Dodany: 26.06.2008 18:03|Autor: WBrzoskwinia

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Legenda Pendragonów
Szerb Antal

2 osoby polecają ten tekst.

Biblioteka, zamek i historyczna tajemnica, czyli powieść w nowym stylu


Mniej więcej przed 10-15 laty nastała moda na historyczną powieść kryminalną, sensacyjną, przygodową. Bezpośrednie pierwowzory oczywiście są starsze, jak np. pochodząca z górnej półki, elitarna i bardzo trudna powieść „Imię róży” Eco. Na tle literatury i filmu lat 70.i 80. były one wyjątkami, zaś od lat 90. to już standard. Przed dziesięciu laty akcja była na ogół osadzona w realiach historycznych, np. w XVII wieku (jak cykl Péreza-Revertego o kapitanie Alatriste) lub w XIX wieku (jak cykl Akunina o Fandorinie). Obecnie coraz częściej pojawia się formuła zmodyfikowana, odchodząca od konwencji powieści historycznej. Po pierwsze: rzecz dzieje się dziś, natomiast z mniej lub bardziej odległej przeszłości pochodzi główna zagadka, związana z przedmiotami bądź osobami sprzed wieków. Po drugie zaś: istotną domieszkę stanowi fantastyka rodem z popularnej od ponad dwustu lat literatury grozy. Taki stop konwencji wg schematu: wątek sensacyjny + wątek historyczny + wątek fantastyczny + (na ogół) wątek romansowy uchodzi za nowy. W jednej z wersji tej formuły istotną albo kluczową rolę w akcji ma biblioteka względnie biblioteczny biały kruk. Tak jest i w "Imieniu róży", i w książce, która może uchodzić za otwierającą kanon, a w każdym razie wprowadzającą go na poziom przynajmniej średniej półki: „Klub Dumas” wspomnianego już Artura Péreza-Revertego (książka zresztą jest pewnie mniej znana niż jej dobra filmowa adaptacja „Dziewiąte wrota” w reżyserii Polańskiego).

Taki właśnie nowoczesny, XXI-wieczny kryminał ma tytuł „Legenda Pendragonów”, a autorem jest Węgier, Antal Szerb (wym.: serb; odwrotnie niż po polsku, po węgiersku sz wymawia się jako „s”, a literze s odpowiada głoska „sz”). Narrator-bohater János Bátky od lat mieszka w Anglii, utrzymuje się z niewielkiego spadku i okresowo pracuje jako prywatny sekretarz naukowy do wynajęcia. Skromny doktor filozofii, historyk i miłośnik książek, zajmuje się dla własnej satysfakcji badaniami zupełnie niepotrzebnych zagadnień, np. dawnego ślusarstwa angielskiego. Temu skończonemu mieszczaninowi życie upływa pomiędzy biblioteką British Museum a pokoikiem w tanim hoteliku, ale skończony mieszczanin na pewno nie byłby wobec siebie na tyle szczery, by przyznać, że jest snobem, któremu imponują arystokraci (rzadko się spotyka bohatera traktującego siebie z taką samoświadomością zaprawioną ironicznym dystansem, ale nie cynicznego). Jako snob nie może oprzeć się okazji wzięcia udziału w party organizowanym przez lady z najlepszego towarzystwa, choć wie, że będzie nudno. Całkowicie przypadkowo spotyka tam najekskluzywniejszego z brytyjskich arystokratów, milorda Owena Pendragona, earla Gwynned. Równie przypadkowo okazuje się, że obu interesuje to samo: działalność XVII-wiecznych różokrzyżowców, jedna z najbardziej zagadkowych tajemnic historii. Rezultatem jest zaproszenie do badań własnych w pełnej białych kruków bibliotece w rodowym pałacu w Walii, opodal którego nad wzgórzu nad jeziorem znajdują się ruiny średniowiecznego zamku rodu Pendragonów. Tak oto niespodzianie Bátky wplącze się w niezrozumiałą aferę, związaną z ponawianymi próbami zamordowania earla. Sam w pewnym momencie stanie się podejrzanym (że przybył w gości z rewolwerem, to jego prywatna sprawa, ale skąd w jego bagażu wziął się ekrazyt?). Wiedza o różokrzyżowcach odegra zasadniczą rolę w finale zagadki kryminalnej, nie mówiąc o rozwiązywaniu zagadki tajemniczego skrótu A. C. R. C. tudzież przerażającego drugiego dna rodowej dewizy „Wierzę w zmartwychwstanie ciała”. W sprawie mają udział trzy piękne kobiety. Jedna to przedmiot uwielbienia, romantycznie idealizowana przez bohatera arystokratka, która ciągle wymyka się z ram ekskluzywnej subtelności, np. wtedy, gdy szczerze podziwia u bohatera umiejętność obliczania logarytmów, i to nawet bez tablic. Druga to femme fatale, zmysłowe wcielenie zła. A trzecia to koleżanka z pensjonatu, pozbawiona sentymentów zwolenniczka modnej nowej rzeczowości, także w sprawach płci.

Krótko mówiąc: w tej powieści jest wszystko zmontowane jak trzeba wedle obecnej formuły tego typu literatury, i to do ostatniego szczegółu. Np. występuje tu znamienne obecnie wplatanie fragmentów poetyckich oraz partii z tekstów z epoki (autentycznych lub fikcyjnych), a nie występuje to, czego obowiązkowo nie ma schemacie, a mianowicie policja (pojawi się na moment dopiero w epilogu i nie odegra żadnej roli w wyjaśnianiu sprawy). Sprawne połączenie fikcyjnej akcji z autentyczną wiedzą historyczną, tu o różokrzyżowcach, z niezbędną płynnością na styku jednego z drugim, stanowi główną wartość. Obok standardowych kolejnych zwrotów sytuacji, atmosfery zagrożenia, momentów grozy jest też odpowiednia przymieszka komizmu słowa, sytuacji i postaci. Łatwo zauważyć, że momenty grozy są rysowane w starym, dobrym stylu, w niektórych szczegółach stosowanym już od Szekspira: atmosferę stwarza stara legenda, prorocze sny i przepowiednie, mgła nad jeziorem lub na wrzosowisku, a stary zamek jest generatorem grozy już od powieści gotyckiej z końca XVIII wieku. Gdyby w tekście nie zamieszczono wprost wzmianki, że jest rok 1933, niełatwo byłoby dojść czasu akcji: londyńska codzienność jako tło rysuje się na tyle ogólnikowo, że nie odbiega istotnie od realiów dnia wczorajszego (sprzed epoki komputera osobistego). W powieści znajduje się tylko jeden drobny detal, który nie pasuje do dzisiejszego kryminału. To akcent komiczny: w pewnym momencie trzecia ze wspomnianych postaci kobiecych, Niemka Lena Kretzsch, relacjonując, jak wpadła w pułapkę zastawioną przez czarne charaktery, mówi, że wrzucono ją do ciemnej piwnicy tak szybko, że nawet nie zdążyła zawołać „Heil Hitler”. Konotacje tego pozdrowienia od ponad pół wieku zupełnie wykluczają możliwość skonstruowania takiej sceny. To jedyny punkt, który bezpośrednio ujawnia, że „Legenda Pendragonów” – powieść o XXI-wiecznym kształcie – została opublikowana w 1934 roku. Przekład polski ukazał się kilka razy, poczynając od roku 1971. Obecnie w tej konwencji publikuje się książki rzadziej lepsze, częściej gorsze od „Legendy Pendragonów”, ale mimo mody chyba nie należy liczyć na wznowienie tego ciekawego dowodu, że „nowe wraca”. Na okładce widnieje przecież nazwisko węgierskiego, a nie amerykańskiego lub zachodniego autora. Na Zachodzie takich obiekcji widocznie już nie ma, skoro wydanie angielskie ukazało się w 2006 roku.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 4982
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: Kuba Grom 27.06.2008 17:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Mniej więcej przed 10-15 ... | WBrzoskwinia
ciekawa recenzja, widziałem tę książkę w bibliotece.
Użytkownik: McAgnes 06.07.2008 21:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Mniej więcej przed 10-15 ... | WBrzoskwinia
Czytałam to dawno temu, wyłapując z książki przede wszystkim wątek kryminalny (taki etap w życiu, a jamniki to przeważnie kryminały były), po twojej recenzji nabrałam ochoty, żeby to sobie odświeżyć i odkryć to wszystko, co mi wtedy uciekło.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: