Ileż to już razy, i ciągle za mało, literatura lepsza, gorsza, bardziej artystycznie wyrafinowana i ta popularna, próbują nam przedstawić uleganie ludzi bardziej przekonującej i dobrze przygotowanej narracji, z której rodzi się, a właściwie jest jej zamiarem, tyrania lub autorytaryzm.
Dusza ognia (
Goodkind Terry)
to kolejne studium tego samego problemu dla miłośników fantasy. Niektórych ten tom może zmęczyć i zniechęcić, mało bowiem w nim typowych zjawisk magicznych, na które czekają. Dużo tu intryg, kulturowych uwikłań prowadzących w ślepy zaułek rozwoju, wiele naiwności ludzkiej i całkiem zręcznej manipulacji.
Nasz bohater, już od kilku tomów Richard Rahl, boryka się z kolejnym, właściwie nierozwiązywalnym problemem. Trudno mi dostrzec rozwiązanie, które okazuje się być na wyciągnięcie ręki, bo jest człowiekiem bardziej racjonalnym niż magicznym.
Obok jego dylematu rozgrywają się dworsko-dyplomatyczne gry, których koniec jest przewidywalny, ale nie dla graczy z jednej strony.
I tak się dzieje od wieków. Nic się nie zmienia, a my tkwimy w życzeniowej narracji, którą podsuwają nam wielcy manipulatorzy (nazywamy ich dzisiaj politykami).
Lud prosty "kupuje" dobrze podane wyjaśnienie rzeczywistości i w ogóle go nie obchodzą nielogiczne związki tego, co mu jest podawane. A "lud prosty" to również my, którzy dużo czytamy, mamy swoje preferencje polityczne, albo udajemy, że nast one nie interesują. Potem polityka nagle wkracza w nasze życie (u Gódkinda bardzo brutalnie) i budzimy się z przekonaniem, że zrozumieliśmy już chyba wszystko. No i co dalej? Następne pokolenia powtarzają te same błędy, których nie potrafiliśmy ich oduczyć. Nasza wina? Jasne, że nasza.
Siedzę w ciepłym kraju i patrzę na kolejną odsłonę tego, co dzieje się w mojej Ojczyźnie i u sąsiadów Madziarów. Siedzę i... znowu Goodkind powtórzył to samo, co już się stało, i co za chwilę zapewne ponownie się stanie.
Czyta? Nie czytać? To nawet nie jest pytanie. To dzisiaj już komunał.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.