Książki najgorsze, recenzje najlepsze
Ktoś mógłby zdziwić się, że w roku pańskim 2009 sięgam po recenzje napisane z górą dwadzieścia lat temu. Tym bardziej, że większość ocenianych autorów odeszła w cień, a ich nazwiska znane są nielicznym. A jednak...
Rzecz w tym, że "Książki najgorsze" to znakomity portret "literatury popularnej" czasów PRL-u, a właściwie czegoś, co sam Barańczak (ukrywający się pod pseudonimem Feliks Trzymałko i Szczęsny Dzierżankiewicz) nazwał "monotonną i hybrydyczną" kulturą masową Polski Ludowej. Warto się temu przyjrzeć, bo niewiele jest równie trafnych i ciekawych studiów na ten temat, przy tym podanych w lekkiej formie. Pamiętajmy, że mowa o czasach, w których państwo miało absolutny monopol na działaność wydawniczą i reagowało nerwowo na każdy przejaw wyśmiewania się z tytułów wchodzących do oficjalnego obiegu. Dlatego też teksty Barańczaka doskonale ilustrują, jak kuriozalny był ustrój, który produkując z całym namaszczeniem "państwowotwórczą grafomanię" nie był w stanie równocześnie znieść nawet najmniejszej próby podważenia swojej nieomylności w "dziedzinie literatury". A że można również (a niekiedy - przede wszystkim) solidnie pośmiać się przy zjadliwych i pełnych ironii tekstach, to z całą pewnością książka warta jest przeczytania. Tym bardziej, że i obecnie można znaleźć fanów Jerzego Edigeya - im polecam zwłaszcza recenzję pt. "Ciaćki" na stronie 43 (Wydawnictwo a5 Poznań, 1990) - czy Zygmunta Zeydlera-Zborowskiego.
Dziś czasy są inne, państwowy mecenat skończył się i fala grafomanii - tym razem spontanicznej, a nie sponsorowanej przez rząd - znów króluje na półkach naszych księgarń. Aż szkoda, że działalność pp. Trzymałki i Dzierżankiewicza nie jest kontynuowana. Obawiam się tylko, że mieliby zbyt wiele pracy...
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.