Dodany: 04.11.2015 21:43|Autor: Pok

Rozprawa o metodzie


Tym razem zajmę się omówieniem chyba najpopularniejszej książki francuskiego filozofa.

Rozprawa o metodzie (Descartes René (Kartezjusz))

---

„Rozprawa o metodzie właściwego kierowania rozumem i poszukiwania prawdy w naukach” składa się z sześciu części oraz króciutkiej przedmowy. Przedmowa stanowi również skrótowe podsumowanie przedstawianych zagadnień, dlatego warto przypomnieć sobie jej treść:

„(...) w pierwszej znajdują się rozmaite rozważania tyczące nauk; w drugiej – główne reguły metody, jakiej autor szukał; w trzeciej – niektóre zasady moralne, które wysnuł z tej metody; w czwartej – racje, za pomocą których udowadnia istnienie Boga i duszy ludzkiej, co stanowi podwalinę metafizyki; w piątej – porządek zagadnień fizycznych, które badał, a w szczególności wytłumaczenie czynności serca i niektórych innych zagadnień należących do medycyny, a następnie różnicę jaka istnieje pomiędzy naszą duszą a duszą zwierzęcia; w ostatniej wreszcie – jakie rzeczy uważa się za potrzebne, aby posunąć się w badaniach przyrody dalej niż dotychczas, oraz jakie racje skłoniły go do pisania”.

Jak można zauważyć ze wstępu, „Rozprawa” posiada szerszy zakres zagadnień niż „Prawidła” i nie ogranicza się tylko do prezentowania wybranej przez siebie metody badawczej. Stanowi raczej pewien traktat o świecie, życiu i o nauce w ogóle, w którym oprócz samej metody, znalazły się również wnioski do których ta metoda doprowadziła. Zresztą przyjmuje się przecież, że „Rozprawa” (oczywiście w trochę innej formie, niż obecnie) stanowiła przedmowę do niewydanego dzieła „Świat” i z tego właśnie względu wynika jej różnorodność i uniwersalność. Ja w tym miejscu skupię się głównie na metodzie, a wyciągnięte przez Kartezjusza wnioski omówię w części trzeciej tego rozdziału.

Pierwsza część „Rozprawy” została napisana na kształt autobiografii, w której autor przedstawia ogólne prawdy jakich się w życiu nauczył (np. że rozsądek, czyli zdolność rozróżniania prawdy od fałszu jest równa u wszystkich ludzi) oraz wspomina dawne dzieje. Takie działanie ma na celu zwrócenie uwagi czytelnika na doświadczenie autora oraz uzyskaną przez niego życiową mądrość połączoną z dystansem do samego siebie. Przez całą pierwszą część przenika również sceptycyzm do zastanej wiedzy, który w zamyśle ma promieniować także na osobę czytającą. Kartezjusz jawi się tutaj jako osoba wyrozumiała, na której można polegać i która zdaje sobie sprawę z pułapek czyhających na każdego uczonego. Efekt ten był z pewnością zamierzony, tym bardziej, że „Rozprawa” jako dzieło popularyzatorskie, była kierowana do szerszego kręgu odbiorców.

Część druga nie kończy z formą autobiograficzną i ogólnymi wskazówkami (np. że rzeczy zaprojektowane przez jedną osobę są często donioślejsze od tych zaprojektowanych przez wielu), lecz dowiadujemy się w niej również o metodzie, którą należy się kierować. Kartezjusz wyróżnia cztery prawa, co jest znacznym uproszczeniem do ponad dwudziestu zawartych w „Prawidłach”. Jak sam pisze:

„(...) zamiast wielkiej liczby prawideł, z których składa się logika, sądziłem, iż wystarczą mi następujące cztery, bylebym postanowił raz na zawsze i niezłomnie nie zaniedbać ani razu ich przestrzegania.
Pierwszym było nie przyjmować nigdy żadnej rzeczy za prawdziwą, zanim jej nie poznam z całą oczywistością jako takiej: to znaczy unikać starannie pośpiechu i uprzedzeń i nie obejmować swoim sądem niczego poza tym, co się przedstawi memu umysłowi tak jasno i wyraźnie, iż nie miałbym żadnego powodu podania tego w wątpliwość.
Drugim – podzielić każde z rozpatrywanych zagadnień na tyle cząstek, na ile się da i ile będzie tego wymagać lepsze rozwiązanie.
Trzecim – prowadzić myśli po porządku, zaczynając od przedmiotów najprostszych i najłatwiejszych do poznania, aby następnie wznosić się pomału, jak gdyby po stopniach, aż do poznania bardziej złożonych; należy się przy tym domniemywać prawidłowych związków nawet między tymi, które nie tworzą naturalnego szeregu.
Ostatnim – czynić wszędzie wyszczególnienia tak dokładne i przeglądy tak ogólne, abym był pewny, iż nic nie opuściłem”.

Jak pamiętamy wszystko to, wyłączając jedynie pierwszą część, było zawarte w „Prawidłach”, a tutaj zostało po prostu wyłożone w bardziej skondensowanej formie. Jak można było zauważyć w części pierwszej, ludzie nie różnią się roztropnością, a jedynie drogami, które do niej prowadzą – postulat ten idealnie pasuje do koncepcji niematerialnej duszy, choć jest lekko mówiąc, naiwny. Mając dobrą, jasno wyrażoną metodę, każdy będzie w stanie dochodzić we własnym zakresie do prawdy, a jako że:

„(...) o każdej rzeczy istnieje tylko jedna prawda, kto ją znajdzie, wie o niej wszystko, co można wiedzieć”.

Suma naszej wiedzy pewnej może się tylko powiększać, a czym znamy więcej prawd, tym łatwiej nam dochodzić do kolejnych, gdyż:

„(...) wszystkie rzeczy podpadające pod poznanie ludzkie w taki sam sposób wzajemnie z siebie wynikają i że nie istnieją z pewnością tak odległe, do których nie mielibyśmy dotrzeć, ani tak ukryte, których nie mielibyśmy odkryć, bylebyśmy tylko powstrzymali się od przyjęcia za prawdziwą wszelkiej rzeczy, która nią nie jest, i zachowali zawsze porządek, jaki jest potrzebny, aby je wyprowadzić jedne z drugich”.

Kartezjusz zaprawdę wiele obiecuje w drugiej części „Rozprawy”. Jednak czy faktycznie z tak ogólnych wniosków można osiągnąć pewną, niezachwianą prawdę? Czy te wskazówki mogą służyć za skuteczną metodę badawczą? Jeśli w istocie tak jest, to pozostaje się tylko cieszyć, ale jak mawiał sam filozof z La Haye, należy podchodzić sceptycznie do prawd stawianych przez autorytety, a przecież kartezjańska metoda również się do tego kryterium zalicza (o czym Kartezjusz chyba czasem zapominał). Dlatego też na razie wstrzymamy się z opinią i zobaczymy do jakich wniosków Descartes dochodzi w części trzeciej.

W części tej mamy do czynienia z szeregiem zasad moralnych, które mają nas wystrzegać przed zbytnim popadaniem w emocje, gdyż świat jest tak przemyślany, że zazwyczaj nie mamy wpływu na to co się może zdarzyć. Kartezjusz wspomina tutaj o nietrwałości rzeczy, zwracaniu uwagi na czyny a nie słowa, o konsekwentnym dążeniu do celu, o konieczności racjonalnego myślenia i wyzbycia się fantazji, o potrzebie dobrej metody („Wystarczy tedy dobrze sądzić, aby dobrze czynić”), oraz o mądrości pochodzącej z wątpienia i zdobywania doświadczenia:

„I jako, burząc stare domostwo, zachowuje się zazwyczaj gruzy, aby się nimi posłużyć do zbudowania nowego, tak niwecząc wszystkie mniemania, które osądziłem jako nieugruntowane, czyniłem rozmaite spostrzeżenia i nabywałem mnogich doświadczeń, które posłużyły mi później do zbudowania pewniejszych”.

Jak widzimy Kartezjusz posługuje się tutaj ogólnymi radami, które warto stosować w życiu. Jak pamiętamy rady te powstały na skutek opierania się na wcześniej wyłożonej metodzie. Jednak wnioski, do których w nich dochodzi są zbyt ogólne i wydaje się, że każdy z wiekiem i w miarę zdobywania doświadczenia byłby w stanie do nich dojść. Sam uczony zresztą powołuje się na stoików, doceniając ich spokój i jasność myśli, a przecież żyli oni na długo przed nim samym, nie posiadając prezentowanej przez niego metody. Nie ma co jednak zbyt wcześnie krytykować francuskiego filozofa, gdyż „Rozprawa” składa się jeszcze z trzech części, które dla dobra niniejszej pracy, trzeba chociaż pobieżnie omówić.

Czwarta część poświęcona jest metafizyce, czyli zagadnieniom, które miały największy wpływ na późniejsze dzieje filozofii kartezjańskiej, jak również i sławę samego filozofa. Nas także najbardziej interesują właśnie te zagadnienia. Zresztą już na samym początku Descartes pisze słowa, które będą nauczane w szkołach i kojarzone przez niemal każdą osobę z przynajmniej średnim wykształceniem. Chodzi oczywiście o wyrażenie „myślę, więc jestem”. Dokładnie omówimy je w późniejszych częściach pracy, teraz natomiast przyjrzymy się jak wygląda trochę szerszy fragment „Rozprawy”, z którego się ono wywodzi. Kartezjusz pisze:

„Wreszcie uważając, że wszystkie te same myśli, jakie mamy na jawie, mogą nam przychodzić wówczas, kiedy śpimy, zasię wówczas żadna z nich nie jest prawdziwa, postanowiłem założyć, iż wszystko, co kiedykolwiek dotarło do mego umysłu, nie bardziej jest prawdziwe niźli złudzenia senne. Ale zaraz potem zwróciłem uwagę, iż podczas gdy upieram się przypuszczać, że wszystko jest fałszywe, koniecznym jest, abym ja, który to myślę, był czymś; i spostrzegłszy, iż ta prawda: myślę, więc jestem, jest tak mocna i pewna, że wszystkie najskrajniejsze przypuszczenia sceptyków nie zdolne są jej obalić, osądziłem, iż mogę ją przyjąć bez skrupułu za pierwszą zasadę filozofii, której szukałem.
Następnie, rozpatrując z uwagą, czym jestem, spostrzegłem, iż o ile mogę sobie przedstawić, że nie mam ciała i że nie ma żadnego świata ani miejsca, gdzie bym był, nie mogę sobie jednakowoż przedstawić, jakobym nie istniał wcale. Przeciwnie, z tegoż właśnie, iż zamierzałem wątpić o prawdzie innych rzeczy, wynikało bardzo jasno i pewnie, że istnieję; natomiast, gdybym tylko przestał myśleć, choćby nawet wszystka reszta tego, co sobie wyobraziłem, była prawdą, nie miałbym żadnej przyczyny mniemać, iż istnieję. Poznałem stąd, że jestem substancją, której całą istotą, czyli naturą, jest jeno myślenie, i która, aby istnieć, nie potrzebuje żadnego miejsca, ani nie zależy od żadnej rzeczy materialnej; tak, iż owo ja, to znaczy dusza, przez którą jestem tym, czym jestem, jest całkowicie odrębna od ciała, a nawet jest łatwiejsza do poznania niż ono, i że gdyby nawet ono nie istniało, byłaby i tak wszystkim, czym jest”.

Pierwsze spostrzeżenie jakie Kartezjusz wysuwa, mianowicie, że sam akt myślenia świadczy o naszym istnieniu jest genialne w swej prostocie i oczywistości. Dalej jednak próbuje z tej prostej, pierwszej zasady dojść do bardziej szczegółowych wniosków i w swych roszczeniach posuwa się znacznie dalej. Opierając się na wyobrażeniach tworzy rzeczywistość. Wyobrażając sobie siebie jako osobę pozbawioną ciała i nadal niepozbawioną myśli, konstatuje z tego wniosek, że myśl musi być niezależna od ciała. Jest to oczywisty błąd w rozumowaniu. Sam zresztą parę stron dalej przypomina, że wyobraźnia może być zwodnicza:

„Łatwo też możemy sobie bardzo wyraźnie przedstawić głowę lwa osadzoną na ciele kozy, z czego nie należy wyciągać wniosku, iż istnieje na świecie chimera”.

Tak samo łatwo możemy sobie wyobrazić myślenie bez pomocy ciała, a jednak niekoniecznie musi być to prawdą.

Kolejnym kluczowym wnioskiem do którego dochodzi na podstawie swojej pierwszej zasady jest istnienie Boga, czyli istoty doskonałej. Skoro my jesteśmy niedoskonali, a przecież posiadamy pewne idee rzeczy doskonałych, których nie mogliśmy poznać poprzez zmysły, to musiały nam one zostać wrodzone. Wynika z tego, że Bóg musi istnieć, gdyż musiał ktoś nam (niedoskonałym istotom) nadać doskonałe idee. Poza tym samo istnienie niedoskonałych istot świadczy o pewnym doskonalszym stwórcy. Spotykamy się tutaj również z pewną wersją dowodu ontologicznego, z którym zetknęliśmy się wspominając o św. Anzelmie z Canterbury. W wersji kartezjańskiej brzmi on następująco:

„Biorąc bowiem na przykład trójkąt, widziałem dobrze, iż jego trzy kąty muszą być równe dwóm kątom prostym, ale nie dostrzegałem jeszcze niczego, co by mnie upewniało, iż istnieje na świecie jakiś trójkąt; podczas gdy wracając do rozpatrywania mego pojęcia doskonałej istoty znajdowałem, iż istnienie jej jest w niej zawarte w ten sam sposób, w jaki zawarte jest w istnieniu trójkąta to, iż trzy jego kąty równe są dwóm prostym, lub w istnieniu kuli, że wszystkie jej części jednako są oddalone od środka, lub może jeszcze z większą oczywistością. Stąd też wynika, iż to, że jest, czyli istnieje Bóg, który jest tą istotą tak doskonałą, jest co najmniej równie pewne, jak może być pewny jakikolwiek dowód geometryczny”.

Iście pokrętne rozumowanie. Kartezjusz uważa, że z samego posiadania idei istoty doskonałej, musi wynikać jej istnienie, ponieważ jest to istota doskonała, a rzecz istniejąca jest doskonalsza od nieistniejącej. Nie dopuszcza do siebie możliwości, że pojęcie Boga, może być tylko pojęciem. Uznał człowieka jako istotę niedoskonałą, a jednak przypisuje mu moc orzekania o tym co jest prawdą, a co fałszem, na mocy samego orzekania. Widać tutaj pewną niekonsekwencję, próbę pogodzenia rzeczy niepewnych, ale kluczowych dla własnego rozumowania. Później wrócę jeszcze do tego tematu, a teraz przejdę do części piątej.

Descartes koncentruje się w niej na badaniu anatomii zwierząt oraz człowieka, choć porusza również inne problemy. Z oczywistych powodów nie będę wnikał w kartezjańskie opisy układu krwionośnego, dodam tylko, iż jedne wnioski są bardziej trafne, a inne mniej (np. idea tchnień żywotnych). Interesują nas natomiast wnioski do jakich dochodzi pod koniec tej części. Można by rzec, że są one dosyć radykalne. Mianowicie chodzi mi tutaj zdyskredytowanie roli zwierząt do maszyn. Co prawda niesamowicie skomplikowanych i niezwykle dobrze przemyślanych, ale nadal maszyn (niemyślących automatów). Najlepiej zresztą zrobię cytując samego filozofa z La Haye, by uzmysłowić jak mocne były jego poglądy:

„Zatrzymałem się też tu umyślnie dla wykazania, że gdyby istniały takie maszyny, które by miały narządy i zewnętrzną postać małpy lub innego jakiego bezrozumnego zwierzęcia, nie mielibyśmy sposobu rozpoznać, że nie są one we wszystkim tej samej natury co owe zwierzęta; podczas gdyby istniały maszyny, podobne do naszych ciał i naśladujące nasze uczynki na tyle, ile byłoby to w zasadzie samej możliwe, mielibyśmy zawsze dwa bardzo pewne sposoby rozpoznania, że jeszcze dzięki temu nie byłyby one prawdziwymi ludźmi. Pierwszy ten, iż nigdy nie mogłyby używać słów ani innych znaków składając je w sposób, jak my czynimy dla oznajmienia innym naszych myśli. (...) Drugi sposób jest ten: choćby nawet maszyny takie czyniły wiele rzeczy równie dobrze lub może lepiej niż którykolwiek z nas, nie robiłyby niezawodnie wielu innych, i przez to można by odkryć, iż nie działają dzięki świadomości, lecz jedynie dzięki rozmieszczeniu swoich przyrządów”.

Dzisiaj nawet osobom bez szczególnej wiedzy z zakresu neurobiologii trudno byłoby uznać małpy jako „bezrozumne”. Myślę, że nawet swego czasu podobne twierdzenia budziły sprzeciw wielu osób, które miały trochę bliższy kontakt ze zwierzętami. Po tym fragmencie widać w jaki sposób Kartezjusz postrzegał zwierzęta. Uważał je, jako z góry, ściśle zaprogramowane automaty reagujące określoną reakcją na dany bodziec. A przecież małpy czy psy także posiadają świetne zdolności do nauki nowych zachowań. Może nie tak rozbudowane jak ludzkie, ale nie oznacza to, iż są ich zupełnie pozbawione. Do samego tematu wrócę jeszcze w dalszych częściach pracy, teraz natomiast chciałbym zwrócić uwagę na metodę jaką posługiwał się Descartes w dochodzeniu do tych wniosków. Skoro jest ona tak drobiazgowa i dokładna, to dlaczego się nie sprawdziła w tym przypadku? Moim zdaniem wynika to z faktu, że sam Kartezjusz będąc tylko człowiekiem nie działał wystarczająco dokładnie i nie przeprowadził odpowiednich badań. Językowa niemożność porozumienia się ze zwierzęciem oznacza, że posiada ono inną naturę niż my, ale niekoniecznie, iż jest ono bezrozumne.

Część szósta jest zarazem ostatnią. Francuski uczony koncentruje się w niej na ogólnych rozmyślaniach dotyczących nauki i swojej metody. Wskazuje ile to jest jeszcze do zrobienia, że on sam odkrył jedynie mały fragmencik praw rządzących światem. Przestrzega natomiast przed pośpiechem, gdyż lepiej powoli, acz skutecznie posuwać się do przodu, stale udoskonalając nasze życie. Szczególne miejsce przypada medycynie, ponieważ zdrowie jest „pierwszym dobrem i podstawą innych dóbr życia”. W części tej można wyróżnić jeszcze dwie istotne rzeczy, które przewijają się przez niemal całą jej treść. Są to skromność do własnych osiągnięć („Pragnę, aby wiedziano, że ta odrobina, którą poznałem aż dotąd, jest prawie niczym w porównaniu do tego, czego nie wiem”), oraz usprawiedliwianie zaniechania wydania swojego traktatu o świecie („osoby, którym daję posłuch (...) potępiły pewien pogląd w materii fizyki (...) to obudziło we mnie obawę, iżby między moimi poglądami nie znalazł się taki, w którym pobłądziłem mimo wielkiej troskliwości”). Studiując dzieła i korespondencję francuskiego filozofa, ciężko jednak powiedzieć, że był on skromnym człowiekiem. Cenił on raczej bardzo spokój i dlatego wolał zawsze unikać otwartych konfliktów, z tego też powodu pisał z pewnym dystansem. Można za to z dużą dozą prawdopodobieństwa stwierdzić, iż osobiście był on niemal pewien swoich racji, i chyba nie było przypadku, w którym otwarcie przyznał się do błędu.

---

Powiązane czytatki:
Przed Kartezjuszem
Życie René Descartes'a - Młodość
Życie René Descartes'a - Okres twórczy
Życie René Descartes'a - Ostatnie lata
Prawidła kierowania umysłem

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 9529
Dodaj komentarz
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: