Z wielką przyjemnością zanurzam się od czasu do czasu w atmosferze, jaką tworzy rodzina Borejków. Jest w niej dużo ciepłych dla mnie wspomnień z podobnych, rodzinnych spotkań w Poznaniu, które pamiętam ze swojego dzieciństwa.
Temat imienin także pojawił się ostatnio wśród moich przyjaciół jako, że dwie koleżanki w sporym stresie poszukują prezentów dla swoich mężów. Zaczęłam zastanawiać się nad ideą tegoż święta i czy nie ewoluuje ono niekiedy, z pierwotnej, miłej okazji, w przykry przymus kupienia jakiegokolwiek prezentu, byle odbębnić datę w kalendarzu? Nie wygląda, aby nadchodzące imieniny mężów jawiły się jako przyjemny czas, który można spędzić we własnym gronie. Otóż mężowskie imieniny musiały koniecznie odbyć się w dniu, który wskazywał kalendarz, a problemem numer jeden okazało się wymyślenie jakiegokolwiek prezentu.
Uznałam, że jestem szczęśliwa żyjąc bez tego przymusu z elastycznym podejściem do spraw tego typu.
Ale cóż tam słychać w domku z wieżyczką?
Imieniny w tomiku mnożą się gęsto i obficie, na scenę bowiem wkraczają bracia Lelujkowie, którzy mają imieniny jeden po drugim, czyli przez trzy kolejne marcowe dni. W tym jeden z nich, Wiktor, świętuje je tego samego dnia co i Róża. Poznani w interesujących okolicznościach bracia, stają się obiektem rywalizacji między Różą i Laurą, zaś Róża zwana Pyzą, obiektem rywalizacji między braćmi i niejakim Fryderykiem Schoppe, który nagle oznajmia, iż ma imieniny w tym samym czasie, co dziewczyna.
Książka rozpoczyna się fetą na cześć dwóch Grzegorzów Strybów (w tym Grzegorza Ignacego juniora) oraz na cześć powrotu Natalii zwanej Nutrią z Cypru. Podczas imienin pojawia się z wizytą Robrojek i oto mamy pierwszą uczuciową katastrofę.
Gdy dorosłe pokolenie przeżywa swoje emocjonalne perturbacje, młodzież popada w podobne, stosowne odpowiednio dla wieku. Zatem na scenie pojawia się Wiktor Lelujka „Gęste, ciemne włosy spadały mu na zrośnięte brwi, słowem – był niebywale przystojny, co każda normalna dziewczyna musiałaby zauważyć od razu, nawet gdyby aktualnie była ciężko strapiona.”[1] Jak Pyza, tj. chciałam powiedzieć Róża, która zgubiła, tak zgubiła – Ignacego Grzegorza Strybę.
Przez cały tom przewija się Bernard Żeromski, który bawi nas swoją kwiecistą mową oraz niestety, zżera innym ich kolacje, a nawet romantyczne kolacje przy świecach zaplanowane dla dwojga. Bowiem imieniny obchodzi także Gabrysia. I tutaj prezent dla niej okazuje się być kością niezgody między teściem, Ignacym Borejko, któremu świetnie się udaje filozofowanie, bo jest zwolniony z obowiązku mycia naczyń, a zięciem, Grzegorzem Strybą, który nabył zmywarkę.
Sprzęt ten należy do kategorii prezentów, z których z jednej strony kobieta się cieszy, bo ułatwiają prace domowe, a drugiej smuci, bo oznacza, iż bliscy widzą w niej li i jedynie gosposię. No, ale Grzegorz przygotował jeszcze pewną niespodziankę… Wątek „raptus puellae”[2], czyli porwania dziewczyny, który z reguły towarzyszy perturbacjom uczuciowym między płciami, przewija się przez całą książkę, aż do nieoczekiwanego finału.
Nad całą fabułą unosi się miły zapach domowych ciast i wzajemnej serdeczności, która przywabia mnie od czasu do czasu do półki z „Jeżycjadą”.
---------------
[1]
Imieniny (
Musierowicz Małgorzata)
, Akapit Press, Łódź 2000 r., s. 44
[2] tamże s. 71
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.