Otwiera się tę książkę z niecodziennym wrażeniem. Po nieodwołalnym zamknięciu twórczości François Mauriaca, po "Bloc-Notach", przed laty urwanych na parę dni przed śmiercią autora – nowe kartki z notatnika datowanego w Malagar, znów wspomnienia z dzieciństwa, młodości, lat dojrzałych w tym samym owianym legendą domostwie, zamyślenia i rozmowy na tym samym tarasie, wśród tych samych twarzy bliskich i znajomych, otaczających autora "Teresy Desqueyroux".
Ale to nie jest jedyny powód zaciekawienia. W równej mierze może nim być osobowość samego Claude’a, sprawiająca, że ten dziennik jest jeśli nie unikatem, to z pewnością wyjątkiem. Claude Mauriac, autor licznych powieści i esejów, krytyk bardzo poczytny – od początku przyjmuje tu za pewnik i punkt wyjścia, że jest miernotą i że główna racja i cel jego istnienia to wykorzystanie szansy obcowania z ludźmi i sprawami nieporównanie go przerastającymi, zachłanny, kronikarski zapis tego, co dane mu jest oglądać, słyszeć i przeżywać. Skrupulatność jego notatek wynika nie z rezerwy czy dystansu, ale z poczucia cenności tego, czego jest świadkiem. I paradoks: tam, gdzie poczucie niedorastania jest najsilniejsze, powstają kartki Claude'a Mauriaca wzruszające w swojej nieśmiałej urodzie: „Moje nieuctwo… Razi mnie zwłaszcza, kiedy słucham pogawędek ojca z Gide’em. Bardzo szybko tracę grunt pod nogami. Boleśnie wtedy odczuwam, jak okazuję się niegodny owej wielkiej szansy, która mi się trafia… Mimo jednak niedostatku mojej inteligencji… wiem dokładnie, gdzie utykam. Gdzie otwiera się przede mną ciemność, w którą na moich oczach Gide i ojciec pogrążają się śmiało, ze swobodą wspaniałych mocnych ptaków…”.
[PAX, 1981]