Dodany: 25.02.2014 22:07|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Opowieść od końca


Simona Dadon ma trzydzieści kilka lat, kiedy jej mąż, właściciel małego, lecz świetnie prosperującego interesu gastronomicznego, umiera nagle na stanowisku pracy. Może na skutek zawału serca, a może użądlenia przez pszczołę, ale jakaż to różnica dla tych, co zostali? Jeśli się nie ma zawodu ani oszczędności (dotychczas co Mas’ud zarobił, to się wydawało, bo przecież musiał sprawiać przyjemności swojej pięknej żonie, a ostatnie pieniądze poszły na huczną bar micwę najstarszego syna...), ani żadnych krewnych, którzy by choć przejściowo pomogli (na miejscu są wprawdzie bracia Mas’uda, ale tych interesuje przejęcie firmy, a nie zaopiekowanie się bratową), niełatwo być wdową z czworgiem dzieci, w dodatku jednym niepełnosprawnym. Jeszcze trudniej jest być wdową z szóstką dzieci, w tym bliźniakami urodzonymi siedem miesięcy po śmierci męża. I z poczuciem, że choć się mieszka w Izraelu od kilkunastu lat, należy się do tych „gorszych” Izraelitów, „tej części, której hebrajski zawsze poprawiali”[1], którym zawsze ktoś może przyciąć: „wyglądasz na Marokańca”[2] i szykanować za używanie arabskich słówek. I ze świadomością, że nie zna się dnia ani godziny, bo w każdej chwili mogą na osadę spaść pociski z katiusz albo wtargnąć do niej terroryści (nigdzie w powieści nie jest powiedziane jasno, kiedy rozgrywa się akcja, ale w wywiadach z autorką publikowanych w anglojęzycznej prasie można znaleźć odpowiedź na to pytanie: mowa o pierwszej wojnie izraelsko-libańskiej na początku lat 80).

Mija sześć lat od śmierci Mas’uda, a Simona nadal trwa w nierzeczywistym zawieszeniu pomiędzy przeszłością a teraźniejszością, w transie zaprogramowanym według schematu „dom-praca-targ-dom-praca-dom-przychodnia-dom-praca”[3], a w rzadkich chwilach otrzeźwienia „czeka, aż przyjdzie katiusza i ją zabije”[4]. Bo może „biedne dzieci (...) będą miały z tego jakiś pożytek. (...) Jak się tu komuś uda umrzeć od Arabów, to czekają na niego królewskie zaszczyty. A jak ktoś zwariuje, to koniec, idzie od razu na całą rodzinę”[5]. Ale chociaż na razie nikt nie podejrzewa Simony o szaleństwo, z rodziną i tak nie jest najlepiej.

Dziewiętnastoletni Kobi, zmuszony po śmierci Mas’uda przejąć rolę głowy rodziny (gdyby tylko formalnie, byłoby pół biedy. Ale matka w porywie źle pojętej troski – „żeby jak wszystkie dzieci mieli mamusię i tatusia, którzy śpią razem w jednym pokoju”[6] - wmówiła Chaimowi i Oszriemu, że to on jest ich ojcem. I stara się ze wszystkich sił podtrzymywać tę iluzję, choć sama widzi jej absurdalność. Ale chyba nie widzi, jakie skrzywienie w psychice najstarszego spowodowała przez chęć zaoszczędzenia bliźniakom przykrości dorastania bez ojca...), pracuje w fabryce i ciuła pieniądze na „prawdziwe mieszkanie”[7] w większym mieście, do którego ma zamiar zabrać matkę i malców. Średni chłopcy – ułomny czternastoletni Itzik i trzynastoletni Dudi – tworzą rodzaj symbiotycznego organizmu, w którym pierwszy jest mózgiem, drugi rękami i nogami, i jako taki prowadzą własne życie poza domem (niekoniecznie zgodne z prawem, ale z kodeksem moralnym Itzika już tak), za to praktycznie nie mają kontaktu emocjonalnego z resztą rodziny. Siedemnastoletnia Eti jest właściwie przezroczysta – ani matka, ani bracia nie potrafią o niej powiedzieć nic ponad to, że większość codziennych obowiązków w opiece nad bliźniakami spadła właśnie na nią. A ona jest jedyną, która dostrzega dezintegrację rodziny – przedstawiając ją metaforycznie językiem tej znienawidzonej przez pozostałych codzienności: „nie było ani jednego takiego dnia, żeby ubrania wszystkich jej członków, taty, mamy i sześciorga dzieci wisiały na jednym sznurku”[8] – i jedyną, której przeszkadza, jak początkowo niewinne kłamstwo „puchnie, jak nabiera sił i jak zaczyna się szarogęsić w całym domu, nie pytając nikogo o pozwolenie”[9]. Bo choć „krasnoludki” włożyły świeże baterie do jej zdezelowanego radia, wie, że prawdziwych problemów nie załatwią…

Shilo pozwala Simonie i czwórce starszych dzieci opowiedzieć swoje historie – i zarazem tę jedną wspólną – po swojemu, indywidualizując styl wypowiedzi na tyle, że choć widać w nich pewne podobieństwo (wynikające może ze specyficznej melodii języka hebrajskiego?), da się odróżnić konstrukcje i frazy charakterystyczne dla każdej z tych pięciu osób. Prócz doskonałego rozpracowania psychologicznego postaci cenna jest w tej powieści także perspektywa lokalna; Izrael z prozy Oza czy Shalev to przede wszystkim mieszkańcy dużych miast, może czasem także posilający się falafelem, ale (podobnie jak wypatrywani przez Itzika terroryści) niemający pojęcia, „gdzie Rumuni, gdzie Sefardyjczycy, gdzie Tunezyjczycy, a gdzie są bloki tylko marokańskie”[10], bo i skąd, skoro nie zakosztowali życia w peryferyjnych miejscowościach, w których osiedlono imigrantów z „gorszych” regionów żydowskiej diaspory. A tam się żyje tak, jak na pograniczach. Jedni, jak Mordi, przyjaciel Kobiego, twierdzą, że „na Arabach polegać nie można. Nawet na takich, co już czterdzieści lat kwiatki od dołu wąchają”[11], innym, jak samemu Kobiemu, „wszystko jedno, czy to Arab, czy Żyd (…), może być nawet i Beduin, byleby był w porządku”[12] – i właśnie ta strategia w jego przypadku okazuje się właściwa (gdyby wszyscy „odwieczni wrogowie” we wszystkich zakątkach świata tak się zachowywali, jak rodzina Dżamila w stosunku do Kobiego, nie trzeba by się było zbroić przeciw terrorystom ani budować schronów…).

Nie wiemy, jak się kończy historia Dadonów: czy uda im się zbliżyć do siebie i wyprostować to, co się skrzywiło, czy wyjdą cało spod kolejnego ostrzału artylerii libańskiej. Ale wiedzieć nie musimy; jak mówi Eti, „trzeba ją mówić od końca do początku, tylko tak się ją da opowiedzieć”[13]. I nawet tak opowiadaną da się zapamiętać. Może właśnie dlatego?


---
[1] Sara Shilo, „Krasnoludki nie przyjdą”, przeł. Agnieszka Podpora, Wydawnictwo Czarne, 2013, s. 41.
[2] Tamże, s. 167.
[3] Tamże, s. 9.
[4] Tamże, s. 16.
[5] Tamże.
[6] Tamże, s. 54.
[7] Tamże, s. 160.
[8] Tamże, s. 216.
[9] Tamże, s. 208.
[10] Tamże, s. 85.
[11] Tamże, s. 157.
[12] Tamże.
[13] Tamże, s. 247.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3286
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: norge 06.03.2014 19:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Simona Dadon ma trzydzieś... | dot59Opiekun BiblioNETki
Zachęcona twoją recenzją, nabrawszy ochoty na coś niesztampowego i innego od tzw. papki, zabrałam się za czytanie. Książka okazała się ciekawa, miejscami nie mogłam się od niej oderwać. Na pewno, tak jak piszesz, zostanie przeze mnie zapamiętana.
Użytkownik: misiak297 06.03.2014 19:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Zachęcona twoją recenzją,... | norge
Potwierdzam, to bardzo dobra książka.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: