Dodany: 01.07.2010 04:19|Autor: paren
Quiz leniwy, bo urlopowo - wakacyjny: "Lipcowy poranek"
Data: 1 lipca 2010
Wschód słońca: 4.19...
No, to by się zgadzało...
Właśnie rozpoczął się pierwszy w tym roku lipcowy poranek.
Dla jednych będzie to dzień jak co dzień.
Dla innych i to bardzo wielu – to czas relaksu, rozleniwienia, wypoczynku, słodkiego nicnierobienia...., czyli wakacje albo urlop.
Włączmy sobie stare nagranie Uriah Heep i poszukajmy tego nastroju w książkach.
Odpowiadamy na Forum!
W dzisiejszym quizie proponuję jeszcze inną formę zabawy.
Teraz pojawia się wersja 1: fragmenty.
O 10.00 te same dusiołki pojawią się w wersji 2: jako pytania i sugestie.
Drugą porcję lata w książkach też zamieszczę w dwóch wersjach, o 16.00 i o 18.00
Życzę miłej zabawy.
1.
Lato w lesie. Ciemność zielona w świerkach.
Szałwia. Zajęczy szczaw.
Niebo obłoki zdejmuje. Ptak zerka.
Trzmiele brzęczą wśród traw.
Motyle żółte i białe jak latające listy.
Cisza i światło.
A tam dalej i dalej, za tym pagórkiem piaszczystym,
też jest lato.
2.
Maniuś zatrzymał się na brzegu jeziora. Pod nogami czuł miękki, nagrzany piasek, a w oczach migotały mu srebrzyste cętki. To woda odbijała blask stojącego nad lasem słońca i zamieniała jezioro w taflę łamliwego szkła.
Było cicho. Chłopiec słyszał wyraźnie szelest szuwarów i słaby świst własnego oddechu. Z wolna ogarniała go radość. Zdumionymi oczami wodził po cienistym brzegu, po obłokach sunących nad grzbietem dalekiego wzgórza, a gdy znów spojrzał na jezioro, wydało mu się, że ciemna głębia ciągnie go ku sobie.
Uśmiechnął się — niby do siebie, niby do obłoków — a potem jego łobuzerska twarz stężała w wyrazie spokojnej zadumy.
3.
Zamyślili się wszyscy rozważając, co się mogło stać z zawiniątkiem? Rozmyślanie było w owym dniu ciężką pracą, gdyż upał lał się z nieba ciężką srebrzystą strugą. Nawet w cienistym parku, w którym odbywali naradę, było gorąco.
Ciszę przerwał turkot wózka.
— Ktoś zajechał przed dom! — oznajmiła Wandzia.
4.
W altanie było znacznie chłodniej. Liście dzikiego wina, którym była obrośnięta, przygrzewane przez ostre słońce, wydawały dziwny zapach. Mieszał się on z zapachem mocno smołowanej papy, którą ojciec obił dach.
Tak pachną tylko stare altany, w starych ogródkach, w bardzo upalny dzień.
Przyjemnie tutaj... – powiedziała Elżbieta.
5.
Bardzo cudnie było na świecie, słońce ogrzewało coraz barzej i ciepło, sycone zapachem kwiatów, co tliły się nieprzeliczone we zbożach i wszędy, zwiewało z pól taka lubą, żywiącą mocą, jaże dusze rozpierało radością i same łzy cisnęły się do oczów.
- Świętaś ty i rodzona! Święta – wyrzekła pochylając głowę.
Sygnaturka zaświergotała w powietrzu kiej ten ptaszek.
- Za Twoją to sprawą wszyćko na świecie, mój Jezu kochany! Za Twoją! – szepnęła gorąco bierąc się z powrotem do pacierza.
6.
- Głupio robię idąc z tobą. Boję się, że zmarnuję całe przedpołudnie - powiedziałam natychmiast.
- Czasami zmarnowane przedpołudnia dłużej zostają w pamięci niż inne... - odparł Marcin swobodnie - wszystkie przedpołudnia tych wakacji zleją ci się w jedno miłe wspomnienie, tylko to przedpołudnie zachowa swoją indywidualność. Będziesz myślała o nim jako o jedynym zmarnowanym. Z góry się cieszę na to miejsce w twojej pamięci.
- Ty?
- Oczywiście. Będę przecież przyczyną.
- Ty nie. Ryby! Ciebie nie brałam pod uwagę.
- Aaaa - zdziwił się - zdawało mi się, że to mnie kazałaś przechodzić przez jezdnię, a nie mojej wędce...
To nie było zmarnowane przedpołudnie. Siedzieliśmy nad brzegiem jeziora i nie mówiliśmy o niczym ważnym może nawet milczenia było więcej niż słów. Żadne z nas nie było skłonne do zwierzeń, w dalszym ciągu wiedzieliśmy o sobie bardzo mało. Ale właśnie w ciągu tych kilku godzin, które spędziliśmy wtedy razem, ustaliły się na długo pewne cechy naszej znajomości.
7.
Tylko że każdego lata nadchodzący kres czuło się we wszystkim - w kłębiastych chmurach, które jak skrzydła aniołów przesuwały się nad zatoką, w ostrym powietrzu końcowych dni sierpnia, w chłodnych podmuchach wiatru, jeszcze nie zimnych, ale już słonych jak zapowiedź. sztormu. Czuło się umierające lato, gdy letnicy opuszczali Jelitkowo i coraz więcej koszy plażowych świeciło pustką. A teraz, kiedy zapadło milczenie wokół białego obrusa, wszystko było inaczej - lato zdawało się pęcznieć w rozgrzanym i drgającym powietrzu, kurz trzech miesięcy pokrywał szarą warstwą liście drzew i paproci i żaden, najsłabszy nawet podmuch wiatru nie mącił lepkiej ciszy pomiędzy ziemią a bezchmurnym niebem, skąd cienką strugą dobiegało nas buczenie niewidocznego samolotu. Jedynie świerszcze tak samo jak zawsze wygrywały swoje monotonne melodie i jak co roku o tej porze pojawiły się mrówki z cienkimi błonami skrzydełek, dziwne i cudaczne, które znikały po dwóch tygodniach, aby pojawić się dopiero za rok o tej samej porze.
8.
Upał rzeczywiście był nieznośny.
M. leżał wciąż jeszcze nad jeziorkiem i spoglądał w niebo, które było zupełnie białe i wyglądało jak srebrna tarcza.
Słyszał, jak mewy nawołują się nad morzem.
„Czuje się burzę w powietrzu” - pomyślał M. sennie i podniósł się z mchu. I jak zawsze, gdy szło na zmianę pogody lub o zmierzchu, albo kiedy poświata na niebie była jakaś dziwna, zatęsknił za Włóczykijem.
9.
A w trzcinach panował wielki skwar. Gorąco było nad jeziorem, gdzie rozbiliśmy obóz. Ale tam przynajmniej wiatr od wody trochę łagodził południowy upał. Tutaj od wiatru zasłaniały nas trzciny, z góry prażyło słońce, parowała woda pełna gnijących resztek korzeni, wydzielając zapach mdły i duszący. Wirowały nad nami roje malutkich, ale natrętnych muszek, na kajaku przysiadły wielkie ważki mieniące się niebieskimi barwami. Strząśnięte ruchami wioseł, spadały na nas z trzcin ogromne pająki i obrzydliwe żuki. W zielonej gęstwinie kwakały dzikie kaczki i popiskiwały przestraszone kaczęta, grubymi głosami odzywały się kaczory. Wysoko na niebie krążył nad naszymi głowami wielki jastrząb.
Zmęczyłem się, a ponieważ wiosło wikłało się w plątaninie trzcin, kajak bardzo powoli posuwał się naprzód. Zresztą nie wiadomo było, czy płyniemy we właściwą stronę. Być może, zamiast ku wysepce zbliżaliśmy się do tego miejsca, gdzie wpłynęliśmy.
- Zabłądziliśmy - niemal radośnie oświadczyła Anka, gdy na chwilę przycupnąłem w kajaku i ocierałem chusteczką spocone czoło.
10.
...
Obłoki leżą w stawie
Jak płatki w szklance wody.
Laską pluskam ostrożnie,
Aby nie zmącić pogody.
Słońce głęboko weszło
W wodę, we mnie i w ziemię,
Wiatr nam oczy przymyka.
Ciepłem przejęty drzemię.
...