Tworząc iluzję
Bohaterowie debiutanckiej powieści Magdy Rem "Tysiąc róż" wyglądają na zwyczajne małżeństwo. Elżbieta Rot jest autorką popularnych romansów – nielotnych literacko, ale zyskujących uznanie czytelników. Michał Rot projektuje okładki jej książek. Aktualnie opiekują się domem znajomych, Elżbieta zaś pisze kolejną powieść. Prowadzą ustabilizowane życie.
Czy aby na pewno? Nie. To tylko pozory. A za tymi pozorami – przed oczami czytelnika – rozgrywa się prywatny dramat. Za obrazem przeciętnego małżeństwa kryje się toksyczny związek dwojga naznaczonych traumami ludzi (Michał nie otrząsnął się po tragicznej śmierci brata, na życie Elżbiety rzutowała dawna tragedia rodzinna). Scala ich nie tylko wzajemna fascynacja, lecz także mroczny sekret, brzemię, które muszą wspólnie dźwigać.
Jednak "Tysiąc róż" to przede wszystkim mrożąca krew w żyłach i miejscami makabryczna historia. Można obserwować stopniowe popadanie w obłęd. Myślę, że nieuczciwe względem przyszłego czytelnika byłoby zdradzenie szczegółów, a tym samym ujawnienie głównego konceptu, na którym opiera się cała fabuła. To trzeba odkryć samodzielnie. Dodam tylko, że choć może się wydawać, iż od początku wiadomo, co się zdarzyło, nie jest to takie oczywiste. Wszystko opiera się na "zaprogramowanej" iluzji. Tylko co jest tu iluzją? Ile pojawi się pytań i ile niejasnych odpowiedzi?
Wydawca na okładce zapowiada: "Znakomicie skonstruowana powieść psychologiczna z elementami thrillera. Hitchcockowskie klimaty, atmosfera rodem z »Psychozy« i wyczekiwanie na pojawienie się matki Normana"*. Polemizowałbym z tą notą – dla mnie "Tysiąc róż" to raczej thriller z elementami powieści psychologicznej. Natomiast nawiązania do Hitchcocka są czytelne. Można powiedzieć, że debiut Magdy Rem stanowi kompilację motywów z "Psychozy", "Rebeki" i "Okna na podwórze". Dodałbym jeszcze inspirację niektórymi powieściami Stephena Kinga (ważny motyw – podobnie jak w "Misery" – stanowi tu pisana przez jedną z postaci powieść).
Niestety, mimo tego obiecującego "patronatu" "Tysiąc róż" trochę rozczarowuje. Strasznie to przegadane i rozmyte jak na (w założeniach) trzymający w napięciu thriller. Mówiąc wprost – mimo wartkiej akcji miejscami wieje nudą. Narracja nie porywa, nie sprawia, że gorączkowo przewraca się kolejne kartki (i wcale nie dlatego, iż – poniekąd – od początku wiadomo, co się wydarzyło). Wiele motywów wydaje się obliczonych na efekt – przy tym dość tani. Miejscami Rem nie ustrzegła się przed pewnym przekombinowaniem.
Opis z okładki nie kłamie – powieść jest napisana w dużej mierze "pod Hitchcocka", nawiązania są oczywiste, oczekiwania spore. Jednak motywy z Hitchcocka to trochę za mało, aby zagwarantować pasjonującą lekturę. A byłoby całkiem nieźle, gdyby nie przegadanie.
---
* Magda Rem, "Tysiąc róż", Wydawnictwo Prószyński i S-ka 2016, tekst z okładki.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.