Dodany: 30.07.2013 18:31|Autor: alva

Czytatnik: Przez pęknięty kryształ

3 osoby polecają ten tekst.

Kyyyś.... Kyyyś...


Przeraziła mnie ta książka.

Nie tym, że po wielkim wybuchu zniknęła cała cywilizacja ludzkości. Nie tym, że ludzie, którzy przeżyli wybuch (Dawni), nie starzeją się i nie umierają. Ani nawet nie tym, że ludzie urodzeni po nim mają „effekty”: małe różki, pazury na stopach, ogony, kilka rąk, kurze grzebienie na całym ciele. I wszyscy żywią się myszami. Nie, to w zasadzie nie zrobiło na mnie wrażenia, raczej rozbawiło (do czasu, oczywiście).
Przeraziły mnie książki.

A raczej sposób, w jaki czyta je główny bohater, Benedikt.

Książki, które pozostały po wielkim wybuchu, są zakazane. Nie wolno ich nie tylko czytać, ale nawet trzymać w dłoniach, o posiadaniu nie wspominając. Książki – to Choroba. A kiedy człowiek jest Chory, przyjeżdżają po niego Sanitarze. I nikt nie wie, co się potem z takim człowiekiem dzieje.

Są oczywiście teksty pisane na deseczkach (z kory brzozowej, o ile pamiętam, co jest celną i gorzką aluzją do gramot na brzozowej korze), ale one są bezpieczne. Natomiast papier...

Jednakże są ludzie, którzy te książki posiadają. Odbierają je Chorym i gromadzą u siebie. Jednym z nich jest Główny Sanitarz i to właśnie u niego Benedikt zapoznaje się z ogromnym zbiorem przed-wybuchowych książek. Przeróżnych. Fantastyka, romanse, klasyka, popularnonaukowe, techniczne, statystyka, polityka, sensacja, rolnictwo... Sposób, w jaki kataloguje je Benedikt, jest zaiste arcyciekawy – nie zawsze potrafiłam wychwycić system, według którego „Morderstwo w Orient-Expressie” sąsiaduje z „Zabójstwem Kirowa”, a „Choreografia. Krótka historia” z „Historią kołka w płocie”...

Benedikt czyta wszystko. Jak leci. Czy to konstrukcje stalowe, czy to powieści Curwooda, czy to Hamlet, czy to morfologia nogogłaszczkowców – Benedikt pochłania każdą książkę. I to właśnie jest przerażające.

Bo on czyta, żeby czytać. Nie wyciąga żadnych wniosków. Choć jego życie pozostawia wiele do życzenia, Benedikt nie korzysta z książek po to, żeby je ulepszyć. Ani w sposób czysto praktyczny (mowy nie ma o żadnych wynalazkach, czy raczej odtworzeniu udogodnień sprzed wybuchu), ani w sposób moralny (nie zastanawia się nad sobą, swoimi towarzyszami, nie próbuje wykorzenić bezmyślnego okrucieństwa, w jakim żyje i jakie go otacza). Mało tego, Benedikt w ogóle nie zastanawia się nad życiem przed wybuchem i mimo przeczytania tylu książek, nadal uważa słowa Dawnego, Nikity Iwanycza, za wymysł. Biernie pochłania wiedzę, nie przyswajając jej i nie robiąc z niej użytku.

A co, jeśli ja też tak czytam?

Przecież czytam niemal cały czas. Czytanie to dla mnie podstawowe zajęcie, a nie zapełniacz czasu. A czy coś z tego wynoszę? Dla siebie? Nie mówię o książkach stricte naukowych, które czytam, bo interesują mnie poruszane przez nie tematy, ale zapamiętuję i tak tylko to, co mnie naprawdę zaciekawiło. Pożytek z tej wiedzy... Mało przydatny jest fakt, że wiem, co to jest bułat i jak go wytwarzano.

A moralnie? W sensie pracy nad sobą? Czy książki coś mi dały? Ukształtowały charakter? Sprawiły, że zaczęłam inaczej patrzeć na to, co mnie otacza? Nigdy nie potrafiłam wskazać książki, która byłaby kamieniem milowym w moim życiu. Tej najważniejszej. Bo jej nie ma.

Zastanawiam się...


"Książko! Ty jedna nie zdradzisz, nie uderzysz, nie skrzywdzisz, nie porzucisz! Cichaś – a śmiejesz się, krzyczysz, śpiewasz. Pokornaś – a zdumiewasz, wabisz, drażnisz. Małaś – a ludów w tobie bez liku; bukw jenoś garstka, a jak zechcesz, to głowę zawrócisz, zatumanisz, zamroczysz, ślozy wyciśniesz, aże dech człowiekowi zaprze, dusza jako płótno na wietrze załopocze, jako woda się zwełni, jako ptak zamacha skrzydłami! Abo uczucie jakie niewymowne w piersi się miota, pięśćmi wali we drzwi, we ściany: duszę się! Wypuść! A jak je nagie, bezwstydne wypuścić? Jakimi słowy odziać? Nie mamy słów, nie znamy! Jako u bestyi jakiej dzikiej – ślepowrona abo rusałki – nie mają słów, jeno głos dają! A książkę otworzysz – tam słowa cudne i lotne (...)"*
*T. Tołstoj, Kyś, Wydawnictwo Znak, Kraków 2004, s. 194.


Kyś (Tołstoj Tatiana (Tołstaja Tatiana))

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1686
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 7
Użytkownik: miłośniczka 25.10.2013 18:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Przeraziła mnie ta książk... | alva
Bardzo, bardzo dobra czytatka. I ciekawie zadane pytanie - a co, jeśli ja też tak czytam? Pamiętam, że "Kysia" męczyłam długo, chyba z trzy tygodnie (jak nie miesiąc), ale wtedy nie zastanawiałam się nad sobą, tylko właśnie... przerażał mnie Benedikt.

Nawet przypomniała mi się zabawna anegdota. Podczas lektury "Kysia" na rodzinnym grillu czy też ognisku (to mało ważne) podbiegła do mnie mała siostra z dwójką kuzynostwa, wszystko jeszcze nawet nie dziesięcioletnie. - Co czytasz, co czytasz? A co to jest? - wrzeszczało jedno przez drugie, wskazując na okładkę książki. A trzeba wiedzieć, że rosyjskie wydanie tej powieści (bowiem czytałam w oryginale) zostało opatrzone piękną, ciekawą, ale i naprawdę PRZERAŻAJĄCĄ ilustracją na okładce. W zamyśle miał być to właśnie ten tajemniczy potwór. Było to żółtawo-bure, pełno w tym było śrubek, jakichś niepotrzebnych kończyn, pazurów, było podobne do kota i smoka zarazem, no okropieństwo. Mówię więc, że to jest kyś. - A co to ten kyś? - A to takie coś, co wysysa z ludzi (i tu rozgadałam się na temat wszystkich znanych mi cech potwora), a spotkać go można tylko wtedy, kiedy jest już po zmroku. No tak. Ale sobie trafiłam. Oczywiście, było już dawno po zmroku. Trójki rozpłakanych dzieciaków długo nie mogłyśmy z ciociami uciszyć, dostały takiego zbiorowego ataku paniki, że zaraz przyjdzie kyś i wyssie z nich całą krew, bo JEST JUŻ PO ZMROKU!!!
Użytkownik: alva 25.10.2013 19:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Bardzo, bardzo dobra czyt... | miłośniczka
Och... ja też popełniłam podobny błąd, kiedy opisałam dzieciom kuzynki strzygę, posiłkując się przy tym opisem, przedstawionym w "Wiedźminie":) Ale z drugiej strony, kto wie, czego się dzieciaki wystraszą, a co je dziko zainteresuje - ja sama w wieku 6 lat panicznie bałam się Biblii.

Widziałam tę okładkę z rosyjskiego wydania, faktycznie, dość niepokojąca. Nawet zamierzałam przeczytać oryginał, ale polskie tłumaczenie samo mi wpadło w ręce - no to co, miałam pozwolić, żeby się zmarnowało? ;) A tłumaczenie świetne, pan Jerzy Czech w ogóle jest moim Mistrzem, jeśli chodzi o przekłady z rosyjskiego. Teraz za to męczę się z "Anną Kareniną" po rosyjsku - Tołstoj wielkim grafomanem był...
Użytkownik: imarba 25.10.2013 20:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Przeraziła mnie ta książk... | alva
...ale czy w pewnym sensie tego już nie było? Ze sto lat temu widziałam film o paleniu książek, ludzie wówczas uczyli się książek na pamięć, jeden z palących je "strażaków" poznał dziewczynę i dzięki niej przeczytał KSIĄŻKĘ - nie pamiętam filmu, wiem, że na koniec "stał" się książką... Fakt, nie było wybuchu Fakt niczego więcej nie pamiętam. Film był nakręcony na podstawie książki, potem chyba (nie jestem całkowicie pewna) przeczytałam książkę, ale to film we mnie tkwi co jest u mnie rzadkością
Użytkownik: misiabela 25.10.2013 20:34 napisał(a):
Odpowiedź na: ...ale czy w pewnym sensi... | imarba
A to nie było czasem 451º Fahrenheita (Bradbury Ray (Bradbury Raymond Douglas)) - tak mi się cosik kojarzy...
Użytkownik: alva 25.10.2013 20:53 napisał(a):
Odpowiedź na: A to nie było czasem 451º... | misiabela
O, a to mam w planach czytelniczych. Długo już mam, tak coś ze trzy lata, i się zebrać nie mogę...
Użytkownik: imarba 25.10.2013 21:35 napisał(a):
Odpowiedź na: A to nie było czasem 451º... | misiabela
Tak! Dokładnie tak - film genialny bo we mnie został, książki nie pamiętam.
Użytkownik: alva 25.10.2013 20:52 napisał(a):
Odpowiedź na: ...ale czy w pewnym sensi... | imarba
Akurat w "Kysiu" książki były zakazane z tego względu, że podobno w papierze najdłużej zachowywały się cząsteczki promieniowania, wywołujące Chorobę, a przynajmniej tak to było tłumaczone. Natomiast istnieli ludzie (coś w rodzaju Najwyższego Wodza, Oby Żył Jak Najdłużej), którzy te książki przepisywali na deseczkach z kory i rozprowadzali wśród "poddanych". Więc tu raczej nie chodziło o treść książek, a o sposób podporządkowania społeczeństwa i manipulowania nim poprzez niezrozumiały zakaz.

Może to i było, ale ja się z tym spotkałam po raz pierwszy właśnie w "Kysiu" i w sumie wrażenie wywarł na mnie nie zakaz posiadania (a nie czytania) książek, tylko to, jak ten zakaz, a potem jego odwołanie, wpłynął na głównego bohatera.
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: