Kiedy kilka tygodni temu zobaczyłem na BiblioNETce informację o spotkaniu z Mariuszem Szczygłem organizowanym przez Księgarnię pod Globusem w Krakowie w związku z wydawaną właśnie książką
100/XX: Antologia polskiego reportażu XX wieku: Tom 1: 1901–1965 (antologia;
Korczak Janusz (właśc. Goldszmit Henryk),
Miłkowski Zygmunt (pseud. Jeż Teodor Tomasz, TTJ, T. T. Jeż),
Sieroszewski Wacław (pseud. Sirko Wacław lub Bagrynowski K.) i inni)
nie namyślałem się wiele, tylko od razu wpisałem wyznaczony termin spotkania do kalendarza i niecierpliwie czekałem. Jako wielbiciel reportażu, szczególnie wydawanego w wyd. Czarnym, w wyznaczonym terminie stawiłem się w księgarni odpowiednio wcześniej, taszcząc w plecaku obydwa tomy antologii i ciesząc się, że będę mógł dać je autorowi do podpisu i, być może, zamienić z Nim słowo.
Jakież było moje zdziwienie, kiedy po zajęciu miejsca, podeszła do mnie Pani z księgarni pytając mnie o wejściówkę. Jaką wejściówkę, czyżbym coś przeoczył - zastanawiam się, podczas gdy Pani elegancko wyprosiła mnie, bo bez wejściówki nie mogę zostać. Pytam więc, o co chodzi. Pani wyjaśniła, że aby wejść na spotkanie trzeba mieć wejściówkę, które księgarnia rozdawała odpowiednio wcześniej i o których informowała na swoim profilu na najpopularniejszym portalu społecznościowym. Kolega owej Pani - Pan z księgarni - poinformował mnie dodatkowo, że jak chcę, mogę poczekać przed księgarnią - jak szczęśliwy posiadacz wejściówki nie przyjdzie, będzie możliwość zajęcia jego miejsca. Zależy mi, więc czekam. Rychło się okazało, że nie tylko ja. Podobny problem miało ok. 30 innych osób.
Gdy wybiła godzina spotkania i okazało się, że wszyscy z wejściówkami już są i nikt więcej nie wejdzie, Pan z księgarni wyszedł do czekających, przeprosił i łaskawym tonem oświadczył, że jak chcemy, możemy zostać przed sklepem, to on nam szerzej otworzy drzwi do księgarni i przyniesie głośniki... Na ponowne pytanie, gdzie księgarnia informowała o wejściówkach, Pan oświadczył, że na stronie księgarni, co jest nieprawdą, bo ani w ogłoszeniach na stronie wydawnictwa, ani księgarni, nie było o tym absolutnie żadnej informacji. O wejściówkach można się było dowiedzieć tylko przez fb. Potwierdziła się rozpowiadana przez młodzież "prawda" - nie masz fb - nie żyjesz.
Nie jestem zły, że się nie dostałem (choć byłem jedną z pierwszych osób w księgarni), bo jasne jest, że ilość miejsc na każdym wykładzie, spotkaniu, prelekcji itp. jest ograniczona. Jestem zły i jest mi przykro z dwóch innych powodów. Po pierwsze, dlatego, iż szansę na to, by dowiedzieć się, że na spotkanie trzeba zdobyć wejściówkę mieli tylko użytkownicy fb. "Niezafejsowani" mogli postać na chodniku i posłuchać głośnika. Klasyczny podział równi i równiejsi. Po drugie, czuję się zmanipulowany. Księgarnia najpierw zaprosiła "mnie" na spotkanie poprzez zamieszczenie ogłoszenia, obiecując ciekawą rozmowę z autorem i możliwość podpisania książki, a potem wyprosiła mnie, bo nie miałem zaproszenia, oferując mi miejsce stojące na chodniku. Księgarnia, prawdopodobnie celowo, nie zamieściła informacji o wejściówkach na stronie, licząc na większy rozgłos i efekt marketingowy, nie dbając o to, że być może ci, którzy nie wejdą, nie zadowolą się staniem przed księgarnią i słuchaniem głośnika.
Szanowni Państwo z Księgarni pod Globusem - nie wyprasza się raz zaproszonych gości. To i nieeleganckie, i słabe marketingowo. A jeżeli o mnie chodzi, już się chyba nie zobaczymy.