Student psychologii chce pomóc... ale czy potrafi?
Chądzyńska, autorka czytanego przeze mnie wcześniej zagmatwanego "Skrzydła sowy" i "Śpiewu muszli", tym razem napisała książkę cudownie przejrzystą i bardzo, bardzo mądrą. Jest to książka adresowana do młodzieży, lecz czytać ją jak najbardziej może osoba dorosła, bo problemy w niej podejmowane rozumie się dopiero mając więcej niż kilkanaście latek. Nie ma w "Statkach" żadnych zawiłości stylu, nie ma opisów przyrody, wydarzenia dzieją się po kolei, można komfortowo skupić się na losach bohaterów i... żałować, że czyjeś młode życie jest marnowane.
Bohaterów mamy dwoje. Dziewiętnastoletni Paweł jest studentem psychologii i musi opisać "trudny przypadek". Gdy poznaje Erykę, czuje, że znalazł to, czego szukał. Złośliwa szesnastolatka niechodząca do szkoły, całymi dniami wylegująca się w łóżku, niedbająca o wygląd to przecież wymarzony obiekt obserwacji dla przyszłego psychologa! Paweł cieszy się, że oryginalnymi notatkami zaimponuje kolegom i profesorom, a że przy tym uważa się za dobrego człowieka, proponuje Eryce zabawę w statki, czyli próbę przyjaźni. Tylko co będzie z tą przyjaźnią, gdy ktoś wykrzyczy Eryce w twarz, że była materiałem do obserwacji?
Szesnastoletnia Eryka nie jest, jak sądzą niektórzy, rozbrykaną nastolatką, która mogłaby się zmienić, gdyby tylko zechciała. Ona już nie umie być inna. Jej psychika jest bardzo mocno chora, urazy się nawarstwiły i w domu, przy mamie, która "kocha cały świat", a tylko do własnej córki zbliżyć się nie chce bądź nie potrafi - raczej nie ma szans na uzdrowienie duszy.
Jeden z bohaterów książki studiuje psychologię i w związku z tym nasuwa się smutna refleksja: czy aby na pewno psycholodzy rozumieją osoby, którym mają pomagać? Wyuczonymi formułkami, umiejętnością klasyfikacji rozmaitych typów można zabłysnąć na egzaminie, w podejściu do chorego to się nie sprawdza. Chorzy intuicyjnie wyczują nieszczerość, fałsz, i nie przyjmą pomocy od osoby niesolidnej, w której nie ma prawdziwego współczucia dla bliźnich. Dobry psycholog musi mieć w sobie to coś, co mniej wspólnego ma z dyplomem, a więcej z sercem i z życzliwością.
Talent autorki sprawia, że czytelnik zaczyna może nie tyle lubić Erykę, bo polubienie jej to naprawdę wielka sztuka, ile rozumieć ją, współczuć jej, mało tego, z przejęciem zaczyna pragnąć, by w końcu nadpłynął prawdziwie przyjacielski stateczek! Chądzyńska delikatnie namawia nas, byśmy postarali się zaakceptować także osoby nieatrakcyjne, nieprzystosowane, uświadamia, że te osoby, choć nie chcą do tego się przyznać, bardzo cierpią, bo nie ma nic dobrego w byciu samotnym statkiem.
Przez całą książkę przewija się motyw statków błąkających się we mgle. Trąbią do siebie, lecz o bliższym porozumieniu mowy nie ma. Tak samo trudno jest porozumieć się ludziom, a już takim ludziom jak Eryka - potrójnie trudno.
Powieść dla młodzieży powinna kończyć się dobrze, pokazywać młodym, że z każdego dołka da się wyjść, i "Statki" też dają nadzieję. Paweł, kto wie, może przemyśli co nieco, może jeszcze będzie dobrym lekarzem, a Eryka... Czytajcie. Naprawdę warto.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.