Dodany: 28.09.2008 20:54|Autor: madame seneka

Czytatnik: Seneka szeptem

O córce - dla Krzysia


Kiedy byłam na studiach, przeczytałam książkę Antonio Munoza Moliny "Noc w Lizbonie". Urzekła mnie atmosferą i pozostawiła trwały ślad - zaczęłam słuchać jazzu i postanowiłam, że jeśli kiedykolwiek będę miała córkę - dam jej takie imię, jakie nosiła główna bohaterka - Lukrecja. I tak się stało.

Za dwa miesiące Lunia będzie miała cztery lata, ale już teraz rozglądam się za książką Anny Nasiłowskiej "Czteroletnia filozofka". Kto miał - lub ma - dziecko w tym wieku, wie, jak wiele prawdy kryje się w tym tytule. Oczy są teraz zawsze szeroko otwarte (u Luni - dodatkowo - otoczone niezwykle długimi rzęsami); pytania są celne, logiczne i zatrzymują mnie w biegu. Tak potrafią pytać tylko dzieci i mędrcy. Kiedy patrzę na moją córkę, nie wstydzę się, że jestem tak emocjonalna, rozedrgana. Jej radość jest hałaśliwa, zarażająca; jej łzy - jak letnia burza - gwałtowne, ale szybko mijają.

Pytam, o czym marzy. "Chciałabym latać". Mówię, że w naszych czasach takie marzenie będzie można kiedyś zrealizować - lot samolotem nie jest teraz niczym nadzwyczajnym. Ale moja córka odpowiada : "Ale ja chciałabym mieć skrzydła !"...

Obserwuję, jak sobie radzi z obchodzeniem zakazów ("To nie ja chcę czekoladę, to mój żołądek się jej domaga"). Obserwuję, jaki ma stosunek do książek : czytamy jej bardzo dużo, większość bajek zna na pamięć - a jest to pamięć pojemna jak Rów Mariański. A nawet, jeżeli się zdarzy, że jedna z książek jest już trochę zapomniana, Lukrecja mówi :"Będę czytała po swojemu" i - posiłkując się obrazkami - stwarza takie historie, że patrzę na nią - zdumiona - jej niezwykłą wyobraźnią. Albo mówi :" A teraz poczytam po francusku" i zaczyna jakieś "blą di fer o lą że". Nie, nie uczy się francuskiego :-)

Czasami mówi do mojej mamy :" A teraz opowiem ci bajkę. Był taki potwór, który nic nie robił - nie gotował, nie sprzątał, nic, nic, nic. Tylko czytał i czytał. Nawet w nocy !" Zgadnijcie, o kim ta bajka ? ...

Nie chcę popełnić błędu, o którym mówi bohaterka książki Nathachy Appanah "Wesele Anny": "Oto co powinnam była powiedzieć mojej córce : że trzeba mieć kochanka, dwóch, trzech, pławić się w rozkoszy, kochać się namiętną miłością, mówić o swoich pragnieniach, robić rzeczy, których może by się trochę wstydziła, rozluźnić się. Nie zachowywać się jak inni, mieć odwagę włożyć czerwoną suknię do ślubu, całować swojego mężczyznę na ulicy; wytłumaczyć jej, że przed ślubem trzeba poznać inne ciała, inne uczucia, trochę pocierpieć, bardzo kochać, zagubić się, być trochę cyniczną, śmiać się z wielkich miłosnych wyznań, wzruszać się, dawać, nie chronić siebie samej, bo nagle można się obudzić, tak jak ja, w wieku czterdziestu dwóch lat bez żadnych przeżyć. Oto co powinnam była jej powiedzieć. Powinnam była powiedzieć, żeby robiła to, czego ja nie robiłam".
I dlatego powiem Lukrecji to wszystko. I dużo, dużo więcej. A na razie "patrzę na łódki jej młodych powiek", jak pisał Grochowiak, i wiem (wiem !), że najważniejszy jest dla mnie jej spokojny sen. I tylko to.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3794
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 6
Użytkownik: Edycia 28.09.2008 22:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Kiedy byłam na studiach, ... | madame seneka
Wiem, że ta czytatka jest dla Krzysia, jak wspomniałaś, ale nie mogę się powstrzymać od komentarza.:)
Ja mam córeczkę w wieku 5 lat i mogę powiedzieć z całą pewnością, że to mała filozofka. Pomysły jakie ma moje dziecko są tak niesamowite, że jeszcze bardziej budzą moją wyobraźnię od czytania książek.

Ostatnio wzrusza mnie swoimi słowami jakie wypowiada zawsze przed samym snem dzień w dzień:

"...mamo ja kocham całą rodzinę...i chciałabym, żebyśmy byli zasze wszyscy razem..."

Wiem co znaczą jej słowa, bo każda dziewczynka mocno przeżywa swe małe życie... A może gdy dorośnie...,lepiej powiedzieć aby zatrzymała coś..., bardzo ważnego, drogocennego, brylantowego tylko dla siebie i rodziny. Może kiedyś przyjdzie taki moment, takie doświadczenie, że "otworzy szeroko oczy" i powie jestem WYJĄTKOWA, UNIKATOWA, JESTEM SZCZĘŚLIWA.:)
Użytkownik: madame seneka 29.09.2008 21:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Wiem, że ta czytatka jest... | Edycia
Zaznaczyłam, że czytatka jest dla Krzysia (podobno lubi, kiedy zdrabnia się Jego imię :-) dlatego, że ten tekst powstał na Jego prośbę. W innym przypadku - w miejscu poświęconemu książkom - nie pisałabym tak osobistego tekstu. A Twój komentarz sprawił mi dużo radości :-) Ściskam mocno Was obie :-)
Użytkownik: madame seneka 01.10.2008 20:33 napisał(a):
Odpowiedź na: Zaznaczyłam, że czytatka ... | madame seneka
A książka Moliny nosi, oczywiście, tytuł "Zima w Lizbonie". "Noc..." napisał Remarque :-)
Użytkownik: Krzysztof 03.10.2008 16:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Kiedy byłam na studiach, ... | madame seneka
Francuski Twojej córki wydaje się całkiem całkiem podobny do oryginału, a jej pomysł na potwora jest świetny :)
Saneko, dziękuję, dziękuję, dziękuję. Za cudną czytatkę, za miłą mi tytułową dedykację, za rozczulenie i za ciepłko, które poczułem w czasie czytania, dziękuję nawet za wzbudzoną we mnie zazdrość posiadania małej dziewczynki. Teksty kobiet są inne, wyraźnie czuję różnicę, są nie tylko cieplejsze, ale i ukazują świat inaczej widziany, z innymi wartościami na przedzie – i to wyraźnie odczuwam tutaj. W komentarzu Edyci też.
Dziewczynka... – najpiękniejsze słowo świata, jak to gdzieś napisał Parandowski. Facet na ogół późno dorasta do ojcostwa, mnie udało się to w pełni przy drugim moim dziecku, młodszym synu, ale trzecia moja latorośl, dziewczynka, Małgosia, dała poznać ojcostwo inaczej i pełniej. Nie było i nie ma złych chwil w czasie tych lat z nią, wszystkie były piękne, ona potrafiła takimi je uczynić już wtedy, gdy jeszcze chodzić nie potrafiła, mała czarodziejka. Chciałbym zostawić je tylko dla siebie, a tutaj podzielę się z Tobą wspomnieniem dnia, o którym piszę w obiecanym wierszu. W wakacje 95 roku pracowałem (w lunaparku, oczywiście) we Władysławowie. Tamtego lata widywałem ją raz na kilka tygodni, czekając wakacji i przyjazdu żony z córką. Na koniec, jak ten zakochany głupi szczeniak, liczyłem dni, godziny w końcu, nie mogąc usnąć w przeddzień ich przyjazdu, aż w końcu w lipcowy ranek poszedłem, dużo wcześniej niż powinienem, na dworzec. Pociąg zatrzymał się, większość ludzi wysiadła, a ich nie widziałem. Rzucałem się po peronie, rozgorączkowany, aż w końcu zobaczyłem je: żona stała dalej, a ona biegła do mnie z wyciągniętymi rączkami. Pobiegłem jej naprzeciw, klęknąłem i porwałem na ręce. Czułem jej łapki na głowie, na twarzy, jej długie włosy łaskotały mnie.. nie wiedziałem, czy patrzeć mam na nią, czy tulić, czy całować. I szepty nasze gorączkowe, poplątane, słowa radości, wyrzutów (jej - o to, że tak długo musiała czekać i jeszcze jechać do mnie całą noc), tęsknoty...
Małgosia ma teraz 16 lat, ale wystarczy mi wspomnieć tamten ranek, abyśmy znowu biegli do siebie – w chwili zastygłej we mnie kropelką bursztynu, jak to napisał pewien Kaszub.
Teraz obiecany wiersz. Napisałem ich garść, ale doszedłszy do wniosku, iż są za mało poetyckie, bardziej przypominające prozę niż wiersz, zrezygnowałem z tej formy twórczości. Frajdę jednak miałem w czasie ich pisania, to świetna rozrywka. A jeden wiersz – o porach roku - napisałem kiedyś na podstawie powtarzającego się wzoru matematycznego, czemu do dzisiaj się dziwię, bo nie wiem, skąd mi się to wzięło. Więc o Małgosi:

Małgosia...

Małgosia to radość że będzie,
Niecierpliwe jej oczekiwanie.
To ja wpatrzony w nią, śpiącą,
Oczarowany i zafascynowany
Leżącą mi na kolanach drobinką.

Małgosia to jej oczy ciekawe
Gdy badawczo ogląda, poznaje.
To drżenie i radość we mnie,
Gdy uczy nowego smaku ojcostwa
Witając mnie swoim uśmiechem.

Małgosia to noc płaczem przerywana,
Gdy męczą ją zmory dziecięce.
To ja, senny, wsparty czołem o łóżeczko,
Dotykiem dłoni dający jej uspokojenie,
Wpatrzony w nią, cichnącą w śnie.

Małgosia to walka z własnym ciężarem,
Gdy niezdarnie stawia pierwsze kroki.
To ja roześmiany, czekający na nią
U kresu jej pierwszej drogi dalekiej,
Przez cały pokój biegnącej.

Małgosia to potargane jej długie włosy,
Snem niespokojnym rozrzucone na poduszce.
To ja siedzący obok, w nią zapatrzony,
Walczący z pokusą całowania jej buzi
Snem wypięknionej, tak cudownej!

Małgosia to moja ciągła tęsknota,
Gdy będąc daleko jej nie widzę.
To ona jedząca przykryte kanapki,
I stacja we Władku lipcowego ranka
I ja niecierpliwie szukający jej w tłumie.

Małgosia to jej rączki wokół mojej głowy,
Gdy w ucho wyszeptuje mi swą miłość.
To ja, zamykający ją w ramionach,
Szeptem odpowiadający na jej szept,
Szczęśliwy, kochający, zapatrzony.

Małgosia to mozół pierwszych liter,
Gdy z głową pochyloną pisze znaki.
To jej łzy kapiące na ułamki zwykłe,
Tak niezwykle trudne do pojęcia,
A którymi męczą ją w szkole.

Małgosia to mój żal do siebie,
Gdy pyta mnie: kiedy przyjedziesz?
To moja radość, gdy mogę powiedzieć:
Jadę i trzy dni będę tylko dla ciebie,
A rano zbudzę cię całusem.

Małgosia to mój smutek,
Gdy dni szybko miną.
To jej minka zapłakana
I uczucie zdrady we mnie:
Trzy dni naprzeciw tęsknoty!

Małgosia to tkliwość i czułość we mnie,
Gdy patrzę na nią, taką piękną!
To uśmiech, z jakim słucha moich słów,
Po kobiecemu dumna i zadowolona,
Moja mała kobietka.

Małgosia to moja córka.


Cytowany przepis na życie podoba mi się (tylko nie wiem, dlaczego autorka miałaby się śmiać z wyznań miłosnych - ale cóż ja, facet, mogę wiedzieć o kobiecych pragnieniach...), jest w nim pragnienie przeżywania życia pełną piersią, z chciwością może nawet. Słyszę w zdaniach młodą kobietę – niecierpliwą życia, pełną optymizmu, pewności, radości. Fajne. Mam dla Ciebie nieco inny przepis – ten jest na wychowanie dziewczyny, ale doskonale obrazuję ją samą po takim kształceniu. Wymyślony przez Anatola France, a włożony w usta bohatera jednej z jego książek, Sylwestra Bonnard - historyka i bibliofila.

“Sztuka nauczania jest tylko sztuką rozbudzania ciekawości w młodych duszach po to, żeby następnie ją zaspokajać, ciekawość zaś żywa jest i zdrowa tylko w umysłach szczęśliwych. Wiadomości, które gwałtem wpycha się do umysłu, tłumią i duszą go. Żeby przetrawić naukę, trzeba przełknąć ją z apetytem. Znam Joasię! Gdyby to dziecko było mnie powierzone, uczyniłbym z niej nie uczoną, bo pragnę jej dobra, ale dziewczynę tryskającą inteligencją i życiem, w której całe piękno przyrody i sztuki odbiłoby się łagodnym blaskiem. Nauczyłbym ją kochać piękny krajobraz, idealne sceny poezji i historii, szlachetną, wzruszającą muzykę. Uczyniłbym jej miłym wszystko, co pragnąłbym, aby ukochała. Nawet roboty ręczne, szycie upiększyłbym dla niej przez wybór tkanin, gust haftów, styl koronek. Dałbym jej pięknego psa i konia, by nauczyła się kierować zwierzętami, dałbym jej ptaki do żywienia, by poznała wartość kropli wody i okruszyny chleba. Żeby stworzyć jej jeszcze jedną radość więcej, chciałbym, aby z radością była miłosierna.”

Tutaj też nie wszystkie pomysły jednakowo podobają mi się, ale przecież całość brzmi nieźle. Chętnie przeczytam Twoje zdanie.
Seneko, czy Twój mąż rozpieszcza córkę? Ja to robiłem – z wielką obopólną radością:)

Użytkownik: madame seneka 08.10.2008 23:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Francuski Twojej córki wy... | Krzysztof
Dziękuję, Krzysiu, za piękną odpowiedź i za wiersz o Małgosi :-) Nie napiszę tego w trybie przypuszczającym, ale oznajmującym : jesteś nie tylko mężczyzną, którego teksty czyta się z wielką przyjemnością, ale także wspaniałym ojcem.
W cytacie z "Wesela Anny" ja również nie ze wszystkim się zgadzam, ale autorka dobrze oddała tę pasję, żarliwość, z którą podeszłaby do życia, gdyby powtórnie dano jej tę szansę. Chociaż boję się o córkę bardzo, chciałabym, żeby wychodziła życiu naprzeciw - niech pędzi na koniu, zjeżdża na nartach, rzuca się w fale oceanu - myślę, że nieokiełznana pasja życia jest niezbędna do szczęścia. Recepta Anatola France'a podoba mi się także (chyba sięgnę po klasykę :-). Przełykanie nauki z apetytem - tak, to wzbudza mój wielki entuzjazm! W naszych czasach uczona kobieta niekoniecznie pozbawiona jest poezji i wzruszeń towarzyszących odkrywaniu sztuki, a feministki pewnie za głowę się łapią czytając o haftach i koronkach :)
Wiem jednak, że najmądrzejsze słowa, które przeczytam, nie mają się nijak do Lukrecji, która już jest tak bardzo "jakaś", że mogę się tylko przyglądać i towarzyszyć, mogę coś podpowiadać i pokazywać - Ona rozwija się zgodnie z wyrocznią kosmosu.
Czy mój mąż rozpieszcza córkę? Niestety, nie. Bardzo bym chciała, ale on uważa, że ten limit wyczerpałam już ja. Ale kiedy potwór z Luniowej opowieści czyta - tata zabiera dziecko na spacer, na rower, albo zamykają się w innym pokoju i - również czytają :-)
Napisałeś na początku, że "Teksty kobiet są inne (...) z innymi wartościami na przedzie". Pisząc tę czytatkę - nie myślałam o konstrukcji, harmonii - to tylko kilka obrazków, które miałam przed oczami. Zgadzam się, że teksty kobiet zwykle są inne - nie mam tu na myśli wielkich pisarek, tylko takie szare myszki, jak ja. Kiedyś chciałam się nauczyć pisać "po męsku", jak Hemingway. Ta próba okazała się, oczywiście, nad wyraz komiczna, a ja pogodziłam się z własnymi ograniczeniami. Ale bardzo jestem ciekawa, co to znaczy "z innymi wartościami na przedzie"? :-)
Serdeczności dla Ciebie i Małgosi
Użytkownik: Krzysztof 27.10.2008 14:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję, Krzysiu, za pię... | madame seneka
Niestety - odpisałaś na moje pytanie o rozpieszczanie córki. A wiesz, moja żona trochę burczała na mnie z powodu tego rozpieszczania, które córka wykorzystywała z umiarkowaniem, i które jej się przecież należało, tak po prostu, jako dziewczynce.
Seneko, nie mam się za wspaniałego ojca, o nie. Moje uczucia, moja cierpliwość i wyrozumiałość wobec dzieci, są ważne, nawet bardzo, ale nie są jedynymi cechami, jakie winien mieć wspaniały rodzic; są cechy do tego miana przypisane, a które ja posiadam w stopniu zbyt małym, by się mieć za takiego.
Dzisiaj odebrałem zdjęcia Gosi z wesela, na którym niedawno była; w wieczorowej, ciemnej sukience, z włosami wysoko podpiętymi, odsłaniającymi jej szyję i zarys głowy, wyglądała ślicznie – jak obraz Hebe. Właśnie! Dzisiaj rozmawiałem z pewnym Anglikiem, wypytywał się o moją rodzinę (nie, nie znam angielskiego na tyle, aby prowadzić takie rozmowy – ta była po prostu testem moich umiejętności przed przyjęciem do pracy). Gdy powiedziałem mu o urodzie mojej córki, śmiejąc się odpowiedział, że on też ma córkę, dodając, że ona jest najpiękniejsza na świecie, ale i moja córka też jest najpiękniejsza na świecie. Zgodził się ze mną od razu, taki miły facet, więc niech mu będzie: obie nasze córki są najpiękniejsze na świecie.
Gdy zadałaś mi pytanie o cechy wyróżniające kobiece teksty, uświadomiłem sobie trudność w ich określeniu. Bo to jest tak: wiadomo o różnicach najwyraźniejszych, jak “techniczność” i rzeczowość patrzenia na świat i życie, ale przecież te różnice nie ograniczają się tylko do męskiej skłonności ku konkretom: on opisując mieszkanie napisze o metrach, garażu, o rodzaju pieca centralnego, ona o firankach i o atmosferze tego mieszkania; facet opisując intymne chwile z kobietą, ma skłonność do podawania ilości i pozycji (oczywiście upraszczam tutaj, chodzi mi o wskazanie pewnych prawidłowości), kobieta o czułości. Tutaj przypominam sobie czytany gdzieś wywiad z jakąś gwiazdą ekranów. Zapytano ją, jaki seks lubi, odpowiedziała, że czuły. Bardzo mi się ta odpowiedź spodobała, mam ją za kobiecą właśnie. Ta czułość, także ciepło, delikatność, czyli po prostu cała sfera uczuciowości, są cechami wyróżniającymi teksty napisane przez kobiety.
Nie jestem zadowolony z tej odpowiedzi, odnosząc niejasne wrażenie umknięcia mi czegoś... nieokreślonego. Jakiejś cząstki kobiecości, czemu właściwe nie dziwię się, jako że nam, mężczyznom, trudno zrozumieć kobietę.
A Twój “męski” tekst wydał Ci się komicznym pewnie także dlatego, że i tak odczytywało się w nim kobiece pióro :)
Dziękuję, Seneko.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: