrywania literatury (i pisania - nie ma czasu na sprawdzenie), lecz musi przerobić materiał. A co mam zostanie w głowach jest mało ważne.
CHCESZ OGŁUPIĆ NARÓD - WPROWAĆ REFORMĘ EDUKACJI.
Bo debilami łatwiej się rządzi. Już nie wspomnę o programie edukacji w gimnazjum, który jest tak rozwodniony jak kleik szpitalny. Traktowanie literatury po macoszemu, powierzchwnie. Slogany jak w książkach znanego skądinąd Brazylijczyka. Najwięcej nauczyłam się jeszcze przed reformą we wczesnych latach podstawówki, co prawda tylko gramatyki i ortografii, ale za to chyba solidnie.
Użytkownik: Visena 20.06.2005 21:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Mój polski? Prosze bardzo... | Visena
WPROWADŹ REFORMĘ (...)
taaaa faktycznie solidnie się uczyłam ortografii
Użytkownik: badger 03.08.2005 17:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Takie mniej więcej pytani... | antecorda
Oczywiście, że poloniści są potrzebni. Ale do zawodu nauczyciela nie każdy się nadaje - to raz. Dwa - polonistami powinni zostawac ludzie, którzy serio kochają język i literaturę, bo znam też takich, dla których to po prostu zawód, totalnie bez więzi emocjonalnych, oni są bardzo nieautentyczni, próbując uczyć. Trzy - każdy nauczyciel musi co jakiś czas zmieniać coś w przerabianym materiale. Wielka prośba do polonistów - róbcie to czasem. Wszyscy poloniści, którzy mnie kiedykolwiek uczyli, pracowali z nami wg swoich zeszytów, bez najmniejszych odstępstw. A te zeszyty miały czasem po kilkadziesiąt lat...
Użytkownik: jeka 09.05.2007 09:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Oczywiście, że poloniści ... | badger
Jestem filologiem polskim. Jeżeli ktoś woli - polonistą i zadziwia mnie fakt, że wszyscy patrzą na ten zawód tylko z perspektywy pracy w szkole i kariery nauczyciela. Smutne. Osobiście spotykam się na codzień z podejściem typu "w szkole uczyć będziesz, łe..". A to naprawdę nie jest jedyne, absolutne rozwiązanie z tym wykształceniem.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: