Dodany: 28.12.2014 18:15|Autor: imarba

Renifer Imarba ratuje święta.


Nie należę do osób przesadnie pucujących mieszkanie, kto mnie zna z pewnością ironicznie się tutaj uśmiechnie, a kto mnie odwiedził wie, że pająki czują się tu swobodnie, bo staram się im nie zawracać głowy zdejmowaniem pajęczyn. Ma to wiele wspólnego z moim wzrostem - niewielkim. Strachem przed pająkami - ogromnym i olewaniem sprawy – totalnym, w końcu niech sobie żyją, w tej kwestii będę proekologiczna...

Niestety dopadła mnie zmora. Zmora świąt Bożego Narodzenia. Nie mogła nie dopaść bo w sklepach, w radiu, w telewizji, na ulicach, wszędzie, dosłownie wszędzie zaczęło roić się od czerwoności z komunizmem nie mającej wiele wspólnego, a z konsumpcjonizmem wiele.

Mikołaje, bombki, walące po oczach „mrygające” światełka – horror nad horrorami.

Dławiące w gardle wstydem amerykańskie fimidła, których nawet Whoopie nie była w stanie uratować, kolędy brzęczące za uszami... Paczki, prezenty, promocje, choinki, stroiki, wszelki świąteczny chłam, normalnie jak co roku.

Zmora niestety pokonała mnie. Zaczęłam sprzątać i to zdecydowanie był błąd. Owszem, umyte na lśniąco okna i podłogi wyglądały o.k, poprzestawiane meble prezentowały się super, błyszczące kafelki aż raziły w oczy. Może na tym powinnam była poprzestać, ale nie!
Zmora przejęła nade mną całkowitą władzę. Z zapałem rzuciłam się do marketów po kapustkę palce lizać, flaczki prima sort, boczuś jak u mamy, barszczyk że hoo, hoo i te no... „Broń Boże NIE chińskie” borowiki suszone.

Ach, co to był za trud! Ludzie, jak to przed świętami, byli w kolejkach wylewni, że aż miło! Taranowali się wózkami, bluzgali na kasjerki, wyrywali sobie promocyjny schab i spacerowali z szamoczącymi się w reklamówkach symbolami świąt, które, utłuczone niewprawną ręką sprzedawcy krwawiły na lady i taśmy przy kasach. Brrrr!

Dołożyłam sobie jeszcze maraton prezentowy – a jakże! A co mi tam, jak każda kobieta przed świętami wierzyłam w swoją misję i niezniszczalność. Potem zabrałam się za gotowanie otwierając tym okres na: Nie ruszaj to jest na święta!

W wigilię jak przystało na panią domu słaniałam się na nogach, w oczach miałam mroczki, na palcach plastry (zaliczyłam kilka nożowniczych wpadek ), a w głowie jedną myśl - nie paść na pysk przed kolacją, bo wszak nie wypada.

I wiecie co! To nie był koniec. O co to to nie! Co prawda nie padłam na pysk, ale kapusta była za kwaśna, barszcz naprawdę obrzydliwy, śledzie zaledwie jadalne, a smażona ryba ( nie kupiłam na wpół żywego, krwawego strzępa) przywodziła na myśl czasy stołówki studenckiej, choć to raczej komplement bo ryba ze stołówki była jadalna.

W nocy nie mogłam spać, bo mój nos zrudolfiał i okazał się niewyczerpanym rezerwuarem cierpień i kataru. Rano mnie pokręciło. Moje korzonki stwierdziły, że nawet gdybym miała ochotę ruszyć się z łóżka, to one ze mną nie idą. Dostałam gorączki i telepałam się z zimna patrząc na czyściutkie mieszkanie. Zza szaf wyłaziły obrażone pająki wściekłe na to, że zepsułam im takie porządne pajęczyny.

Zaczął się okres: „Jedzcie bo się zmarnuje!” Niestety. Nie działało! Żeby dokładnie ukazać moje kulinarne osiągnięcia powiem, że w przez dwa dni świąt rodzina zjadła kluski z serem (sic!) i fasolkę po bretońsku ze słoika. Niczego innego nie tknęli. Ha! I to też nie był koniec.

W drugi dzień świąt złapałam „doła” głębokiego jak Rów Mariański. Wszyscy wyjadali resztki starannie omijając świąteczne potrawy i wypieki. Nie obawiałam się, że rodzina umrze z głodu, przed świętami zrobiłam pokaźne zapasy, kaszy, mąki, cukru, puszek i lekarstw przy okazji naderwawszy sobie to i owo. Ręce odmówiły mi posłuszeństwa. Skręciłam też nogę, a co tam, jak się bawić to się bawić!

- Przewidujesz jakiś kataklizm, zapytała mnie córka z nadzieją w głosie i poszła wyjadać orzeszki ziemne, zamiast jak przystało na świątecznego Polaka tuczyć się schabem i bigosem.

Z szaleństwem w oczach, w tych chwilach, kiedy maść koiła korzonki, a gorączka pozwalała szerzej je otworzyć, usiłowałam ratować święta. Myłam gary, podtykałam domownikom jedzenie, na które wzdrygali się z czymś w rodzaju obrzydzenia, zmieniałam obrusy i podlewałam choinkę.

Nawet ona miała mi to za złe. Prawie wydłubała mi oko. W końcu się poddałam. Nie miałam wyjścia. Zwinęłam się w kłębek i postanowiłam się wyłączyć. Pochłonęłam Stuletnią Gospodę, Kobiety Dyktatorów, Grillbar Galaktyka, Wiedźmikołaja, Muzykę Duszy, Prawdę i naprawdę poczułam się lepiej tylko odrobinę. Poważnie zastanawiam się nad Sylwestrem.

Jeżeli nie odpadnie mi nos, ręce i noga, jeżeli korzonki pozwolą mi się choć odrobinę wyprostować, a oko trochę wydobrzeje będę musiała coś zrobić... Albo nie! Oleję to, poczytam, napiję się, zjem co popadnie i złożę sobie noworoczną obietnicę. Nigdy więcej zmory! Święta są dla ludzi! Poważnie.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2166
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 7
Użytkownik: joanna.syrenka 28.12.2014 18:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie należę do osób przesa... | imarba
Oj, bidula! Oby Ci jakość lektur wynagrodziła jakość świątecznych potraw (które na pewno nie były takie złe!). Kuruj się!
Użytkownik: imarba 28.12.2014 18:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Oj, bidula! Oby Ci jakość... | joanna.syrenka
Syrenko były jeszcze gorsze! W tekście byłam dla siebie "łaskawa"!
Użytkownik: Czajka 28.12.2014 19:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Syrenko były jeszcze gors... | imarba
Bo nigdy nie można niczego robić wbrew sobie. Jeżeli sprzątanie i gotowanie jest wbrew, to należy się okopać w lekturach i przeczekać. Albo zacznie współpracować, albo nie. Nie ma strachu w dobie współczesnego cateringu i pierogów w gustownie próżniowych torebkach. :)
Użytkownik: joanna.syrenka 28.12.2014 20:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Bo nigdy nie można niczeg... | Czajka
Opiszę Ci największy dramat, z mojego życia wzięty: uwielbiam mieć czysto, ale nienawidzę sprzątać! Wiesz, jaka to udręka?
Za to gotować mogę, nawet lubię. Chociaż coś.
Użytkownik: imarba 28.12.2014 22:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Opiszę Ci największy dram... | joanna.syrenka
kocham gotować i naprawdę dobrze gotuję. TO BYŁ PECH! Nienawidzę sprzątać, ale czystość dla mnie jest ważna - czystość, a nie ład... ład mam tylko w komputerze,a czysto choćby w garach, bo nie w całej kuchni. Nie wyobrażam sobie jedzenia z choćby "odrobinę" brudnego "czegokolwiek" ... choć już ściany... no ze ścian się nie je.
Użytkownik: Frider 28.12.2014 22:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie należę do osób przesa... | imarba
Witaj, Imarbo.
Odpowiem Ci nieco okrężnie, ale w moim przypadku inaczej jest niemożliwe, a myślę, że Ty doskonale pojmiesz przesłanie.
Mam piątkę dzieci :). Okres przedświąteczny to wyzwanie. W każdym słowa tego znaczeniu. Nie można posprzątać czegoś, co jest natychmiast rozwalane. Nie można uporządkować czegoś, co stanowi tylko preludium do symfonii zniszczenia i chaosu.
Co roku, od lat około osiemnastu klnę się na czym świat stoi, że Wigilia będzie w wysprzątanym mieszkaniu, dla zrelaksowanej Rodziny. A jak jest? Na ostatnią chwilę dzieci wciąż są tak samo zasmarkane, podłoga zasłana dziwnymi substancjami, a Wigilia odbywa się... w locie? Na bieżąco? Niechcący?
Jednak... Gdy przychodzi ten moment (opisywany np. przez Whartona), że zaczynamy śpiewać kolędy (śpiewam, pomimo iż śpiew mój przypomina spuszczanie wody z WC), gdy patrzymy sobie w błyszczące oczy przy łamaniu się opłatkiem, gdy dzieci zrywają cukierki z choinki..............Niewiele jest rzeczy piękniejszych. Wtedy czuję, że moja rodzina jest czymś wyjątkowym, absolutnie wyjątkowym. Że żyje i jest jednym organizmem. Wtedy przytulam dzieci, żonę, i myślę sobie – wygrałem, Boże, jedyny i wszechmogący, nieważne kim jesteś, czy w ogóle jesteś, wygrałem.
Użytkownik: imarba 29.12.2014 09:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Witaj, Imarbo. Odpowiem ... | Frider
Dlatego nie wchodziłam w kwestię samych świąt, rodziny itd. Tylko we własną głupotę. Bo nie chodzi o to, aby dać się zmorze i uważać, że święta to tylko karp i sprzątanie...
Po prostu śmiałam się sama z siebie, bo w poprzednich latach był zawsze świetnie, choć nigdy doskonale - w tym roku chciałam osiągnąć doskonałość i przedobrzyłam.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: