Dodany: 18.12.2017 22:05|Autor: dot59
Los czasem wygląda jak poczciwa staruszka z robótką
Kiedy ktoś wspomina o Królowej Kryminału, staje nam przed oczami portret zażywnej siwowłosej damy w tweedowym kostiumie, analizującej pomysły spisane w trzymanym na kolanach notatniku albo pochylonej nad klawiaturą maszyny do pisania, a zaraz potem patentowany schemat konstrukcyjny, dzięki któremu udało jej się zachwycić swoimi powieściami tysiące, ba, miliony wielbicieli kryminałów na całym świecie.
Oto zostaje popełnione przestępstwo (najczęściej morderstwo, rzadziej, o wiele rzadziej, kradzież jakiegoś wyjątkowo cennego przedmiotu, a jeszcze rzadziej – porwanie); na pierwszy rzut oka zdaje się, że żadna z wchodzących w grę osób nie miała powodu, by tego czynu dokonać – albo odwrotnie, prawie każda taki powód miała, ale wszystkie prezentują solidne alibi. Policja z reguły łapie fałszywy trop i dopiero kiedy do akcji wkracza ktoś spoza oficjalnego systemu stróżów prawa – czy to jednoosobowa firma detektywistyczna Herculesa Poirota, czy „najdoskonalszy detektyw z bożej łaski”[1], panna Marple, czy zabawny duet Tommy & Tuppence – akcja zaczyna nabierać tempa. Jeśli w danym przypadku chodziło o morderstwo, często nie kończy się na tym jednym, bo kto zabił raz, może i drugi, zwłaszcza gdy pod wpływem dociekliwych pytań detektywa jakiś nieszczęśnik zdradzi, że wie coś, czego wiedzieć nie powinien. Przy eliminowaniu poszczególnych podejrzanych zostaje odkryty co najmniej jeden rodzinny sekret, niemający bezpośredniego związku ze zbrodnią, lecz nieco komplikujący dochodzenie i/lub życie paru zaangażowanych w sprawę ludzi. Osoba prowadząca śledztwo cały czas ma wrażenie, że umknęło jej coś, dzięki czemu będzie mogła dojść do właściwego wniosku; wrażenie to zawsze okazuje się słuszne, zaginiony szczegół zostaje w końcu uchwycony i przestępcę można zdemaskować – a jest to niemal zawsze ktoś, kogo o to najmniej podejrzewano. Oczywiście z tego schematu korzystali twórcy i przed Lady Agathą, i po niej, lecz to właśnie ona umiała go eksploatować w taki sposób, by czytelnik, doskonale zdając sobie sprawę z tej wtórności, mimo wszystko mógł się przy lekturze wysilać intelektualnie i dobrze bawić. Nie inaczej jest i w przypadku powieści „Morderstwo odbędzie się”, zaliczanej przez wielu miłośników pisarki do jej najlepszych utworów.
Jest jesień 1945 roku. Mieszkańcy małej osady Chipping Cleghorn, gdzie życie płynie spokojnie i jednostajnie, pewnego dnia doznają szoku: w lokalnej gazecie ktoś zamieścił ogłoszenie, że w jednej z tutejszych posiadłości w wyznaczonym dniu i godzinie odbędzie się… morderstwo. Prawie wszyscy sądzą, że chodzi o rodzaj zabawy w detektywa; prawie wszyscy – prócz mieszkańców domu, w którym ma zajść owo niecodzienne zdarzenie. Właścicielka, panna Letycja Blacklock, sądzi, że ktoś z domowników zrobił jej głupi kawał, lecz ci jeden za drugim zaprzeczają, by mieli z tą sprawą coś wspólnego. Wobec powyższego kobieta postanawia zrobić dobrą minę do złej gry i na poczekaniu urządzić wieczorek towarzyski, na który – jest tego pewna – wpadną wszyscy sąsiedzi. W istocie, tuż przed podaną w gazecie porą zaczynają się schodzić ciekawscy, wymyślając najróżniejsze preteksty do odwiedzin. Kiedy w salonie jest już pełno, nagle gaśnie światło, jakiś obcy głos nakazuje zebranym podnieść ręce do góry, padają strzały. Gospodyni odnosi tylko niegroźną ranę, za to napastnik pada martwy pod drzwiami. Panna Letycja i jej przyjaciółka Dora rozpoznają w nim pracownika hotelu z sąsiedniej miejscowości, emigranta ze Szwajcarii. Ale czy ten młodzieniec chciał okraść gości panny Blacklock, czy dybał na jej życie? Skąd wziął broń? I jak to się stało, że zginął od własnej kuli? Inspektor Craddock, któremu powierzono śledztwo, jakoś nie potrafi dojść do konkretnych wniosków. I wtedy zjawia się, tak niedawno wychwalana przez emerytowanego komisarza – sir Henry'ego Clitheringa, „niezawodna stara panna (…) która zajmuje się robótkami na drutach i pielęgnuje swój ogródek, ale niepomiernie góruje nad każdym inspektorem-detektywem”[2], a teraz właśnie (jak zawsze) dziwnym trafem znalazła się akurat w okolicy, zamieszkała zaś w hotelu, w którym denat był zatrudniony. Służbistemu policjantowi nie w smak współdziałanie z gadatliwą starszą damą, wydaje mu się ona „kompletnie zdziecinniała”[3], ale już przy pierwszej rozmowie ma okazję stwierdzić, że jej tok myślenia istotnie zasługuje na uwagę. Wkrótce przekona się też, że choć pannie Marple za to nie płacą, będzie uparcie węszyła, podpytywała, drążyła, aż dogrzebie się do sedna sprawy (dla ostatecznego potwierdzenia swej tezy wykorzystując schowek na miotły). I dobrze, bo gdyby nie ona, któż wie, na ilu ofiarach by się skończyło...
Jednak to nie odrobinę przekombinowana Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu intryga kryminalna przesądza o atrakcyjności tej powieści, lecz kapitalny sposób, w jaki autorka odmalowuje małomiasteczkową społeczność. Prawie każda postać – od panny Blacklock aż po pojawiającego się tylko epizodycznie starego ogrodnika Lucasów – to kreacja, jakiej nie powstydziłby się żaden szanowany autor prozy obyczajowej z lekkim odcieniem satyrycznym; prawie każdy dialog mistrzowsko odmalowuje układy między bohaterami i ich specyficzną mentalność. Scena, w której pani Swettenham czyta synowi ogłoszenia z „Gazetki”, rozbawiłaby publiczność chyba każdego teatru, podobnie jak rozmowy pułkownikostwa Easterbrooków czy pastorostwa Harmonów. Wybornie przedstawione zostały panny Hinchliffe i Murgatroyd: w tekście nie pada nawet najlżejsza sugestia, że łącząca je relacja może być inna niż przyjacielska… a jednak sposób ich opisania, ton, jakim się do siebie zwracają, emocje targające jedną z nich, gdy drugą spotyka nieszczęście mają w sobie coś, co właściwie nie pozostawia wątpliwości, że są one dla siebie kimś więcej. Równie autentyczna jest roztrajkotana i rozdygotana (minie trochę czasu, zanim się dowiemy, dlaczego…) Dora Bunner, a jeszcze bardziej, z dużym przydatkiem tragizmu – Mitzi, służąca panny Blacklock. Jej imię, powierzchowność i to, co sama o sobie opowiada wskazują, że pochodzi z terenu dawnych Austro-Węgier, zapewne z niemieckojęzycznej (węgierskiej? czeskiej?) rodziny żydowskiej. Uchodźcy z Europy Środkowej traktowani są przez Brytyjczyków jako zło konieczne; tutejsza ludność, dla której największymi problemami ostatnich lat były reglamentacja towarów i trudności ze znalezieniem odpowiedniej służby, za nic ma ich opowieści o przeżytych koszmarach (no bo doprawdy, czy wojna na kontynencie mogła być aż o tyle straszniejsza? Ani chybi przybysze konfabulują, gdyż „sądzą... najprawdopodobniej słusznie... że tym więcej zyskają naszej sympatii, im srożej byli prześladowani”[4]) i wcale się nie kwapi pomagać im w znalezieniu pracy zgodnej z wykształceniem (na cóż tu komu ukończone w Wiedniu studia ekonomiczne, skoro potrzebni są ludzie do smażenia omletów i polerowania sreber?!). Mitzi słabo zna angielski – a im więcej i dobitniej chce wyrazić, tym gorzej jej to wychodzi – więc traktowana jest przez swoją panią i jej domowników jak, uczciwszy uszy, przygłup, zaś jej przesadne reakcje na widok policyjnego munduru oraz ludzi o „czysto aryjskiej” urodzie uważane są za przejaw niezrównoważenia psychicznego. Co gorsza, ani nikogo z dobrych sąsiadów, ani sumiennego policjanta nie gorszy niesmaczny, bezduszny dowcip Patryka, posyłającego służącej ciotki „kartkę pocztową z wiadomością, że gestapo jest na jej tropie”[5]. Ale los (poniekąd w osobie panny Marple) sprawi, że i zahukana, wyśmiewana Mitzi będzie miała swoje pięć minut...
Po co to wszystko w powieści bądź co bądź kryminalnej? Po to samo, do czego służą opisy strojów i wnętrz, dywagacje o czarnorynkowym handlu i opowieść o parafianinie, który zaczął uczęszczać do kościoła tylko dlatego, by słuchać erudycyjnych kazań pastora Harmona; by obraz środowiska, w którym rozgrywa się akcja, był naprawdę wierny. Za owo wnikliwe, ewoluujące w czasie portretowanie Anglii i jej mieszkańców na przestrzeni niemal pół wieku należy się Lady Agacie taki sam szacunek, jak czyniącemu to samo sto lat wcześniej Karolowi Dickensowi, choć każde z nich kreśliło swój wizerunek ojczyzny na innym tle i inną techniką.
---
[1] Agatha Christie, „Morderstwo odbędzie się”, przeł.Tadeusz Jan Dehnel, wyd. Wydawnictwo Dolnośląskie, 2014, s. 45.
[2] Tamże, s. 46.
[3] Tamże, s. 100.
[4] Tamże, s. 65.
[5] Tamże, s. 74.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.