Przedstawiam KONKURS nr 161, który przygotowała
hburdon:
Drodzy Konkursowicze, witajcie i nic się nie bójcie; lex jest zawsze dura, ale konkurs tylko częściowo. Są fragmenty łatwe i trudne, nasze i obce. Krótkie i długie… Niektóre aż za długie, ale podobały mi się tak bardzo, że nie miałam serca ich przyciąć! Starałam się o różnorodność, więc mam nadzieję, że każdy znajdzie coś dla siebie.
Nieubłagane prawa konkursu:
Do rozpoznania jest
30 fragmentów, do zdobycia
60 punktów (po jednym za autora i tytuł).
Odpowiedzi proszę przysyłać do niedzieli
28 kwietnia, do godziny 23:59 na adres
[...]. Byłoby dobrze, gdyby przesyłka oprócz odpowiedzi zawierała dane umożliwiające identyfikację nadawcy.
Mataczących zachęca się do mataczenia, ale też nieśmiało uprasza się o rozwagę. Kolejne, bardziej oczywiste mataczenie zawsze można dopisać, natomiast ślady czołgu pozostaną na wieki odciśnięte w sercu autorki konkursu oraz sumieniu mataczącego!
1.
Nauka o wyznaczaniu kar trzymała się na początku zasad prawa odwetu równowartościowego (
lex talionis). Jeżeli ktoś wybił oko lub ząb albo złamał rękę patrycjuszowi, dokładnie to samo należało uczynić sprawcy. Jeżeli dom się zawalił i zabił właściciela, musiał również umrzeć architekt lub budowniczy. Jeżeli zaś zginął przy tym syn właściciela, skazywano na śmierć syna architekta lub budowniczego. Jeżeli jakiś mężczyzna uderzył i zabił dziewczynę, to nie on, ale jego córka musiała umrzeć. Stopniowo te kary płacone w naturze zaczęły ustępować odszkodowaniom pieniężnym, które z czasem zastąpiły je całkowicie. Odtąd można więc było wybić oko nieszlachcicowi za 60 szeklów srebra, a niewolnikowi za 30 szeklów. Bo wysokość kar zależała nie tyle od oceny uczynionej szkody, ile od pozycji społecznej sprawcy i poszkodowanego.
2.
Od czasów niepamiętnych kasta kapłanów śród Moriori utrzymywała, że ktokolwiek bądź krew ludzką rozlewał, zabijał własną
mana – honor swój, wartość, pozycję i duszę. Żaden Moriori schronienia by takiemu nie udzielił, jadłem nie uczęstował, nie konwersowałby ani nawet
patrzał na
persona non grata. Jeśli morderca na taki ostracyzm skazany nawet przetrwał zimę pierwszą, to i tak desperacja z samotności wynikła pchała go ku wyrwie w lodzie na Przylądku Young, gdzie życie sobie odbierał. Zważcie to, upraszał pan D'Arnoq. Dwa tysiące dziczy (jak pan Evans zgadywał), słowem i
czynem przykazania
Nie będziesz zabijał chroni, tworzy ramy ustnej Magna Carty dla podtrzymania harmonii przez sześćdziesiąt stuleci, co nieznana w inszych miejscach, odkąd Adam owocu z Drzewa Wiadomości Złego i Dobrego zakosztował.
3.
– Po wieczerzy Gmach zamykają, a ściśle przestrzegana reguła zabrania komukolwiek doń wchodzić. – Odgadł pytanie Iksa i dodał szybko, ale najwyraźniej z niechęcią:
– Oczywiście dotyczy to także mnichów, ale…
– Ale?
– Ale wykluczam całkowicie, pojmujesz, całkowicie, by jakiś famulus ważył się wejść doń w nocy. – Przez jego oczy przemknął uśmieszek jakby wyzwania, lecz szybki niby błyskawica lub spadająca gwiazda. – Powiedzmy, że baliby się; sam wiesz… niekiedy zakazy wydane prostaczkom wspiera się paroma groźbami, jak chociażby przepowiednią, że jeśli ktoś okaże nieposłuszeństwo, zdarzy się coś straszliwego ze zrządzenia sił nadprzyrodzonych. Natomiast mnich…
– Rozumiem.
– Nie tylko, ale mnich mógłby mieć inne powody, żeby zapuścić się w zakazane miejsce, mam na myśli powody… jak by powiedzieć? Rozumne, aczkolwiek sprzeczne z regułą…
4.
IKS: To cały pogrzeb? (…) To cała ceremonia? Tylko tyle?
DOKTOR: Obrządek został i tak rozszerzony
Aż po granice zakreślone prawem.
Zgon zmarłej budzi podejrzenia. Gdyby
Najwyższy nakaz nie przemógł przepisów,
Leżałaby w nie poświęconej ziemi,
Póki nie zagrzmią trąby Sądu. Zamiast
Słowa modlitwy, spadłby na jej trumnę
Grad skorup, żwiru, kamyków. A jednak
Potraktowano ją wyrozumiale
I wolno nam ją chować z biciem w dzwony,
W dziewiczym wianku, z kwiatami u stóp.
5.
Ucieczka i bunt. Występek – przewidziany w osobnym paragrafie – ukarany został przedłużeniem więzienia do lat pięciu, z tych dwa lata w podwójnych kajdanach. Trzynaście lat. Dziesiątego roku znów przyszła jego kolej i skorzystał z niej znowu. I tym razem udało się nie lepiej. Trzy lata więzienia za nową próbę. Szesnaście lat. Na koniec trzynastego roku, jeśli się nie mylę, po raz ostatni próbował uciec, lecz go schwytano po czterech godzinach nieobecności. Za te cztery godziny dostał trzy lata. Dziewiętnaście lat. W październiku 1815 roku został zwolniony; zamknięto go w 1796 roku za wybicie szyby i zabranie bochenka chleba.
Tu, w nawiasie, słów kilka. Po raz drugi to, badając sprawy karne i potępiające wyroki prawa, autor tej książki spotyka się z kradzieżą chleba, która stała się przyczyną całkowitego upadku człowieka. Klaudiusz Nędzarz ukradł bochenek chleba. Statystyka angielska wykazuje, że na pięć kradzieży w Londynie bezpośrednią przyczyną czterech jest – głód.
6.
O wyznaczonej porze pan Iks odwiedził premiera i wyłuszczył swój plan. Gdy skończył, lord L. zmarszczył brwi.
– Ależ magiczne prawo przestało funkcjonować – oznajmił. – Nie ma prawników wyszkolonych w takich sądach. Kto poprowadzi sprawy? Kto osądzi oskarżonych?
– Ach! – Pan Iks wyciągnął gruby plik papierów. – Cieszę się, że wasza lordowska mość zadaje te pytania. Przygotowałem dokument opisujący funkcjonowanie Ławy Pięciu Smoków. Niestety, niewiele o tym nam wiadomo, ale zasugerowałem sposoby, które pozwolą przywrócić to, co utraciliśmy. Posłużyłem się przykładem kościelnych sądów z Doctor’s Commons. Jak wasza lordowska mość się przekona, przed nami wiele pracy.
Lord L. zerknął na dokumenty.
– Zbyt wiele, drogi panie – oświadczył głucho.
– To konieczne, zapewniam pana. Niezbędne! Jak inaczej regulować magię? Jak inaczej mamy strzec się niegodziwych magów i ich sług?
– Jakich niegodziwych magów? Jest tylko pan i pan Igrek.
– To prawda, ale…
– Czy w tej chwili czuje się pan szczególnie niegodziwy? Czy istnieje paląca potrzeba, by rząd Wielkiej Brytanii tworzył oddzielny organ prawa do kontrolowania pańskich występnych skłonności?
– Nie, ja…
– A może to pan Igrek wykazuje silną inklinację do mordowania oraz okaleczania bliźnich, tudzież kradzieży?
– Nie, lecz…
– Wobec tego zostaje nam tylko ten pan Zet, a jeśli się nie mylę, on nie jest magiem.
– Jednak jego zbrodnie podlegają paragrafom prawa magicznego. Powinien być sądzony przez Ławę Pięciu Smoków, to odpowiednia instytucja. Oto lista jego przewinień. – Pan Iks położył przed premierem następny dokument. – Proszę bardzo! Fałszywa magia, złe dążności i szkodliwa pedagogia. Żaden zwykły sąd sobie z tym nie poradzi.
7.
– Blisko miesiąc temu otrzymałem ten oto list, a mniej więcej przed dwoma tygodniami odpisałem, uważałem bowiem, że sprawa jest delikatnej natury i wymaga rozwagi. List jest od mego kuzyna, pana Iksa, który po mojej śmierci może wyrzucić was z tego domu, kiedy mu się tylko spodoba.
– Mój drogi! – zawołała jego żona – nie mogę tego słuchać spokojnie. Nie mów, proszę, o tym wstrętnym człowieku. Jakież to potworne, jakie okrutne, że twoim własnym dzieciom odbiorą twój majątek! Słowo daję, że gdybym była tobą, już dawno bym próbowała coś na to zaradzić.
J. i E. usiłowały wytłumaczyć jej, na czym polega majorat. Już nieraz podejmowały taką próbę, był to jednak temat, przy którym pani Igrek okazywała się niedostępna wszelkim argumentom. Gorzko narzekała na okrucieństwo, jakim jest odbieranie majątku rodzinie złożonej z pięciu córek i oddawanie go człowiekowi, który nic nikogo nie obchodzi.
– Cała ta rzecz jest oczywiście jak najbardziej niesprawiedliwa – odparł pan Igrek – i nic nie zdoła zetrzeć z pana Iksa hańby, jaką go okrywa dziedziczenie L. Jeśli jednak uważnie posłuchasz jego listu i zobaczysz, jak ten młody człowiek pisze, może zmiękniesz trochę.
8.
Gdyby można było wierzyć, że machina prawa, lekko tylko oliwiona złotem, zbada każdą poszlakę i przeprowadzi wszystkie dochodzenia, to historia wydarzeń, zapełniających te stronice, domagałaby się uwagi opinii publicznej na sali sądowej.
Jednakże w pewnych, nie dających się uniknąć sytuacjach prawo jest wciąż jeszcze zaprzysiężonym sługą długiej sakiewki, przeto historia ta opowiedziana być musi po raz pierwszy na tych kartkach. Tak, jak mógł ją był usłyszeć sędzia, tak teraz usłyszy czytelnik. Ani jedna ważna okoliczność – od początku wyjawiania prawdy aż do końca opowiadania – nie została podana jedynie na podstawie pogłosek. Autor tych wstępnych linijek (Iks) opisze tylko te wypadki, z którymi związany był bliżej niż inni, kiedy natomiast nie będzie się mógł oprzeć na własnych przeżyciach, zrezygnuje z roli narratora; w tym momencie zadanie jego podejmą inne osoby i przedstawią dalsze okoliczności sprawy stosownie do tego, co same widziały i słyszały, mówiąc równie jak on jasno i pewnie.
9.
– Nie macie, sukinsyny, żadnego prawa nas sądzić – zaczął. D. natychmiast ukarał go grzywną dziesięciu funtów. Kiedy odezwał się ponownie, był już bardziej grzeczny. – Wysoki Sąd nie może nam tego zrobić. Mieliśmy prawo, no wiecie, po tej nowej proklamacji i w ogóle. Te stare koncesje są już teraz całkiem nieważne, może nie? Przejeżdżaliśmy tylko obok, tak spokojnie, że bardziej nie można, a stare koncesje nie są już przecież dłużej ważne i mieliśmy prawo zrobić to, co zrobiliśmy. I wtedy wy, sukinsyny, to znaczy Wysoki Sąd, obrzuciliście nas dynamitem i w ogóle, i mieliśmy prawo się bronić, to znaczy chyba je mieliśmy, Wysoki Sądzie?
(…)
Motłoch zbliżał się, ogarnięty żądzą linczu. Iks złapał dubeltówkę Francois i wskoczył na stół.
– Zastrzelę pierwszego, który ich dotknie palcem przed wydaniem wyroku, tak mi dopomóż Bóg – zawołał.
Zatrzymali się. Iks nie dawał za wygraną.
– Z tej odległości nie mogę chybić. Chodźcie, spróbujcie tylko. Mam tutaj dwa ładunki na antylopy. Rozerwę zaraz któregoś na pół.
Cofnęli się w końcu, nie przestając gniewnie pomrukiwać.
– Może o tym zapomnieliście, ale istnieje jeszcze w tym kraju policja, a także paragraf dotyczący morderstwa. Powieście ich dzisiaj, to jutro inni będą wieszać was.
10.
Kto to słyszał, żeby diabła kłonicą zabili? Nie diabła Stacho zabił, tylko prześwietnego Regierungsratha. Sądzili go Prusacy za morderstwo, a on zaprzysiągł, że diabła zabił. Głupiego kmiotka przed sądem pruskim udawał, a przecie całej prawdy dojść nie było trudno. Ten ich Regierungsrath bardzo się chłopom dał we znaki, batem ich prał, wymyślał, kopał co opieszalszych. Niemało też chyba za skórę zalazł Stachowi. A że rezolutny był to chłopak, wieczorkiem napotkał samotnie idącego Regierungsratha i utłukł go kłonicą. Z zemsty i ze złości. Potem, jak się wszystko wydało, głupiego udał, a mądrzejszy był jak sędziowie pruscy. I co myślicie, panowie? Na śmierć go skazali? Nieprawda. Sześć tygodni aresztu dostał.
(…)
Gdyby tak ten Stacho wpadł w ręce sadu wojskowego, ani chybi, że odpowiedziałby swoją głową. Miał szczęście i stanął przed sądem kryminalnym. Pruski kodeks kryminalny miał tyle przeróżnych paragrafów, że i skończyło się tylko na sześciu tygodniach aresztu.
11.
Więźniów wyprowadzano i przedstawiano ich piłatom z roku tysiąc dziewięćset czternastego, rezydującym na parterze. A sędziowie śledczy, nowocześni piłaci, zamiast rzetelnie umyć ręce, posyłali sobie po paprykarz i piwo pilzneńskie do Teissiga, dostarczając coraz nowych oskarżeń prokuraturze.
Tutaj w większości wypadków znikała wszelka logika, a zwyciężał §, dusił §, bałwanił §, parskał §, śmiał się §, groził §, zabijał §, i nie przepuszczał nikomu.
Byli to żonglerzy praw, kapłani liter kodeksowych, pożeracze oskarżonych, tygrysy austriackiej dżungli, wymierzający skok na oskarżonego podług numerów paragrafów.
Wyjątek stanowiło kilku panów (tak samo jak i w dyrekcji policji), którzy kodeksem nie przejmowali się nadmiernie, bowiem wszędzie znajdzie się ziarno pszenicy wśród kąkolu.
12.
Weźmy na przykład choć tę sprawę. Rozpędzam ludzi, a na brzegu, na piaseczku leży trup topielca. Jakim prawem, pytam, tu leży? To ma być porządek? Co na to rewirowy? Dlaczego ty, powiadam, władz nie zawiadamiasz? Może ten topielec sam się utopił, a może ta sprawa Sybirem pachnie? Może to morderstwo kryminalne... A rewirowy Żygin nie zwraca najmniejszej uwagi, tylko papierosa pali. „Też – powiada – nauczyciel się znalazł. Skądeście – powiada – takiego wzięli? Czy to my bez niego – powiada – nie znamy naszych obowiązków?" Widocznie, powiadam, nie znasz, durniu jeden, kiedy tu stoisz i nawet uwagi nie zwracasz. „Ja – odpowiada rewirowy – jeszcze wczoraj dałem znać komendantowi posterunku". Po co, pytam, komendantowi posterunku? Czy taki jest paragraf kodeksu? Czy w wypadkach, kiedy się kto utopi albo powiesi, lub coś w tym rodzaju, komendant jest potrzebny? To, powiadam, jest sprawa kryminalna, cywilna... Tu, powiadam, trzeba jak najprędzej wysłać meldunek do pana sędziego i do sądu, a przede wszystkim powinieneś, powiadam, sporządzić protokół i posłać panu sędziemu pokoju. A on, ten rewirowy, słucha i śmieje się. I chłopi śmieją się również. Wszyscy się śmieli, wasza wielmożność. Pod przysięgą mogę to zeznać. I ten się śmiał, i tamten, i Żygin też się śmiał. Czego, powiadam, szczerzycie zęby? A rewirowy mówi: „Sędzia pokoju tych spraw nie rozsądza". Od samych tych słów aż mnie febra zatrzęsła.
13.
Każda obraza kobiety godzi w jej naturalnego obrońcę, któremu przysługuje prawo pociągnięcia obraziciela do odpowiedzialności honorowej. Na tej podstawie przysługują następujące zastępstwa mężczyznom w obronie czci kobiety:
a) mężowi w obronie czci żony;
(…)
d) gospodarz domu, jeżeli u niego zniewaga kobiety miała miejsce, o ile jest przy tym obecny;
e) w każdym innym wypadku mężczyzna, który jej towarzyszy, a gdy ich jest kilku, najmłodszy z nich;
f) mężczyzna, który prowadzi kobietę pod rękę, nawet wówczas, gdy obecni są przy tym krewni obrażonej.
14.
Hummel był od początku przekonany, że z Augustastrasse nie wyjdzie. Chyba że do obozu. Wprawdzie sporządzając na chłodno rachunek, jaki mogłoby mu wystawić gestapo, znajdował na nim drobne sumy, ale zimą czterdziestego czwartego (dopiero później sobie uprzytomnił, że aresztowano go niemal dokładnie w siódmą rocznicę śmierci ojca) nie liczyła się już specjalnie wysokość sum, starczał rachunek, jeśli już został wystawiony. (…) Jeszcze w latach dwudziestych zdarzało się, że go wzywano w sprawie wieców, pochodów i jakichś burd wynikłych z tych okazji, ale kończyło się to zwykle złożeniem podpisu pod jakimś oświadczeniem, parę razy grzywną. Potem już nie zetknął się w sposób znaczący z policją polityczną. Tylko raz i tylko w pracy zrobili u niego dość niedbałą rewizję. Było to po pożarze Reichstagu, gdy dobierano się chętnie do lewicowych kartotek. I później był jeszcze jeden znaczący raz, lecz ten miał charakter anegdoty, potwierdzającej w sumie przekonania inżyniera w owej kwestii. W lecie trzydziestego roku szef policji w S., Maier, wydał zakaz noszenia brunatnych koszul i faszyści, na znak protestu, wdziali koszule białe, w których paradowali z jeszcze większą butą, czując w żyłach zew nowej, prześladowanej religii. Hummel, wracając któregoś wieczoru w grupie przyjaciół z piwiarni u Semmlera, natknął się na gromadę biało odzianych gówniarzy wznoszących okrzyki przed lokalem za demontowaną stocznią Vulcan. W knajpie tej, latem wystawiającej drewniane stoły na zewnątrz, przed pokrzywione krzewy bzu, zbierali się czasami komuniści, a czasem po prostu grała muzyka, lało się piwo i tania wódka. Ludzi Hummela było mniej, ale byli starsi, roślejsi, podochoceni piwem i pewniej się czuli na styku robotniczych dzielnic Zabelsdorf, Bredow i Züllchow. Wrzasnęli: o, ale czyściutkie chłopaki, i pochwyciwszy kilku, wytarzali ich w glinie i pokrzywach gęsto porastających plac między nieczynną cegielnią i drogą wiodącą wzdłuż starych stoczniowych pochylni.
15.
Był więc tylko jeden kruczek, paragraf, który stwierdzał, że troska o własne życie jest dowodem zdrowia psychicznego. Iks był wariatem i mógł być zwolniony z lotów. Wystarczyło, żeby o to poprosił, ale gdyby to zrobił, nie byłby wariatem i musiałby latać nadal. Iks byłby wariatem, gdyby chciał dalej latać, i byłby normalny, gdyby nie chciał, ale będąc normalny musiałby latać. Skoro latał, był wariatem i mógł nie latać; ale gdyby nie chciał latać, byłby normalny i musiałby latać. Igrek był wstrząśnięty absolutną prostotą działania tego paragrafu, czemu dał wyraz pełnym podziwu gwizdnięciem.
16.
– Oczywiście... hm... uzyskałem pozwolenie wglądu w korespondencję domowników Sunshine Manor. Przed tygodniem przeczytałem list, w którym Ian zaprasza cię do siebie, a trzy dni temu twoją odpowiedź, w której dziękujesz za zaproszenie i oświadczasz, że pojutrze przyjedziesz tam na dwa tygodnie.
– Hm... – powiedział Iks. – Zważywszy, że prawa naszego kraju zabraniają władzom ingerencji w prywatne życie obywateli i zapewniają, między innymi, tajemnicę korespondencji...
– Istnieje u nas paragraf dotyczący dobra publicznego. W pewnych specjalnych i umotywowanych wypadkach może on być stosowany. Wydawało nam się, że jest to właśnie jeden z tych wypadków, a Home Office uznało to za słuszne. Czytałem więc te listy, jak by to powiedzieć, w imieniu Jej Królewskiej Mości.
17.
– Ksiądz znowu złożył skargę.
– A fe. Duchowny, a kapuś.
– To poważna sprawa. Zapewne wiecie, że zarówno profanowanie mogił, jak też okradanie nieboszczyków to przestępstwo? Jest na to odpowiedni paragraf.
– Ksiądz zeznał, że jestem hieną cmentarną?
– Coś w tym guście.
– Jeśli go spotkacie, to przekażcie mu, że rzucanie fałszywych oskarżeń na bliźnich zostało zakazane przez ósme przykazanie dekalogu.
– Przydałoby się was przymknąć.
– A
corpus delicti?
– Że co?
– Dowód winy. Żeby mnie zapudłować, musicie mi udowodnić, że to ja rozkopuję groby.
– To da się udowodnić w toku śledztwa poszlakowego.
18.
– No cóż, proszę pana, paragraf osiemnasty Kodeksu Kryminalnego Stanów Zjednoczonych głosi, że każdy bezprawny czyn popełniony na terenie federalnej własności podlega naszej jurysdykcji. Zwróciliśmy uwagę na działalność doktora L. dzięki pielęgniarce pracującej w Szpitalu Weteranów, która zaczęła coś podejrzewać w związku ze śmiercią jednego z pacjentów. Obawiała się, że sprawca mógłby uderzyć ponownie. Urząd nasz śledził oskarżonego dniami i nocami oraz uzyskał zezwolenie na założenie mikrofonu przy łóżku zmarłego.
– Co było tego powodem?
– Mieliśmy podstawy, żeby przypuszczać, że kapitan C. będzie jego następną ofiarą.
– Co na to wskazywało?
– Wiedzieliśmy, że młodszy brat kapitana usiłował go zabić podczas ostatnich świąt Bożego Narodzenia. Biedny dzieciak obsesyjnie usiłował zakończyć cierpienia brata.
S. poprawił się prędko: – A w każdym razie, jemu się zdawało, że jego brat bardzo cierpiał.
– I czego dowiedział się pan z taśmy?
– Słyszeliśmy, jak doktor L. powiedział kapitanowi C., że go uśmierci.
19.
W G. człowiek uczył się po prostu automatycznie robić to, co zabronione. Na przykład zabroniona była zabawa we wszystko, co było fajne. Właściwie wszystko było zabronione. W G. co krok stoją tabliczki. Te tak zwane tereny parkowe między wieżowcami to przecież parki tabliczek. Większość z nich zabrania oczywiście czegoś tam dzieciom.
Potem przepisywałam sobie napisy z tabliczek do pamiętnika. Pierwsza tabliczka była od razu na drzwiach klatki schodowej. Po klatce i w najbliższym otoczeniu domu dzieciom wolno było właściwie chodzić tylko na paluszkach. Zabawa, bieganie, jazda na wrotkach i na rowerze – zabronione. Dalej trawniki i w każdym rogu tabliczka „Nie deptać trawników”. Takie tabliczki stały przy byle kawałku zieleni. Nawet z lalkami nie wolno nam było rozłożyć się na trawniku. Była też taka maciupeńka grządka z różami i obok wielka tabliczka: „Teren zielony pod ochroną”. Pod tym od razu numer paragrafu, z którego człowieka ukarzą, jak za blisko podejdzie do tych nędznych różyczek.
20.
Iks przez całe swoje życie tęsknił za tym, by móc pozdzierać tablice, które zabraniały wszystkiego, co było mu miłe – teraz więc drżał z zapału i oczekiwania. Zaczął od „PALENIE WZBRONIONE”. Potem zaatakował „SIEDZENIE NA TRAWIE WZBRONIONE”. Następnie rzucił się na „ZABRANIA SIĘ ŚMIAĆ I GWIZDAĆ”, a w końcu „SKAKANIE WZBRONIONE” poleciało daleko przez park.
21.
Kiedy inspektor, idąc w stronę drzwi, mijał dzieci, znowu rzucił na nie uważne spojrzenie.
„Na pewno by się do nas odezwał – pomyślała Kasia – gdyby nie był taki zmęczony”. Ogromnie się czegoś bała. Nawet gdyby mieli dostać nie wiadomo jaką burę, z pewnością nie bałaby się aż tak bardzo. Czuła, że coś znacznie silniejszego niż ludzka osoba miało władzę nad nimi, coś bardziej potężnego, coś, wobec czego nawet policjanci musieli się ukorzyć. Wiedziała, że tym czymś jest prawo – prawo, z którego „nie wolno sobie stroić żartów”.
22.
Miłypan za okienkiem w kracie nie miał przy sobie Pały.
– Czego bywatele władzy papragaf ustawa praworządności Dokumenty! Dokumenty! Czego?
Adaś stanął na palcach i pokazał Milipantowi papiery Oficjalne.
– Przyszliśmy do babci, proszę pana. I wujka. I siostry. Małej.
Miłypan zgarbił się nad Dokumentami.
Przeczytał. Wyprostował się. Zasalutował.
– Tędy, bywatele.
Poszli za Milipantem.
23.
– Instrukcja, Wysoki Trybunale, nie przewiduje szczegółowo wszystkich okoliczności, jakie mogą powstać na pokładzie. To jest zresztą niemożliwe. Gdyby to było możliwe, wystarczyłoby, aby każdy członek załogi na pamięć się jej nauczył i wtedy dowodzenie nie byłoby w ogóle potrzebne.
– Panie przewodniczący, oskarżenie protestuje przeciwko tego rodzaju ironicznym uwagom świadka!
– Świadek zechce odpowiadać zwięźle i prosto na pytania oskarżyciela.
– Słucham. A więc nie uważam, żeby dowódca musiał wydawać w owej sytuacji specjalne rozkazy. Był obecny; widział i rozumiał, co się dzieje; jeśli milczał, znaczyło to, że wedle dwudziestego drugiego paragrafu instrukcji pokładowej, zezwala pilotowi na działanie zgodne z jego rozeznaniem własnym.
– Wysoki Trybunale, świadek fałszywie interpretuje brzmienie dwudziestego drugiego paragrafu instrukcji pokładowej żeglugi kosmicznej, ponieważ odpowiedni jest tu paragraf dwudziesty szósty, który mówi o sytuacjach niebezpiecznych.
– Wysoki Trybunale, sytuacja, która powstała na „Goliacie”, nie była niebezpieczna ani dla statku, ani dla zdrowia i życia załogi.
– Świadek, Wysoki Trybunale, wykazuje najwyraźniej złą wolę, gdyż zamiast dążyć do ustalenia prawdy obiektywnej, w swoich zeznaniach usiłuje per fas et nefas usprawiedliwiać postępki oskarżonego Iksa, który był dowódcą statku! Sytuacja, w jakiej statek się znalazł, niewątpliwie należała do takich, które obejmuje brzmienie paragrafu dwudziestego szóstego!
– Wysoki Trybunale, oskarżyciel nie może jednocześnie pełnić funkcji rzeczoznawcy-biegłego, który ustala stany rzeczowe!
– Odbieram świadkowi głos. Trybunał zawiesza kwestię odpowiedniości dwudziestego drugiego lub dwudziestego szóstego paragrafu instrukcji pokładowej do osobnego rozstrzygnięcia.
24.
W naszym świecie trudno znaleźć pustkowie, w którym nie będzie niczego oprócz przyrody, nieba nad głową i człowieka siedzącego na kamieniu. Człowieka, którego obowiązuje jedynie to prawo, jakie ma w sercu. Przez całe moje życie, gdziekolwiek bym się ruszył i cokolwiek bym robił, kontrolowały mnie miliony przepisów. Tysiące urzędników normalizowało każdą moją myśl i każdy postępek. Na wszystko mieli procedury. Przez cały czas usiłowali się mną opiekować i uchronić przed jakimkolwiek ryzykiem. Przez całe życie czułem się, jakbym miał dwanaście lat. I miliony rodziców.
Tu nikt się mną nie opiekuje. Mogę się upić, skręcić nogę, wylecieć w powietrze dzięki własnemu ładunkowi termicznemu albo wpaść do jakiejś studni. Wszystko na własne ryzyko.
Boże, co za ulga.
25.
Musiały jednak obowiązywać pewne reguły. Bez nich wojna zmieniała się w barbarzyńską bójkę.
Zatem, sześćset lat temu, stworzono Sztukę Wojny. Była to księga reguł. Niektóre z nich dotyczyły bardzo konkretnych spraw: nie wolno toczyć walk w Zakazanym Mieście, osoba cesarza jest święta... Inne zawierały ogólniejsze wskazówki prawidłowego i cywilizowanego prowadzenia działań wojennych. Były więc reguły dotyczące pozycji, taktyki, zachowania dyscypliny w szeregach, właściwej organizacji linii zaopatrzeniowych. Sztuka wytyczała optymalny kurs w każdej możliwej do wyobrażenia sytuacji. Spowodowała, że wojny w Imperium Agatejskim stały się bardziej rozsądne i zwykle złożone z krótkich okresów aktywności przedzielanych długimi okresami, kiedy wszyscy przeszukiwali indeks.
26.
– Rzecz w tym, że według pana Iksa ludzie dzielą się na „zwykłych" i „niezwykłych". Ludzie zwykli mają obowiązek żyć w posłuchu i nie wolno im naruszać prawa z tego względu, że należą do kategorii ludzi zwykłych. Ludzie niezwykli natomiast mają prawo, a nawet obowiązek popełniać najrozmaitsze zbrodnie i gwałcić prawa w każdy możliwy sposób z tego względu właśnie, że należą do ludzi niezwykłych. Tak pan napisał, jeśli mnie pamięć nie myli?
(…)
– Kategorię pierwszą, materiał, mówiąc najogólniej, tworzą ludzie, którzy już z natury są konserwatywni i solidni, żyją w posłuchu i posłuszeństwo sprawia im nawet przyjemność. Sądzę, że ludzie ci mają nawet obowiązek być posłuszni, gdyż takie jest ich przeznaczenie, zatem nie widzę w tym nic poniżającego. Ci zaś, którzy należą do kategorii drugiej, są wiecznie w walce z prawem, są burzycielami albo przynajmniej zwolennikami burzenia, zależnie od zdolności i możliwości. Przestępstwa tych ludzi są co do stopnia i rodzaju niezwykle zróżnicowane, w większości wypadków jednak przyświeca im jedna i ta sama idea przewodnia: chcą zburzyć to, co stare, w imię tego, co lepsze. Skoro taki człowiek dojdzie do przekonania, że droga do celu prowadzi przez krew i trupy, to moim zdaniem może w swoim sumieniu udzielić sobie przyzwolenia na przelanie krwi, zastrzegam się jednak, że tylko w granicach, których wymaga urzeczywistnienie założonego celu. Tylko w takim sensie pisałem w moim artykule o prawie do popełniania zbrodni. (Jak pan pamięta, zaczęliśmy od czysto prawniczej kwestii.) Poza tym nie ma potrzeby przejmować się tym zbytnio, bo przeważająca większość ludzkości nie uznaje tego prawa ludzi niezwykłych, gilotynuje i wiesza ich (mniej lub więcej), wypełniając w sposób całkiem uzasadniony swoje konserwatywne powołanie. Rzecz inna, że w generacjach późniejszych stawia się tych zgilotynowanych i powieszonych na piedestale i otacza się czcią (mniej lub bardziej). Kategoria pierwsza jest zawsze panią teraźniejszości, druga zaś – przyszłości. Pierwsza podtrzymuje świat i powiększa go ilościowo, druga zaś wstrząsa światem i prowadzi go do celu. Obie jednak mają jednakowe prawo do życia.
27.
My pierwsi zastąpiliśmy dziewiętnastowieczną liberalną etykę „fair play” etyką rewolucyjną dwudziestego wieku. I w tym mieliśmy słuszność: rewolucja, prowadzona zgodnie z zasadami gry w cricketa, jest absurdem. Polityka może byt względnie przyzwoita w chwilach wytchnienia, jakie daje nam historia; ale kiedy nadchodzą krytyczne, punkty zwrotne, tylko jedna stara zasada ma prawo bytu: cel uświęca środki. (…)
Tymczasem jednak myślimy i działamy na kredyt. Ponieważ odrzuciliśmy wszelkie konwencje i wszystkie zasady moralności sportowej, pozostała nam tylko jedna zasada przewodnia: konsekwentnej logiki. Jesteśmy pod potwornym naporem zmuszającym nas do tego, abyśmy szli za naszą myślą aż do ostatecznej konsekwencji i zgodnie z nią działali. Płyniemy bez balastu; stąd każde dotknięcie steru staje się sprawa życia lub śmierci.
(…)
Dla nas sprawa subiektywnej winy nie ma znaczenia. Kto się pomylił, musi zapłacić; kto ma racji, zostanie rozgrzeszony. Oto prawo kredytu historycznego; oto nasze prawo.
28.
OBROŃCA: Ależ o to chodzi: nie może jeden człowiek odpowiadać za czyny innego człowieka!
PROKURATOR: Wręcz przeciwnie: na tym właśnie jest oparta zasada odpowiedzialności prawnej. Inaczej nikogo nie moglibyśmy skazać za nic, chyba że wymierzalibyśmy karę ułamek sekundy po popełnieniu przestępstwa. Niech bowiem minie choćby rok – to już jest inny człowiek, różny nie tylko ciałem, ale przede wszystkim umysłem: z każdą sekundą mijającą od chwili przestępstwa, z każdym nowym doświadczeniem zmienia się osobowość, pamięć się rekonfiguruje, człowiek staje się kimś innym. Lecz mimo to go sądzimy, ponieważ prawo zakłada, że podobieństwo pozostaje wystarczająco duże, by pociągnąć go do odpowiedzialności.
29.
Odbiornik szumiał przez chwilę, po czym z głośników popłynął donośny głos czytający najnowszy komunikat.
– Zabrania się udzielać schronienia lub jakiejkolwiek innej pomocy temu niebezpiecznemu przestępcy. Ucieczka i pobyt na wolności kryminalisty, który planuje dokonanie aktu przemocy, to w dzisiejszych czasach sytuacja niecodzienna. Niniejszym informuje się wszystkich obywateli, że osoby, które odmówią współpracy z organami ścigania w schwytaniu Iksa, zostaną pociągnięte do odpowiedzialności prawnej. Powtarzam: Agencja Prewencji Federalnego Rządu Bloku Zachodniego prowadzi śledztwo, którego celem jest pojmanie i neutralizacja byłego komisarza, Iksa, który, zgodnie z danymi uzyskanymi metodą prekognicji, zostaje uznany za potencjalnego zabójcę i tym samym odbiera mu się prawo do wolności i wszystkie związane z nim przywileje.
30.
Nocą przychodzą archiwa,
Duszne, pękate, wyschnięte,
Pakami, stosami się tłoczą
Nad śpiącym referentem.
Z hipotek, magistratów,
Z wydziałów, kancelarii,
Złażą się nieboszczycy:
Papierowie umarli.
Od podłogi po sufit
Kładą się nudą, żmudą,
Trzeszczą requiem aeternam
Martwym człowieczym trudom.
A śmierć, śmieciarka skrzętna,
Siada nad tym śmietnikiem,
Stalowym paragrafem
Grzebie w nim, jak haczykiem.
===========
Dodane 29 kwietnia 2013:
Tytuły utworów, z których pochodzą konkursowe fragmenty, znajdziesz tutaj:
Rozwiązanie konkursu