Dodany: 25.10.2009 21:59|Autor: Krzysztof

Czytatnik: Zapiski

Jesień


14.10
Na dworze wściekły wiatr miecie w twarz piasek i krople deszczu, a do okna stuka mirabelka, ta sama, która w kwietniu zaglądała mi w okno chwaląc się swoim kwitnieniem. Nadal zielona, cudnie wyglądająca rano, gdy tuż przed wyjściem do pracy widzę ją przez okno na tle różowego świtu; myślę, że teraz jej stukanie w szybę jest prośbą o wpuszczenie - jak wtedy było prośbą o pochwałę jej urody.
W kuchni na ścianie wisi zdjęcie wąskiej uliczki starego miasta; dzisiaj patrzyłem na nie tak, jakbym oglądał je po raz pierwszy: jest wieczór, stylowe lampiony wiszące na rogach domów świecą ciepłym blaskiem odbijającym się od mokrego bruku jezdni, pusta ulica, światła w kilku oknach, nieliczni przechodnie.
To dziwne - pomyślałem - że podoba mi się ta uliczka i wyczuwalny nastrój późnej jesieni lub zimy.
Ciemność, ulice mokre od deszczu i bezlistne drzewa - brr!! Jak może mi się podobać?
Podoba mi się, i tym razem wiem dlaczego. Otóż z rezygnacji i z braku siły do dalszej walki.
O tej porze jesieni, w połowie października, gdy tyle jeszcze wyraźnych śladów lata wokół, gdy drzewa w najpiękniejszych kolorach, gdy minęło ledwie kilka dni od ostatniego spotkania z jaskółkami, a paciorki grzybów schną na grzejniku, jeszcze nie pogodziłem się. Jeszcze przeżywam etap buntu i prób dostrzegania tylko ładnych cech wczesnojesiennej przyrody, tych, które czasem tworzą złudzenia zatrzymania czasu. Ta walka kosztuje, a płacę za nią upartą i zwodniczą nadzieją na dłuższy niż zwykle i ładniejszy wrzesień w tym roku, może nawet na jakiś cud eliminujący zimę z kalendarza, płacę niepokojem wyganiającym mnie na otwarte przestrzenie gdy tylko zobaczę słońce, a na koniec płacę zawodem i smutkiem.
Gdy koniec miesiąca ogołoci drzewa z liści i już nie można się oszukiwać, gdy daremne staje się zaprzeczanie, niemożliwe niedostrzeganie, gdy jestem w szczytowej fazie tego samooszukiwania się nie będącego niczym innym jak tylko próbą ratowania się, oglądania wstecz i wspominania lata, cała ta wielka budowla mozolnie klejona w ciągu kilku ostatnich tygodni składa się jak domek z kart, i oto nagle jestem na samym dole. Stoję tutaj, rozglądam się zdziwiony, bo wcale nie czuję buntu, już go nie ma we mnie, a jedynie łagodnie smutna rezygnacja: trudno, mówię sobie i jesieni. Skoro przyszłaś, jesteś i długo będziesz tutaj, skoro po tobie przyjdzie jeszcze zima, dobrze się stało, że jestem tutaj, tak niziutko, na samym dole, bo stąd nie da się zsunąć jeszcze niżej, a więc tutaj będę bezpieczny. W ciemny, wietrzny i mokry wieczór wymoszczę dla siebie jakiś kącik i zaszyję się w nim pogodzony, a więc i uspokojony, karmiąc się drobiazgami przez was niezauważonymi lub lekceważonymi, a może po prostu istniejącymi poza waszą władzą - jak tym ciepłym światłem latarni na rogu starej kamieniczki.
Będę bezpieczny. Dam radę. Przetrwam.
Dzisiaj, gdy spojrzałem na tę fotografię, nagle poczułem potrzebę, może nawet jakąś przewrotną przyjemność, znalezienia się w swojej zimowej norze, ale też wiem, że to tylko chwila słabości, że jeszcze nie pora, bo gdy jutro zaświeci słońce, dalej będzie trwać ten mój swoisty taniec z przyrodą. Może zimy nie będzie, a jeśli nawet, to przyjdzie wyjątkowo późno i będzie łaskawa? Ta odradzająca się corocznie nadzieja tkwi głęboko we mnie; jest nieśmiała, cicha, boi się nawet wypowiedzenia siebie w myśli, ale jednocześnie jest bardzo uporczywa i skuteczna w wyszukiwaniu faktów ją żywiących, a mnie mamiących. Więc zajmuję wskazane przez nią przyczółki obronne tak, jakbym miał je utrzymać aż do przyjścia wiosny, a po tygodniu lub dwóch cicho, bez słowa, wstydliwie opuszczam je i zaraz - nie pamiętając odwrotu - zajmuję następne, które tak samo jak tamte wydają się nie do zdobycia przez zimę. Wiem, że każdy następny będzie słabszy, a na koniec będą tylko złudzeniem lub oszukiwaniem się, ale buntuję się przeciwko tej wiedzy, nie chcę jej przyjąć ciągle licząc na cud września spotykającego się z kwietniem. A przecież wiem, jaki będzie ciąg dalszy, ten, który teraz wydaje się mi żałosny! Wiem, że za miesiąc, za dwa, przyniesie pocieszenie, nawet odrobinę piękna. Odrobinę, bo też ze znalezionych drobinek uroku późnej jesieni i zimy będę budować murek ochronny wokół swojej norki, ale tak dopiero będzie, bo teraz myśl o znalezieniu uroku grudniowego dnia traktuję jak zdradę tych wszystkich dni słonecznych, z których odejściem tak trudno mi się pogodzić.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 6960
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 36
Użytkownik: wyssotzky 26.10.2009 20:55 napisał(a):
Odpowiedź na: 14.10 Na dworze wściekły... | Krzysztof
Dasz radę, przetrwasz...
Podziwiam optymistyczne podejście do szaroburoty.
Użytkownik: Krzysztof 26.10.2009 21:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Dasz radę, przetrwasz... ... | wyssotzky
Och, Anno, trochę brakuje mojemu podejściu do optymizmu! To raczej próby ratowania się i zwykła potrzeba kontaktu z czymś pięknym - tym zwyklejsza, że na co dzień przebywam w otoczeniu, którego trudno byłoby nazwać ładnym. Niemniej dziękuję.
Na ogół zaglądam na strony biblionetkowiczów piszących do mnie - tak zrobiłem i teraz; czy ten komentarz nie jest pokłosiem dyskusji o filmowej wersji Solaris?
Szaroburota? Celne określenie:)
Użytkownik: wyssotzky 28.10.2009 14:05 napisał(a):
Odpowiedź na: Och, Anno, trochę brakuje... | Krzysztof
Jeszcze nie mogę dyskutować o filmowej wersji Solaris, bo nie widziałam filmu. Ale to się wkrótce zmieni,mam nadzieję, i wtedy na pewno nie skończy się na pokłosiu. Pozdrawiam.
Użytkownik: koko 06.11.2009 19:06 napisał(a):
Odpowiedź na: 14.10 Na dworze wściekły... | Krzysztof
Och, jak doskonale Cię rozumiem, Krzysiu! Ja w moich smętnych uczuciach późnoletnich, wczesnojesiennych idę dalej: mnie martwi widok kolorowych drzew i ogródkowych grządek pełnych astrów, bo ich piękno znaczy to, co znaczy, koniec lata, koniec ciepłych dni, koniec biegania w sandałach, jeszcze chwilę się pociesz, ale powoli zacznij żegnać, ha, ha, bo oto idę ja, jesień, a zaraz po październiku przygnam paskudny listopad z bezlistnymi drzewami, z wichrem szarpiącym kurtką, z wilgocią rozmaczającą wszystko na wylot i nie ma dla ciebie, człowieczku, obrony przede mną i odbiorę ci wstawanie w świetle poranka i piękne zachody słońca a także wszystkie miłe zapachy zieleni, liści, mchu, kwiatów a dam jedynie bure chmury, późny ranek, szybką noc i surowy wiew lodowatego powietrza ciągnącego od Arktyki.
I wiesz, Krzysiu, nie wiem, czy lepsza zima łaskawa, jak piszesz, czy prawdziwa i śnieżna. Łaskawa, z lekkim plusem na termometrze oznacza gołe chodniki i czarne drzewa, ciemność i burość. Jeżeli spadnie śnieg, zakryje nieco tę burość, pozwoli zachwycić się lśniącym soplem, koronką gwiazdek śniegu, białą pierzynką na gałęziach drzew.
Wiem, że kiedy już przyjdzie zima, ta, przed którą ja też odczuwam bunt, moja żałość ścichnie i stanie się dzień za dniem, dzień za dniem, zwyczajnie, jak zwykle, jakby w letargu, aż ocknę się koło lutego, marca, ożywię nieco i zacznę z nadzieją wypatrywać Życia. Teraz, u progu słoty i zimna, wydaje mi się, że tak długo trzeba czekać, że nie dam rady kolejny raz znosić tego, ale potem przestanę o tym myśleć zajęta tym, jakby tu uniknąć wyściubiania nosa poza przytulne wnętrze domu.
Życzę wszystkim, którzy cierpią na jesienne dołki dużo sił i pogody ducha i żeby najbliższa wiosna przyszła szybko.
Użytkownik: Krzysztof 06.11.2009 21:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Och, jak doskonale Cię ro... | koko
Dziękuję Ci, Koko. Więc jest nas dwoje bezradnych wobec tych dni szarych.
Listopad wie jak go nie lubię, i pewnie dlatego czasem próbuje mnie oszukać pozwalając słońcu zaświecić. Tak było i dzisiaj: Eos w jasnej szacie widziałem idąc do pracy, i cały dzień, jeszcze kolorowy, minął pod błękitem nieba, ale przecież znam listopad i dlatego nie ufam mu. Dałeś ładny dzień, to dobrze, ale nie przekupisz mnie, zdania o tobie nie zmienię, paskudo ty jedna - myślę rozglądając się wokół, w ten ładny dzień zły za takie myśli - wcale nie na siebie, a właśnie na listopad. Minie tak jak piszesz: dzień po dniu, a grudzień rozpocznie się oczekiwaniem na święta, na mój zimowy urlop w domu, na dzień nowego słońca - jak mówili Rzymianie. Najgorszy jest styczeń, bo otwiera nieskończony, zdawałoby się, ciąg dni jednakowych, tak jeszcze dalekich od wiosny!
Pisząc o nadziei na łagodną zimę miałem na myśli brak mrozów, a tych nie lubię, i to bardzo. Owszem, szadź na drzewach jest urokliwa, jak i pogodny, czerwony zachód słońca ze skrzącym się śniegiem też, ale wobec codziennej uciążliwości to trochę za mało.

Zima to miliony iskierek błyszczących w słońcu,
Gdy mroźnym rankiem wychodzę na świat biały.
Zima to wieczorny skowyt wiatru za oknem,
To dwoje ludzi w sobie szukających ciepła.

Koko, owocnego szukania ciepła w czasie tej zimy życzę Ci.
I wiesz co? Tak mnie ujęłaś swoim pięknym tekstem, że chciałbym tutaj zwrócić się do Ciebie zdrabniając Twoje imię, a dalej nie wiem jak odmienić Koko; chowasz się za tym dziwnym nickiem jak jakaś myszka w kąciku.
Użytkownik: koko 08.11.2009 11:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję Ci, Koko. Więc j... | Krzysztof
Dla Biblionetkowiczów koko, dla przyjaciół: Oleńka...
:)))

Użytkownik: koko 08.11.2009 11:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję Ci, Koko. Więc j... | Krzysztof
... choć "myszka" też ładnie :)
Użytkownik: Krzysztof 08.11.2009 16:17 napisał(a):
Odpowiedź na: ... choć "myszka" też ład... | koko
Witaj, ...Oleńko. Wiesz, ta myszka to tak niespodziewanie wypsnęła mi się spod klawiszy, a naprawdę wydaje mi się, że Myszka pasuje do Ciebie tylko jako ciepłe, pieszczotliwe miano nadane przez kogoś Ci bliskiego. Mówiąc inaczej: wcale a wcale nie wydajesz się być myszką.
Znałem kiedyś Oleńkę. Urodziwą była dziewoją i dumną, ale cichą i chętnie poddającą się przewodnictwu mężczyzny w związku. Tak się wydawało do czasu jej ślubu, a wyszła za pewnego zawadiakę, którego wojsko uratowało przed więzieniem. I cóż się wtedy okazało? Ano, jak pisał mi nasz wspólny znajomy, Henryk S., zawadiaka wlazł pod pantofel. Tak bywa, i bywa nawet przyjemne, bo też i cóż my bez was zrobilibyśmy?...
Użytkownik: koko 08.11.2009 16:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Witaj, ...Oleńko. Wiesz, ... | Krzysztof
Rozmyślam nad zmianą nicku...:)
Użytkownik: Marylek 08.11.2009 12:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję Ci, Koko. Więc j... | Krzysztof
Kochani, gdy miałam lat dwadzieścia, dwadzieścia parę, twierdziłam stanowczo i obrazoburczo, że moją ulubioną porą roku jest jesień. Bo taka barwna, przepysznie, rozrzutnie kolorowa. Bo dojrzałość - multum owoców i warzyw do zebrania i rozkoszowania się ich smakiem. I w ramach buntu przeciko apologizacji wiosny, która jest mdła, zbyt miękka, niewyraźnie lepka swoją wychodzącą dopiero z listków niedojrzałością. Uch, jaka się sobie wydawałam oryginalna.

Dziś uwielbiam lato z jego ciepłem, albo choćby obietnicą ciepła (w naszym klimacie). I wiosnę z jej nadzieją na lato, na słońce, na jasność długich dni i urodę wszystkiego, co żyje. Te same 12 stopni na termometrze wiosną wprawia mnie w radosne oczekiwanie na możliwość chodzenia w rozpiętej kurtce, a jesienią przygnębia, bo przecież wczoraj było 15. Dziś widzę jesień jako przedproże nicości, zamierania życia, zapowiedź końca. Nie mam norki, w której mogłabym się schować i przeczekać zły czas, mam tylko świadomość konieczności - nie wiem sama - walki? Wytrwania? Stawiania czoła szarości? Ale wszystko to jest coraz trudniejsze im głębiej brniemy w jesień, a później zimę. I koronka szronu na drzewach jest bardzo słabym pocieszeniem dla kogoś, kto fizycznie zamiera w zetknięciu z mrozem. Smutno. Znów trzeba przeczekać. Aż tyle.
Użytkownik: koko 08.11.2009 12:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Kochani, gdy miałam lat d... | Marylek
Marylko, podpisuję się pod każdym słowem.
Tak jest: jesień to zamieranie. Tak jest: jesień to konieczność walki. I ja nie mam norki, ale lubię ją sobie wyobrażać, jak siedzę w niej wygodnie, jest mi cieplutko, nikogo oprócz mnie w niej nie ma, bo ciasna przecież, mam książki, mam kocyk i podusię, mam kubas herbaty albo czekolady na mleku, a kubas gorący, gorący; co jakiś czas wyglądam przez dziurkę lub małe okienko, co tam na dworze, czy może słońce już wyżej wschodzi, a może listek jakiś się rozwinął - a jeżeli nic się od wczoraj nie zmieniło to zagrzebuję się i czekam dalej. Bo przecież w takiej norce czeka się bardzo miło... I wcale nie trzeba na zakupy wychodzić jakimś czarodziejskim sposobem.
I niech mi nikt nie próbuje wmówić, że na nartach jest fajnie!
Użytkownik: Marylek 08.11.2009 13:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Marylko, podpisuję się po... | koko
O, tak, Olu, tak. A w mojej norce prócz książek i herbaty byłyby jeszcze szczęśliwie, grzejące się w cieple koty.
I żadnych sportów zimowych, oczywiście! ;-)
Użytkownik: annaa11 08.11.2009 15:33 napisał(a):
Odpowiedź na: O, tak, Olu, tak. A w moj... | Marylek
Ciepła książka, ciepła herbata, ciepły koc i ciepły kot na kolanach...Jesień zawitała na dobre, herbata czarna zastąpiła zieloną, ksiązki "ciężkie" zastąpiły "książki lekkie". Tylko kot wciąż ten sam:)Mrrrrrruczy...to dobrze:)Będzie dobrze:)
Użytkownik: koko 08.11.2009 16:50 napisał(a):
Odpowiedź na: O, tak, Olu, tak. A w moj... | Marylek
Jestem skłonna, co do sportów zimowych, ulec magii lodowej tafli i szmerowi łyżew, gdy mknę, a barwny szal powiewa za mną... Tafla jednak powinna być krytym lodowiskiem, bo na odkrytym bardzo marzną mi stópki, w których krążenie utrudniają mocno zasznurowane buty.
Ewentualnie godzinne szaleństwo na dupolocie. Nie dłużej. I przy kilku stopniach mrozu jedynie.
Po powrocie tym chętniej włazi się pod kocyk i woła w stronę któregoś domownika: herbatkę poproszęęęęęęęęęęęęę!!!
Gdyby jeszcze ma stopy wlazł jakiś przyjazny kocur, byłoby cudnie.
Użytkownik: Pingwinek 30.08.2018 05:58 napisał(a):
Odpowiedź na: O, tak, Olu, tak. A w moj... | Marylek
Śliczna ta Twoja norka, Marylku. Zwłaszcza koty! No, i książki.
Użytkownik: Krzysztof 08.11.2009 16:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Kochani, gdy miałam lat d... | Marylek
Przedproże nicości... Ładne.
Witaj, Marylku. Ilekroć zdarzy mi się zobaczyć w B. Twój nick, mam wrażenie spotykania się z pociągającą dwoistością, bo przecież to imię tylko udaje męskie, a zza niego filuternie wychyla się uśmiechnięta kobieca główka. Twoja?
Ja też zwróciłem uwagę na różny odbiór temperatury jesienią i wiosną. Nawet nie pamiętając o wczorajszej cieplejszej pogodzie, 12 stopni w kwietniu wydaje się cieplejsze od takich samych stopni październikowych, co potwierdza dobroczynny wpływ Wiosny na nas.
Czasami wydaje mi się, że i moje myśli są obrazoburcze, gdy dochodzę do wniosku o koniecznym istnieniu tych szarych miesięcy, koniecznym dla lepszego dostrzeżenia uroku wiosny i dla pełniejszego rozkoszowania się ciepłem letniego słońca. Nadzwyczaj rzadko narzekam na upały, ale ilekroć zdarzy mi się taka chwila słabości, wystarczy mi pomyśleć o listopadzie, by na powrót wystawiać ciało do słońca. Owszem, myślę dalej, z tego powodu są konieczne, ale czy tych wszystkich dni między listopadem a marcem nie dałoby się zmieścić w jednym miesiącu?
"Nie ma wyraźnie określonych pór roku na południu stanu Alabama: lato prawie niedostrzegalnie zamienia się w jesień, a po jesieni wcale nie nastaje zima, tylko od razu jest wiosna, która w ciągu kilku dni przechodzi w lato znowu." (H. Lee, Zabić drozda)
Może taka zima, ściśnięta do niebytu między ciepłą jesienią a wiosną od razu majową, może taka wystarczyłaby?
Użytkownik: koko 08.11.2009 16:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedproże nicości... Ład... | Krzysztof
Krzyś, a choinka?
Musi być przy chłodzie i najlepiej przy śniegu. Co prawda, od jakiegoś czasu śniegu nie ma podczas świąt a i powiedzenie o Barbórce po wodzie i świętach po lodzie przestało się sprawdzać, ale i tak wszyscy czekają na śnieżne Boże Narodzenie.
Zima, ze śniegiem mogła by być od Mikołaja do Nowego Roku. I koniec. Taki mam postulat. Zbieramy pod nim podpisy?
Użytkownik: Krzysztof 09.11.2009 21:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Krzyś, a choinka? Musi ... | koko
Zbieramy!
Tylko... Oleńko? Do kogo je wyślemy?
Święta w śnieżne dni mają urok ogromny, to prawda: na dworze cicho, pusto i biało, w oknach widać kolorowe światełka choinek, i ten magiczny nastrój wyjątkowego wieczoru...
Widzisz? Już się zaczyna! Już szukam plusów zimy.
Użytkownik: koko 10.11.2009 17:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Zbieramy! Tylko... Oleńk... | Krzysztof
Myślę, że nie trzeba podpisów wysyłać. Sama świadomość, że tylu nas jest markotnych z powodu późnej jesieni i zimy może mieć terapeutyczne znaczenie. Mnie podoba się myśl, że dziś, w tak paskudny mglisto-deszczowy dzień Marylek czuje się tak, jak ja, i Krzysztof także. W kupie raźniej!
A Boże Narodzenie... tak, jak piszesz, to plus zimy, ale to jeden magiczny wieczór tylko. Poza nim tyle dni, z którymi trzeba się zmagać. O, właśnie, zmagać. To odpowiednie słowo. Nawet jeżeli moje zmaganie się polega na siedzeniu pod kaloryferem z książką w dłoni.
Użytkownik: Pingwinek 30.08.2018 06:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Zbieramy! Tylko... Oleńk... | Krzysztof
:)
Użytkownik: Marylek 09.11.2009 21:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Krzyś, a choinka? Musi ... | koko
To ja też się podpiszę, a co! :)
Użytkownik: koko 10.11.2009 17:36 napisał(a):
Odpowiedź na: To ja też się podpiszę, a... | Marylek
Dawaj!
Użytkownik: Pingwinek 30.08.2018 06:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Krzyś, a choinka? Musi ... | koko
Też się mogę podpisać, pod warunkiem, że ta krótsza zima to kosztem dłuższych jesieni i wiosny. Bo lato to mam nieraz ochotę wykreślić z kalendarza!
Użytkownik: Marylek 09.11.2009 14:05 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedproże nicości... Ład... | Krzysztof
Wiesz, Krzysiu, bo ja się tak trochę pod tym nickiem ukrywam. ;) I bardzo lubię, jak się do mnie mówi: 'Marylku'. :))

Wiem, że szare miesiące konieczne są dla odpoczynku i regeneracji roślin i zwierząt. My, ludzie, natomiast, tak bardzo zaburzyliśy nasze relacje z przyrodą, że w ogóle nie czujemy się jej częścią. To wielki błąd. Bardzo mądrze myślisz, skoro to doceniasz. Nasza ucieczka przed szarością jesienno-zimową, przed martwotą tego okresu, nasz bunt, dowodzi niezrozumienia podstawowych praw przyrody. I co z tego? Wcale nie jest mi od tego jaśniej ani lżej. Gdybym żyła w innej strefie klimatycznej, czy byłabym szczęśliwsza? I - przede wszystkim - czy to byłabym wciąż ja?

Dziś znów deszczowy dzień. Na Śląsku całe niebo jest bure i wisi w powietrzu coś pośredniego między mgłą a smogiem. Pozdrawiam Cię, Krzysiu, z głebi serca, słonecznie, mimo wszystko!
Użytkownik: Krzysztof 09.11.2009 21:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Wiesz, Krzysiu, bo ja się... | Marylek
Marylku, Marylku, Marylku!
Dobrze tak? :)
Masz rację, bunt nie jest tutaj potrzebny, ale w całej gamie odczuć późnojesiennych jest też tęsknota, uczucie arcyludzkie. Jesień obok buntu budzi także tęsknotę za słońcem i żywą zielenią wokół nas, i ta zdolność jesieni powinna być jej policzona za plus, bo człowiek nie tęskniący za niczym i nikim, to jakiś taki biedny człowiek, Marylko.
Dziękuję, Marylko.
Użytkownik: Marylek 09.11.2009 21:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Marylku, Marylku, Marylku... | Krzysztof
Masz rację. Tęsknię za słońcem. Za jasnością, ciepłem. Tak, tęsknota też czyni nas ludźmi.

To ja Ci dziękuję, Krzysiu, za piękny (jak zawsze) tekst. :)
Użytkownik: Pingwinek 30.08.2018 05:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Kochani, gdy miałam lat d... | Marylek
A ja w tym roku, w lipcu, w największe upały, postanowiłam już nigdy-przenigdy nie narzekać na zimowe mrozy. Zawsze można się cieplej ubrać, co to za problem wobec letniej gorączki, w której nawet leżenie nago przy wiatraczku nie przynosi ulgi? Słońca też obiecałam sobie w szaroburych miesiącach nie wypatrywać (choć właśnie wtedy - tylko wtedy! - je lubię). Mam 29 lat (a może wiosen? jesieni? zim?), nie wydaję się sobie pod względem pogodowym oryginalna, ludzie jednak zazwyczaj dziwnie reagują, gdy mówię, że dla mnie idealna sytuacja to 16 stopni i zachmurzone niebo - i gdy przy takiej pogodzie chodzę w krótkim rękawku. Przez całe dorosłe życie jesień i wiosna walczą u mnie o pierwszeństwo w kwestii upodobań co do pór roku - raz przychylam się ku jednej, raz ku drugiej. Ulubione pogodowo miesiące to dla mnie marzec i październik. Nie twierdzę bynajmniej, że nie mam późną jesienią czy zimą kryzysu - owszem, miewam, lecz najgorzej czuję się latem.
Użytkownik: Pingwinek 30.08.2018 06:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Och, jak doskonale Cię ro... | koko
Jak pięknie piszesz, Koko-Oleńko! Mówię to jako osoba, która zdecydowanie woli chłodniejsze pory roku, a przy upałach w lecie wyje z bezradności.
Użytkownik: Pingwinek 30.08.2018 05:42 napisał(a):
Odpowiedź na: 14.10 Na dworze wściekły... | Krzysztof
Jesień... Już niedługo <3
Użytkownik: Krzysztof 25.10.2018 20:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Jesień... Już niedługo &l... | Pingwinek
Przepraszam za milczenie, dawno tutaj nie zaglądałem.
Przeczytałem rozmowę sprzed kilku już wiosen, z czasów, gdy częściej gościłem w Biblionetce. Trochę brakuje mi tamtych rozmów, czasami długich. Pod którąś czytatką pobiliśmy, ja i Koko, rekord długości pogaduchy, mierzy pewnie kilometr :-) Zdaje mi się, że Koko też rzadko teraz zagląda na strony Biblionetki.
Narzekasz na lato? Kiedyś, w jakieś chmurne dni bez słońca, obiecałem sobie nigdy nie narzekać na słońce i upał – i nie narzekam, co jest u mnie, raczej marudy, rzadkością. Chyba nad uciążliwości fizycznej pracy na dworze gorsze są dla mnie ciemne dni bez słońca. No i jestem zmarzluchem; gdy Ty chodzisz z gołymi ramionami, ja zakładam sweter. Ten rok – wiosna, lato i połowa jesieni – były dla mnie cudne, jedne z najładniejszych. Wiele dla mnie znaczy pewność widzenia słońca gdy rano otworzę oczy. Poprawia mi nastrój, daje energetycznego kopa. Jednak gdy czasami zdarzy mi się w ciepły dzień być na łazędze w Sudetach, gdy zdejmę z siebie już wiele i nadal mi za ciepło, uświadamiam sobie uciążliwość letniej wędrówki z plecakiem, w masywnych butach i w ochraniaczach. W zimne miesiące problem jest łatwy do rozwiązania, wszak wystarczy dodatkowa bluza czy sweter, ale co robić w lecie? Tak się jednak składa, że chodząc tylko w chłodne miesiące nie muszę odpowiadać sobie na to pytanie i nadal rozkoszować się słońcem i letnim ciepłem.
Zajrzałem na Twoją stronę. Ojej, tyle książek, ile czytasz w miesiąc, ja nie jestem w stanie przeczytać przez parę lat. Zazdroszczę czasu, Pingwinku.
Użytkownik: Pingwinek 22.11.2018 12:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Przepraszam za milczenie,... | Krzysztof
Teraz ja przepraszam za milczenie, prowadzę od jakichś dwóch miesięcy wariackie życie, przez co trochę nie nadążam z hobby. Nie żebym narzekała, absolutnie nie! Tylko jest trochę inaczej niż przedtem. Czytane ilości też się właśnie bardzo pozmieniały, poświęcam czas innym zajęciom... Zdarza mi się (nieczęsto wprawdzie) przeliczać w głowie, ile książek mogłabym przeczytać zamiast A czy B, jednak nie mogę powiedzieć, że ogarnia mnie żal. Przecież o to mi chodziło - żyć, a nie tylko istnieć (ale czy to już życie? pewnie, znowu, jedynie substytut...). Lecz - nawiązując do Twojej refleksji - sentyment do miłych, kilometrowych rozmów akurat jestem w stanie zrozumieć.

A co mogę dodać ad meritum? Uroczo się ludzie potrafią różnić. Widzę, że się zgadzamy, jeśli idzie o tegoroczną jesień. Wyjątkowo ciepła, sucha, słoneczna. Jesienie to ja takie uwielbiam ;-)
Użytkownik: Krzysztof 26.11.2018 19:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Teraz ja przepraszam za m... | Pingwinek
Masz wariacki okres w życiu? Hmm, mam podobnie, i to od wielu lat. Nie wiem, czemu ja się tak uczepiłem pracy w lunaparku…
Pingwinku, książki czytam od zawsze, chyba odkąd nauczyłem się czytać. Gdy ojciec zaganiał mnie spać i gasił światło w pokoju, wyciągałem spod poduszki latarkę i czytałem pod kołdrą. Teraz mile wspominam tamte lata…
Czytanie książek jest zajęciem bardzo wartościowym, ale lekturę stawiam niżej od zajęć… brakuje mi określenia, może tak: od bardziej czynnych? Aktywnych? W czasie mojej pracy w UK byłem zaproszony którejś niedzieli na wyjazd pod Dover dla zobaczenia tamtejszych sławnych klifów wapiennych. Nie pojechałem, ponieważ chciałem nadrobić zaległości w pisaniu i czytaniu. Prawdopodobnie już nie zobaczę klifów. Czasami w sobotę pojawia się we mnie myśl o spędzeniu niedzieli w fotelu, nad książką i klawiaturą, ale wspominając tamte klify zawsze wybieram jazdę na górską łazęgę, wyjazd do rodziny lub do znajomych. Tam czekają prawdziwe przeżycia, autentyczne życie – w książkach są w trudny dla mnie do sprecyzowania sposób wtórne, a więc mniej wartościowe. Chyba że książka jest naukowa bądź popularnonaukowa, wtedy po prostu zdobywamy wiedzę.

Jesień bardziej cenię od wiosny, to fakt. Gdy zastanawiam się nad takim wartościowaniem, dochodzę do wniosku, że to przez aurę. W kwietniu, nierzadko i w maju, jest po prostu zimno, na co zwracam uwagę pracując na dworze, natomiast wrzesień i październik na ogół są słoneczne i dość ciepłe. Jest i drugi powód: nastrój jesieni, nieco nostalgiczny, bardziej mi odpowiada. Ledwie kilka czy kilkanaście dni temu skończyła się tak ładniejsza część jesieni, ale mam swój sposób na listopadowe szarugi: wyszukuję (i oczywiście znajduję) drobinki tej kolorowej jesieni i na nich się skupiam. To ta moja norka, o której napisałem w tekście wyżej. Gdy będzie trudno o ślady jesieni, zima będzie już w odwrocie i usłyszę skowronki.
Od kilku lat rzadziej tutaj jestem, tym tłumaczę sobie małą ilość rozmów pod moimi tekstami, ale możliwe, że przyczyna jest inna. Prowadzę blog, bywam na kilku blogach jako gość, i przy tej okazji zauważyłem pośpiech. Tam niemal wszyscy chcą zaznaczyć swoją obecność i biec dalej, mało kto ma czas na dłuższe wypowiedzi i długie rozmowy. Ta forma kontaktów ludzi ze sobą chyba jest w odwrocie. Mamy więcej znajomych, ale znajomości te są częstokroć płytkie, napiętnowane znamieniem obecnego braku czasu i gonitwy.
Szkoda.
Użytkownik: Pingwinek 27.11.2018 10:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Masz wariacki okres w życ... | Krzysztof
Ja od zwiedzania oraz "zwykłych" spotkań nadal wolę czytanie - i pewnie woleć będę zawsze. Dopiero gdy wybieram między naprawdę dla mnie ważnym tête-à-tête a zatraceniem się w lekturze - rezygnuję z książki. Chyba mam fioła na punkcie literatury. Obecnie nie poświęcam pasji tyle uwagi co dotychczas raczej przez nowy etap w życiu, inne obowiązki. Czy to zmiana na stałe, nie sądzę. Zobaczy się.

Mnie też pisanie komentarzy na blogach kojarzy się z "zaznaczaniem swojej obecności", jak zauważyłeś. Jakieś takie to... sztuczne? nieszczere? Mnie nigdy nie zależało (ani w sieci, ani - przede wszystkim - w życiu) na licznych a płytkich kontaktach. Niewielka liczba przyjaciół, głębia relacji, przestrzeń i czas tylko dla mnie - to lubię.

Dla mnie w połowie kwietnia robi się już za ciepło. Chłodniejsze dni nieraz jeszcze wracają, ale groźne lato straszy na horyzoncie. A wczesną jesienią, we wrześniu i październiku właśnie, łapię zwykle ostatnie słoneczne dni ze świadomością nadchodzącej zimy. Ale widzę, że oboje doceniamy nastrój aktualnej pory roku. I... chętnie rozmawiamy o pogodzie. Nie rozumiem, dlaczego uchodzi za kiepski temat dyskusji.
Użytkownik: Krzysztof 29.11.2018 20:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja od zwiedzania oraz "zw... | Pingwinek
Od tych „zwykłych” spotkań i ja wolę czytanie, ale zawsze wybiorę górską wędrówkę zamiast niedzieli spędzonej nad książką, a to tylko przykład.
Podobnie z bliskimi znajomymi: mam ich niewielu i nie odczuwam potrzeby zwiększania kręgu. Jednak tych „zwykłych” znajomych mam wielu (pamiętając o względności tak określonej liczby), a to dzięki internetowi. Czasami taka znajomość jest przenoszona z sieci w świat rzeczywisty, i bywa utrzymywana.
Pingwinku, niechęć do zaznaczania swojej obecności, szacunek wobec rozmówcy, nakazują mi pisać odpowiedzi pełne, nierzadko obszerne, ale to kosztem czasu. Nie mając go wiele, znajduję jedno tylko wyjście: silne ograniczenie w rozległości „bywania”. Zaglądam na kilka ledwie blogów i nie mam konta na facebooku. Także dlatego rzadziej bywam tutaj.
Ty wiesz, dlaczego pogoda uznawana jest za kiepski temat do rozmów: jest synonimem braku tematu. Potocznym wyobrażeniem sztucznego podtrzymywania rozmowy między ludźmi, którzy nie mają sobie nic do powiedzenia. Wtedy faktycznie rozmowa będzie koślawa, nijaka, ale to raczej nie przez temat, a brak wspólnych tematów.
Dzisiaj zdziwiłem się (chociaż raczej nie było czym), gdy kolega z pracy będący teraz na delegacji we Francji powiedział mi, że tam pada deszcz i jest 10 stopni na plusie, a nade mną było niebo błękitne, temperatura zaś była o 15 stopni niższa. Normalne w końcu różnice, ale gdy uświadomię sobie, iż gdzieś na Ziemi było dzisiaj minus kilkadziesiąt stopni i tyleż na plusie, że było to dzień końca jesieni, ale i końca wiosny, że jednocześnie są na naszej planecie wszystkie pory doby, doznaję zdumienia.
A przecież cały czas mowa o pogodzie.
Użytkownik: Pingwinek 29.11.2018 23:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Od tych „zwykłych” spotka... | Krzysztof
Aktywnością zdecydowanie się różnimy. Za to podzielamy zainteresowanie pogodą. Tak, doskonale wiem, że to synonim braku tematu, ale to dla pogody (która temat stanowić może bardzo miły) krzywdzące ;-)

Ja dziś króciutko, Krzysztofie, zmęczenie silnie daje o sobie znać... Nie pamiętam, kiedy ostatnio porządnie się wyspałam. Życzę Ci dobrego weekendu :-)
Użytkownik: Krzysztof 04.12.2018 18:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Aktywnością zdecydowanie ... | Pingwinek
Pingwinku, gdy znajdziesz czas i chęci, napisz. Temat rozmowy już mamy :-)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: