Dodany: 26.01.2005 22:13|Autor: lothar

Książka: Czarodziejska góra
Mann Thomas (Mann Tomasz)

1 osoba poleca ten tekst.

Biegunka po naturalizmie


Do lektury "Czarodziejskiej góry" zmuszono mnie listą lektur na studiach, chociaż i tak miałem zamiar, wcześniej czy później, sięgnąć po tę powieść. I z trudem przez nią przebrnąłem. Dlaczego?

Po pierwsze, trochę z zasady nie lubię niemieckiej prozy; absolutnie nie z powodu uprzedzeń narodowościowych; po prostu uważam, że niemieccy pisarze (zwłaszcza z okresu rozwoju prozy powieściowej) nie dorównują pisarzom iberoamerykańskim czy rosyjskim. A już szczególnie w konstruowaniu postaci.

Człowiek rozsmakowany w literaturze oczekuje od autorów nie tylko ciekawej, zaskakującej fabuły, ale, przede wszystkim, ciekawych postaci literackich - nieszablonowych. A co prezentuje nam Mann? Postacie, które są szablonami aż do siódmej potęgi - pani Stor zawsze jest niekulturalna i obrzydliwa w obyciu, Settembrini, skoro jest humanistą, to musi być oczywiście Włochem (nie może być przecież Anglikiem, Francuzem czy Portugalczykiem), Hans Castorp jest mieszczański aż do szpiku kości i nawet jego dojrzewanie jest komiczne w swojej formie i istocie.

Po drugie, człowiek rozsmakowany w literaturze nie oczekuje również długich, nudnych wywodów na temat anatomii człowieka (od czego mamy podręczniki dla studentów medycyny lub encyklopedie?), nie oczekuje absurdalnych alegorii (przykład pierwszy z brzegu - antropomorfizowana Anatomia o wyglądzie Kławdii całuje Castorpa - co za godna pożałowania bzdura). Kiedy taki człowiek chce się czegokolwiek dowiedzieć o wnętrzu bohatera, to Mann opowiada o "pracy limfy" albo o "biciu serca". Niewiele więc dowiadujemy się o psychice postaci w "Czarodziejskiej górze" - to, co podaje narrator, jest niezbędne dla dalszego rozwoju akcji powieści.

I bardzo wątpię, czy taka oszczędność wypowiedzi jest celowym zabiegiem Manna. Przypuszczalnie pisarz nie potrafił zbudować ciekawych, barwnych postaci - tak jak to czynili Dostojewski i Gogol, Cortazar i Márquez.

Trudno jednak od książki miernej literacko oczekiwać czegoś dobrego. "Czarodziejska góra" jest napisana bardzo nudnym, pozbawionym finezji stylem; zaryzykowałbym stwierdzenie, że Mann nie ma swojego własnego, literackiego stylu. Wielokroć miałem wrażenie, że autor sili się na metafory, które mu jednak absolutnie nie wychodzą...

Zarzuty można by mnożyć (np. co do tego, że nie da się polubić głównego bohatera), ale może poprzestanę na tych wymienionych powyżej. Generalnie - nie zachęcam do lektury. Pomimo faktu, że książki T. Manna to "kanon literatury światowej".

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 38439
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 27
Użytkownik: guerrero 08.07.2005 23:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Do lektury "Czarodziejski... | lothar
Muszę się z tym zgodzić. Z ksiązki wieje nudą, a przy tym jest dość opasła.
Użytkownik: Rychez 12.10.2005 15:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Do lektury "Czarodziejski... | lothar
No cóż. Przyznam, że moje odczucia związane z "Czarodziejską górą" są zupełnie odmienne. to kwestia gusta, lecz pragnę autorowi recenzji zwrócić uwagę, że pomimo tego, że "jest rozsamkowany w literaturze", to może się mylić. Język literacki Manna jest stawiany jako wzorcowy, jest fenomenalnie dokładny, drobiazgowy, uporządkowany i celny. zdania wyrażają dokładnie to, co mają wyrażać. nie potknięć semantycznych, ani składniowych. jednakże dla mnie najcenniejsza jest treść, na którą składają się losy Europy, jej historiozofia, a także łączenie wody z ogniem. chłodnego Niemca z namiętną Rosjanką, która właściwie powinna być Francuską. Prawdą jest, że Mann skreślił postacie szablonowo, które nie wychodzą poza schemat postaci. jest to jednak zabieg celowy, bo postacie są symbolami narodów Europy. nie wypowiadam się szerzej na temat powieści, bo nigdy mi się, by nie udało skończyć wypowiedzi. z pewnością "Czarodziejska góra" jest dla mnie tą powieścią, do której zajrzę po raz drugi, a robię to wyjątkowo. pozdrawiam autorkę recenzji, bo zawsze jest ciekawe spojrzenie zupełnie odmienne.
Użytkownik: stefaniusz 05.11.2005 01:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Do lektury "Czarodziejski... | lothar
Oj, lothar, lothar! Widać wdrapywałeś się na "Czarodziejską górę" niewłaściwym zboczem. Owszem, trudno się nie zgodzić z wieloma wysnutymi zarzutami, ale jak znam Twoje podejście do literatury (zwłaszcza niemieckiej), to troszeczkę przesadzasz - czyżby nie było żadnych atutów?
No nic - mnie ciekawi tylko, jakie byłoby nasze (moje\Twoj\|czyjekolwiek)spojrzenie na tę historię, gdybyśmy czytali ją np. w sanatorium? Punkt widzenia zmieniłby się dość drastycznie, a co z oceną?
Pozdrawiam, odezwij się!
Serwus!
Użytkownik: stefaniusz 07.11.2005 23:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Do lektury "Czarodziejski... | lothar
I jeszcze kilka uwag.
Ok, sfera erotyczna i stosunki damsko-męskie są w "Czarodziejskiej górze" przedstawione niezbyt interesująco, trochę irytujące i męczące jest "przeszpikowanie" tekstu filozoficznymi tyradami i paranaukowymi dywagacjami, ale warto chociaż spróbować, że jest w tym wszystkim coś jeszcze, coś ponadto i coś obok. Klimat, dość chorobliwy i duszny, jest niezwykle wciągający (paradoksalnie!),powieść magnetyzuje i przykuwa - czyta się ją wolno - baaardzo wolno, bo jest to góra o niezwykle stromych zboczach. To powieść bardzo wymagająca, ale tak wielopłaszczyznowa, że naprawdę dla każdego może się tam znaleźć coś godnego uwagi. Ja czytałem tę książkę w ramach zajęć - czyli trochę z przymusu, a jednak zabierałem się do tej książki już od co najmniej czterech lat (niestety pierwsza wspinaczka, w wieku 17 lat, nie powiodła się). Z kolei bardzo dużo myślałem o powieści Manna podczas opstatnich wakacji, spędzonych - jak zresztą wiesz - w niezbyt przyjemnym miejscu - trochę mi to przypominało właśnie sanatorium, w którym "więziony" był Castorp. To było miejsce, gdzie każdy dzień był jak miesiąc, a każdy miesiąc jak rok - jakoś inaczej spojrzałem na tę powieść, sporo o niej rozmawiałem z innymi "współwięźniami", i zgodnie stwierdziliśmy, że nasza sytuacja - paralelna nieco do losów Castorpa, rzuca nowe światło na odczytanie "Czarodziejskiej góry" - zaklęci gdzieś poza czasem, poza światem, gdzie ważne jest tylko TU, gdzie liczy się tylko TERAZ - ale nie w zwyczajnym rozumieniu, tylko w sensie pozaczasowym - bo przecież w takich miejscach czas w rozumieniu normatywnym nie istnieje.
No nic, na razie tyle. Wiem, że nie przekonam Cię do innego spojrzenia na tę książkę, ale też nie to było moją intencją. Nie mogę się jednak zgodzić z ostatnim zdaniem Twojej wypowiedzi, dlatego polecam "Czarodziejską górę" wszystkim, nawet tym, którzy nie przepadają za naturalizmem, literaturą niemiecką i samym Mannem (którego notabene też nie jestem zwolennikiem, ale to akurat jego najlepsza książka).
Serwus!
Użytkownik: vandeman 11.04.2006 20:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Do lektury "Czarodziejski... | lothar
Po pierwsze - zawsze lepiej książkę czytać z własnej woli.
Po drugie - postacie są specjalnie skonstruowane w ten sposób, maksymalnie schematyczne i "szablonowe":)
Po trzecie - ja na przykład nie mam czasu na czytanie encyklopedii i szukanie informacji na temat anatomii, zafascynowały mnie niektóre rzeczy i wiele się nauczyłem.
Po czwarte - to że książka jest napisana nudnym stylem nie jest tajemnicą, ale pisanie, że Mann nie ma własnego to już przesada! I tutaj bardzo się zdenerwowałem. Ujmę to tak: mi się wydaje, że styl nudny i pozbawiony finezji to jednak styl, więc sam sobie przeczysz. Pisanie, że tak genialnemu pisarzowi nie wychodzą metafory to absolutny nonsens. Powiedz to człowiekowi, który się zna na literaturze, a reakcja na pewno Cię zdziwi.
Po piąte - jeżeli wolisz książki, w których wszystko jest ładne i przyjemne, trudno nadążyć za akcją, bohaterowie są ciekawi, a głównego wręcz się uwielbia, to może nie pisz opinii o książkach zupełnie nie spełniających podanych kryteriów, które są dla Ciebie zbyt trudne i niekonwencjonalne.
Nie zgadzam się więc z Twoją nieobiektywną wypowiedzią i co najmniej dziwnymi zarzutami z wyjątkiem zdania ostatniego.
Pozdrawiam
Użytkownik: alienor 26.05.2006 13:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Do lektury "Czarodziejski... | lothar
Nie mogę się z Tobą zgodzić. Uwielbiam literaturę rosyjską, iberoamerykańską mniej i mogę powiedzieć, że literatura niemiecka jest inna, ale wcale nie gorsza. Co do szablonowości postaci, wypowiedzieli się już inni, więc nie będę sie powtarzać. Natomiast co do oszczędnego budowania portretów psychologicznych postaci, nie zgadzam się. Mann buduje inaczej niż np. Dostojewski, nie opowiada wiele o postaci, za to często drobiazgowo opisuje różne jej reakcje (mysli, uczucia, wrażenia) na rzeczywistość. Te mysli, uczucia, wrażenia są często zaskakujące dla czytelnika, a czasem dla samego bohatera i to one służą budowaniu portretu psychologicznego. Czytelnik może sobie z tym nie radzić, bo tu trzeba miec zacięcie psychologiczne, ale to juz inna kwestia. Mnie to bardzo odpowiada, jest wyzwaniem intelektualnym. Pozdrawiam!
Użytkownik: Ela Kwiatkowska 08.04.2007 18:43 napisał(a):
Odpowiedź na: Do lektury "Czarodziejski... | lothar
Może "Czarodziejska..." była dla Ciebie za trudna? Najwyraźniej niektórych założeń tej książki nie zrozumiałeś.
Użytkownik: gdynia 09.08.2007 12:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Do lektury "Czarodziejski... | lothar
Odczucia na temat książki to kwestia indywidualnego gustu czytelnika... Zdziwiły mnie szczególnie dwa zarzuty poczynione w komentowanej recenzji: Muszę powiedzieć,że moim zdaniem, 'Czarodziejska góra' i w ogóle książki Manna mają mocno wyczuwalny styl- często właśnie ze względu na ten konkretny styl po nie sięgam. Co do tej konkretnej pozycji i konstrukcji bohaterów, to, choć nie jestem specjalistką, odniosłam wrażenie, że autorowi właśnie o to chodziło- różne rodzaje postaw i charakterów ludzkich zostały wzmocnione skojarzeniami tych cech z konkretnymi narodowościaami, zgodnie z resztą z powszechnie funkcjonującymi stereotypami.
Użytkownik: Drexl Spivey 03.11.2007 22:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Odczucia na temat książki... | gdynia
Anatomiczne opisy nie miały na celu dostarczenia suchych faktów z zakresu tejże dziedziny, lecz zwrócenie uwagi czytelnika na to, jak wspaniałym, magicznym wręcz tworem jest ludzki organizm. Skłaniały do popatrzenia z innej perspektywy, nieco oderwanej od naturalizmu pojmowanego w tradycyjnych kategoriach, a jednak w naturalizmie się zawierającej.
W tym kontekście uwaga autora recenzji o podręcznikach anatomii wydaje się być dowodem nie rozsmakowania w literaturze, a jedynie jego braku.
Użytkownik: Marie Orsotte 24.12.2007 12:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Do lektury "Czarodziejski... | lothar
Nie zgodzę się z tym, że głównego bohatera nie można polubić. Ja go polubiłam od razu - może nie jest najbardziej interesującą osobowością wszechświata, ale jest sympatyczny :)
Przyznam, że "Czarodziejska góra" nie spodobała mi się tak jak "Buddenbrookowie" czy "Doktor Faustus", którego teraz czytam, ale na pewno wrócę do niej drugi raz. Nie powiedziałabym, że Mann nie ma stylu. Jego styl jest b. charakterystyczny i nie potrzebuje jakichś akrobacji językowych; kiedy czytałam "Cz. g.", atmosfera tej książki wydawała mi się jakby chora... może dlatego, że sama byłam przeziębiona i to ciągłe mierzenie temperatury w Davos motywowało moje spanie w skarpetkach. Postaci są szablonowe, bo są symboliczne. A ta cała fascynacja anatomią to wg mojej mocno dyletanckiej interpretacji po prostu logiczna dla Hansa Castorpa faza fascynacji Kławdią, wszystkim, z czego jest złożona, chociaż to fakt, że za bardzo się w tych opisach nie można rozsmakowywać; część wrednie pominęłam, podobnie jak w "Braciach Karamazow" żywot starca Zosimowa czy jak mu tam. Rozdział ten nazywał się bodajże "Ruski mnich". Mimo to "Braci K." uwielbiam i kiedy będę ich czytać drugi raz, to może nawet poświęcę się i dowiem się czegoś o tym mnichu :]
Jeden rozdział z "Cz. g.", rozdział dość dygresyjny, jest po prostu świetny - ten o ulubionych płytach Hansa C. I potem ten powrót do "Lipy" w ostatnich akapitach. Chociaż uczuć H.C. do "Popołudnia fauna" nie podzielam, wyjątkowa nuda.
Użytkownik: Drexl Spivey 07.01.2008 14:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie zgodzę się z tym, że ... | Marie Orsotte
Rozdział, który pominęłaś w "Braciach..." był wyśmienity literacko i świadczył o prawdziwym natchnieniu Dostojewskiego (Mam tu na myśli opowieść o umierającym chłopcu. Czy ktoś odniósł podobne wrażenie?).
Użytkownik: Marie Orsotte 15.08.2008 19:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Rozdział, który pominęłaś... | Drexl Spivey
Czytam teraz "Braci..." drugi raz (tj. nie w całości, ale w większości) i przeczytałam rozdział o mnichu. Faktycznie, umierający robi wrażenie, tak samo zresztą jak historia pojedynku - ale czy te nauki w ostatniej, trzeciej części nie są pewną przesadą? Mam na myśli, że to trochę za bardzo wprost, za mało literackie, chociaż może i ważne dla zrozumienia reszty powieści.
Użytkownik: krysiron 23.02.2008 21:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Do lektury "Czarodziejski... | lothar
Ja czytam "Buddenbrooków" i nie ma tu postaci szablonowych. Są barwne, żywe i niejednoznaczne. Polecam.
Użytkownik: inexperrectus 21.01.2009 21:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja czytam "Buddenbro... | krysiron
Ja powiem w ten sposób: jeżeli ktoś kontakt z narracją powieściową redukuje do analizy szablonowości postaci, barwności stylu czy uczuć związanych z kreacją bohatera, ten zupełnie nie rozumie czym jest sztuka powieści i na jakim założeniu powieść jako taka została ufundowana. Przypomnę tylko za Kunderą, że rolą powieści jest ODKRYWANIE NIEZNANYCH OBSZARÓW EGZYSTENCJI. I nie w wymiarze uniwersalnym - ale w kontekście życia każdego czytelnika. Współczuję zatem autorowi tego wątku, ponieważ zupełnie nie jest przygotowany do odbioru tekstu literackiego ucieleśnionego w postaci narracji powieściowej. Cała interpretacja "Czarodziejskiej góry" poczyniona przez niego jest kiczotwórcza, nakierowana na zupełnie nieznaczące elementy - świadcząca o tym, że tekst zupełnie do niego nie przemówił, nie wygenerował żadnego przeżycia i przez to nie odsłonił niczego co związane byłoby z jego egzystencją. I nie stało się to ze względu na "brak ciekawej kreacji bohatera" czy "szablonowość postaci": te rzeczy nic nie znaczą dla egzystencjalnej funkcji powieści, nie mają na nią wpływu. Powieść nie mogła spełnić swojej roli ze względu na zamknięcie autora wątku (całkiem możliwe, że nabytego na studiach polonistycznych - tam uczy się ludzi nieumiejętności podejścia do tekstu) na kulturę jako pamięć symboliczną tekstów.

Wyrazy współczucia. Nie wiesz, co tracisz.
Użytkownik: spornik 22.01.2009 00:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja powiem w ten sposób: j... | inexperrectus
Hm, to podejście budzi podejrzenia. Czy sztuka "musi" cokolwiek, by była dobra? Koniecznie musi mieć jakiś "cel"?Rolą powieści jest ODKRYWANIE NIEZNANYCH OBSZARÓW EGZYSTENCJI? Wpadła mi do głowy taka analogia: w świecie przyrody wszystko ma jakiś cel, jedne rzeczy wpływają na drugie, pracowicie funkcjonuje ta złożona machina, w której wszystko jest ze sobą powiązane i się na siebie nakłada. I weźmy teraz śpiew ptaków. Po co słowiki czy inne bydlaki śpiewają - to wiadomo: celem tego jest zaciągnięcie samicy do łóżka. Jednak tutaj sprawa wymyka się naturze z łapek. Słowicze śpiewy daleko wykraczają poza swoją funkcjonalność, stają się niejako celem samym w sobie. Nie wiadomo, dlaczego natura idzie tutaj tak daleko, w każdym bądź razie jest to w żaden sposób niewytłumaczalny zbytek, na jaki sobie pozwala chyba tylko po to, by popisać się sama przed sobą swoimi potencjalnymi możliwościami. Wyrafinowanie, piękno śpiewu ptaków wszyscy podziwiają. Inny przykład: ubarwienie niektórych zwierząt, ryb, motyli itd. Piękno kwiatów, które wcale nie muszą być takie piękne, by spełnić swój cel, przyciągnąć do siebie owady, które są prawie ślepe i widzą jedynie łamaną szarością. Nie wspominając już o zapachach, których prawie nikt nie jest w stanie docenić, chyba tylko ludzie. I może literatura jest czymś w tym stylu, jakimś zbytkiem, nieskończenie delikatną zabawą, niczemu niesłużącym nadmiarem, mgiełką unoszącą się czasem ponad naszym codziennym życiem. A jeśli tak, to należy strzec ją przed narzucaniem jakichkolwiek, nawet najszczytniejszych celów, ról. Nie może służyć ani nauce, ani polityce, ani nawet człowiekowi i jego "egzystencji" (która może tak się ma do literatury jak przyziemne sprawy słowika do jego serenad, "przeznaczonych" dla na wpół głuchej pani słowikowej).
Użytkownik: inexperrectus 22.01.2009 13:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Hm, to podejście budzi po... | spornik
Witaj. Bardzo ciekawa i intrygująca wypowiedź. Nie ma oczywiście jednej, absolutyzującej dany punkt widzenia odpowiedzi na Twój punkt widzenia. Mogę jedynie przedstawić moje stanowisko i argumenty na bazie Twojego zaproszenia do dyskusji.

"Czy sztuka 'musi' cokolwiek, aby była dobra?". Pytanie można rozpatrywać na dwóch płaszczyznach: samej powieści oraz czytelnika. 1. Powieść: przychylam się do stanowiska Kundery: powieść, która nie odkrywa nieznanego ułamka egzystencji, jest niemoralna. Jedyną moralność powieści stanowi poznanie. Skąd takie twierdzenie? Otóż analiza historii powieści (od Rabelaisego, Balzaca, Dostojewskiego, Manna itd.) pokazuje, że powieść taką funkcję egzystencjalną spełnia sama przez się. Owa funkcja jest niejako przypisana immanentnie do samej konstrukcji powieści, do jej kształtu. Nikt o tym wcześniej ad hoc nie zadecydował. To przynależy do jej istoty jako symbolicznej konstrukcji kulturowej - z tego względu, że powieść stanowi wyraz sytuacji egzystencjalnej autora, który przy pomocy wyobraźni przekształca słowa w konstrukcję daleko wykraczającą poza jego osobistą biografię. Twoje analogie do świata przyrody są z mojego punktu widzenia chybione: powieść, której immanentna cechą jest słowo, to wytwór kultury, nie natury, dlatego należy ją rozpatrywać w kontekście kulturowym.
Jeżeli powieść - tak jak się to niestety dzieje współcześnie - nie spełnia swojej roli odkrywania nieznanych obszarów egzystencji, jest nie tyle zła (co sugeruje Twoje pytanie), co niemoralna. Co to znaczy? Tylko tyle, że nadaje się do konsumpcji rano i do kubła na śmieci wieczorem. A więc jest zupełnie niepotrzebnym wytworem zaśmiecającym nam życie.
2. Czytelnik. Nawet najwspanialsza powieść może pozostać głucha (w swojej funkcji egzystencjalnej) dla kogoś, kto posługuje się interpretacją kiczotwórczą - a więc gdy np. poszukuje analogii pomiędzy życiem pisarza a treścią jego dzieł (wtedy np. okazuje się, że treścią dzieł Kafki jest życiowe zagubienie autora), kiedy doszukuje się założeń ideologicznych w dziele czy kiedy odbierając dzieło zastanawia się czy główny bohater jest nudny czy nie. Uważam, że nawet na poziomie krytyki literackiej takie pytania są zupełnie nieuzasadnione - krytyka powinna oceniać, znowu: wartość egzystencjalną danego dzieła, a nie np. stopień szablonowości postaci.
I teraz wracając do kwestii, czy czasami powieść nie jest "jakimś zbytkiem, nieskończenie delikatną zabawą, niczemu niesłużącym nadmiarem, mgiełką unoszącą się czasem ponad naszym codziennym życiem". Powieść, jak wspomniałem, jest nierozerwalnie związana z egzystencją, jest jej wyrazem, dlatego rozwija ona zarówno przestrzeń życiową czytelnika, jak i przestrzeń kulturową społeczeństwa. Aczkolwiek w dzisiejszym społeczeństwie konsumpcyjnym faktycznie powieść stała się nic nie znaczącym dodatkiem do życia - ową mgiełką, która niczego nie wnosi w horyzont życiowy. Składa się na to zarówno produkcja infantylnych dzieł - jak i nieumiejętność odbioru tych powieści, które jednak znaczą coś więcej.



Użytkownik: spornik 22.01.2009 18:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Witaj. Bardzo ciekawa i i... | inexperrectus
Myślę, że Kundera sporo zawdzięcza francuskim egzystencjalistom (słowo "egzystencja" sam często przytaczasz), do których przylgnął po porzuceniu rodzimych Czech. Stąd u niego odwoływanie się do moralności w kontekście sztuki. A także określanie literatury poprzez jej funkcje, jakie powinna spełniać wobec czytelnika, "rozwijając jego przestrzeń życiową" czy "przestrzeń kulturową społeczeństwa". Socjaliści, z którymi Kundera był osobiście blisko i od których czerpał Egzystencjalizm, także, jak wiadomo, nie pozostawiali literatury samej sobie, wytyczając jej szczytne cele. Wszystkie te teorie łączy jedno: literatura, aby zasługiwała (wg. nich) na miano porządnej, musi "wnosić coś w horyzont życiowy". Tylko nie dopuszczają możliwości, że ten horyzont może być dla niej za wąski, że ją ogranicza, spłaszcza. I że jest w ten sposób degradowana do czegoś użytkowego, stosowanego, praktycznego, podczas gdy jej miejsce jest znacznie wyżej, ponad codziennością, współczesnością i ponad "duchem czasu" - literatura nie chce wchodzić w dyskusje z trywialnością życia (osobistego czy społecznego), z egzystencją, która jest siłą ściągającą ją w dół z jej przyrodzonych wyżyn. A obecność "pierwiastka egzystencji" w powieściach zacytowanych przez Ciebie autorów wynika tylko ze słabości tych autorów. Sądzę, że powieść ma przed sobą daleką drogę i że mimo sporych sukcesów (choć wbrew pozorom nie aż tak licznych) jest tak naprawdę jeszcze w stadium zarodkowym, i że w przyszłości rozwinie się w coś sensownego. Takie jest moje skromne zdanie, oczywiście się z nim nie zgodzisz, ale to dobrze, bo różnorodność jest fajna.
Użytkownik: inexperrectus 23.01.2009 12:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Myślę, że Kundera sporo z... | spornik
W porządku, przy czym odbierając dzieła Kundery (jak i inne dzieła naukowe oraz dzieła literackie) zupełnie mnie interesuje biografia autora, skąd czerpał inspiracje czy pod wpływem czego kształtował się jego światopogląd. Oczywiście są to cenne informacje dla mnie, ale zawieszam je podczas interpretacji. Preferuję osobiste podejście do dzieła, związane z poszukiwaniem tropów badawczych czy "wybuchowych" miejsc, które rozsadzają mój dotychczasowy horyzont myślenia - czasami są to pojedyncze zdania, które następnie staram się samodzielnie rozwinąć (oczywiście nie w żaden system). Innymi słowy: skupiam się na wnikliwym słuchaniu tego, co mówi do mnie sam tekst - niezależnie od biografii historycznej czy światopoglądowej autora. Zatem nie jestem ani przywiązany do egzystencjalizmu, ani marksizmu, postmodernizmu i żadnego innego prądu myślowego - i podobnie nie interesuje mnie czy danego autora ktoś zaszufladkował do jakiegoś prądu czy dziedziny. Uważam takie podejście za owocne egzystencjalnie i poznawczo - ponieważ w momencie, gdy interpretuje się czyjąś twórczość w kontekście jego (często ad hoc - myślę, że Kundera nie zgodziłby się na etykietkę egzystencjalisty) przyporządkowania do jakiegoś światopoglądu, jest to wrzucanie jego myśli w ciasny gorset ideologiczny czy dyscyplinarny, który strasznie redukuje potencjał tekstu.

Z Twoją koncepcja powieści jedynie jako wykraczającego daleko poza trywialna egzystencję bytu trudno jest mi się zgodzić. Rozumiem, że traktujesz dzieło sztuki jako pewną wartość autoteliczną, której zagrażać może jakakolwiek ingerencja w postaci jej wykorzystania. Wydaje mi się, że taka obrona jest nieuzasadniona, ponieważ powieść powstała właśnie po to, aby ją wykorzystać, o czym zaświadcza już sam proces czytania. Już w samym procesie czytania tkwi głęboko funkcja wzbogacania egzystencji. Ba, w samym procesie pisania powieść spełnia funkcję wzbogacania życia autora. Dlatego tak bardzo przeciwstawiam się redukowaniu owej naturalnej roli powieści, która odbywa się za sprawą kiczotwórczej interpretacji.

Ale z drugiej strony - i tutaj zbliżam się do Twojego podejścia - uważam również, że powieść - jak każde inne dzieło sztuki - może stać się przedmiotem czystej kontemplacji w sensie przeżycia estetycznego. Podobnie jak w przypadku oglądu obrazu malarskiego - mogę sobie przed nim leżeć i zachwycać się jego pięknem, albo interpretować go w sensie poszukiwania w nim nasycających mój horyzont egzystencjalny impulsów. Wydaje mi się, że jedno nie wyklucza drugiego. Wydaje mi się, że najgorsza sytuacja ma miejsce wtedy, gdy powieść staje się jedynie "pobudzającym wesołość alkoholem" (Ortega) lub w ogóle nic nie znaczącym, nie zauważalnym elementem w przestrzeni życia (wtedy, gdy powieść w ogóle nie istnieje dla kogoś, lub wtedy, gdy dokonuje się na niej kiczotwórczej interpretacji) - mam wrażenie, że te dwa podejścia dominują współcześnie.

Czym będzie owo coś sensownego, w co Twoim zdaniem kiedyś rozwinie się powieść? I dlaczego kiedyś powieść będzie lepsza od prozy mistrzów - założycieli powieści?
Użytkownik: spornik 23.01.2009 13:12 napisał(a):
Odpowiedź na: W porządku, przy czym odb... | inexperrectus
Nie należy przeginać w żadną stronę, w powieściach mieszają się różne elementy i w jednych dominuje czysta estetyka (np. Flaubert, Nabokov), w innych filozofia czy pedagogika. Dawniej, w złotej erze powieści francuskiej, uważano (krytyk Sainte-Beuve), że powieść czy poezja łączy się ściśle z życiem autora, że jest jego zakamuflowaną biografią, z której należy odszyfrowywać nowe spostrzeżenia autora odnośnie życia, społeczeństwa: egzystencji. I to dominowało przez dziesiątki lat, a także mocno dominuje dzisiaj, być może bardziej niż wtedy. Po drodze pojawiali się jednak nieliczni pisarze, którzy myśleli inaczej - przy czym od razu trzeba zaznaczyć, że to, jak ktoś wpłowowy mówi o sztuce i jak ją ocenia, ma jednak spore oddziaływanie na myślenie o niej i w konsekwencji na jej ostateczny kształt, wbrew temu, co można by sądzić, że sztuka nieskrępowanie działa według swoich zasad. Pierwszym z najsłynniejszych innowierców był Flaubert, potem Proust, który polemizował w tym punkcie z Sainte-Beuvem, również Nabokov oraz wielu innych. Jednak są oni całkiem zagłuszani (prawie wszystkie biografie Prousta akcentują autobiograficzny charakter "W poszukiwaniu...", choć sam Proust wyraźnie zaznaczał, że jego dzieło to czysty wymysł, konstrukcja artystyczna; podobnie z Nabokovem i Flaubertem, który rzekomo pisał, by dokopać filistrom i burżujom, których nienawidził, podczas gdy ten wątek, jakkolwiek obecny w jego powieściach, stanowi tylko 0,001% ich znaczenia). Może więc te nieliczne prześwity są zwiastunem czegoś nowego, co dopiero w przyszłości się obudzi i co zniesie wiele sztucznych, niewidzialnych granic, które hamują wolność pisarzy? Kto wie. W każdym razie - dzięki za rozmowę i świetne, głębokie spostrzeżenia, które dają do myślenia.:)
Użytkownik: inexperrectus 24.01.2009 15:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie należy przeginać w ża... | spornik
Również dziękuję za owocną dyskusję:)

Faktycznie istnieje wiele sposób podejścia do literatury. Jedni chcą ją interpretować w kontekście biografii autora, jedni w kontekście warunków społeczno-historycznych w jakich dzieło powstało, a jeszcze inni chcą jedynie kontemplować dzieło literackie obwarowując je murem autoteliczności. A autorzy dzieł albo się danemu typowi interpretacji przeciwstawiają, albo go aprobują - co pokazuje historia powieści i ich autorów. Ja przyjmuję stanowisko poszukujące w powieści nieznanych obszarów egzystencji z dwóch powodów: po pierwsze takie podejście powoduje, że posiadam na tyle żywy kontakt z literatura, że posiada ona potencjał zmieniający moje życie. I to czasem dosłownie (są to osobiste sprawy, więc wybacz, że tutaj ich nie rozwinę). Po drugie - powieść w takim wydaniu rozwija moją przestrzeń rozważań o charakterze naukowym. Dzieło literackie jest dla mnie takim samym materiałem badawczym jak książki etykietkowane jako naukowe czy jak badania empiryczne. A śmiem twierdzić, że powieść spełnia o wiele lepiej niż dyskurs naukowy funkcję rozwijania wiedzy o świecie, o człowieku, kulturze, społeczeństwie. Bo opisuje te obszary, które są o wiele trudniej dostępne dla takiego dyskursu. Zresztą, z drugiej strony traktuję humanistykę jako wszelką autorefleksję kultury, dlatego nie dokonuję rozgraniczenia pomiędzy czymś "naukowym" a powieścią - jest to podział sztuczny moim zdaniem. Szczególnie, że literatura stała się filozofią, a filozofia - literaturą.
Ale to jeszcze inny wątek.
Moim zdaniem nie tyle chodzi o wolność pisarzy, ile o wolność interpretacji. Wolność pisarzy ograniczana jest współcześnie jedynie przez perswazję kultury konsumpcyjnej i masowej, która wymusza tworzenie dzieł płytkich - bo tylko takie będą podobały się wielu i odniosą sukces (ba, w ogóle zostaną dopiero wtedy wydane). Ale tej perswazji można się nie poddawać - choć to tworzy sytuację o charakterze tragicznym (bo chęć pisania zostaje skonfrontowana z tezą mówiącą, że nie warto pisać, bo nie ma dla kogo). Natomiast wolność interpretacji, która jest mi bliska, wiąże się ze wspomnianym już przeze mnie odrzuceniem redukcji interpretacji do gorsetu biograficznego czy ideologicznego. Liczy się dla mnie jedynie wymiar egzystencjalny (który zresztą i tak pozwala np. na rozwój wiedzy dotyczącej samego autora czy danego kontekstu historycznego czy kulturowego).

Jeszcze raz dzięki i pozdrawiam!
Użytkownik: zmiejka 21.03.2009 23:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Do lektury "Czarodziejski... | lothar
książka jest "ciężka intelektualnie". mi nie udało sie przebrnąć przez, wspomniany już nużący sposób narracji, do jej przesłania. nic więcej nie mogę powiedzieć, bo nie dałam rady jej przeczytać, zważywszy,że jest pokaźnej wielkości. Do wypowiedzi Lothara dodałabym, że książka jest dla specyficznego czytelnika, lubiącego filozoficzne rozprawy.
Użytkownik: gen_meg 11.04.2009 14:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Do lektury "Czarodziejski... | lothar
Mysle, ze postac Castorpa specjalnie jest tak skontruowana, zeby pokazac, ze tak naprawde kazdy pod wplywem pewnych magicznych okolicznosci, gdzie czasoptrzestrzen rzadzi sie innymi prawami niz na "nizinach" moze zmienic sie w niezwykla osobowosc. kazdy w jakas strone dziwaczeje, w przypadku Hansa bylo to "krolowanie" - Mann pokazal, ze udzial w filozoficznym dyskursie moze byc udzialem zwyklego smiertlenika! Wg mnie wyznacznikiem arcydziela jest "ogarniecie" w dziele swiata (i w tym momencie pisanie o anatomii jest jak najbardziej na miejscu! ksiazki wzbogocone takimi "ciekawostkami" sa w jakis sposob b.wartosciowe, Nabokow z kolei pisal o szachach -kazdy ma swojego bzika),pod wplywem ksiazki czytelnikowi wydaje sie ze choc przez chwile posiadl tajemnice wszechswiata, sensu i pod takim wrazeniem zostawila mnie Czarodziejka Gora:)
Użytkownik: sevdalinka 17.06.2009 03:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Do lektury "Czarodziejski... | lothar
Dawno już nie zaglądałam na tę stronę, ale tym razem lektura "Czarodziejskiej góry" skłoniła mnie do odwiedzin - chciałam zobaczyć, co piszą inni użytkownicy na temat powieści Manna... Muszę przyznać, że Twoja wypowiedź zdaje mi się całkowicie niesprawiedliwa. Może w punktach, dla przejrzystości...
1. Piszesz, że dobry czytelnik oczekuje nieszablonowych postaci literackich, ale to założenie dowodzi całkowitego niezrozumienia istoty literatury. Postać zawsze jest rozpięta między "typem" a "charakterem", i tylko od koncepcji dzieła zależy, jak dalece będzie zindywidualizowana. Rozsmakowany czytelnik oczekuje przede wszystkim oddziaływania dzieła jako całości oraz spójności (funkcjonalizacji) poszczególnych jej elementów. Jeśli więc konstrukcja postaci wykazuje ich typowość, modelowość, to samo w sobie nie jest to zarzutem, jest nim dopiero, gdy nie ma to uzasadnienia w strukturze powieści.
2. Chyba najbardziej niesprawiedliwym zarzutem jest zarzut braku własnego stylu. Narracja Mann należy do najbardziej zauważalnych i rozpoznawalnych, jej dygresyjność i swoista klasyczność (od której w owym czasie właściwie już się odeszło) sprawiają, że Paweł Huelle mógł zabawić się w literacką stylizację mannowskiego narratora w nawiązującym do "Czarodziejskiej góry" "Castorpie"
3. Zarzut niemożności polubienia bohatera jest za to całkowicie absurdalny. Czy czytając "Rozmowy z katem" lubimy tytułowego kata? Autor ma prawo oceniać swoją postać według koncepcji dzieła, które tworzy.
4. Jeśli chodzi o "bicie serca" jako sposób kreacji bohatera, to jest to częściowe zastosowanie behawioralnej techniki konstruowania postaci. Skupienie na odruchach i zachowaniach jako tym, co doświadczalne i widoczne, to jedna ze zdobyczy dwudziestego wieku (teoria behawioryzmu). Zresztą nie jest prawdą, że Mann stosuje tę metodę konsekwentnie - w całej powieści liczne są "wstawki" psychologiczne.

Użytkownik: marza_mr 15.04.2011 15:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Do lektury "Czarodziejski... | lothar
Zgadzam się z Lotharem. "Czarodziejska góra" męczy monotonnią, nie potrafi porwać. Mam wrażenie, że niektórzy zachwycają się nią w myśl zasady "dzieło Manna" więc nie można krytykować, bo powieść jest wybitna z założenia.
Nie zgadzam się natomiast ze stwierdzeniem, że Mann nie potrafi czarować, nie ma stylu, zaprzeczają temu choćby "Buddenbrookowie"
Użytkownik: jakozak 15.04.2011 16:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Zgadzam się z Lotharem. "... | marza_mr
Nie, nie i nie.
Proszę nie uogólniać. Nie zachwycam się Czarodziejską Górą z jakichś Twoich wydumanych pobudek.
Zachwyciła mnie i porwała. Jest genialna! "Pod skórą" dzieje się strasznie dużo.
Wyznania hohsztaplera Feliksa Krulla to jest ta właśnie książka Manna, która mnie zmęczyła i wynudziła.
Użytkownik: marza_mr 19.04.2011 14:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie, nie i nie. Proszę n... | jakozak
Nie denerwuj się tak, napisałam "niektórzy", czyli nie każdy, a już na pewno nie wymieniłam Ciebie konkretnie, żebyś aż tak emocjonalnie reagował. Wiecej uprzejmości. Poza tym gusta sa różne, Ciebie książka zachwyciła, mnie wręcz przeciwnie.
Użytkownik: jakozak 19.04.2011 15:33 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie denerwuj się tak, nap... | marza_mr
Wcale się nie denerwuję. A uprzejmości we mnie wystarczająco dużo. Po prostu nie uogólniaj. Uprzejmiej, proszę.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: