Dodany: 24.10.2014 14:43|Autor: LouriOpiekun BiblioNETki

Kto tu jest potworem?


„Uhuuuó! To ja, straszny rozczochrany naukowiec wraz z mym pokracznym pomagierem. Razem, pośród migotania błyskawic na nocnym niebie, złożyliśmy sobie naszego potwora, którego nazwaliśmy Frankenstein. Porusza się toto sztywno i niezbornie, ale nikt się mu nie wymknie. Tylko że jest totalnie spaczony – myśleć nie umi, ale tropić i zabijać wszystko co się rusza umi i lubi. No to elo!”

Stop, wróć! Co to za bzdety?! Ano, popkulturowy obraz fabuły powieści Frankenstein (Shelley Mary Wollstonecraft), tyle mylny, co krzywdzący. A jak jest naprawdę?

„Frankenstein” Mary Shelley to książka z jednej strony zaskakująca – w porównaniu z jej mutacjami w kulturze popularnej, z drugiej zaś bardzo ważna. Porusza ogromną ilość istotnych tematów i skłania do głębokiej refleksji – ale o tym niżej. Nierówna to twórczość: świetny warsztat, poruszający temat, ale kiepskie momentami pisarstwo – istna fabularna czkawka, albo sinusoida przyspieszeń i rozwodnień akcji, ale podobno „tak się wtedy pisało”. Co do fabuły, to otrzymujemy pewnego rodzaju powieść szkatułkową. Całość jest zawartością korespondencji (aczkolwiek nie jest to powieść epistolarna) pewnego kapitana, który podróżuje przez lodowe morza w kierunku bieguna północnego. Natyka się na Wiktora Frankensteina, naukowca ścigającego kogoś znienawidzonego. W toku narracji tytułowego bohatera dowiadujemy się, iż w swym geniuszu zapragnął zapanować nad życiem i tchnął jego iskrę w istotę sklejoną własnymi rękami. Wpędza go to jednak w załamanie nerwowe (twór jego to dlań raczej po-twór), a samo monstrum umyka. Po pewnym czasie Frankenstein dotknięty zostaje rodzinnym nieszczęściem, za którego sprawcę uznaje istotę stworzoną przez siebie. Gdy ją w końcu dościga, ta żąda wysłuchania swej historii i spełnienia prośby. Dowiadujemy się m.in., iż stwór był ze swej natury niechętny przemocy i łaknął poznania, lecz ludzie, uprzedzeni jedynie nieludzkim wyglądem, odnosili się do niego z otwartą wrogością. Potwór Frankensteina zaś pragnie jedynie miłości… Dalszy tok akcji pokazuje nam, że dążąc do szczęścia, łatwo można zapomnieć się i sięgać po nie poprzez czyjąś krzywdę, zaś Frankenstein nie dorósł do odpowiedzialności za swe dzieło.

To ostatnie zdanie wskazuje na pierwszy, najbardziej rzucający się w oczy dylemat moralny powieści. Jest to temat stający się wg mnie coraz bardziej palącym we współczesnym świecie – w dobie odczytania genomu ludzkiego, badań nad próbami wyhodowania organów do przeszczepów, klonowania oraz kontrowersji związanych z zapłodnieniem in vitro. Powstaje bowiem np. pytanie, czy – gdyby się to udało – sklonowany człowiek będzie potrafił odnaleźć się w świecie? jak będzie traktowany przez społeczeństwo i jakie miejsce zajmie wobec niego ten, komu uda się dokonać takiego dzieła? Można zejść także niżej: czy i jak przyjmuje odpowiedzialność za swe dzieło pisarz bądź artysta, burzący tabu czy też stawiający przed ludźmi niebezpieczne idee? Może to być Marks, ale może i Hitler z „Mein Kampf”; mogą to być także modne ostatnio grafomańskie pornosy albo poradniki w tonie rad wiejskiego filozofa, wszystko to, o czym Hugo pisze w "Nędznikach": "Nie czyta się bezkarnie bzdur." Wiąże się to także z zagadnieniem „wyręczania Stwórcy”, czyli z jednej strony dylematami natury religijnej, z drugiej zaś z wielkim zagrożeniem, płynącym z potencjalnie śmiertelnych i niemożliwych do przewidzenia następstw odkrycia czy działania. Dobrym przykładem jest tu Nobel i nagroda jego imienia; ale także następstwa medyczne i społeczne np. wytworzenia morfiny czy pigułki antykoncepcyjnej; albo chociażby dylemat małżeństwa nieświadomego przyrodniego rodzeństwa z różnych matek, a jednego nieznanego ojca - dawcy do banku nasienia. „Frankenstein” opisuje swoiste odwrócenie od alchemii i magii w stronę nauki – i tego efekty („straszne zwycięstwo”). Dobrze pasuje tu zdanie H.D.Thoreau: „Podczas gdy cywilizacja ulepszała nasze domy, nie ulepszała na równi ludzi, którzy mieli je zamieszkać. Stworzyła pałace, ale nie było tak łatwo stworzyć szlachtę [rozumiem tu: ludzi szlachetnych] i królów.” Niestety, w moim odczuciu nie da się zahamować postępu, jakkolwiek by był spaczony i do jakich wynaturzeń by nie prowadził. Jest to swoisty nałóg tworzenia (także świetnie ukazany w postaci Wiktora Frankensteina), nawet gdy owoce mogą być zatrute. Pewną współczesną wariacją na ten temat jest genialne opowiadanie Lema „Formuła Lymphatera”, gdzie genialny naukowiec tworzy potworne dzieło i niszczy je natychmiast, a potem resztę życia poświęca na zapobieżenie ponownemu odkryciu jego idei – mając świadomość, że rozwoju wiedzy jednak zatrzymać się nie da. (Przepraszam za kolejne odniesienie literackie, ale nie mógłbym tu nie wspomnieć także wspaniałego opowiadania Zajdla „Skorpion”; ów SKORPION to Służby Kontrolno-Operacyjne Regulacji Postępu i Ochrony Nauki – polecam).

Powieść Mary Shelley może służyć także za punkt wyjścia do dyskusji w temacie stereotypów i stygmatyzacji. Oto potwór Frankensteina jest potworem jedynie dlatego, iż posiada wyjątkowo nieatrakcyjną, wręcz odstręczającą fizjonomię, natomiast dusza jego jest szlachetna i pełna dobrych chęci – aczkolwiek zdenerwowany, potrafi być okrutny i czynić zły użytek ze swej herkulesowej siły. I niestety, istota stworzona przez uczonego jest ofiarą powiedzenia „jak cię widzą, tak cię piszą”. Ów sztuczny, choć przecież czujący, człowiek spotyka się z nieuzasadnioną niczym prócz uprzedzeń wrogością, staje się wyrzutkiem bez powodu. Uważam, iż to wspaniały wstęp do rozważań o tolerancji dla inności, relatywności pojęcia piękna i prawie do dążenia do szczęścia i miłości – bowiem życzeniem „potwora” jest, aby Frankenstein stworzył dla niego idealną partnerkę, która będzie podobna do niego (równie odpychająca), i z którą będzie mógł dzielić swe sztuczne życie. W obecnych czasach może się to wydawać mniejszym problemem, bo zelżał nacisk społeczny na uniformizację oraz wymóg spójności kulturowej, coraz śmielej zwykliśmy powtarzać „każda potwora znajdzie swego amatora”. Jednak wrażenie to jest mylne – otóż chyba można zaryzykować twierdzenie, iż trudniej się żyje osobie nieakceptowanej w „otwartym na inność” świecie XXI wieku, niż w restrykcyjnym wieku XVIII czy XIX, bowiem ongi nietolerancja była "zgodna z oczekiwaniami", a dziś boli bardziej, gdyż się jej nie spodziewamy. I, jakkolwiek pewne rejony naszego globu dostąpiły już wszechogarniającej tolerancji i „wszechakceptacji”, to gdzie indziej sytuacja podąża w zgoła odwrotnym kierunku.

Nakierowuje wreszcie „Frankenstein” na problem natury dobra i zła. Czy bohater tytułowy uczynił słusznie, czy niesłusznie, powołując do życia sztucznego człowieka? Czy od owej istoty można wymagać odróżniania dobra od zła, skoro nie była „wychowywana” w świecie ludzkiej etyki? Czy wreszcie można kogoś sądzić za uczynek, który wynika z jego natury, a nie z wyboru (jak rekina atakującego smaczne kąski na plaży)? To także nasuwa pytanie, czy czasem autorka nie zaczepia w tym miejscu Rousseau z jego ideą tabula rasa – sygnalizuje problem momentu i miejsca wszczepienia „duszy” (jakkolwiek rozumianej, także jako modus vivendi), pyta o to, czy istnieją naturalne hamulce przed czynieniem zła, relatywizuje zło bądź poszukuje odpowiedzi na pytanie, czy istnieje zło absolutne? a może w większości niezrozumiane są zwyczajnie motywy, tudzież najlepsze intencje prowadzić mogą do katastrofy? Wydaje się także, że potwór Frankensteina jest właśnie kontrprzykładem dla idei szlachetnego dzikusa – istotą, która dzikość i okrucieństwo ma (jak współcześnie byśmy powiedzieli) zaimplementowaną! Stąd już także prosta droga do dylematu zemsty i miłosierdzia, a także współzależności ofiary i kata, gdy Frankenstein wymienia się na tych pozycjach ze swym tworem – nie chcę zdradzać za wiele, ale znamienne jest tutaj zakończenie powieści, powalające swym humanizmem i budzące ambiwalentne emocje wobec bohaterów i ich motywacji.

Patrząc całościowo, "Frankenstein" Mary Shelley posiada kilka słabszych momentów, ale jest kamieniem milowym w światowej literaturze. Nie tylko można określić ją pierwszą powieścią SF, która wywarła potężny wpływ na kulturę i nadal w niej funkcjonuje, ale warto też docenić aktualność filozoficznych wątków, które można dzięki niej poruszyć. Choć styl dość się zestarzał, historia ta z powodzeniem dałaby asumpt do wielogodzinnych dyskusji na lekcjach języka polskiego, religii czy etyki, a także sali operacyjnej czy w gabinetach rządców dusz ludzkich.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3813
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 9
Użytkownik: Kaamosaika 04.11.2014 14:01 napisał(a):
Odpowiedź na: „Uhuuuó! To ja, straszny ... | LouriOpiekun BiblioNETki
Świetna recenzja. "Frankenstein" Mary Shelley to jedna z moich ukochanych książek, wracam do niej co jakiś czas i niezmiennie mnie zachwyca. Nie mogę wybaczyć popkulturze (głównie horrorom klasy B) tego, co zrobiła ze Stworzeniem. Tępawe, groteskowe, kanciastogłowe monstrum ze śrubkami w szyi nijak się ma do literackiego pierwowzoru (to samo zresztą tyczy się Wiktora Frankensteina) - ani wizerunkowo, ani mentalnie. Jeśli szukałbyś antidotum na tę paskudną wizję, polecam spektakl w reżyserii Danny'ego Boyle'a (czasem pojawia się w mniejszych kinach, co jakiś czas powtarzają go też w cyklu National Theatre Live w Multikinie) - fabuła co prawda momentami odbiega od oryginału, ale to chyba jedyna adaptacja, której udało się oddać sprawiedliwość "potworowi" a Jonny Lee Miller jako Stworzenie (gesty, artykulacja, emocje) to szczyt aktorskiego geniuszu. Muszę przyznać, że niewiele rzeczy zrobiło na mnie takie wrażenie, a poszczególne sceny powracały do mnie jeszcze długo po spektaklu.
Istnieje także druga wersja, w której aktorzy zamieniają się rolami (Benedict Cumberbatch jako Stworzenie i Miller jako Wiktor), ale ta pierwsza jest naprawdę doskonała.
Użytkownik: helen__ 03.09.2020 09:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Świetna recenzja. "Franke... | Kaamosaika
Czy te spektakle są tłumaczone czy naprawdę są live i lecą po angielsku?
Użytkownik: helen__ 03.09.2020 09:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Świetna recenzja. "Franke... | Kaamosaika
Są napisy.:) Dzięki za informację, mam dużą ochotę to zobaczyć.
Użytkownik: miłośniczka 06.08.2015 15:52 napisał(a):
Odpowiedź na: „Uhuuuó! To ja, straszny ... | LouriOpiekun BiblioNETki
Doskonała recenzja.
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 06.08.2015 18:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Doskonała recenzja. | miłośniczka
Dziękuję :)
Użytkownik: IzaZ 02.09.2020 18:10 napisał(a):
Odpowiedź na: „Uhuuuó! To ja, straszny ... | LouriOpiekun BiblioNETki
Doskonała recenzja, która wyczerpująco opisuje problematykę tej niezwykłej książki. Czytałam ją jakiś czas temu i pamiętam, że jej treść była dla mnie nie lada zaskoczeniem.
Współczesne, "komercyjne" ujęcie postaci Frankensteina i jego stwora jest jednowymiarowe, niepełne. Podczas gdy w powieści odkryć można całą głębie i złożoność postaci, a czytelnik zostaje sprowokowany do refleksji...
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 02.09.2020 21:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Doskonała recenzja, która... | IzaZ
Dziękuję za miłe słowa, bardzo mi przyjemnie.
Użytkownik: helen__ 03.09.2020 09:55 napisał(a):
Odpowiedź na: „Uhuuuó! To ja, straszny ... | LouriOpiekun BiblioNETki
Gratuluję recenzji tej wspaniałej i ważnej książki! Zachęcam do przeczytania biografii samej Mary i jej równie niezwykłej mamy.:) Buntowniczki: Niezwykłe życie Mary Wollstonecraft i jej córki Mary Shelley (Gordon Charlotte)
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 03.09.2020 10:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Gratuluję recenzji tej ws... | helen__
Dzięki, jestem pozytywnie zaskoczony, że tak leciwy tekst jeszcze jest czytywany ;) Za polecankę dziękuję, słyszałem o niej (bo w sumie to ja dodałem ją do katalogu), choć biografie to trochę nie moja bajka...
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: