Dodany: 09.02.2023 18:28|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Nie była jak inne dziewczęta (ani jak inne damy)


Z twórczością Marii Rodziewiczówny zetknęłam się stosunkowo wcześnie; tkwiący w którejś z rodzinnych biblioteczek, mocno już sfatygowany egzemplarz „Lata leśnych ludzi” był zapewne lekturą z lat szkolnych mojej mamy (wydano go w roku 1948, kiedy jeszcze cenzura nie zdążyła przyhamować wznawiania dzieł niektórych twórców popularnych w latach przedwojennych), a sama powieść idealnie wpasowała się w moje ówczesne zainteresowania przyrodą i przygodą, wzbudzone staroświeckimi westernowymi historiami Maya i współczesnymi „Tomkami” Szklarskiego. Puszczańskie ostępy, samotna chata, w niej niedoświadczony miejski chłopak i trójka dorosłych, pokazujących mu, jak należy dziką naturę poznawać, rozumieć i szanować, a do tego jeszcze i cień bohaterskiej historii. Niewiele później trafił w moje ręce „Straszny dziadunio”, wydany w roku 1972 – choć cenzorzy w latach 50. nie typowali go do wznawiania – w świetnej serii literatury dziecięco-młodzieżowej „Złoty Liść”, a zaraz potem „Wrzos” (ten wedle zaleceń cenzury miał być dostępny jedynie w wybranych bibliotekach w zbiorach zarezerwowanych, i chyba tak było, więc skąd go wzięłam, nie wiem – tyle pamiętam, że na pewno nie z własnego domu). Kiedy w latach 80 rozpoczęto wznawianie wybranych powieści autorki, przeczytałam jeszcze kilka, bo kupowała je ciotka, będąca od lat przedwojennych gorącą wielbicielką jej twórczości. Z czasem przerzuciłam się na nieco inne gatunki literatury, a o Rodziewiczównie przypomniałam sobie dopiero przed kilku laty, oglądając zmontowane na nowo materiały filmowe z Powstania Warszawskiego, gdzie na moment pojawiła się zabiedzona postać sędziwej pisarki.

Ale dopiero teraz mogłam poznać jej koleje losu w pełniejszym wymiarze. A było co poznawać, bo ludzi z tego pokolenia, jeśli dane im było dłuższe życie, czekały dwie wojny światowe, co najmniej dwukrotna zmiana przynależności państwowej miejsca zamieszkania i liczne zawirowania polityczne. Było tego aż nadto nawet dla ludzi najspokojniejszych i najprzeciętniejszych, a cóż dopiero dla takich, którym i w wymiarze prywatnym przeznaczenie nie oszczędzało kłopotów…

Rodziewiczówna miała od dzieciństwa „pod górkę”, bo ojca za pomoc powstańcom zesłano na Sybir, a za nim podążyła matka, zostawiając czworo dzieci – w tym przyszłą pisarkę, będącą jeszcze niemowlęciem – pod opieką krewnych. Rodziców poznała, będąc już w wieku szkolnym. Ledwie się trochę odbili od dna, objąwszy zadłużony majątek po bracie ojca, i zdołali posłać córkę do szkoły z internatem (prowadzonej przez zakonnice, co nie znaczy, że taniej), ojciec zaczął chorować i wkrótce zmarł; Maria musiała wrócić do domu i jako osiemnastolatka objęła zarządzanie gospodarstwem w miejsce starszego brata, niedorajdy i utracjusza. Gdyby była jak inne dziewczęta z tamtych czasów, pewnie by się dała wmanewrować w małżeństwo z jakimś zamożnym panem w średnim wieku, albo może sama by sobie upatrzyła gdzieś w sąsiedztwie młodego, a jeszcze nieżonatego dziedzica, względnie – to wersja bardziej postępowa – doktora czy nauczyciela (byle pochodzącego nie z gminu), który sam by wykonywał swój zawód, jej zostawiając władanie majątkiem. Ale nie była. Nigdzie, przenigdzie, ani na piśmie, ani w przekazach ustnych, nie zachowało się ani jedno zdanie, które by świadczyło, że chciała mieć coś do czynienia z jakimś mężczyzną w sensie innym, niż zawodowy, choć prawie w każdej jej powieści miały miejsce gorące romantyczne uniesienia takiej czy innej heteroseksualnej pary. Czy tylko dlatego, że „zraziła się niepowodzeniami w mariażach brata i siostry”[1]? Tego się nie dowiemy. Wiemy, że od chwili, gdy zaczęła gospodarować we Hruszowej, strzygła się i ubierała po męsku. Wiemy, że praktycznie przez całe swoje dorosłe życie mieszkała z kobietami, na ogół z jedną, czasem z dwiema na przemian (jeżdżąc „do Warszawy na trzy zimowe miesiące (…) dla poświęcenia tego czasu przyjaciółce z dawnych lat, pannie Weychert” [2], a resztę roku spędzając w Hruszowej z Jadwigą Skirmunttówną, daleką kuzynką), i że wśród krewnych i powinowatych „żartowano sobie, że mieszka z żoną”[3]. Nie zachował się (a może w ogóle nie istniał?) żaden list, żaden pamiętnik, z którego choćby pośrednio można byłoby wywnioskować, że z którąś z dwu wymienionych pań lub z trzecią, sporo młodszą Marią Jastrzębską, łączyło ją cokolwiek prócz przyjaźni. Mogła być lesbijką. Mogła być osobą transpłciową, mimo metrykalnej płci żeńskiej czującą się i pragnącą kochać jak mężczyzna. Ale też mogła – tu na trop nas mogą naprowadzić zamieszczone reprodukcje zdjęć, na których mniej więcej od trzydziestki w górę jej rysy stają się coraz bardziej męskie, a i z postury sprawia wrażenie raczej „tęgiego mężczyzny średniego wzrostu”[4] – cierpieć na zaburzenia hormonalne, wskutek których, nie wdając się w szczegóły, genetyczny mężczyzna brany jest przy urodzeniu za kobietę, jednak brakuje mu pewnych elementów kobiecości.

Czy jednak w gruncie rzeczy jest to ważne w jakimkolwiek innym aspekcie prócz zaspokojenia ciekawości czytelnika? Wszak mówimy o Rodziewiczównie, czy raczej Rodziewicz, bo tak wolała się podpisywać – pisarce, twórczyni kilkudziesięciu dzieł może nienajwyższego lotu, ale mających to coś, dzięki czemu przez całe lata – nawet w PRL, gdy ona sama już nie żyła, a jej książek praktycznie nie wydawano – należała do pierwszej dziesiątki najchętniej czytywanych literatów. O Rodziewicz – emancypantce, która całym swoim życiem udowadniała, że kobieta jest w stanie poradzić sobie z bardzo męskim zajęciem, za jakie uważano zarządzanie majątkiem ziemskim, i samodzielnie się utrzymać. O Rodziewicz – patriotce, całym sercem oddanej ukochanym Kresom i walczącej o ich pozostanie w polskich rękach (co, jak wiemy, udać się nie mogło…), ale przy tym także niekryjącej pewnego poczucia wyższości wobec ludzi niżej urodzonych, będących innego wyznania i innej narodowości. Bardzo ciekawa to postać, więc mimo tak małej ilości źródeł, na podstawie których można choć częściowo ją poznać, i tak jest co o niej opowiadać.

A autorka tej biografii, Emilia Padoł, opowiadać umie – to się dało poznać po poprzednich jej publikacjach, m.in. bardzo ciekawej książce biograficzno-wspomnieniowej o polskich piosenkarkach z czasów PRL (mam nadzieję, że jeszcze do tego pomysłu wróci, bo cóż to jest tych osiem sylwetek?!). I umie podejść do opisywanej postaci w ten sposób, który mnie się wydaje najbardziej właściwy: bez nadmiernej czołobitności, ale też bez aury taniej sensacji, pod jaką w wielu biografiach giną fakty. Tu faktów jest tyle, ile tylko dało się ze źródeł wyekstrahować, opatrzonych sporą (lecz nieprzytłaczającą) liczbą przypisów i wzbogaconych jeszcze o kalendarium zdarzeń mających miejsce po śmierci pisarki (jak choćby wspomniane wcześniej informacje o peerelowskiej cenzurze jej dzieł). Świetnym pomysłem jest podzielenie życia bohaterki – tak mocno związanej z naturą! – na okresy odpowiadające porom roku, a równie dobrym – nadanie poszczególnym podrozdziałom intrygujących tytułów, jak (dla przykładu) „Dlaczego bije się pastucha”[5], „Pozarolna otchłań szmiry”[6], „Awersje i wygumkowania”[7], „Z Helcią passyanse i zastrzyki na sclerozę” [8]. Jedynym drobnym minusem szaty edytorskiej, generalnie bardzo ładnie dopracowanej (szczególnie podobały mi się czarno-białe grafiki, zdobiące strony tytułowe głównych rozdziałów), jest kolorystyka okładki, mająca oddawać wspomnianą w podtytule gorącą duszę Marii Rodziewicz, a może też po trosze i pewną szmirowatość, jaką krytycy przywykli dostrzegać w dziełach tej pisarki, ale moim zdaniem nazbyt jednak jaskrawa; w zupełności wystarczyłaby taka gama barw, w jakiej została utrzymana wyklejka przed tylną stroną okładki. Ale nie dla okładki przecież się książkę czyta – a do czytania jest tu dużo i dobrej jakości.

[1] Emilia Padoł, „Rodziewicz-ówna: Gorąca dusza”, wyd. Wydawnictwo Literackie, 2023, s. 130.
[2] Tamże, s. 267.
[3] Tamże, s. 97.
[4] Tamże, s. 343.
[5] Tamże, s. 62.
[6] Tamże, s. 88.
[7] Tamże, s. 175.
[8] Tamże, s. 302.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1570
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: misiak297 09.02.2023 20:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Z twórczością Marii Rodzi... | dot59Opiekun BiblioNETki
Pięknie napisałaś o tej świetnej książce.
Użytkownik: Margiela 19.02.2023 22:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Z twórczością Marii Rodzi... | dot59Opiekun BiblioNETki
Świetna jak zawsze recenzja świetnej biografii!
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: