Dodany: 16.06.2010 04:06|Autor: oyumi
Nie zazna już ten, co spokój i sen
To nie jest książka do pociągu. W pociągach możecie dostać miejsce naprzeciw pary w średnim wieku. Poważnych ludzi, którzy przez trzy godziny nie wypowiadają ani słowa. Po prostu siedzą i się na was gapią.
Bardzo chciałam, żeby "Bzyk" miał jakiś inny tytuł. I czarną obwolutę. (Oszczędziłoby mi to żenujących wygibasów - nie mogłam zdecydować, czy zasłaniać twarz, czy okładkę). Żeby okazał się nudny. Niestety, w głowie miałam tylko "jeszcze jeden rozdział, jeszcze jeden rozdział". Swoją drogą - im też autorka mogła nadać dyskretniejsze nazwy. Albo darować sobie ich wytłuszczanie na górze każdej strony. Moja pewność siebie topnieje, gdy obcy przyglądają się, jak zachłannie przechodzę od "Kiełbasy, jeżozwierza i chętnych pań domu" do "Randki z penis-kamerą". A już najbardziej ze wszystkiego chciałam przestać się śmiać.
Miałam ochotę się wytłumaczyć. To o poważnych badaniach naukowych! Ciekawych studiach międzykulturowych! O historii. I jeszcze o pandach, maciorach, pawianach i szczurach! Darowałam sobie. Po pierwsze, twarze współpasażerów nie zdradzały zainteresowania tłumaczeniami. Były kamienne. Sugerowały: wiemy, że jesteś opóźniona w rozwoju. Normalne dziewczynki czerwienią się i chichoczą nad czymś zatytułowanym "Bzyk", gdy są w wieku gimnazjalnym. Nie komentujemy, bo jesteśmy dobrze wychowani. To wina twoich rodziców. Powinni zapewnić ci nadzór w miejscach publicznych.
Po drugie, te badania nie zawsze są takie znowu poważne. Pandy, owszem, pojawiają się, ale jako przykład skrajnego niezainteresowania seksem. Nie chcą, a jak się którejś zachce, to nie wie co i jak. Naukowcy muszą im kręcić specjalne filmy instruktażowo-erotyczne. I nie, nie jest to najdziwniejsza zwierzęca fucha, na jaką można się natknąć w cudzych CV. Sztucznie zapładniane maciory też wymagają pewnego, hmm, wprowadzenia w odpowiedni nastrój. Ktoś musi to robić. A robią to zadziwiająco normalni fachowcy - chłodno, profesjonalnie i, cóż, beznamiętnie. Mary Roach ma słabość do ludzi parających się egzotycznymi zawodami. Jest świetna w pokazywaniu ich motywacji, zainteresowań, kłopotów związanych z pracą i tych po pracy.
Eksperymenty na szczurach to też kiepska wymówka. Zwłaszcza gdy szczury przez rok paradują w maleńkich, poliestrowych spodenkach. Źle na tym wychodzą. (Jeśli ktoś ma w domu plagę, a brzydzi się zabijaniem, może uszyć takie szorty. Gryzonie będą mniej skłonne do rozmnażania).
Głupio bym się czuła, tłumacząc komuś takie rzeczy. Naukowcy muszą to robić bez przerwy. Doświadczenie nie ułatwia im sprawy. Ileż tu opisów eufemizmów, wybiegów, pokrętnych tłumaczeń, potyczek z komisjami etyki. Ukrywania materiałów przez spadkobierców. Jak trudno zwerbować chętnych do badań. A i tak wszyscy maja cię za zboczeńca. Ludzie kiwają z uznaniem głową, gdy poświęcasz życie mchom, czarnym dziurom albo dinozaurom. Przyznaj, że interesuje cię seks, a zaczną kreślić kółka na czole i przestaną zapraszać na kolacje.
Temat jest delikatny, a granica bardzo cienka. Płynna i trudna do ustalenia. Autorka często pozostawia ocenę czytelnikowi. Badacze także się mylą. Historia seksuologii to także rozdziały o maszynkach rażących panów prądem - co miało ich uchronić przed czymś znacznie gorszym, mianowicie nocną erekcją. Zmuszania pacjentek do wąchania starego moczu (lekarstwo na histerię). Mody na wszczepianie starszym mężczyznom trzeciego jądra.
Roach ma doskonałe wyczucie ironii i absurdu. Udowadnia, że nie ma nic bardziej absurdalnego niż nasze ciała, umysły, pomysły, instynkty i zwyczaje. Pod płaszczykiem ciekawostek, ekscentrycznych teorii, szalonych wynalazków kryją się ekshibicjoniści śmieszni i zarazem godni współczucia. Groteskowi, ale i bardzo ludzcy. Np. księżniczka Marie Bonaparte w rozpaczliwej pogoni za orgazmem. Determinację i ambicję odziedziczyła po prastryju, tylko cel wybrała sobie inny. Dwukrotnie przeszczepiała sobie łechtaczkę, studiowała psychoanalizę, prowadziła badania. Niestety i ona - zmęczona i zrezygnowana - musiała się pogodzić ze swoją prywatną wyspą św. Heleny.
Książka jest zaskakująca, dowcipna, bezpruderyjna i pozbawiona wulgarności. Pikantna, lecz nie pornograficzna, wręcz mało seksowna. No, chyba że ktoś się podnieca na filmach W. Allena. Ja uważam, że erotyczny nastrój ma niewiele wspólnego z wybuchami śmiechu. A przynajmniej uważałam do tej pory. Po "Bzyku" przestaję się wypowiadać na te tematy. Niektóre panie dostają orgazmu od szczotkowania zębów. Dobrze, że Marie Bonaparte nie może tego przeczytać. Choć może pocieszyłoby ją to, że ten dar od losu sprawia właścicielkom kłopoty. Bywa, że - zmęczone i zrezygnowane - przerzucają się na płyn do płukania ust.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.