W Paryżu dzieci nie grymaszą: Amerykańska mama odkrywa tajniki francuskiego wychowania (
Druckerman Pamela)
(4,5)
"Największe wrażenie we francuskim systemie wychowywania dzieci robiła na mnie rzecz zapewne najtrudniejsza do osiągnięcia – rodzicielski autorytet."
Amerykanka, była dziennikarka, wyszła za mąż za Brytyjczyka i oboje przeprowadzili się do Paryża. Tam doświadczyli swego rodzaju szoku kulturowego związanego z dziećmi i ich wychowywaniem. Nie dało się nie zauważyć, że tamtejsze maluchy są grzeczniejsze i w przeciwieństwie do amerykańskich najwyraźniej nie uważają się za pępki świata. Z kolei ich rodzice są spokojniejsi, nie muszą całego swojego czasu poświęcać pociechom ani zupełnie rezygnować z dotychczasowego stylu życia. Zupełnie inaczej niż w Stanach! Jedna z takich różnic opisana została następująco:
"Kiedy odwiedzały nas rodziny amerykańskie, rodzice spędzali większość czasu na rozsądzaniu sporów między dziećmi, pomaganiu młodszym pociechom w raczkowaniu po kuchni albo siedzeniu na podłodze i budowaniu wioski z klocków Lego. Obowiązkowym punktem programu było także kilka cyklów płaczu i pocieszania. Kiedy odwiedzali nas francuscy znajomi, my, dorośli, piliśmy kawę, a dzieci wesoło bawiły się same."
W Pameli Druckerman odezwała się zawodowa ciekawość i postanowiła zgłębić tę zagadkę. Rezultatem jest książka, napisana z dużym poczuciem humoru i pełna celnych obserwacji. Przeczytałem ją z zainteresowaniem, mimo że tematyka mnie bezpośrednio nie dotyczy.
Okazuje się, że w Francuzi powszechnie wyznają zbliżone przekonania odnośnie wychowywania dzieci. Autorka badała genezę tego zaskakującego dla niej zjawiska i doszła do wniosku, że za ten stan rzeczy odpowiadają: XVIII-wieczny traktat "Emil, czyli o wychowaniu" Jana Jakuba Rousseau [1], przełom obyczajowy roku 1968 a w końcu poglądy i publikacje Françoise Dolto, pediatry i psychoanalityczki.
Podstawowy, często przywoływany w książce motyw i zasada wychowawcza Francuzów, to cadre, czyli ramy, które rodzice ustanawiają dla swoich dzieci. "Cadre oznacza, że dzieci mają bardzo jasno wytyczone granice zachowania, a rodzice ściśle pilnują ich przestrzegania. W obrębie tych granic dzieci otrzymują jednak mnóstwo swobody." W ten sposób Francuzi unikają dwóch skrajności, w które często popadają amerykańscy rodzice: z jednej strony folgowania dziecięcym fanaberiom i pozwalania niemal na wszystko, a z drugiej – ciągłych ingerencji i bezustannego zakazywania. Także francuskie dzieci, widząc, że rodzicielskie interwencje są przewidywalne, nieczęste a przy tym stanowcze, traktują je poważniej i rzadziej się buntują.
Różnic jest oczywiście więcej a uwidaczniają się jeszcze przed narodzeniem dziecka. "Właściwie cała ciąża po amerykańsku przypomina wielkie oszukiwanie: lista zachcianek ciężarnych kobiet jest niczym katalog przyjemności, których odmawiały sobie od czasów nastoletnich: serniki, koktajle mleczne, makaron z serem i tort lodowy Carvela." Natomiast "Francuzki nie wmawiają sobie – w przeciwieństwie do Amerykanek – że ich nienarodzone dziecko ma ochotę na sernik." Od świeżo upieczonych matek oczekuje się że szybko wrócą do formy, wyglądu i do pracy. W szczególności, karmienie piersią nie jest tak gloryfikowane jak w Stanach i trwa stosunkowo krótko.
Ponadto:
• Francuzi uważają, że już kilkumiesięczne niemowlę jest w stanie przespać noc, a nadgorliwe reagowanie na każde zakwilenie tuleniem i karmieniem, tylko wybudza dziecko i wyrabia w nim złe nocne nawyki.
• Czekanie. Nie należy ulegać chwilowym kaprysom dziecka. Francuscy rodzice, w przeciwieństwie do amerykańskich, często każą dzieciom poczekać chwilę, bo np. są zajęci czymś innym. W ten sposób uczą je cierpliwości oraz liczenia się z innymi.
• Żłobek (creshe), dotowany przez państwo, jest we Francji bardzo popularny. Uważa się, że dla rozwoju dzieci jest korzystne, gdy zostaną w nim umieszczone.
• Dieta od najmłodszych lat jest zróżnicowana. Cztery wielodaniowe posiłki. Dziecko nie musi zjeść dużo, ale powinno wszystkiego spróbować – poznawanie różnych smaków, zapachów i faktur. Brak podjadania i przekąsek między posiłkami. Gdy coś dziecku nie smakuje, należy zaproponować mu za jakiś czas ponownie, może pod inną postacią – niewykluczone, że w końcu polubi.
• Dzieci we Francji są bardziej samodzielne niż ich amerykańscy rówieśnicy, choć z pozoru mogłoby się wydawać inaczej. Na przykład autorka posiadła w dzieciństwie pewne umiejętności surwiwalowo-traperskie, lecz po pierwsze stało się to dość późno (miała > 10 lat), a po drugie pod ścisłym nadzorem opiekunów. Francuziątka tymczasem nie uczą się może strzelania z łuku, za to ich rodzice bez obaw wysyłają je już w wieku 4 czy 5 lat na tygodniowe wyjazdy na łono natury organizowane przez przedszkola.
• W przeciwieństwie do Amerykanek, Francuzki nie dręczą się poczuciem winy, że nie są doskonałymi matkami.
Wybrane nawiązania.
• Kilkakrotnie do Waltera Mischela i jego badań nad odraczaniem gratyfikacji. Czytałem kilka miesięcy temu "Test Marshmallow"[2] tego autora. Bardzo ciekawa pozycja popularnonaukowa, nie tylko dla rodziców.
• O Danielu Marcellim, psychiatrze i autorze poradników dla rodziców: "Powiedział także, że dzieci powinny czasem oglądać telewizję, żeby mieć wspólną płaszczyznę porozumienia z rówieśnikami." Pamiętam, że z kolei autor "Teleogłupiania"[3] był zdania dokładnie przeciwnego i na przykładzie własnej córki wywodził, że telewizja do tego nie jest wcale potrzebna.
Cytaty.
Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu
Zobacz też:
Moje lektury 2016
Przypisy.
[1]
Emil czyli O wychowaniu (
Rousseau Jean Jacques)
[2]
Test Marshmallow: O pożytkach płynących z samokontroli (
Mischel Walter)
[3]
Teleogłupianie: O zgubnych skutkach oglądania telewizji (nie tylko przez dzieci) (
Desmurget Michel)
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.