Dodany: 11.04.2016 20:01|Autor: zsiaduemleko

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Betonowy pałac
Grzegorzewska Gaja

O tym, że karzeł i kobieta z brodą się niepokoją


Wstęp bym może jakiś napisał. Wypadałoby, żeby nie tak od razu na głęboką wodę z wiadrem pełnym betonu zamiast butów. Wobec tego w akapicie pierwszym i zapoznawczym napiszę, że "Betonowy pałac" aspiruje do miana polskiego kryminału z najwyższej półki, a o jego wysokiej jakości próbują przekonać nas zamieszczone tu i tam na okładce cytaty z Magdaleny Cieleckiej. To taka aktorka o warsztacie wąskim jak sztacheta, choć Kasia Cichopek depcze jej już po piętach, przynajmniej takie odnoszę wrażenie, bo na całym tym aktorstwie się w sumie nie znam. I wmawia się nam, czytelnikom, że niby "Betonowy pałac" to taka świetna powieść, męska, brutalna oraz wymarzony materiał na filmowy scenariusz. Prawda jest natomiast taka, iż polska myśl reżyserska już nie takie rzeczy potrafiła koncertowo – przepraszam za wyrażenie – spierdolić, więc wypadałoby się z tymi odważnymi wnioskami pohamować i nie pchać od razu wszystkiego na ekran. Zresztą o ile sobie przypominam, właśnie Magdalena Cielecka zagrała jedną z głównych ról w kamieniu milowym polskiej kinematografii, jakim z pewnością była ekranizacja "S@motności w Sieci" Janusza Leona Wiśniewskiego. Podejrzewam, że również była zachwycona potencjałem scenariusza, a film obecnie jest puszczany w zakładach penitencjarnych jako tortura i kołysanka zarazem. Czyli z aktorki żaden autorytet, bo gust ma najwyraźniej mocno wątpliwy, ale nie drżyjcie z obawy: szczęśliwie w sukurs przychodzę ja i zaraz ustalę, czy "Betonowy pałac" jest wart uwagi, czy też od lektury tej książki można dostać literackiej biegunki i lepiej się nie zbliżać.

W akapicie drugim podejmę próbę nakreślenia zarysu fabularnego powieści. Przedstawię głównego bohatera, którym jest przekraczający trzydziestkę Łukasz – chłopak wychowany przez krakowskie Osiedle, z racji wyróżniającej go spośród rówieśników inteligencji nazywany Profesorem. Jak to mówią: wśród ślepców jednooki królem. Dwa lata wcześniej w związku z pewnymi incydentami Profesor był zmuszony uciekać z kraju, ale teraz zalicza triumfalny, choć chwiejny powrót, bo ileż można się nudzić na słonecznych plażach Pacyfiku. Rzecz jasna natychmiast zostaje wplątany w jakąś z daleka śmierdzącą kłopotami aferę, ale powiedzmy, że nie miał żadnego wyboru. W wielkim skrócie napiszę, iż ma za zadanie odnaleźć jedną kobietę, skrycie pragnie i miewa mokre sny o drugiej kobiecie, a tymczasem ze swoimi wdziękami upierdliwie narzuca mu się trzecia kobieta, choć takie określenie odnośnie do trzynastolatki jest z mojej strony bardzo wspaniałomyślne. Są jeszcze inne kobiety, są też mężczyźni – galeria postaci nad wyraz bogata i choć niekiedy da się dostrzec drobne przerysowanie cech, to najważniejsze, że nie jest nudno. A sam Profesor? Niby taki wykształcony, a ma wyraźny problem z panowaniem nad własnymi nerwami, lubi przemoc oraz obić od czasu do czasu komuś mordę, korzysta z usług prostytutek i rąk po sikaniu nie myje. Samiec pierwszego sortu.

"Samochód zatrzymał się kilka metrów ode mnie. Czekałem, aż opadnie pył. Drzwi od strony kierowcy otworzyły się, patrzyłem, jak wysiada. Bardzo elegancko, jak jakaś Lady Di czy inna wielka dama, którą uczono, w jaki sposób wysiadać z auta, aby nie pokazać przy tym majtek całemu światu. Zatrzasnęła za sobą drzwi i stanęła w tych ostatnich promieniach słońca niczym w blasku reflektorów. Miała na sobie ładne kilka tysięcy. Skrawek białego materiału udający sukienkę. Wysokie szpilki, chyba kremowe, ale chuj je tam wie. Pewnie źle nazwałem kolor i jest to beżowy, albo écru. W dłoni trzymała fioletową torebkę Chanel, przynajmniej tyle byłem w stanie rozpoznać. Obwieszona była też sporą ilością złota, które zdobiło, co tylko dało się ozdobić"*.

Jestem kilkanaście miesięcy po lekturze i stale nie mogę pozbyć się wrażenia, że "Betonowy pałac" to powieść nawet nie tyle kontrastów, co dwóch odmiennych natur. I temu też rozdarciu poświęcę trzeci akapit. Bo może niepotrzebnie i bez żadnych podstaw, ale spodziewałem się kryminału od początku do końca poważnego, mrocznego, być może nawet przygnębiającego mało optymistycznym rozwojem fabuły. Nie wiem, skąd u mnie takie oczekiwania, ale to chyba kwestia licznych sugestii, z którymi spotykałem się jeszcze przed lekturą. "Betonowy pałac" ma solidny rdzeń, by taką ponurą historią zostać, jednak na drodze temu stanęła autorka i jej niepohamowana chęć, by udekorować całość komediowymi wstawkami. Tutaj następuje rozdźwięk, który konfunduje czytelnika, bo z jednej strony poważna intryga, kolejne trupy i zaszczuty główny bohater, a z drugiej strony lekkomyślnie rozbijające wszystko luz, ironia, humor, przaśność. Nieprzewidywalni i budzący respekt gangsterzy są otoczeni stereotypowymi karkami, głupawymi mięśniakami z siłki (napawające trwogą ksywy w rodzaju Kalafiora) oraz ziomalami siorbiącymi browara na ławeczce. Dalej jest podrzynanie gardeł kontra przesłuchiwany kucharz komicznie godojący po ślunsku. Okaleczanie i ćwiartowanie ciał kontra pyskata, zuchwała trzynastolatka prostytuująca się w krzakach. Osiedle będące zbiorowiskiem homofobów i psychopatów kontra chatka-kopulatka oraz dramatyczne walenie konia w lesie. Misternie budowana powaga rozbijana komicznymi scenkami kontra krwawe momenty pozbawione wyrazu i niepasujące do ironicznych dialogów oraz ogólnego wydźwięku treści. Wreszcie Nick Cave i piękne "O Children" (dreszcze) kontra FIRMA i "Króla Kraka Gród" (uszy krwawią i wymiotują). Boję się, że gdyby ktoś postanowił rzeczywiście zekranizować "Betonowy pałac", mogłaby z tego wyjść co najwyżej jakaś gangsterska komedia, być może nawet niezła, ale pozbawiona spójnej tożsamości.

Najprawdopodobniej autorka nie miała ambicji, by uderzać konsekwentnie w ponurą nutę, nie wiem, pewnie "Betonowy pałac" jest właśnie taki, jakiego chciała, a ja się tutaj niepotrzebnie czepiam. Zdaję sobie sprawę, że będę w tym momencie niekonsekwentny, ale najzabawniejsze w tym wszystkim jest to, że choć powieść minęła się z moimi oczekiwaniami, nie potrafię nazwać jej słabą. Sam to nie do końca rozumiem. Co więcej, kiedy już w pewnym momencie pogodziłem się z taką, a nie inną konwencją i wyrzuciłem z głowy uprzedzenia, okazało się, że dzieło Grzegorzewskiej jest tym, czym miało być: kryminalnym thrillerem do końca utrzymującym odpowiednie tempo, zasadniczo ani przez chwilę niemęczącym oczu. I nieistotne, że pewnie nie wejdzie do kanonu polskiej literatury, a także nieważne, że da się mu wytknąć parę wad, których natura zależy już od indywidualnych preferencji czytelnika, bo nie ma wątpliwości, że powieść płynie żywo przez kartki i tak samo żywo się ją czyta. Jest niezła intryga, są barwni (czasem aż komiksowi) bohaterowie, są poczucie humoru i naturalność dialogów, są atrakcyjne kobiety oraz charyzmatyczni mężczyźni, są krew, alkohol, morderstwa, seks – czego chcieć więcej? To był już czwarty i zarazem ostatni akapit, więc tym optymistycznym akcentem zakończę, bo jeszcze moment, a całkowicie pogubię się w zeznaniach.


---
* Gaja Grzegorzewska, "Betonowy pałac", Wydawnictwo Literackie, 2014, str. 44.


[opinię zamieściłem wcześniej na blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1184
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: