Dodany: 16.04.2013 22:19|Autor: asia_

Książki i okolice> Konkursy biblionetkowe

1 osoba poleca ten tekst.

Dura lex, sed paragraf w literaturze - KONKURS nr 161


Przedstawiam KONKURS nr 161, który przygotowała hburdon:



Drodzy Konkursowicze, witajcie i nic się nie bójcie; lex jest zawsze dura, ale konkurs tylko częściowo. Są fragmenty łatwe i trudne, nasze i obce. Krótkie i długie… Niektóre aż za długie, ale podobały mi się tak bardzo, że nie miałam serca ich przyciąć! Starałam się o różnorodność, więc mam nadzieję, że każdy znajdzie coś dla siebie.

Nieubłagane prawa konkursu:

Do rozpoznania jest 30 fragmentów, do zdobycia 60 punktów (po jednym za autora i tytuł).
Odpowiedzi proszę przysyłać do niedzieli 28 kwietnia, do godziny 23:59 na adres [...]. Byłoby dobrze, gdyby przesyłka oprócz odpowiedzi zawierała dane umożliwiające identyfikację nadawcy.
Mataczących zachęca się do mataczenia, ale też nieśmiało uprasza się o rozwagę. Kolejne, bardziej oczywiste mataczenie zawsze można dopisać, natomiast ślady czołgu pozostaną na wieki odciśnięte w sercu autorki konkursu oraz sumieniu mataczącego!



1.


Nauka o wyznaczaniu kar trzymała się na początku zasad prawa odwetu równowartościowego (lex talionis). Jeżeli ktoś wybił oko lub ząb albo złamał rękę patrycjuszowi, dokładnie to samo należało uczynić sprawcy. Jeżeli dom się zawalił i zabił właściciela, musiał również umrzeć architekt lub budowniczy. Jeżeli zaś zginął przy tym syn właściciela, skazywano na śmierć syna architekta lub budowniczego. Jeżeli jakiś mężczyzna uderzył i zabił dziewczynę, to nie on, ale jego córka musiała umrzeć. Stopniowo te kary płacone w naturze zaczęły ustępować odszkodowaniom pieniężnym, które z czasem zastąpiły je całkowicie. Odtąd można więc było wybić oko nieszlachcicowi za 60 szeklów srebra, a niewolnikowi za 30 szeklów. Bo wysokość kar zależała nie tyle od oceny uczynionej szkody, ile od pozycji społecznej sprawcy i poszkodowanego.



2.


Od czasów niepamiętnych kasta kapłanów śród Moriori utrzymywała, że ktokolwiek bądź krew ludzką rozlewał, zabijał własną mana – honor swój, wartość, pozycję i duszę. Żaden Moriori schronienia by takiemu nie udzielił, jadłem nie uczęstował, nie konwersowałby ani nawet patrzał na persona non grata. Jeśli morderca na taki ostracyzm skazany nawet przetrwał zimę pierwszą, to i tak desperacja z samotności wynikła pchała go ku wyrwie w lodzie na Przylądku Young, gdzie życie sobie odbierał. Zważcie to, upraszał pan D'Arnoq. Dwa tysiące dziczy (jak pan Evans zgadywał), słowem i czynem przykazania Nie będziesz zabijał chroni, tworzy ramy ustnej Magna Carty dla podtrzymania harmonii przez sześćdziesiąt stuleci, co nieznana w inszych miejscach, odkąd Adam owocu z Drzewa Wiadomości Złego i Dobrego zakosztował.



3.


– Po wieczerzy Gmach zamykają, a ściśle przestrzegana reguła zabrania komukolwiek doń wchodzić. – Odgadł pytanie Iksa i dodał szybko, ale najwyraźniej z niechęcią:
– Oczywiście dotyczy to także mnichów, ale…
– Ale?
– Ale wykluczam całkowicie, pojmujesz, całkowicie, by jakiś famulus ważył się wejść doń w nocy. – Przez jego oczy przemknął uśmieszek jakby wyzwania, lecz szybki niby błyskawica lub spadająca gwiazda. – Powiedzmy, że baliby się; sam wiesz… niekiedy zakazy wydane prostaczkom wspiera się paroma groźbami, jak chociażby przepowiednią, że jeśli ktoś okaże nieposłuszeństwo, zdarzy się coś straszliwego ze zrządzenia sił nadprzyrodzonych. Natomiast mnich…
– Rozumiem.
– Nie tylko, ale mnich mógłby mieć inne powody, żeby zapuścić się w zakazane miejsce, mam na myśli powody… jak by powiedzieć? Rozumne, aczkolwiek sprzeczne z regułą…



4.


IKS: To cały pogrzeb? (…) To cała ceremonia? Tylko tyle?
DOKTOR: Obrządek został i tak rozszerzony
Aż po granice zakreślone prawem.
Zgon zmarłej budzi podejrzenia. Gdyby
Najwyższy nakaz nie przemógł przepisów,
Leżałaby w nie poświęconej ziemi,
Póki nie zagrzmią trąby Sądu. Zamiast
Słowa modlitwy, spadłby na jej trumnę
Grad skorup, żwiru, kamyków. A jednak
Potraktowano ją wyrozumiale
I wolno nam ją chować z biciem w dzwony,
W dziewiczym wianku, z kwiatami u stóp.



5.


Ucieczka i bunt. Występek – przewidziany w osobnym paragrafie – ukarany został przedłużeniem więzienia do lat pięciu, z tych dwa lata w podwójnych kajdanach. Trzynaście lat. Dziesiątego roku znów przyszła jego kolej i skorzystał z niej znowu. I tym razem udało się nie lepiej. Trzy lata więzienia za nową próbę. Szesnaście lat. Na koniec trzynastego roku, jeśli się nie mylę, po raz ostatni próbował uciec, lecz go schwytano po czterech godzinach nieobecności. Za te cztery godziny dostał trzy lata. Dziewiętnaście lat. W październiku 1815 roku został zwolniony; zamknięto go w 1796 roku za wybicie szyby i zabranie bochenka chleba.
Tu, w nawiasie, słów kilka. Po raz drugi to, badając sprawy karne i potępiające wyroki prawa, autor tej książki spotyka się z kradzieżą chleba, która stała się przyczyną całkowitego upadku człowieka. Klaudiusz Nędzarz ukradł bochenek chleba. Statystyka angielska wykazuje, że na pięć kradzieży w Londynie bezpośrednią przyczyną czterech jest – głód.



6.


O wyznaczonej porze pan Iks odwiedził premiera i wyłuszczył swój plan. Gdy skończył, lord L. zmarszczył brwi.
– Ależ magiczne prawo przestało funkcjonować – oznajmił. – Nie ma prawników wyszkolonych w takich sądach. Kto poprowadzi sprawy? Kto osądzi oskarżonych?
– Ach! – Pan Iks wyciągnął gruby plik papierów. – Cieszę się, że wasza lordowska mość zadaje te pytania. Przygotowałem dokument opisujący funkcjonowanie Ławy Pięciu Smoków. Niestety, niewiele o tym nam wiadomo, ale zasugerowałem sposoby, które pozwolą przywrócić to, co utraciliśmy. Posłużyłem się przykładem kościelnych sądów z Doctor’s Commons. Jak wasza lordowska mość się przekona, przed nami wiele pracy.
Lord L. zerknął na dokumenty.
– Zbyt wiele, drogi panie – oświadczył głucho.
– To konieczne, zapewniam pana. Niezbędne! Jak inaczej regulować magię? Jak inaczej mamy strzec się niegodziwych magów i ich sług?
– Jakich niegodziwych magów? Jest tylko pan i pan Igrek.
– To prawda, ale…
– Czy w tej chwili czuje się pan szczególnie niegodziwy? Czy istnieje paląca potrzeba, by rząd Wielkiej Brytanii tworzył oddzielny organ prawa do kontrolowania pańskich występnych skłonności?
– Nie, ja…
– A może to pan Igrek wykazuje silną inklinację do mordowania oraz okaleczania bliźnich, tudzież kradzieży?
– Nie, lecz…
– Wobec tego zostaje nam tylko ten pan Zet, a jeśli się nie mylę, on nie jest magiem.
– Jednak jego zbrodnie podlegają paragrafom prawa magicznego. Powinien być sądzony przez Ławę Pięciu Smoków, to odpowiednia instytucja. Oto lista jego przewinień. – Pan Iks położył przed premierem następny dokument. – Proszę bardzo! Fałszywa magia, złe dążności i szkodliwa pedagogia. Żaden zwykły sąd sobie z tym nie poradzi.



7.


– Blisko miesiąc temu otrzymałem ten oto list, a mniej więcej przed dwoma tygodniami odpisałem, uważałem bowiem, że sprawa jest delikatnej natury i wymaga rozwagi. List jest od mego kuzyna, pana Iksa, który po mojej śmierci może wyrzucić was z tego domu, kiedy mu się tylko spodoba.
– Mój drogi! – zawołała jego żona – nie mogę tego słuchać spokojnie. Nie mów, proszę, o tym wstrętnym człowieku. Jakież to potworne, jakie okrutne, że twoim własnym dzieciom odbiorą twój majątek! Słowo daję, że gdybym była tobą, już dawno bym próbowała coś na to zaradzić.
J. i E. usiłowały wytłumaczyć jej, na czym polega majorat. Już nieraz podejmowały taką próbę, był to jednak temat, przy którym pani Igrek okazywała się niedostępna wszelkim argumentom. Gorzko narzekała na okrucieństwo, jakim jest odbieranie majątku rodzinie złożonej z pięciu córek i oddawanie go człowiekowi, który nic nikogo nie obchodzi.
– Cała ta rzecz jest oczywiście jak najbardziej niesprawiedliwa – odparł pan Igrek – i nic nie zdoła zetrzeć z pana Iksa hańby, jaką go okrywa dziedziczenie L. Jeśli jednak uważnie posłuchasz jego listu i zobaczysz, jak ten młody człowiek pisze, może zmiękniesz trochę.



8.


  Gdyby można było wierzyć, że machina prawa, lekko tylko oliwiona złotem, zbada każdą poszlakę i przeprowadzi wszystkie dochodzenia, to historia wydarzeń, zapełniających te stronice, domagałaby się uwagi opinii publicznej na sali sądowej.

  Jednakże w pewnych, nie dających się uniknąć sytuacjach prawo jest wciąż jeszcze zaprzysiężonym sługą długiej sakiewki, przeto historia ta opowiedziana być musi po raz pierwszy na tych kartkach. Tak, jak mógł ją był usłyszeć sędzia, tak teraz usłyszy czytelnik. Ani jedna ważna okoliczność – od początku wyjawiania prawdy aż do końca opowiadania – nie została podana jedynie na podstawie pogłosek. Autor tych wstępnych linijek (Iks) opisze tylko te wypadki, z którymi związany był bliżej niż inni, kiedy natomiast nie będzie się mógł oprzeć na własnych przeżyciach, zrezygnuje z roli narratora; w tym momencie zadanie jego podejmą inne osoby i przedstawią dalsze okoliczności sprawy stosownie do tego, co same widziały i słyszały, mówiąc równie jak on jasno i pewnie.



9.


– Nie macie, sukinsyny, żadnego prawa nas sądzić – zaczął. D. natychmiast ukarał go grzywną dziesięciu funtów. Kiedy odezwał się ponownie, był już bardziej grzeczny. – Wysoki Sąd nie może nam tego zrobić. Mieliśmy prawo, no wiecie, po tej nowej proklamacji i w ogóle. Te stare koncesje są już teraz całkiem nieważne, może nie? Przejeżdżaliśmy tylko obok, tak spokojnie, że bardziej nie można, a stare koncesje nie są już przecież dłużej ważne i mieliśmy prawo zrobić to, co zrobiliśmy. I wtedy wy, sukinsyny, to znaczy Wysoki Sąd, obrzuciliście nas dynamitem i w ogóle, i mieliśmy prawo się bronić, to znaczy chyba je mieliśmy, Wysoki Sądzie?
(…)
Motłoch zbliżał się, ogarnięty żądzą linczu. Iks złapał dubeltówkę Francois i wskoczył na stół.
– Zastrzelę pierwszego, który ich dotknie palcem przed wydaniem wyroku, tak mi dopomóż Bóg – zawołał.
Zatrzymali się. Iks nie dawał za wygraną.
– Z tej odległości nie mogę chybić. Chodźcie, spróbujcie tylko. Mam tutaj dwa ładunki na antylopy. Rozerwę zaraz któregoś na pół.
Cofnęli się w końcu, nie przestając gniewnie pomrukiwać.
– Może o tym zapomnieliście, ale istnieje jeszcze w tym kraju policja, a także paragraf dotyczący morderstwa. Powieście ich dzisiaj, to jutro inni będą wieszać was.



10.


Kto to słyszał, żeby diabła kłonicą zabili? Nie diabła Stacho zabił, tylko prześwietnego Regierungsratha. Sądzili go Prusacy za morderstwo, a on zaprzysiągł, że diabła zabił. Głupiego kmiotka przed sądem pruskim udawał, a przecie całej prawdy dojść nie było trudno. Ten ich Regierungsrath bardzo się chłopom dał we znaki, batem ich prał, wymyślał, kopał co opieszalszych. Niemało też chyba za skórę zalazł Stachowi. A że rezolutny był to chłopak, wieczorkiem napotkał samotnie idącego Regierungsratha i utłukł go kłonicą. Z zemsty i ze złości. Potem, jak się wszystko wydało, głupiego udał, a mądrzejszy był jak sędziowie pruscy. I co myślicie, panowie? Na śmierć go skazali? Nieprawda. Sześć tygodni aresztu dostał.
(…)
Gdyby tak ten Stacho wpadł w ręce sadu wojskowego, ani chybi, że odpowiedziałby swoją głową. Miał szczęście i stanął przed sądem kryminalnym. Pruski kodeks kryminalny miał tyle przeróżnych paragrafów, że i skończyło się tylko na sześciu tygodniach aresztu.



11.


Więźniów wyprowadzano i przedstawiano ich piłatom z roku tysiąc dziewięćset czternastego, rezydującym na parterze. A sędziowie śledczy, nowocześni piłaci, zamiast rzetelnie umyć ręce, posyłali sobie po paprykarz i piwo pilzneńskie do Teissiga, dostarczając coraz nowych oskarżeń prokuraturze.
Tutaj w większości wypadków znikała wszelka logika, a zwyciężał §, dusił §, bałwanił §, parskał §, śmiał się §, groził §, zabijał §, i nie przepuszczał nikomu.
Byli to żonglerzy praw, kapłani liter kodeksowych, pożeracze oskarżonych, tygrysy austriackiej dżungli, wymierzający skok na oskarżonego podług numerów paragrafów.
Wyjątek stanowiło kilku panów (tak samo jak i w dyrekcji policji), którzy kodeksem nie przejmowali się nadmiernie, bowiem wszędzie znajdzie się ziarno pszenicy wśród kąkolu.



12.


Weźmy na przykład choć tę sprawę. Rozpędzam ludzi, a na brzegu, na piaseczku leży trup topielca. Jakim prawem, pytam, tu leży? To ma być porządek? Co na to rewirowy? Dlaczego ty, powiadam, władz nie zawiadamiasz? Może ten topielec sam się utopił, a może ta sprawa Sybirem pachnie? Może to morderstwo kryminalne... A rewirowy Żygin nie zwraca najmniejszej uwagi, tylko papierosa pali. „Też – powiada – nauczyciel się znalazł. Skądeście – powiada – takiego wzięli? Czy to my bez niego – powiada – nie znamy naszych obowiązków?" Widocznie, powiadam, nie znasz, durniu jeden, kiedy tu stoisz i nawet uwagi nie zwracasz. „Ja – odpowiada rewirowy – jeszcze wczoraj dałem znać komendantowi posterunku". Po co, pytam, komendantowi posterunku? Czy taki jest paragraf kodeksu? Czy w wypadkach, kiedy się kto utopi albo powiesi, lub coś w tym rodzaju, komendant jest potrzebny? To, powiadam, jest sprawa kryminalna, cywilna... Tu, powiadam, trzeba jak najprędzej wysłać meldunek do pana sędziego i do sądu, a przede wszystkim powinieneś, powiadam, sporządzić protokół i posłać panu sędziemu pokoju. A on, ten rewirowy, słucha i śmieje się. I chłopi śmieją się również. Wszyscy się śmieli, wasza wielmożność. Pod przysięgą mogę to zeznać. I ten się śmiał, i tamten, i Żygin też się śmiał. Czego, powiadam, szczerzycie zęby? A rewirowy mówi: „Sędzia pokoju tych spraw nie rozsądza". Od samych tych słów aż mnie febra zatrzęsła.



13.


Każda obraza kobiety godzi w jej naturalnego obrońcę, któremu przysługuje prawo pociągnięcia obraziciela do odpowiedzialności honorowej. Na tej podstawie przysługują następujące zastępstwa mężczyznom w obronie czci kobiety:
a) mężowi w obronie czci żony;
(…)
d) gospodarz domu, jeżeli u niego zniewaga kobiety miała miejsce, o ile jest przy tym obecny;
e) w każdym innym wypadku mężczyzna, który jej towarzyszy, a gdy ich jest kilku, najmłodszy z nich;
f) mężczyzna, który prowadzi kobietę pod rękę, nawet wówczas, gdy obecni są przy tym krewni obrażonej.



14.


Hummel był od początku przekonany, że z Augustastrasse nie wyjdzie. Chyba że do obozu. Wprawdzie sporządzając na chłodno rachunek, jaki mogłoby mu wystawić gestapo, znajdował na nim drobne sumy, ale zimą czterdziestego czwartego (dopiero później sobie uprzytomnił, że aresztowano go niemal dokładnie w siódmą rocznicę śmierci ojca) nie liczyła się już specjalnie wysokość sum, starczał rachunek, jeśli już został wystawiony. (…) Jeszcze w latach dwudziestych zdarzało się, że go wzywano w sprawie wieców, pochodów i jakichś burd wynikłych z tych okazji, ale kończyło się to zwykle złożeniem podpisu pod jakimś oświadczeniem, parę razy grzywną. Potem już nie zetknął się w sposób znaczący z policją polityczną. Tylko raz i tylko w pracy zrobili u niego dość niedbałą rewizję. Było to po pożarze Reichstagu, gdy dobierano się chętnie do lewicowych kartotek. I później był jeszcze jeden znaczący raz, lecz ten miał charakter anegdoty, potwierdzającej w sumie przekonania inżyniera w owej kwestii. W lecie trzydziestego roku szef policji w S., Maier, wydał zakaz noszenia brunatnych koszul i faszyści, na znak protestu, wdziali koszule białe, w których paradowali z jeszcze większą butą, czując w żyłach zew nowej, prześladowanej religii. Hummel, wracając któregoś wieczoru w grupie przyjaciół z piwiarni u Semmlera, natknął się na gromadę biało odzianych gówniarzy wznoszących okrzyki przed lokalem za demontowaną stocznią Vulcan. W knajpie tej, latem wystawiającej drewniane stoły na zewnątrz, przed pokrzywione krzewy bzu, zbierali się czasami komuniści, a czasem po prostu grała muzyka, lało się piwo i tania wódka. Ludzi Hummela było mniej, ale byli starsi, roślejsi, podochoceni piwem i pewniej się czuli na styku robotniczych dzielnic Zabelsdorf, Bredow i Züllchow. Wrzasnęli: o, ale czyściutkie chłopaki, i pochwyciwszy kilku, wytarzali ich w glinie i pokrzywach gęsto porastających plac między nieczynną cegielnią i drogą wiodącą wzdłuż starych stoczniowych pochylni.



15.


Był więc tylko jeden kruczek, paragraf, który stwierdzał, że troska o własne życie jest dowodem zdrowia psychicznego. Iks był wariatem i mógł być zwolniony z lotów. Wystarczyło, żeby o to poprosił, ale gdyby to zrobił, nie byłby wariatem i musiałby latać nadal. Iks byłby wariatem, gdyby chciał dalej latać, i byłby normalny, gdyby nie chciał, ale będąc normalny musiałby latać. Skoro latał, był wariatem i mógł nie latać; ale gdyby nie chciał latać, byłby normalny i musiałby latać. Igrek był wstrząśnięty absolutną prostotą działania tego paragrafu, czemu dał wyraz pełnym podziwu gwizdnięciem.



16.


– Oczywiście... hm... uzyskałem pozwolenie wglądu w korespondencję domowników Sunshine Manor. Przed tygodniem przeczytałem list, w którym Ian zaprasza cię do siebie, a trzy dni temu twoją odpowiedź, w której dziękujesz za zaproszenie i oświadczasz, że pojutrze przyjedziesz tam na dwa tygodnie.
– Hm... – powiedział Iks. – Zważywszy, że prawa naszego kraju zabraniają władzom ingerencji w prywatne życie obywateli i zapewniają, między innymi, tajemnicę korespondencji...
– Istnieje u nas paragraf dotyczący dobra publicznego. W pewnych specjalnych i umotywowanych wypadkach może on być stosowany. Wydawało nam się, że jest to właśnie jeden z tych wypadków, a Home Office uznało to za słuszne. Czytałem więc te listy, jak by to powiedzieć, w imieniu Jej Królewskiej Mości.



17.


– Ksiądz znowu złożył skargę.
– A fe. Duchowny, a kapuś.
– To poważna sprawa. Zapewne wiecie, że zarówno profanowanie mogił, jak też okradanie nieboszczyków to przestępstwo? Jest na to odpowiedni paragraf.
– Ksiądz zeznał, że jestem hieną cmentarną?
– Coś w tym guście.
– Jeśli go spotkacie, to przekażcie mu, że rzucanie fałszywych oskarżeń na bliźnich zostało zakazane przez ósme przykazanie dekalogu.
– Przydałoby się was przymknąć.
– A corpus delicti?
– Że co?
– Dowód winy. Żeby mnie zapudłować, musicie mi udowodnić, że to ja rozkopuję groby.
– To da się udowodnić w toku śledztwa poszlakowego.



18.


– No cóż, proszę pana, paragraf osiemnasty Kodeksu Kryminalnego Stanów Zjednoczonych głosi, że każdy bezprawny czyn popełniony na terenie federalnej własności podlega naszej jurysdykcji. Zwróciliśmy uwagę na działalność doktora L. dzięki pielęgniarce pracującej w Szpitalu Weteranów, która zaczęła coś podejrzewać w związku ze śmiercią jednego z pacjentów. Obawiała się, że sprawca mógłby uderzyć ponownie. Urząd nasz śledził oskarżonego dniami i nocami oraz uzyskał zezwolenie na założenie mikrofonu przy łóżku zmarłego.
– Co było tego powodem?
– Mieliśmy podstawy, żeby przypuszczać, że kapitan C. będzie jego następną ofiarą.
– Co na to wskazywało?
– Wiedzieliśmy, że młodszy brat kapitana usiłował go zabić podczas ostatnich świąt Bożego Narodzenia. Biedny dzieciak obsesyjnie usiłował zakończyć cierpienia brata.
S. poprawił się prędko: – A w każdym razie, jemu się zdawało, że jego brat bardzo cierpiał.
– I czego dowiedział się pan z taśmy?
– Słyszeliśmy, jak doktor L. powiedział kapitanowi C., że go uśmierci.



19.


W G. człowiek uczył się po prostu automatycznie robić to, co zabronione. Na przykład zabroniona była zabawa we wszystko, co było fajne. Właściwie wszystko było zabronione. W G. co krok stoją tabliczki. Te tak zwane tereny parkowe między wieżowcami to przecież parki tabliczek. Większość z nich zabrania oczywiście czegoś tam dzieciom.
Potem przepisywałam sobie napisy z tabliczek do pamiętnika. Pierwsza tabliczka była od razu na drzwiach klatki schodowej. Po klatce i w najbliższym otoczeniu domu dzieciom wolno było właściwie chodzić tylko na paluszkach. Zabawa, bieganie, jazda na wrotkach i na rowerze – zabronione. Dalej trawniki i w każdym rogu tabliczka „Nie deptać trawników”. Takie tabliczki stały przy byle kawałku zieleni. Nawet z lalkami nie wolno nam było rozłożyć się na trawniku. Była też taka maciupeńka grządka z różami i obok wielka tabliczka: „Teren zielony pod ochroną”. Pod tym od razu numer paragrafu, z którego człowieka ukarzą, jak za blisko podejdzie do tych nędznych różyczek.



20.


Iks przez całe swoje życie tęsknił za tym, by móc pozdzierać tablice, które zabraniały wszystkiego, co było mu miłe – teraz więc drżał z zapału i oczekiwania. Zaczął od „PALENIE WZBRONIONE”. Potem zaatakował „SIEDZENIE NA TRAWIE WZBRONIONE”. Następnie rzucił się na „ZABRANIA SIĘ ŚMIAĆ I GWIZDAĆ”, a w końcu „SKAKANIE WZBRONIONE” poleciało daleko przez park.



21.


Kiedy inspektor, idąc w stronę drzwi, mijał dzieci, znowu rzucił na nie uważne spojrzenie.
„Na pewno by się do nas odezwał – pomyślała Kasia – gdyby nie był taki zmęczony”. Ogromnie się czegoś bała. Nawet gdyby mieli dostać nie wiadomo jaką burę, z pewnością nie bałaby się aż tak bardzo. Czuła, że coś znacznie silniejszego niż ludzka osoba miało władzę nad nimi, coś bardziej potężnego, coś, wobec czego nawet policjanci musieli się ukorzyć. Wiedziała, że tym czymś jest prawo – prawo, z którego „nie wolno sobie stroić żartów”.



22.


Miłypan za okienkiem w kracie nie miał przy sobie Pały.
– Czego bywatele władzy papragaf ustawa praworządności Dokumenty! Dokumenty! Czego?
Adaś stanął na palcach i pokazał Milipantowi papiery Oficjalne.
– Przyszliśmy do babci, proszę pana. I wujka. I siostry. Małej.
Miłypan zgarbił się nad Dokumentami.
Przeczytał. Wyprostował się. Zasalutował.
– Tędy, bywatele.
Poszli za Milipantem.



23.


– Instrukcja, Wysoki Trybunale, nie przewiduje szczegółowo wszystkich okoliczności, jakie mogą powstać na pokładzie. To jest zresztą niemożliwe. Gdyby to było możliwe, wystarczyłoby, aby każdy członek załogi na pamięć się jej nauczył i wtedy dowodzenie nie byłoby w ogóle potrzebne.
– Panie przewodniczący, oskarżenie protestuje przeciwko tego rodzaju ironicznym uwagom świadka!
– Świadek zechce odpowiadać zwięźle i prosto na pytania oskarżyciela.
– Słucham. A więc nie uważam, żeby dowódca musiał wydawać w owej sytuacji specjalne rozkazy. Był obecny; widział i rozumiał, co się dzieje; jeśli milczał, znaczyło to, że wedle dwudziestego drugiego paragrafu instrukcji pokładowej, zezwala pilotowi na działanie zgodne z jego rozeznaniem własnym.
– Wysoki Trybunale, świadek fałszywie interpretuje brzmienie dwudziestego drugiego paragrafu instrukcji pokładowej żeglugi kosmicznej, ponieważ odpowiedni jest tu paragraf dwudziesty szósty, który mówi o sytuacjach niebezpiecznych.
– Wysoki Trybunale, sytuacja, która powstała na „Goliacie”, nie była niebezpieczna ani dla statku, ani dla zdrowia i życia załogi.
– Świadek, Wysoki Trybunale, wykazuje najwyraźniej złą wolę, gdyż zamiast dążyć do ustalenia prawdy obiektywnej, w swoich zeznaniach usiłuje per fas et nefas usprawiedliwiać postępki oskarżonego Iksa, który był dowódcą statku! Sytuacja, w jakiej statek się znalazł, niewątpliwie należała do takich, które obejmuje brzmienie paragrafu dwudziestego szóstego!
– Wysoki Trybunale, oskarżyciel nie może jednocześnie pełnić funkcji rzeczoznawcy-biegłego, który ustala stany rzeczowe!
– Odbieram świadkowi głos. Trybunał zawiesza kwestię odpowiedniości dwudziestego drugiego lub dwudziestego szóstego paragrafu instrukcji pokładowej do osobnego rozstrzygnięcia.



24.


W naszym świecie trudno znaleźć pustkowie, w którym nie będzie niczego oprócz przyrody, nieba nad głową i człowieka siedzącego na kamieniu. Człowieka, którego obowiązuje jedynie to prawo, jakie ma w sercu. Przez całe moje życie, gdziekolwiek bym się ruszył i cokolwiek bym robił, kontrolowały mnie miliony przepisów. Tysiące urzędników normalizowało każdą moją myśl i każdy postępek. Na wszystko mieli procedury. Przez cały czas usiłowali się mną opiekować i uchronić przed jakimkolwiek ryzykiem. Przez całe życie czułem się, jakbym miał dwanaście lat. I miliony rodziców.
Tu nikt się mną nie opiekuje. Mogę się upić, skręcić nogę, wylecieć w powietrze dzięki własnemu ładunkowi termicznemu albo wpaść do jakiejś studni. Wszystko na własne ryzyko.
Boże, co za ulga.



25.


Musiały jednak obowiązywać pewne reguły. Bez nich wojna zmieniała się w barbarzyńską bójkę.
Zatem, sześćset lat temu, stworzono Sztukę Wojny. Była to księga reguł. Niektóre z nich dotyczyły bardzo konkretnych spraw: nie wolno toczyć walk w Zakazanym Mieście, osoba cesarza jest święta... Inne zawierały ogólniejsze wskazówki prawidłowego i cywilizowanego prowadzenia działań wojennych. Były więc reguły dotyczące pozycji, taktyki, zachowania dyscypliny w szeregach, właściwej organizacji linii zaopatrzeniowych. Sztuka wytyczała optymalny kurs w każdej możliwej do wyobrażenia sytuacji. Spowodowała, że wojny w Imperium Agatejskim stały się bardziej rozsądne i zwykle złożone z krótkich okresów aktywności przedzielanych długimi okresami, kiedy wszyscy przeszukiwali indeks.



26.


– Rzecz w tym, że według pana Iksa ludzie dzielą się na „zwykłych" i „niezwykłych". Ludzie zwykli mają obowiązek żyć w posłuchu i nie wolno im naruszać prawa z tego względu, że należą do kategorii ludzi zwykłych. Ludzie niezwykli natomiast mają prawo, a nawet obowiązek popełniać najrozmaitsze zbrodnie i gwałcić prawa w każdy możliwy sposób z tego względu właśnie, że należą do ludzi niezwykłych. Tak pan napisał, jeśli mnie pamięć nie myli?
(…)
– Kategorię pierwszą, materiał, mówiąc najogólniej, tworzą ludzie, którzy już z natury są konserwatywni i solidni, żyją w posłuchu i posłuszeństwo sprawia im nawet przyjemność. Sądzę, że ludzie ci mają nawet obowiązek być posłuszni, gdyż takie jest ich przeznaczenie, zatem nie widzę w tym nic poniżającego. Ci zaś, którzy należą do kategorii drugiej, są wiecznie w walce z prawem, są burzycielami albo przynajmniej zwolennikami burzenia, zależnie od zdolności i możliwości. Przestępstwa tych ludzi są co do stopnia i rodzaju niezwykle zróżnicowane, w większości wypadków jednak przyświeca im jedna i ta sama idea przewodnia: chcą zburzyć to, co stare, w imię tego, co lepsze. Skoro taki człowiek dojdzie do przekonania, że droga do celu prowadzi przez krew i trupy, to moim zdaniem może w swoim sumieniu udzielić sobie przyzwolenia na przelanie krwi, zastrzegam się jednak, że tylko w granicach, których wymaga urzeczywistnienie założonego celu. Tylko w takim sensie pisałem w moim artykule o prawie do popełniania zbrodni. (Jak pan pamięta, zaczęliśmy od czysto prawniczej kwestii.) Poza tym nie ma potrzeby przejmować się tym zbytnio, bo przeważająca większość ludzkości nie uznaje tego prawa ludzi niezwykłych, gilotynuje i wiesza ich (mniej lub więcej), wypełniając w sposób całkiem uzasadniony swoje konserwatywne powołanie. Rzecz inna, że w generacjach późniejszych stawia się tych zgilotynowanych i powieszonych na piedestale i otacza się czcią (mniej lub bardziej). Kategoria pierwsza jest zawsze panią teraźniejszości, druga zaś – przyszłości. Pierwsza podtrzymuje świat i powiększa go ilościowo, druga zaś wstrząsa światem i prowadzi go do celu. Obie jednak mają jednakowe prawo do życia.



27.


My pierwsi zastąpiliśmy dziewiętnastowieczną liberalną etykę „fair play” etyką rewolucyjną dwudziestego wieku. I w tym mieliśmy słuszność: rewolucja, prowadzona zgodnie z zasadami gry w cricketa, jest absurdem. Polityka może byt względnie przyzwoita w chwilach wytchnienia, jakie daje nam historia; ale kiedy nadchodzą krytyczne, punkty zwrotne, tylko jedna stara zasada ma prawo bytu: cel uświęca środki. (…)
Tymczasem jednak myślimy i działamy na kredyt. Ponieważ odrzuciliśmy wszelkie konwencje i wszystkie zasady moralności sportowej, pozostała nam tylko jedna zasada przewodnia: konsekwentnej logiki. Jesteśmy pod potwornym naporem zmuszającym nas do tego, abyśmy szli za naszą myślą aż do ostatecznej konsekwencji i zgodnie z nią działali. Płyniemy bez balastu; stąd każde dotknięcie steru staje się sprawa życia lub śmierci.
(…)
Dla nas sprawa subiektywnej winy nie ma znaczenia. Kto się pomylił, musi zapłacić; kto ma racji, zostanie rozgrzeszony. Oto prawo kredytu historycznego; oto nasze prawo.



28.


OBROŃCA: Ależ o to chodzi: nie może jeden człowiek odpowiadać za czyny innego człowieka!
PROKURATOR: Wręcz przeciwnie: na tym właśnie jest oparta zasada odpowiedzialności prawnej. Inaczej nikogo nie moglibyśmy skazać za nic, chyba że wymierzalibyśmy karę ułamek sekundy po popełnieniu przestępstwa. Niech bowiem minie choćby rok – to już jest inny człowiek, różny nie tylko ciałem, ale przede wszystkim umysłem: z każdą sekundą mijającą od chwili przestępstwa, z każdym nowym doświadczeniem zmienia się osobowość, pamięć się rekonfiguruje, człowiek staje się kimś innym. Lecz mimo to go sądzimy, ponieważ prawo zakłada, że podobieństwo pozostaje wystarczająco duże, by pociągnąć go do odpowiedzialności.



29.


Odbiornik szumiał przez chwilę, po czym z głośników popłynął donośny głos czytający najnowszy komunikat.
– Zabrania się udzielać schronienia lub jakiejkolwiek innej pomocy temu niebezpiecznemu przestępcy. Ucieczka i pobyt na wolności kryminalisty, który planuje dokonanie aktu przemocy, to w dzisiejszych czasach sytuacja niecodzienna. Niniejszym informuje się wszystkich obywateli, że osoby, które odmówią współpracy z organami ścigania w schwytaniu Iksa, zostaną pociągnięte do odpowiedzialności prawnej. Powtarzam: Agencja Prewencji Federalnego Rządu Bloku Zachodniego prowadzi śledztwo, którego celem jest pojmanie i neutralizacja byłego komisarza, Iksa, który, zgodnie z danymi uzyskanymi metodą prekognicji, zostaje uznany za potencjalnego zabójcę i tym samym odbiera mu się prawo do wolności i wszystkie związane z nim przywileje.



30.


Nocą przychodzą archiwa,
Duszne, pękate, wyschnięte,
Pakami, stosami się tłoczą
Nad śpiącym referentem.

Z hipotek, magistratów,
Z wydziałów, kancelarii,
Złażą się nieboszczycy:
Papierowie umarli.

Od podłogi po sufit
Kładą się nudą, żmudą,
Trzeszczą requiem aeternam
Martwym człowieczym trudom.

A śmierć, śmieciarka skrzętna,
Siada nad tym śmietnikiem,
Stalowym paragrafem
Grzebie w nim, jak haczykiem.


===========


Dodane 29 kwietnia 2013:
Tytuły utworów, z których pochodzą konkursowe fragmenty, znajdziesz tutaj:

Rozwiązanie konkursu
Wyświetleń: 9012
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 43
Użytkownik: asia_ 16.04.2013 22:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
Przestrzeganie BiblioNETkowego regulaminu to podstawa, ale na tym lista ważnych przepisów się nie kończy. Hania Brrr. postanowiła nam o tym przypomnieć.

Zapraszamy do konkursu!

Spośród uczestników zabawy wylosowany zostanie zdobywca książki José Carlosa Somozy Przynęta. Zasady losowania: tutaj.
Użytkownik: benten 16.04.2013 23:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Przestrzeganie BiblioNETk... | asia_
O na bogów! Przynęta! Od lat w schowku, jeszcze nie w bibliotece. I tłumaczyła siostra mojej dawnej wykładowczyni... [ślinka cieknie prosto na klawiaturę]
Użytkownik: janmamut 16.04.2013 22:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
Tylko dlaczego [ciach! - policja konkursowa, dodatkowo zachęcona obywatelską postawą Konkursowiczki, budzi się do życia]? ;-)
Użytkownik: benten 16.04.2013 22:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Tylko dlaczego [ciach! - ... | janmamut
Już czołgi?
Użytkownik: janmamut 16.04.2013 22:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Już czołgi? | benten
Nie zakładałem, że ktoś może tego nie wiedzieć. Ale w razie czego jak najbardziej do usunięcia.
Użytkownik: benten 16.04.2013 22:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie zakładałem, że ktoś m... | janmamut
Ja też nie, ale coś się wydaje oczywiste, tylko wtedy, jak się już wie.
Użytkownik: hburdon 16.04.2013 23:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja też nie, ale coś się w... | benten
Nawet nie zdążyłam zobaczyć czołgu, tak szybko przemknął. Podziękowania dla Benten oraz policji konkursowej, a Mamutowi w trąbę! Ty się lepiej, Mamucie, przełam, i przyślij jakieś odpowiedzi na adres podany powyżej. Będzie mi bardzo miło.
Użytkownik: benten 16.04.2013 23:33 napisał(a):
Odpowiedź na: Nawet nie zdążyłam zobacz... | hburdon
Kwestia sporna chyba, czy to czołg. Jak się wie, to tak, a jak się nie wie - to się nie dowiemy.
Użytkownik: hburdon 17.04.2013 00:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Kwestia sporna chyba, czy... | benten
Już się dowiedziałam, iii, taki tam czołżek, bardzo w gruncie rzeczy zasadne pytanie o lokalizację dusiołka w konkursie. ;)
Użytkownik: Roy2002 17.04.2013 12:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
No i poszłooo... Choć jeszcze parę innych fragmentów natrętnie obija się o zaskorupiałe pokłady pamięci... Ech, skleroza :)
Użytkownik: hburdon 17.04.2013 12:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
A mówiłam, że będzie łatwe! :P

Już po pierwszej nocy z dusiołkami procesuje się ośmiu dzielnych konkursowiczów. Nadal bronią się dusiołki 1, 8, 9, 10, 14, 18, 19, 21, 27, 28.

Na wszystkie otrzymane emaile odpowiedziałam, więc jeśli ktoś odpowiedzi nie dostał, to proszę pisać raz jeszcze!
Użytkownik: mika_p 18.04.2013 00:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
Melduję, że się melduję :)
Użytkownik: hburdon 18.04.2013 00:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
Informuję uprzejmie, że pod koniec pierwszej doby konkursu, udział w nim bierze 11 konkursowiczów. Nic dziwnego, że dusiołki padają jak muchy -- nieodgadnięte zostały już tylko cztery: 1, 14, 27, 28. Najczęściej odgadywane są dusiołki 7 i 15.
Użytkownik: Rhaina 18.04.2013 13:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Informuję uprzejmie, że p... | hburdon
Mój debiut w konkursach. Od lat paru popatrywałam po konkursach, ale mię onieśmielał poziom współzawodników. Teraz mam czas, odwagę i ambitny plan zdobycia ponad 50% :)
Użytkownik: hburdon 18.04.2013 13:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Mój debiut w konkursach. ... | Rhaina
Do 50% to wiele ci nie brakuje, mam nadzieję, że zdobędziesz więcej!

A tymczasem moje cztery trudne dusiołki dzielnie się na razie bronią, jestem z nich bardzo dumna. Szczególnie z numeru 1, który parę osób ma w ocenach... Widać czytały po łebkach. ;)
Użytkownik: hburdon 18.04.2013 13:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Do 50% to wiele ci nie br... | hburdon
Spieszę donieść, że jedna osoba uniosła się ambicją i dusiołek numer 1 padł jak kawka.

Ale z 14, 27 i 28 nie pójdzie wam tak łatwo! ;)
Użytkownik: hburdon 19.04.2013 01:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
Jaka tu cisza... A tymczasem za kulisami zmaga się z paragrafami już 14 konkursowiczów. Najtrudniejsze okazały się 14 i 28, nadal niezdobyte...
Użytkownik: Zbojnica 19.04.2013 13:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
Czy ktoś coś wie o 8 i 9? :D I zechce się tą wiedzą podzielić ?:)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 19.04.2013 14:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy ktoś coś wie o 8 i 9?... | Zbojnica
Na 8 na razie nie mam pomysłu.
9 odgadłam dzięki specyficznej faunie, co prawda niewystępującej bezpośrednio w dusiołku, ale domyślnie obecnej na podstawie przeznaczenia pewnego wymienionego tam elementu. Fauna ukierunkowuje, a w określeniu tematyki pomaga przedmiot sporu, o którym mówi niejaki D., oraz użyty w sporze wybuchowy argument. Ale tylko jednemu z bliźniaków to przedsięwzięcie przynosi korzyści.
Użytkownik: Zbojnica 19.04.2013 14:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Na 8 na razie nie mam pom... | dot59Opiekun BiblioNETki
Oj, coś mi świta :D
Ślę do sprawdzenia :) A może coś o 18?...
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 19.04.2013 20:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Oj, coś mi świta :D Ślę ... | Zbojnica
18 nie jest tak do płaczu, jak najbardziej znane dzieło rodzica, choć parę momentów wzruszających też się znajdzie. No ale to środowisko z natury jest mało romantyczne...
Użytkownik: Zbojnica 19.04.2013 20:30 napisał(a):
Odpowiedź na: 18 nie jest tak do płaczu... | dot59Opiekun BiblioNETki
A to najsłynniejsze miało wizualizację może ?:)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 19.04.2013 20:41 napisał(a):
Odpowiedź na: A to najsłynniejsze miało... | Zbojnica
Ano, miało, w ósmej klasie na tym byłam - chodziło się parami najchętniej :-).
Użytkownik: Zbojnica 19.04.2013 20:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Ano, miało, w ósmej klasi... | dot59Opiekun BiblioNETki
O to chyba nie wiem :D Bo to co myślalam to jednak nie to ;). Coś o rodzicu może?
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 19.04.2013 21:07 napisał(a):
Odpowiedź na: O to chyba nie wiem :D Bo... | Zbojnica
Nie pisał o tym, o czym zajmował się zawodowo - to znaczy o samej dziedzinie, bo o środowisku wręcz często, w różnych odmianach. To najsłynniejsze również się rozgrywa w jego miejscu pracy, i dusiołek przez pewien czas też, ale w zupełnie autonomicznej części (jakiej - można odgadnąć po profesji osobnika, co złamał paragraf).
Użytkownik: Zbojnica 19.04.2013 22:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie pisał o tym, o czym z... | dot59Opiekun BiblioNETki
To już coś, dziękuję :)
A czy moje mataczenia troszkę pomogły? Bo jeśli nie, to postaram się inaczej.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 20.04.2013 20:51 napisał(a):
Odpowiedź na: To już coś, dziękuję :) ... | Zbojnica
Jedno już mam, nad dwoma myślę, ale dość ciężko, bo właśnie wróciłam z rodzinnej imprezy :-), chyba dopiero jutro zabiorę się na serio.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 19.04.2013 14:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
Na początek byłabym zainteresowana np. 17, 19, 21.
Użytkownik: Zbojnica 19.04.2013 14:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Na początek byłabym zaint... | dot59Opiekun BiblioNETki
17 - rodzic znany powszechnie, tylko ciężko stwierdzić, kto ma więcej fanów - tenże rodzic czy postać jaką stworzył. A postać to niebagatelna - amatorsko zabiera chleb niejednemu księdzu,a specjalizacje ma taką, że wcale się nie dziwię, że znalazła swe miejsce w konkursie o tej tematyce, bo niejeden paragraf złamała.

19 - jedna z książek, które moje pokolenie zaczytywało się wieczorami, o kórej dyskutowało się na przerwach i na lekcjach też. Wtedy to była bodaj jedyna rzecz o tej tematyce, teraz już pewnie by tak nie szokowała. Najbardziej na naszą wyobraźnię wówczas działał fakt, że bohaterka mogłabyby być naszą koleżanką z ławki.

21 - Kasia jednocześnie zwodzi i pomaga. Chociaż gdyby przejrzeć jedną ulubionych kategorii literackich szanownej Organizatorki (którą to kategorię dusiołek bardzo ładnie sugeruje), i rzucić okiem na to, co ma do powiedzenia, to..
Użytkownik: KrzysiekJoy 19.04.2013 16:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
Po przeczytaniu dusiołków, wygiąłem się jak chiński paragraf, ale przyznać muszę, że są tu paragrafy, za których złamanie warto pójść siedzieć.:-)
Użytkownik: hburdon 20.04.2013 19:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
Oficjalne mataczenie na weekend: trochę bardziej znany od rodzica 14 jest jego rodzic. Obaj związani są z miastem na S.
Użytkownik: hburdon 22.04.2013 13:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
Jako że nikomu jeszcze nie udało się uzyskać kompletu punktów, a z pomocą forumową też coś blado, służę kolejnym mataczeniem oficjalnym:

28 - nie tyle dramat, co opowiadanie w formie transkrypcji z procesu. Rodzic najbardziej znany z długich form.
Użytkownik: KrzysiekJoy 23.04.2013 17:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Jako że nikomu jeszcze ni... | hburdon
Paragraf 28 jak i 1 i 27 są dla mnie nie do złamania. Czekam na jakieś porady prawne.
Użytkownik: Zbojnica 23.04.2013 18:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Paragraf 28 jak i 1 i 27 ... | KrzysiekJoy
28 to i mnie przyprawia o czarną rozpacz, ale:
1 - możesz strzelać w ciemno, nie obawiając się, że złapiesz zbyt wiele srok za ogon. Jednak pamiętaj, że co nagle to po diable i że kropla drąży skałę ;)

27 - mnie naprowadziła ta gra drużynowa, nieczęsto bowiem zdarza się takie połączenie tej konkretnej dyscypliny sportu i tematyki dusiołkowej, którą fragment bardzo ładnie sugeruje. Rzekłabym nawet, że nie zdarzyło się nigdyy poza tym konkretnym dusiołkiem :).

A może znasz 14?
I dusiołka 25 - znam rodzica, ale tytułu ani rusz!
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 23.04.2013 20:39 napisał(a):
Odpowiedź na: 28 to i mnie przyprawia o... | Zbojnica
25 - autor prawdziwego dzieła o tematyce wymienionej w dusiołkowym kawałku mógłby sobie finezyjnie zakląć, i będzie tytuł z naddatkiem :-)
Na 14 pośrednio naprowadzają wymienione w dusiołku terminy geograficzno-topograficzne, które gdyby wskutek okoliczności historycznych nie zmieniły nazw, powieść pewnie by nie powstała (bo rodzic rodzica nie mógłby się tam przenieść z większego i sławniejszego miasta, którego dzielnicę on sam umieścił w tytule jednego swojego dzieła).
Użytkownik: Zbojnica 24.04.2013 19:49 napisał(a):
Odpowiedź na: 25 - autor prawdziwego dz... | dot59Opiekun BiblioNETki
No nie idzie mi z tą 14, za nic nie chce ruszyć z miejsca, chociaż geograficznie zlokalizowałam ;).
Służę wszystkimi innymi dusiołkami, tylko pomóżcie!! ;)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 24.04.2013 21:14 napisał(a):
Odpowiedź na: No nie idzie mi z tą 14, ... | Zbojnica
Gdy się czyta ten fragment, można by pomyśleć, że rodzic posługuje się stosownym językiem. A tymczasem wspomniany (i bardziej znany) rodzic rodzica chwycił za filipinkę czy stena, żeby jego potomek nie musiał mówić tym językiem, i swoje doświadczenia z tego czasu opisał w trzech częściach, dla rówieśników swojego potomka (i dla nich w ogóle napisał więcej niż dla dorosłych). Potomek zaś chyba lubi Mozarta, a poza tym też nie stroni od twórczości dla niewielkich :-).
Użytkownik: inaise 23.04.2013 20:50 napisał(a):
Odpowiedź na: 28 to i mnie przyprawia o... | Zbojnica
Jeśli chodzi o 25, pierwsze skojarzenie geograficzne jest myślę decydujące :)
(Jakby co, to uprasza się wymiar sprawiedliwości o usunięcie czołgu.)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 23.04.2013 20:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Paragraf 28 jak i 1 i 27 ... | KrzysiekJoy
Nie wymieniaj głośno tytułu 1 w obecności Marylka! :-)
Użytkownik: Sznajper 24.04.2013 09:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Paragraf 28 jak i 1 i 27 ... | KrzysiekJoy
Wątpię, żebyś dobrowolnie przeczytał 28. To nie jest Twój ulubiony gatunek literacki, nawet jeśli drugiego członu jest zdecydowanie więcej niż pierwszego.
Użytkownik: KrzysiekJoy 26.04.2013 11:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Wątpię, żebyś dobrowolnie... | Sznajper
Dzięki Sznajperku, ale i tak nie wiem, kto mógł ten fragment stworzyć, a nie jest to ktoś całkiem mi obcy.
1 i 27 to ja już odpuszczam, ale ta 28 bardzo mnie irytuje.
Użytkownik: Zbojnica 26.04.2013 12:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Dzięki Sznajperku, ale i ... | KrzysiekJoy
Rodzic 28 znany nawet w Hollywood parę lat temu był..a przynajmniej jedno z jego dzieł.
Użytkownik: hburdon 27.04.2013 15:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
Kochani, przedostatni dzień konkursu! Walczy w nim 19 konkursowiczów, ale jeszcze nikt nie zdobył kompletu punktów, chociaż niektórzy są naprawdę bardzo blisko!

Wydaje mi się, że na wszystkie emaile odpowiedziałam, więc jeśli ktoś odpowiedzi nie dostał, proszę o kontakt.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: