Dodany: 10.11.2017 10:57|Autor: LouriOpiekun BiblioNETki

Sprzedawca transcendencji


Elmer Gantry (Lewis Sinclair) to "bezlitosny obrachunek z komercyjnym amerykańskim kaznodziejstwem poszczególnych wyznań protestanckich" (jak wskazuje Krótka historia książek zakazanych: O ich prześladowaniach i potępieniach od starożytności do dziś (Fuld Werner) - stąd ją zaschowkowałem), gorzka satyra (inna niż przezabawna rodzima Siedem zacnych grzechów głównych (Kwiatkowski Tadeusz (pseud. Randon Noël lub Randoński Wigiliusz))), dotkliwy obraz obłudy i faryzeizmu, braku rozeznawania duchowego alumnów. Paradoksalnie - przykład na to, że celibat duchownych jest pewnym zabezpieczeniem przed działaniami szachrajów podobnych Elmerowi Gantry. Elmer czuje zadowolenie, gdy w końcu ulega presji tłumu, nastrojowi, gdy przestaje walczyć z wzbudzaniem poczucia winy. Wówczas - został pastorem. Dziś analogicznie sytuacja wygląda z zostawaniem wyznawcą obecnych mód światopoglądowych: ateizm, antyklerykalizm, altmedyzm, socjaldemokratyzm, ekologizm. Jakże trudno jest wyindywidualizować się z rozentuzjazmowanego tłumu!

Może być nam trudno (mi jest) zrozumieć wszelkie zawiłości czy odwołania do "ewangelizatorów"-celebrytów, których w USA od dawna jest pełno. Jednak strzał musiał być dość celny, bo po wydaniu powieści w stronę Lewisa posypały się gromy z przeróżnych ambon USA! Inne są polskie realia dotyczące zachowań duchownych, podziwiamy i dajemy za przykład "właściwych" kapłanów księży takich, jak JPII, Heller, Maliński, Pawlukiewicz, Sochoń, księża to nie tylko Rydzyki czy "pastor" Choojecki; osobliwie księża-"celebryci" występują u nas w kontrkościelnych mediach: Lemański w GW itp., księża od "Obłudnika Powszechnego". Niewłaściwym moim zdaniem byłoby odniesienie wrażenia, że Lewis jest antyklerykałem czy krytykiem zorganizowanej religii; jakkolwiek wykłada on jasno jawne sprzeczności czy niedorzeczności (płynące szczególnie z dosłownego odczytywania Biblii), to najsilniej daje się odczuć sprzeciw wobec obłudy, niekonsekwencji, zwykłego żerowania na: ludzkiej naiwności, pragnieniu transcendencji, zaufaniu temu, że ludzie przynajmniej próbują żyć wg zasad, które z emfazą wygłaszają. U Lewisa zostało to zaznaczone, ale pewnie autor nie zdawał sobie sprawy, jak daleko sprawy zajdą - nie tylko w stronę Śmierć na Diamentowej Górze: Amerykańska droga do oświecenia (Carney Scott) , nie tylko w stronę synkretyzmów religijnych, ezoteryki, "wiedzy tajemnej" wyssanej z palca, poklask zdobywają nawet nie tylko bzdety Däniken Erich von albo teorie płaskiej ziemi, ale i oczarowanie takimi pseudofilozoficznymi pierdołami jak Coelho Paulo albo Osho (właśc. Rajneesh Chandra Mohan Jain) - z tych autorów garściami czerpałby Elmer Gantry.

Dla mnie to dobra diagnoza, czemu przysłużyła się herezja protestancka: w swej istocie przyczyniła się do nadania dwóch przeciwnych nurtów tym, którzy nie pozostali przy Watykanie: 1. podważanie autorytetu Kościoła oraz sceptycyzm zaowocowały ateizacją 2. druga część się zradykalizowała, szczególnie w kierunku dosłownego odczytu Biblii (Nie solić skryptury!) oraz egzotyzacji kultu, co u S.Lewisa ukazane jest w przekrojowym portrecie najdziwaczniejszych odłamów i sekt, często stawiających na emocje, przeżycia mistyczne, presję tłumu itp. (osobną sprawą jest specyfika relacji religii z pieniądzem, tak ważna dla protestanckiej USA, wyłożona w Etyka protestancka i duch kapitalizmu (Weber Max)).

W istocie książka (zdawało mi się, że jedynie na początku, ale od pewnego momentu wystrzeliło to w sufit) oferuje dość groteskowe obrazy, niezbyt przekonujące światopoglądowo - protestanccy zelanci są równie przerysowani, co rzekomo racjonalni sceptycy. Przedstawia jedynie pewien wycinek specyficznie skonstruowanych postaci: uczciwy + mądry = przeciwnik kościoła (także wewnętrzny, np. sceptyczni pastorzy); uczciwy + głupi = owieczka kościoła; nieuczciwy + mądry/głupi = pasterz kościoła. Bardzo pasuje tu fragment opinii Podróż w głąb umysłu feministki o "Mgłach Avalonu" Bradley:

"W tej książce wszyscy księża bez wyjątku są fanatycznymi, niewykształconymi półgłówkami, niezdolnymi do podjęcia jakiejkolwiek dyskusji. Szanowna autorka zapomniała chyba, że świat nie jest czarno-biały i nawet wśród tak podłego gatunku ludzi, jakim są chrześcijanie, zdarzają się mądre jednostki. (...) Autorka do tego stopnia zatraciła miarę, że w jej powieści nawet świeccy chrześcijanie są co najmniej głupi, a najczęściej brzydcy i głupi. (...) Uriens ma dwóch synów, Avallocha i Accalona. Pierwszy jest chrześcijaninem, drugi poganinem. Pierwszy jest przygłupim brutalem, traktującym swoją żonę jak psa, brzydkim i cuchnącym, natomiast drugiemu niejeden gentleman mógłby pozazdrościć manier."

Oczywiście u Lewisa aż tak źle nie jest, Gantry wiele wojuje swoją urzekającą aparycją i talentem oratorskim, pewni bohaterowie toczą ze sobą głębsze dyskusje (z pozoru - w istocie są to dość łatwe do rozwiązania "wątpliwości", ale dobrze wyglądają jako "krytyka niedorzeczności wiary"), ostatecznie Elmer czyni nie tylko zło, szkodzi innym głównie skutkami obłudy i niekonsekwencji. Ale jednak dużo czerni-bieli tu jest...

Ostatnia ćwiartka książki jest już coraz słabsza. Wcześniej satyra skierowana była przeciwko niewątpliwym bolączkom sprzedajnej ewangelizacji czy obłudnym kaznodziejom - pod koniec Lewis przypisuje już Elmerowi Gantry wszelkie cechy przeciwne światopoglądowi autora: walkę z socjalizmem, sympatię dla KuKluxKlanu, prymitywną walkę na pokaz z alkoholem (czasy prohibicji - nb Lewis zmarł w stanie głębokiej choroby alkoholowej) i domami uciech (szlachetne putany, miłosierne wręcz w szafowaniu swymi wdziękami, napadnięte w swej niewinności przez inkwizytora Gantry'ego wspartego plutonem obleśnych policjantów). No i uderza gimboateizm oraz coś, co nazwać można paleo-dobroludzizmem: współczujemy księdzu, na którego Gantry się uwziął, choć ten był "miłym facetem", "prowadził całkiem przyzwoite życie. Nie kłamał, nie kradł, nie był nieuczciwy. Głosił wyobraźnię, szczęście, sprawiedliwość, poszukiwanie prawdy" i jedynie nie wierzył w Boga oraz uważał Kościół za nie tylko zbędną, ale wręcz szkodliwą dla ludzkości instytucję.

Jeszcze o samej warstwie literackiej: jest ona dobra, niemal bardzo dobra. Choć zachwycony także nie jestem - z jednej strony ciekawe jest to, że nawet poboczne postaci posiadają swój rys psychologiczny. Z drugiej jednak - Elmer Gantry jest stworzony na postać negatywną, łajdaka, z którym trudno sympatyzować, ale poznajemy praktycznie tylko jego czyny i ewentualnie myśli towarzyszące opisywanym wydarzeniom - brakuje głębszego rysu psychologicznego, nie wiem właściwie, dlaczego był, jaki był? No i szczerze to nie jest do końca przekonywujący jako postać, jest zbyt niespójny - nawet biorąc pod uwagę, że jest to satyra. Ogólnie uważam, że można było tę książkę napisać lepiej. Ale przynajmniej nauczyłem się ciekawego słowa: szopenfeldziarz (tak, tak - nie oglądałem "Vabanku"!) ;)

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 629
Dodaj komentarz
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: