Dodany: 24.10.2014 15:39|Autor: carmaniola

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Sońka
Karpowicz Ignacy

Nie, nie żal mi tamtych chwil...


Za oknem jednostajny szum jesiennego deszczu, gdzieś w tle Edit Piaf śpiewa o tym, że nie żal jej przeżytych chwil – drobna istotka o wielkim głosie i… sercu. Sercu, które oparło się brudom tego świata. Takie serce miała bohaterka najnowszej powieści Ignacego Karpowicza Sońka - przyszło mi na myśl po skończonej lekturze. Pogodzona z losem, żyjąca wspomnieniem tego, co było najpiękniejsze w jej życiu; tego, czego za nic by się nie wyrzekła.

Do maleńkiej wioski na Podlasiu trafia przez przypadek młody – w miarę, wzięty – wg własnych wyobrażeń, reżyser, pisarz i co tam jeszcze… Zmanierowany, znudzony życiem, wiecznie skrzywiony, pusty… Zepsuty samochód zmusza go do skorzystania z gościny staruszki… obywatel Wielkiego Świata trafia pod strzechę. I staje się cud… niemal jak w baśni… Sonia bowiem, zdziera folię nie tylko z czekoladowego serduszka; ściąga zasłonę, która okrywa jej własne serce i pamięć i za jednym zamachem rozbija też mur obojętności miastowego dandysa.

Jej młodość przypadła na okres II wojny światowej. Młodość domaga się swoich praw bez względu na czas. A może to serce człowiecze się tych praw domaga, bo Sońka się zakochała. Ot, zwykła rzecz. Sońka jednak zakochała się we wrogu – esesmanie, który wraz ze swoją jednostką stacjonował w Królowym Stojle. I to też nie tak niezwykła sprawa. Zdarza się. Okrucieństwa wojny, nienawiść, podłość i małość człowieka – to też się zdarza. Może tylko kontrast pomiędzy skrą szczęścia i bestialstwem do jakiego zdolny jest człowiek uzmysławia nam ogrom brudu przetaczającego się wokół nas i to, że „masa” to nie statystyki, to tkwiące w niej jednostki, które kochają i cierpią. I że dla wielu z nich statystyczne zdarzenie może oznaczać koniec ich świata, nawet jeśli ich ciała żyją nadal.

„Ten świat mógł opierać się na fotosyntezie, a opiera się na przelewaniu krwi. No i uczą nas na niebieskich kompletach. Muszą uczyć, bo okrucieństwa pojąć nie sposób. Uczono nas, że najwłaściwsza i jedyna religia to mizantropia przełamana empatią i współczuciem. Tylko tyle zostało po wyjściu poza fotosyntezę. Tylko tyle”[1].

Ponura wizja i czasem zastanawiam się nad tym jak bardzo prawdziwa. A jednak… jednak jest na tym świecie coś dla czego warto żyć, co trwa uparcie w pamięci, nawet jeśli szczęście istnieje tylko przez chwilę. Całe życie Sońki zamknęło się w tym jednym wspomnieniu, które chciała zachować do samego końca. Jedna iskra szczęścia, jedna kropla piękna. Możemy się dziwić, możemy oceniać, ale czy musimy? To było jej życie, jej wybór – jej przeznaczenie.

Czy naprawdę Sonia oczekiwała, że nieznajomy przybysz stanie się jej sędzią, wypatrywała osądu? Nie wydaje mi się. Być może Igor był zwiastunem przeczuwanej śmierci, ostatnią okazją by wyrzucić z siebie tak długo skrywane emocje i uczucia, by raz jeszcze rozpalić w pamięci płomień, który wygasł. Na nowo zobaczyć tę jedyną gwiazdę, która w jej życiu zabłysła i po upadku której wszystko inne straciło ważność: śmierć, okrucieństwo, nienawiść… A tych w jej życiu nie brakło…

Sońka i Igor przywodzą mi na myśl magiczny portret Doriana Graya – w miarę jak młody mężczyzna przejmuje od staruszki cały ładunek okrucieństwa i nienawiści, z którymi zetknęło ją życie, traci siły; jej opowieść go wyniszcza. Kiedy on zaczyna dostrzegać wątrobiane plamy na swoim ciele, jej […] włosy wymknęły się spod kwiecistej chustki w błysku złota – nie rtęci czy srebra – pszenica tak świeci, sama z siebie prosto kole w oko”[2]. W niej pozostaje to jedno jedyne piękne wspomnienie, o którym chciała opowiedzieć, ale którego nikomu nie odda. Cała reszta to ciężar, który należy zrzucić z ramion, by w blasku wyruszyć w podróż do wielkiego Nic.

Język Karpowicza jest jędrny, soczysty i… szorstki - ani grama sentymentalizmu. Dystans. Cynizm, turpizm – zamierzony, ale zaczynam się zastanawiać nad tym, czy wykorzystuje się je po to by szokować czytelnika, czy też po to, by ukryć wyjątkową wrażliwość autora. Ot, zgwozdka.

W tekście jest sporo wyrażeń białoruskich – na końcu słowniczek, ale - jak w którymś miejscu zauważa narrator – większość zrozumiałych właściwie bez tłumaczenia. W końcowej partii tekstu znajdziemy też fragmenty hebrajskiego tekstu kadisza - nietłumaczone, albo może niewymagające tłumaczenia. Kicz? Parodia kiczu? Makabryczny żart? Nie śmieszy. Boli. I chyba ma boleć. To modlitwa nie tylko za Sońkę. To kadisz dla wszystkich zmarłych, o których pamięć przywróciła staruszka w swojej opowieści. Nie dajmy się zwieść cynizmowi narratora – dołączmy do chwili ciszy.

- - -
[1] Ignacy Karpowicz, „Sońka”, Wydawnictwo Literackie, 2014, s.164.
[2] Tamże, s.67.


[Recenzję umieściłam także na swoim blogu]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2904
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 4
Użytkownik: misiak297 20.11.2014 23:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Za oknem jednostajny szum... | carmaniola
Świetna recenzja, Carmaniolo. I świetna książka. Mocna, niejednoznaczna (kto wie, jak było naprawdę? Sonia nie ma obowiązku mówić prawdy!), zostaje w pamięci. Trudno nie dać się uwieść tej opowieści - tym bardziej, że język Karpowicza jest naprawdę barwny, choć zarazem "szorstki" - zgodzę się z Tobą. Pozycja na 5 - i warta polecenia!
Użytkownik: carmaniola 21.11.2014 10:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Świetna recenzja, Carmani... | misiak297
Dziękuję. Masz rację, Misiaku - prawdy nie znamy, bo to spotkanie, które nigdy się nie odbyło. Wiemy tylko, że była jakaś Sońka, byli ludzie i wydarzenia podobne opisanym. Mocna i bolesna książka. Bez względu na nonszalancką pozę narratora (i pisarza), w którą nie bardzo wierzę.

Użytkownik: miłośniczka 27.11.2017 12:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Świetna recenzja, Carmani... | misiak297
Oj warta, warta! Sońka niesamowicie mnie poruszyła. Rzeczywiście, niby nie trzeba wierzyć Soni tak w stu procentach, trzeba wziąć pod uwagę, że z czasem i jej pamięć może płata jakieś figle; po co jednak, siedząc u niej w chacie, od razu zakładać, że prawdę tę podzieli się potem przez dwa czy trzy? Nawet, jeśli zdarzenia nie oparły się próbie czasu i bohaterka książki przedstawia je nam nieskładnie czy lekko zmienione - to wciąż jest ważna, ogromnie wzruszająca, szokująca wręcz historia. A prostota, z jaką kobieta opowiada, tylko wzmaga w nas to poruszenie. Niesamowita opowieść, niesamowita.

Chciałam nawet napisać recenzję, ale przeczytałam ich kilka tutaj i nie wiem, czy mam coś nowego do dodania... Świetny tekst, Dot. Oby więcej ludzi sięgnęło po "Sońkę", jak na to zasługuje!
Użytkownik: carmaniola 27.11.2017 19:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Oj warta, warta! Sońka ni... | miłośniczka
Prawda niby jedna ale każdemu potrafi ukazać inne oblicze. Ja przyjęłam, że Sońce wierzyć trzeba, bo dla niej - nawet jeśli pewne rzeczy przysłonił czas - prawda była taką jaką wspominała. A książka naprawdę poruszająca.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: