Dodany: 24.01.2014 11:19|Autor: AnnRK
Spalić niepewność, spopielić strach
"Wsie rządzą się swoimi prawami. Wiele się tutaj dzieje, ale nic nie wychodzi na zewnątrz. Zmowa milczenia ma tu długą tradycję. Każdy wie, jakie brudy pierze się za płotem, u sąsiada i często gęsto pomaga mu się w praniu tych brudów. Na koniec sąsiad poklepuje sąsiada po ramieniu, mówiąc porozumiewawczo: »I po sprawie, nie ma o czym gadać«"[1].
Wydarzenia, o których opowiada komisarz Brigitte Halinger, rozgrywa się właśnie w takim miejscu. Od tragicznych zdarzeń, tajemniczych zniknięć i śmierci kilku kobiet, minęło pięć lat. Ludzie wiedzieli wiele, obserwowali bacznie rozwój zdarzeń, ale nie dzielili się wiedzą z policją. Mieli swoje poglądy, pojawiały się one w dyskusjach, spekulacjach. Może gdyby udało się w odpowiednim momencie rozbić mur nieufności mieszkańców, doprowadzić do zeznań, pozbierać fakty, nie tylko plotki, może wówczas cierpienie byłoby mniej dotkliwe. Kto wie, może i ofiar byłoby mniej? I nie mówię tylko o tych, których ciała znaleziono, ale także innych, dotkniętych podejrzeniami, przerażonych sytuacją, której nie potrafili zrozumieć.
"O tym, że rozrywał lalki, wiedzieli wszyscy. Wielu wiedziało również, że dniem i nicą przemierzał okolicę ubrany w swój ciemnobłękitny uniform, który podobnie jak lornetka i składana łopatka był jego znakiem rozpoznawczym. Zawsze nosił wygodne dresy z gumką wszytą w talii i wokół kostek. Dzięki temu był niezależny, kiedy biegał po dworze, mógł w każdej chwili załatwić swoją naturalną potrzebę"[2].
Ben Schloesser miał dwadzieścia dwa lata. Ogromny, masywnie zbudowany, z ilorazem inteligencji na poziomie dwulatka i łagodnym spojrzeniem. I nożem w kieszeni. Ktoś, kto widział mężczyznę po raz pierwszy, mógł się go przestraszyć. Miejscowi wiedzieli, że Ben był nieszkodliwy. Był jak dziecko, które niszczy swoje zabawki, rozrywając lalkom sukienki, rozdzierając na kawałki ich plastikowe ciała. Czy mógłby skrzywdzić żywą dziewczynkę? Nastolatkę? Kobietę? Choć umysłowo upośledzony, widzi przecież różnicę między zabawką a człowiekiem z krwi i kości. Nie, Ben nie mógłby tego zrobić.
A jednak, gdy nagle zaczynają znikać kobiety, gdy mężczyzna biega nocami po uśpionej wsi, a na jego ubraniach pojawia się krew, zaś w rzeczach czy kieszeniach znajdują się przedmioty, które mogły należeć do zaginionych, matka zaczyna mieć wątpliwości. Jedyny syn jest jej oczkiem w głowie. Poświęca mu więcej czasu niż starszym córkom, co więcej, potrafi oddać na wychowanie sąsiadom swą najmłodszą pociechę, by tylko być przy Benie, by chronić go przed złem tego świata (a malutką córeczkę przed bratem). I tylko czasem, gdy w piecu pali kolejne dowody mogące podać w wątpliwość niewinność jej syna, zastanawia się, czy aby to nie on jest źródłem tego zła.
Historia Bena jest przede wszystkim historią jego matki. To ona, odkąd chłopiec pojawił się na świecie, zmaga się z jego upośledzeniem, wychowaniem, wątpliwościami i strachem. W kuchni węglowej płoną resztki zniszczonych lalek, czyjaś bielizna, zakrwawiona torebka, "dwa obcięte palce w liściach babki"[3]. To wszystko Ben musiał gdzieś znaleźć, może na pobliskiej łące? Trudy nie przyjmuje do wiadomości, że mogłoby być inaczej. Wie, że jej syn jest niewinny, ale zdaje sobie sprawę, że inni mogą nie podzielać jej zdania. Tak łatwo zrzucić winę na upośledzonego chłopca, który nie potrafi się obronić, opowiedzieć, co wie, co widział. Świat opisuje kilkoma słowami. Co miłe, dobre, piękne - jest "śliczne", co złe, parszywe, nieprzyjemne (także człowiek!) - to "ścierwo", co zakazane - "paluchy precz!". Wielu ludzi doradzało Trudy, by oddała syna do specjalistycznego ośrodka. Bezskutecznie. Matka nie odda swojego dziecka, choćby miało stanowić zagrożenie dla siebie lub innych, choćby ono samo było narażone na nieprzyjemności.
Ben ogromnie przypominała mi dwie inne postacie. Jego imiennik jest bohaterem "Piątego dziecka" noblistki Doris Lessing, Lennie - jednym z bohaterów "Myszy i ludzi" Johna Steinbecka (również wyróżnionego Nagrodą Nobla). Ten pierwszy to jeszcze dziecko, drugi - dorosły mężczyzna o umyśle kilkulatka i ogromnej posturze. Bohater "Grabarza lalek" Petry Hammesfahr ma więcej szczęścia niż Ben z powieści Lessing, bez względu na wszystko ma wsparcie matki i choć nie każdy go akceptuje, nie brak w jego otoczeniu osób obdarzających go sympatią. Lennie z kolei ma przyjaciela, jednak ten nie jest w stanie obronić go przed nim samym, przed siłą jego wielkich dłoni, miażdżących małe zwierzątka, choć chciały jedynie czule je popieścić, przed siłą, która doprowadzi do jeszcze większej tragedii. To właśnie postać bohatera Steinbecka pojawiła mi się przed oczami, gdy kilkuletni Ben Schloesser przytulał do policzka kurczaka, "a potem, mocno ściskają w dłoni, upychał w kieszeniach spodenek"[4].
Petra Hammesfahr doskonale buduje klimat i świetne oddaje stan emocjonalny bohaterów. W jej prozie jest aż gęsto od emocji, ciężkich emocji - należy dodać. W "Matce" tytułowa bohaterka miotała się między rozpaczą a nadzieją, w "Grabarzu lalek" króluje strach we wszelkich możliwych odcieniach. Obie powieści łączy niepokój matki o dziecko. W tej pierwszej jest on związany z nagłym zniknięciem córki, w drugiej - ze strachem o bezpieczeństwo syna, o to, czego mógł być świadkiem, a nawet uczestnikiem. Matki łączy jeszcze jedno - nadzieja. Obydwie wierzą w taką wersję zdarzeń, która jest dla ich potomków najlepsza i choćby wszystkie znaki wskazywały inaczej, one zdania nie zmienią.
W powieści pojawia się wiele nazwisk. Autorka ułatwiła czytelnikom lekturę, na początku umieszczając spis bohaterów uzupełniony o najistotniejsze informacje na ich temat. Jest też mapka rewiru, po którym włóczył się Ben.
Akcja rozgrywa się nie tylko współcześnie. Trudy wspomina dzieciństwo syna, różne sytuacje przywołują obrazy sytuacji z przeszłości. Możemy dzięki temu bardzo dokładnie prześledzić życie bohatera, poznać go bliżej, zrozumieć, co doprowadziło do tragicznych wydarzeń. Z tym, co dzieje się we wsi, łączą się także jeszcze bardziej odległe zdarzenia, z czasów wojny. Także i one odcisnęły piętno na życiu mieszkańców. I będą odbijać się w nim echem.
"Grabarz lalek" trzyma w napięciu. W tej powieści stale się coś dzieje, nawet jeśli pozornie nie dzieje się nic. Zwłaszcza myśli pędzą galopem. Choć ciągłe "przesiadywanie" w głowie Trudy może niektórych po jakimś czasie znużyć, to jednak trudno nie docenić u autorki umiejętności przekazywania emocji i wytworów pracy umysłu. Jej powieść jest nie tylko intrygującym thrillerem psychologicznym, ale także dramatem społecznym, który każe zastanowić się nad pozycją osoby upośledzonej w grupie, w lokalnym środowisku. Pytań nasuwa się sporo. Czy to, co spotkało Bena nie było zbyt wielką ceną za pozostanie z rodziną? Może jednak lepiej byłoby mu w specjalnym zakładzie, gdzie zająłby się nim wykwalifikowany personel, gdzie miałby szansę na naukę (zakładamy oczywiście prawidłowo funkcjonujący ośrodek, a nie placówkę pełną patologii jak z niejednego horroru)? Jak ocenić zachowanie Trudy, która paląc kolejne podejrzane przedmioty, odsuwając podejrzenia, być może naraża na niebezpieczeństwo życie syna, pozostałych członków rodziny, mieszkańców wsi? Pytania będą się mnożyć, jest nad czym się zastanawiać. "Grabarz lalek" to emocjonalna pułapka. Wpadasz w nią i zaczynasz się miotać, bo każdy kij ma dwa końce, każdy medal - dwie strony, a postępowanie bohaterów można interpretować na wiele sposobów.
---
[1] Petra Hammesfahr, "Grabarz lalek", przeł. Małgorzata Mirońska, wyd. Bellona, 2005, s. 11.
[2] Tamże.
[3] Tamże, s. 155.
[4] Tamże, s. 31.
[Recenzję wcześniej opublikowałam na moim blogu]
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.