MĘSKA RZECZ,
DAMSKIE SPRAWY
czyli płciowe dyskusje o książkach toczą Dorota Tukaj i Michał Urbaniak
Pod lupą:
Królewicz Śnieżek. Baśniowe stereotypy płci
Dorota Tukaj Wszyscy lubimy baśnie, zgadzasz się? Jest w nas jakieś takie zapotrzebowanie na historie, w których dobro zwycięża zło, a bohaterowie po różnych dramatycznych przejściach żyją długo i szczęśliwie (albo przynajmniej na to się zanosi). I mamy ten nieśmiertelny kanon opowieści, który powinien pozostać nienaruszony. Czerwony Kapturek zawsze ma grzecznie zmierzać do domku babci, Śpiąca Królewna zapadać w sen, a Kopciuszek gubić feralny pantofelek.
Michał Urbaniak Tymczasem baśnie stanowią nader wdzięczny materiał dla twórczych przeróbek. Dość wspomnieć
Małą syrenkę. Disneyowska wersja zmienia mroczną, brutalną historię o poświęceniu w kolejną płaską opowieść z lukrowanym happy endem. Ale to nie tylko Disney! Istnieją również znacznie odważniejsze wariacje! Warner Bros stworzyło kreskówkę, w której zły wilk jest biznesmenem w garniturze, a Czerwony Kapturek striptizerką. Wśród innych ciekawych filmów można wymienić:
Prawdziwą historię Czerwonego Kapturka czy
7 krasnoludków - historia prawdziwa. Ale i literatura nie boi bawić się znanymi baśniowymi motywami. Pamiętasz jak Piękna u Sapkowskiego uprawiała erotyczne ekscesy z Bestią? Albo kojarzysz casus
Króla i króla, gdzie mamy ślub dwóch królewiczów?
D.T. Można by wymienić całą litanię takich literackich czy filmowych zabaw z konwencją. Ale o ile u Sapkowskiego to jest ironiczna gra podkreślająca umowność świata przedstawionego, a
Król i król ma bardzo określony cel edukacyjny – nauczenie dzieci tolerancji dla odmiennej orientacji seksualnej – o tyle
Królewicz Śnieżek to próba zmiany baśniowej rzeczywistości na jeszcze bardziej nierealną… Stare baśnie zostają napisane od nowa…
M.U. I tak niemrawy chłopiec zwany Czerwonym Kapturkiem spotyka w lesie jurną wilczycę, która nauczy go
ars amandi, Śpiący Królewicz czeka na wyzwolenie przez królewnę, Kopciuszek-mężczyzna pokornie znosi swój los, biedny chłopiec z petardami walczy o przeżycie, a pewien rycerz nie może spać na ziarnku prochu…
D.T. Taaak… kolejna literacka prowokacja…
M.U. Na pewno! Ale prowokacja, która łączy się z próbą zdemaskowania prawideł patriarchalnego świata, powielanych przez baśnie. Każdemu z tych literackich eksperymentów towarzyszy rozmowa autorki zmienionych bajek, Agnieszki Suchowierskiej z Wojciechem Eichelbergerem, jednym z najbardziej znanych polskich psychoterapeutów. Badacze pokazują klasyczną interpretację baśni, by potem porozmawiać o baśni
a rebours.
D.T. I próbują na siłę udowodnić „niezgodność” dawnych bajek z dzisiejszymi normami społecznymi…
M.U. Nie jest to znowu takie głupie. Postaci w klasycznych wersjach są wtłaczane na siłę w pewne płciowe schematy. Książę musi być męski, dumny i waleczny, a po pojedynku ze smokiem czy innym ustrojstwem koniecznie zdobywa swoją nagrodę: królewnę. A co z królewną? Ta ma być piękna, delikatna i biernie czekać na swego wybawcę. Wszystko wieńczy stosowny morał. Tymczasem okazuje się, że odwracając z góry rozdane role, możemy dostrzec w baśniach nowe możliwości interpretacyjne.
D.T. Ehm… ale tylko gdy z założenia uważamy, że trzeba w nich szukać podtekstów. A może nie trzeba? Czy naprawdę musimy się wzorować na freudystach i dopatrywać się różnych dziwnych rzeczy w każdym przejawie fantazji?
„Wilk najpierw pożera babcię, która znajduje się w opozycji do zbuntowanej matki Kapturka. (…) matka ego wysyła do lasu swoje id – popędowość i zmysłowość – które reprezentuje tu dziewczynka w czerwonym kapturku. (…) Wilk rozprawia się z babcią superego, która przeszkadza mamie, i w ten sposób wyzwala wewnętrzne dziecko, id mamy”. Już widzę, jak ludzie wymyślający tę bajkę parę wieków temu albo bracia Grimm podczas tworzenia wersji literackiej, snuli podobne rozważania… Ratunku!
M.U. No, na pewno nie snuli, a jednak jakiś morał z tej opowieści wypływa, prawda? Ja tam wierzę Bettelheimowi, kiedy pisze, że Czerwony Kapturek to bajka o stawaniu się kobietą i dojrzewaniu płciowym! To mnie przekonuje! A Grimmowie mogli myśleć tak: uważaj, dzieweczko, na swej drodze spotkasz dwa typy mężczyzn. Jeden to wilk – będzie cię kusił zejściem na łączkę, gdzie ładne kwiatki rosną, ale to w gruncie rzeczy tylko podlec, który chce cię wykorzystać. Lepiej trzymać się myśliwego – statecznego i z dużą strzelbą. Oto co dziewczynki miały wyczytać z tej baśni! O!
D.T. Jak to się mówi, w każdej bajce trochę prawdy jest… Biorąc pod uwagę czasy, w których baśnie powstawały, taki przekaz wydawał się całkiem sensowny. Zresztą i dziś nie widzę nic złego w ostrzeżeniu przed pochopnym zadawaniem się z nieznajomymi – mało w prasie historii o dziewczynach poczęstowanych na dyskotece pigułką gwałtu?
M.U. Bo w ogóle u nas wychowanie seksualne jest w powijakach! Gdyby było konsekwentnie prowadzone od przedszkola, mniej by było różnych dramatów. Może właśnie dobrym wyjściem jest przemycenie jego elementów w odnowionych baśniach?
D.T. Potrzebne jest, zgadzam się, ale przecież nie do tego celu służą baśnie. Baśń jest po to, by człowiek na pięć minut uwierzył w niemożliwe - w spełnianie marzeń, w triumf dobra - by nie musiał myśleć ani o wychowaniu seksualnym, ani o innych przyziemnych sprawach. Co prawda mogą w nich być elementy edukacyjne, ale raczej takie z gatunku etyczno-moralnych: jeśli kogoś skrzywdzisz, prędzej czy później spotka cię kara; jeśli kłamiesz, w końcu ktoś to odkryje i utrze ci nosa. A seks w dzisiejszych czasach wyłazi z każdego kąta – jest w piosenkach, jest w literaturze, w filmie, niech więc nawiedzeni specjaliści przestaną go pchać chociaż do tych klasycznych baśni!
M.U. Wydaje mi się, że czasy się zmieniają, więc i baśnie należałoby nieco przekształcić. Zresztą wychodzi to w rozmowach obojga autorów. Trudno się z nimi nie zgodzić, gdy twierdzą na przykład:
„Obecnie wśród młodzieży dominuje seksualność kobieca czy dziewczęca. To dziewczyny coraz częściej całkiem jawnie rozdają karty. A przestraszeni, zakapturzeni chłopcy są podrywani, wyhaczani spod ścian, które podpierają”.
D.T. Żeby tego uniknąć, to nie baśnie należy zmieniać, tylko zbiorowo puknąć się w głowę i przestać wydawać durne gazety dla nastolatek, z których wynika, że dwunastoletnia dziewczynka ma wyglądać jak celebrytka, w pełnym makijażu, z biustem wypchanym „push-upami” i z pępkiem na wierzchu, za to w żaden sposób nie wynika, że za seks należy się brać wtedy, kiedy się umie wziąć odpowiedzialność za całe swoje życie!
M.U. No to, to swoją drogą… Ale ja nadal uważam, że klasyczne baśnie krzewią nieaktualne i krzywdzące płciowo wzorce!
D.T. A nie uważasz, że tak samo jak inne teksty kultury są one odzwierciedleniem czasów, w których powstawały? Zmieniać baśnie to znaczy fałszować historię ludzkości.
M.U. Dla wszystkich baśni znajdzie się miejsce – i tych klasycznych, i tych uwspółcześnionych. Sama idea
Królewicza Śnieżka jest szczytna. Problem w tym, że te teksty pod względem literackim pozostawiają naprawdę dużo do życzenia. Wszystko jest takie sztampowe. A przecież nawet chcąc przekazać pewne idee i bazując na gotowym schemacie, można pozwolić sobie na jakieś większe wyrafinowanie! Suchowierska ma świetne pomysły na te baśnie – ale realizacja nawet nie tyle kuleje, co jeździ na wózku inwalidzkim! Wszystko wydaje się napisane na szybko i w ten sposób, aby po prostu odhaczyć kolejny punkt na fabularnej liście. Efekt jest taki, że każda kolejna baśń wydaje się pisana trochę na siłę.
D.T. No bo skoro się chce coś udowodnić, a nie ma się mocnych argumentów… Przecież autorzy dowolnie naciągają interpretacje baśni, żeby im pasowały do postawionych tez. Przykład – w
Królewnie Śnieżce wyraźnie mowa o złej macosze – co ma uzasadnienie socjologiczne (macochy w większości przypadków były co najmniej niechętnie nastawione do pasierbów płci dowolnej, bo stanowili oni dla nich przeszkodę w dziedziczeniu po mężach i można na to znaleźć dowody w źródłach historycznych od starożytnego Rzymu poczynając), ale pan Eichelberger WIE, że
„mamy do czynienia z kamuflażem sugerującym, że w tak podły sposób można traktować tylko pasierbicę, a nie własne dziecko. Ale w istocie mowa tu o zachowaniu charakterystycznym dla matki, nie dla macochy.”
M.U. No właśnie, księżniczki, królowe, babcie, macochy… Szkoda, że autorzy skupiają się przede wszystkim na przedstawicielkach płci pięknej (które to mają być pokornymi księżniczkami cierpliwie czekającymi na męskiego wybawcę) i rzadko mówią o tym, jak takie stereotypy są krzywdzące dla mężczyzn.
D.T. Ale gdzie tam rzadko! Bajka pierwsza:
„zaradny, pracowity, męski superojciec staje się dla syna negatywnym bohaterem” i dlatego chłopiec chce być
„najgorszy. Ale też wyjątkowy”. Bajka druga: królewna królewiczowi daje do zrozumienia, że musi on
„najpierw stać się mężczyzną.” Bajka trzecia:
„mężczyźni są ofiarami swojej własnej legendy. Mitu nieczułego, silnego wojownika, macho, supermana, który musi zaprzeczyć wrażliwemu chłopcu w sobie. Zabić go. Chociaż na szczęście nie da się go całkiem unicestwić i to jest pierwszy pozytywny przekaz”. Bajka piąta:
„Mężczyźni często próbują kompensować zmniejszającą się siłę biologiczną w taki sposób, że zdobywają wysoką pozycję społeczną albo duże pieniądze, które mają im dodawać seksualności”;
„współcześnie seksapil, szczególnie w środowiskach miejskich, często bierze się stąd, że mężczyzna ma dużo pieniędzy” (swoją drogą, dlaczego współcześnie i dlaczego w środowiskach miejskich – a cóż innego Reymont w Chłopach opisywał? Jagnę ciągnęło do sześćdziesięciolatka czy do jego zagonów i kufrów?),
„starzejący się ojciec także może być zazdrosny o syna, niepokoić się, że młody wedrze się do małżeńskiego łoża”…
M.U. No i mamy bajkę o chłopcu z petardami – odpowiedniku dziewczynki z zapałkami Andersena…
D.T. To jedyny naprawdę dobry tekst w tym zbiorze! To nie bajka, to przeraźliwie realistyczna analiza aspołecznych zachowań dziecka z rodziny patologicznej. Wbrew temu, co piszą autorzy, nie tylko chłopcy
„manifestują złość na cały świat, niekoniecznie na kogoś lub na coś konkretnego. Niekoniecznie na tych, którzy ich naprawdę skrzywdzili”. Wystarczy się przejść po poprawczakach albo popytać kuratorów – dziewczynki także kradną, piją, ćpają, także demonstrują zachowania agresywne (sprawa gimnazjalistki-nożowniczki na przykład). I ten parytet nie jest sprawą dzisiejszych czasów, w XIX-wiecznej Anglii dzieci obojga płci żebrały na ulicach i umierały z zimna i głodu.
M.U. I tylko szkoda, że wszystkich tekstów nie przerobiono w ten sposób… Warto jeszcze na pewno zwrócić uwagę na odważne zabawy językiem, zgodne z założeniami całego zbioru. W małych ilościach są one nawet ciekawe (w
Śpiącym Królewiczu mamy na przykład Królę i Królowego). Problem w tym, że ich nagromadzenie sprawia, że baśnie są trudne w odbiorze… no dobrze, nie bawmy się w eufemizmy! Niestrawne! Mam tu na myśli oczywiście
Nowe szaty cesarzy. Język tej baśni przez zmiany rodzajowe staje się nieco toporny…
D.T. Nieco toporny?! Koszmarny! Była sobie
„piękna kraja” w której rządziła
„cesarza”,
„miała przy swej boce cesarzowego” i
„męski służb”, ble, ble, ble… A na koniec
„bachora dostała klapsę w dupa, popłakała trochę i więcej nie powtarzała głupotów” … i
„wszystko znalazło się na swojej miejscy”.
M.U. Ot, przerost formy nad treścią!
D.T. Oj, tak… Zdecydowanie wolałabym normalną rozmowę o tym, czy i w jaki sposób baśnie kształtują nasze przekonania w kwestii ról społecznych kobiet i mężczyzn, bez udziwniania i bez obudowywania teoriami rodem z psychoanalizy.
M.U. Ja tam lubię takie eksperymenty – byle były dobre literacko, a na tym
Królewicz Śnieżek… niestety się wykłada!
D.T. A według mnie nawet większości tych teorii lansowanych przez dwójkę badaczy nie da się obronić. Można je raczej włożyć między… baśnie? Hm!
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.