Dodany: 30.09.2009 17:03|Autor: paren

Czytatnik: W wygodnym fotelu

Wielki talent - błogosławieństwo czy przekleństwo?


Właśnie skończyłam biografię Elli Fitzgerald pióra Stuarta Nicholsona (Ella Fitzgerald (Nicholson Stuart)).

Ellę lubiłam, lubię i zapewne będę lubić; podziwiam jej łatwość swingowania, czystość dźwięku, wyraźny, jakby niekłamany, optymizm w głosie, gdy śpiewa wesołe standardy, budowanie nastroju w balladach. „Porgy and Bess”, songbooki i „Ella intymnie” należą do moich ulubionych płyt. Wiedziałam, że nie było jej łatwo i życia usłanego różami nie miała, ale nigdy się nad tym specjalnie nie zastanawiałam.

Ale najpierw Stuart Nicholson:
„Ella Fitzgerald żyła, by śpiewać. Nic innego w jej życiu tyle dla niej nie znaczyło. Śpiewanie było centrum całego jej istnienia, wznosząc ją na szczyt profesji na siedem dziesięcioleci. Jej styl wokalny, powszechnie uznany za probierz doskonałości, był podziwiany za czystość tonu, klarowność dykcji, wyobraźnię harmoniczną i niezwykle subtelne poczucie swingu. Najwidoczniej niepodatna na nieustanne wstrząsy związane z ogłaszaniem nowości, które co jakiś czas przenikały zarówno jazz, jak i popularną muzykę, była w stanie zapełniać wielkie sale koncertowe świata bez względu na panujące prądy.”
[strona 17]

„Muzyka znaczyła dla Elli wszystko. Przyjaciele i bliscy jej muzycy mówili, jak nieustannie obracała melodie w myślach lub nuciła je cicho, wyobrażając sobie, jak mogłyby brzmieć w trakcie występu.”
[strona 18]

„”Śpiewanie i muzyka to jej życie – powiedział Paul Smith.- Oto dlaczego śpiewała aż do lat dziewięćdziesiątych. Ożywała, gdy wchodziła na scenę. Reszta jej życia… no cóż, nie miała rodziny, o której można by mówić. Bez względu na sukcesy, a nie sądzę, by ktoś mógł mieć większe powodzenie, nigdy przed występem nie opuszczała jej obawa o to czy spodoba się ludziom?...”
[strona 222 – 223]

„…Kochała śmiech i lubiła mówić o muzyce i piosenkach. To temat, który był jej bliski”. Wraz z końcem trasy, kończyły się jednak żarty i wspólna radość i Ella chowała się do wieży z kości słoniowej […]
Być może ostateczną ceną za status gwiazdy jest samotność. Prywatność Elli tak zazdrośnie była strzeżona przez innych, że jej życie publiczne (poza występami) zostało ograniczone niemal do zera.”
[strona 294]

„Pracuje teraz mniej więcej raz w miesiącu, by nie wypaść z branży. Nie wiedziałaby, co z sobą robić, gdyby nie śpiewała. Wraca do życia, gdy jest na scenie. Jej pozostałe życie? No cóż, właściwie nie ma rodziny. Ta, która jest, zawsze była na jej utrzymaniu. Ponieważ jako jedyna z rodziny coś zdziałała, sądzili, że nie muszą się zbytnio wysilać. Ella przez całe lata opiekowała się nimi. Wywiązywała się z tego wspaniale, ale sądzić można, że oni też byliby zdolni do zadbania o siebie.”
[strona 298]

„Odyseja Elli wiodła ją od strasznej nędzy do luksusu Beverly Hills przez sale tańca, mroczne nocne kluby, segregowane pomieszczenia w kraju, który ciągle był chwiejny w kwestii podziałów rasowych. Na swój własny spokojny sposób Ella stawiała czoło problemom, jakie niosło życie czarnego człowieka w przeważająco białym społeczeństwie.…”
[strona 302]

Wszystkie cytaty pochodzą z książki „Ella Fitzgerald” Stuarta Nicholsona, w przekładzie Andrzeja Schmidta. Wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 2008

Można by powiedzieć, że człowiek jest spełniony, jeżeli ma talent i pasję, dzięki której może z pełnym zaangażowaniem wykorzystać swój dar i wspiąć się na wyżyny. A jednak…

Zastanawiam się, czy cena, jaką za to płaci nie jest jednak zbyt wysoka? I co w życiu jest ważniejsze: zrealizowanie się w życiu publicznym czy prywatnym?

Z drugiej jednak strony, ilu ludzi nie ma ani talentu, ani pasji, ani satysfakcji w życiu prywatnym…

Sama nie wiem…



(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 7435
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 9
Użytkownik: Marylek 14.10.2009 20:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Właśnie skończyłam biogra... | paren
Czyli w sumie - warto przeczytać.
Jakoś ta książka zupełnie nie jest rozreklamowana tutaj, nawet wśród miłośników biografii. A ja Ellę też bardzo lubię i tę książkę mam w planach, a nawet na półce. :)
Użytkownik: paren 14.10.2009 20:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Czyli w sumie - warto prz... | Marylek
Szczerze polecam! :-)
Użytkownik: ambarkanta 21.12.2009 21:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Właśnie skończyłam biogra... | paren
Ależ solidna czytatka! i z pasją i z sercem. Nie zastanawiałem się nigdy nad życiem E. Fitzgerald, a przecież w jej głosie brzmiała dusza..

W życiu potrzebny chyba jaki złoty środek - ale wypracowany, a nie biernie przyjmowany. Nie mogę (choćby sobie) obiecać, że przeczytam jej biografię :-( Pozdrawiam :-)
Użytkownik: paren 21.12.2009 21:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Ależ solidna czytatka! i ... | ambarkanta
Bardzo Ci dziękuję! Nie sądziłam, że ktoś może tu jeszcze zajrzeć.

Właśnie to mnie bolało, gdy czytałam tę biografię, że brak złotego środka w życiu Elli Fitzgerald nie był jej wyborem, tylko został jej narzucony przez okoliczności, wytwórnie płytowe, owijającą się wokół niej i wyciągającą w jej stronę ręce rodzinę, oraz jej pasję, która nie pozwoliła jej spojrzeć na swoje życie z boku, bardziej beznamiętnie. A ona nie zdobyła się na to, by zawalczyć o siebie, tylko dała się biernie ponieść fali.

Nie trzeba sobie narzucać czytania tej biografii :-), ale jeżeli przypomnisz sobie o tym, o czym rozmawiamy teraz, gdy usłyszysz znowu w jej głosie brzmienie jej duszy, to to będzie dla mnie największa radość.

Pozdrawiam serdecznie! :-)
Użytkownik: ambarkanta 23.12.2009 11:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Bardzo Ci dziękuję! Nie s... | paren
Cześć!

Niestety często tak jest, że ludzie utalentowani bywają niepraktyczni, pozwalają się wykorzystywać - pasja dominuje niemal całą ich aktywność. No, ale nie piszę tego z autopsji ;-)

Podobno z muzyki Louisa Armstronga zyski czerpały nie tylko wytwórnie fonograficzne, ale też mafia. Z czasem artysta zaczął usuwać się z showbiznesu, lękał się nowych kontaktów.

Słucham właśnie Lullaby of Birdland, I love Paris... dzięki Tobie - dziękuję, pozdrawiam.
Użytkownik: paren 23.12.2009 15:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Cześć! Niestety często... | ambarkanta
Witam Cię!

"Słucham właśnie Lullaby of Birdland, I love Paris... dzięki Tobie - "

Nawet nie wiesz, jaką mi sprawiłeś radość!

Życzę Ci wielu jeszcze takich płyt, chętnie też Ci podpowiem moich ulubionych muzyków, w podobnym stylu, co Ella i Louis, jeśli chcesz.
A z Armstrongiem to masz rację. Czasy takie były, nie tylko w grupie nowoorleańskiej. Pamiętasz podobne mafijno - artystyczne sceny z "Ojca chrzestnego"? To przecież chodziło o Sinatrę. Krótka piłka - my ci pomożemy zrobić karierę, a ty nam się odwdzięczysz, jak będziesz mógł. Jak nie będziesz mógł, to też się odwdzięczysz...

Pozdrawiam serdecznie! :-)
Użytkownik: ambarkanta 24.12.2009 12:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Witam Cię! "Słucham wł... | paren
Witaj,

Tak, to zasługa Twojej czytatki. Przedtem mniej kojarzyłem Ellę Fitzgerald - prędzej Edith Piaf, Mireille Mathieu, obecnie jestem pod urokiem Natashy St-Pier. A nie jestem frankofilem! Tylko ten język, głos i kobieca ekspresja!! Chętnie poznam Twoich faworytów :-)

Udało mi się przysiąść na chwilę, bo to czas dzisiaj szybciej płynie. Pozdrawiam Cię już świątecznie!
Użytkownik: paren 26.12.2009 06:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Witaj, Tak, to zasługa... | ambarkanta
Witaj!
Nie znam piosenki francuskiej prawie wcale i chętnie posłucham wymienionych przez Ciebie pań. Podkreślasz rolę języka w piosence, więc nie wiem, czy zainteresowałaby Cię polska miłośniczka piosenki francuskiej, reprezentująca nurt piosenki poetyckiej, niesłusznie zupełnie bardzo mało znana. To Justyna Bacz, pierwsza jej płyta zawiera utwory różnych kompozytorów, druga tylko Brassensa. Polecam obie. :-)

Jeżeli będziesz miał ochotę na posłuchanie czegoś w stylu Elli, to może to być na przykład Sarah Vaughan, a z młodych, od niedawna na muzycznej scenie może spodobają Ci się Lizz Wright, Malia i Madeleine Peyroux. Nie jest to stuprocentowy styl Elli, po tylu latach trudny do kontynuowania, ale klimat nieco podobny, a Madeleine zmierza w stronę bluesa.
Gdybyś poszukiwał bardziej nastrojowych brzmień, to polecam Shirley Horn - właściwie prawie wszystko, co nagrała - wcześniejsze płyty są bardziej energetyczne, z wiekiem stała się bardzo nastrojowa. Bywała nazywana mistrzynią ciszy. Bardzo żałuję, że nikt jeszcze nie napisał jej biografii.
W przedświątecznych zmaganiach kuchennych towarzyszyła mi w tym roku Randy Crawford, trzy z jej płyt kręciły się w odtwarzaczu na zmianę: Play Mode - to solowa - i w duecie z Joe Samplem: No Regrets i Feeling Good. :-)

Pozdrawiam Cię jeszcze świątecznie (drugi dzień Świąt właśnie się zaczął) ale i noworocznie. :-)
Użytkownik: ambarkanta 26.12.2009 11:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Witaj! Nie znam piosenki... | paren

***Witaj w Święta!

Będę sprawdzał po kolei tych wykonawców - ewolucja w stronę bluesa bardzo mi się podoba :-)
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: