Narnia
Skończyłam dziś czytać z córką ostatnią część "Opowieści z Narnii". Nigdy bym nie przypuszczała, że ta lektura sprawi mi tyle przyjemności. Gdyby nie moje dziecko, to chyba do końca życia zostałabym okaleczonym czytelnikiem.
Kiedy byłam dzieckiem mama czytała mi i to nawet sporo. Nigdy nie starała się jednak o staranny dobór lektur. Nie żebym się skarżyła, ale "Ojciec Goriot" i "Wierna rzeka", to może być trauma dla sześciolatki. Ja jednak zasmakowałam w literaturze tak ubóstwianej przez moją mamę (literatura polska, francuska i rosyjska wieku XIX i pierwszej połowy wieku XX) i lata młodości spędziłam nad Dostojewskim, Balzakiem i Żeromskim, by wymienić pierwszych z brzegu. (Swoją drogą warto by wrócić do kilku pozycji, bo sporo już z pamięci uleciało).
Świat literatury dla dzieci czy młodzieży w ogóle dla mnie nie istniał. Aż wstyd się przyznać, ale nie czytałam żadnej książki Musierowicz czy Siesickiej (ze wskazaniem innych autorów pewnie miałabym problemy). Tak więc ogromnie się cieszę, że moje dziecko pozwoli mi wypełnić luki czytelnicze. Na pierwszy ogień idzie "Harry Potter i kamień filozoficzny".
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.