Dodany: 16.03.2013 23:12|Autor: asia_

Książki i okolice> Konkursy biblionetkowe

1 osoba poleca ten tekst.

„KIEDY UŁAN Z KONIA SPADNIE...”, czyli OSTATNIA WALKA w LITERATURZE - KONKURS nr 159


Przedstawiam przygotowany przez Dot59 KONKURS nr 159:



„KIEDY UŁAN Z KONIA SPADNIE...”, CZYLI OSTATNIA WALKA W LITERATURZE

„Jak to na wojence ładnie,
Kiedy ułan z konia spadnie...”
(Władysław Tarnowski, „Jak to na wojence ładnie”)

Tak to już jest, że jeśli się ktoś zaczyna parać bronią – białą, palną, laserową czy magiczną, zawodowo czy doraźnie, w intencjach szlachetnych czy zgoła nieczystych - musi się liczyć z tym, że i jego wróg ma broń, być może równie skuteczną. A skoro tak, któraś z kolei walka – czasem setna albo tysięczna, a czasem już pierwsza – może być dla niego ostatnią.
Zapraszam więc chętnych na pola literackich bitew, pojedynków i wszelkich innych starć zbrojnych, w których pada z bronią w ręku 30 bohaterów (przeważnie, choć nie tylko, pozytywnych, i nie zawsze pierwszoplanowych).
Jeśli w tekście padają imiona/nazwiska wyjątkowo ważnych postaci, zostały utajnione i zastąpione literami X,Y,Z, mniej ważne oznaczone są pierwszymi literami imion/nazwisk.
Za każdy fragment można otrzymać 2 punkty – odpowiednio po jednym za autora i tytuł (w przypadku utworów poetyckich tytuł wiersza, nie tomiku) - maksymalnie 60 punktów; liczba strzałów nieograniczona. Jeżeli więcej osób zdobędzie taką samą liczbę punktów, zostaną uhonorowane stosownym laurem w kolejności nadesłania finałowych maili.
Termin nadsyłania odpowiedzi upływa 28 marca (czwartek) o północy.
Odpowiedzi wysyłajcie na adres: [...]. W tytule podajcie swój nick biblionetkowy.
Jeżeli nie życzycie sobie podpowiadania, czy znacie dusiołka/rodzica, zaznaczcie to w pierwszym mailu. Wszystkie dusiołki znajdziecie w moich ocenach.
Odpowiedzi na maile spodziewajcie się głównie późnym popołudniem lub wieczorem.

Powodzenia!




1.


Miał piętnaście lat,
był najlepszym uczniem z polskiego.
Biegł z pistoletem
na wroga.

Zobaczył oczy człowieka,
powinien był strzelić w te oczy.
Zawahał się.
Leży na bruku.

Nie nauczyli go
na lekcjach polskiego
strzelać w oczy człowieka.



2.


Strzelano doń bez przerwy i zawsze chybiano. Żołnierze i gwardziści śmieli się biorąc go na cel. On zaś padał, zrywał się, krył się w kącie bramy, wyskakiwał, znikał, ukazywał się znowu, uciekał, wracał, odpowiadał na ogień kartaczy grając na nosie, a jednocześnie plądrował w ładownicach, opróżniał je i napełniał swój koszyk. Powstańcy dysząc z trwogi nie spuszczali z niego oczu. Barykada drżała, G. śpiewał. Nie było to dziecko, nie był to mężczyzna, ale jakiś przedziwny chłopak-czarodziej; jakiś - rzekłbyś - chochlik bitewnego zamętu, którego nie imały się kule. Goniły go, lecz on był od nich zwinniejszy. Bawił się ze śmiercią w jakąś przerażającą ciuciubabkę; ilekroć zbliżała się do niego beznosa twarz widma, chłopak częstował ją szczutkiem.
Jedna wszakże kula, lepiej wymierzona lub bardziej od innych zdradziecka, dosięgła wreszcie to dziecko - błędny ognik. G. zachwiał się i osunął na ziemię. Cała barykada krzyknęła; ale w tym Pigmeju było coś z Anteusza. Dla ulicznika dotknąć bruku znaczyło tyle, co dla olbrzyma dotknąć ziemi. G. upadł tylko po to, żeby zaraz się podnieść; usiadł na bruku, długa smużka krwi przecinała mu policzek, podniósł w górę obie ręce, spojrzał w stronę, z której padł strzał i zaczął śpiewać: (...). Nie dokończył. Druga kula tego samego strzelca przerwała piosenkę wpół słowa. Tym razem upadł twarzą na bruk i nie poruszył się więcej. Wielka dusza małego człowieczka odleciała.



3.


Hura... chłopcy... nasi...- krzyczał P. i popuściwszy cugli rozgorączkowanemu koniowi, popędził naprzód ulicą.
Na przedzie słychać było strzały. Kozacy i huzarzy, i oberwani jeńcy rosyjscy, biegnący po obu stronach drogi, wszyscy krzyczeli coś głośno i niewyraźnie. Zuchowaty, bez czapki, z czerwoną chmurną twarzą Francuz w niebieskim płaszczu odpierał bagnetem huzarów. Gdy P. podjechał, Francuz już upadł. „Znowu się spóźniłem” - błysnęło w głowie Pieti i pocwałował tam, skąd słychać było gęste strzały. Strzelano na podwórzu tego samego dworu, gdzie był wczoraj w nocy z D. Francuzi usadowili się za płotem, w gęstym, zarośniętym krzakami sadzie, i strzelali do kozaków skupionych przy bramie. Podjeżdżając do bramy P. w dymie prochowym zobaczył D.z bladą, aż zielonkawą twarzą, krzyczącego coś do żołnierzy. „Objeżdżać! Czekać na piechotę!” - krzyczał w chwili, gdy P. do niego podjeżdżał.
- Czekać?... Huraaa!...- krzyknął P. i nie zwlekając ani chwili popędził ku miejscu, skąd rozlegały się strzały i gdzie dym był gęściejszy. Huknęła salwa, zagwizdały pusto kule i w coś plusnęły. Kozacy i D. wjeżdżali śladem P. w bramę dworu. W falującym, gęstym dymie jedni Francuzi rzucali broń i wybiegali z krzaków ku Kozakom, inni uciekali z góry do stawu. P. pędził na swym koniu przez podwórze, lecz zamiast trzymać cugle, dziwnie i szybko machał obiema rękami i coraz bardziej zsuwał się z siodła na jedną stronę. Koń, wpadłszy w tlące się w porannym świetle ognisko, nagle osadził się i P. zwalił się ciężko na ziemię. Kozacy widzieli, jak zaczął trzepać rękami i nogami, mimo że głowa się nie poruszała. Kula mu ją przebiła.



4.


Wzniósł miecz wysoko w geście rycerskiego salutu dla wroga. Ku jego zaskoczeniu, nieprzyjaciel odpowiedział nań z powagą i godnością. Wtedy smok zanurkował z rozwartą paszczą, gotów rozszarpać rycerza ostrymi jak brzytwy kłami. S. zakręcił mieczem groźnego młyńca, zmuszając smoka do szarpnięcia głową wstecz, jeśli nie chciał jej stracić. Sturm miał nadzieję, że powstrzyma w ten sposób jego lot. Potwór jednakże dzięki skrzydłom zachował równowagę, a jeździec kierował nim pewną dłonią, w drugiej ręce trzymając włócznię o błyszczącym grocie.
S. stał twarzą zwrócony na wschód. Na wpół oślepiony przez jaskrawe słońce, widział smoka jako czarną plamę. Dostrzegł, że stwór zniża swój lot, nurkując poniżej poziomu murów (...).
Przez chwilę zalane słońcem niebo było puste, a potem smok wyskoczył zza krawędzi murów. Od jego przeraźliwego wrzasku pękały S. bębenki, a głowę wypełnił ból. Rycerz zakrztusił się smrodliwym oddechem smoczej paszczy. Zachwiał się, czując zawroty głowy, lecz utrzymał się na nogach i zadał cios mieczem. Prastara klinga trafiła smoka w lewe nozdrze. Chlusnęła czarna krew. Smok ryknął z wściekłości.
Cios ten jednak okazał się kosztowny. S. nie miał czasu zasłonić się.
Smoczy władca uniósł włócznię, której grot błysnął ogniście w słońcu. Nachyliwszy się, wbił ją głęboko, przeszywając zbroję, ciało i kości.
Słońce S. zostało strzaskane.



5.


Kiedy W. szykował się, by aby poprowadzić swą sekcję w dół, na płonące głęboko pod nim pobojowisko, obejrzał się na Petera Goffa i pozdrowił go otwartą dłonią w ostatnim przyjacielskim ostrzeżeniu, aby uważał; po czym przeważył się, rozpoczynając zwykły manewr lotu nurkowego i oto w jego teleskopowym celowniku pojawił się płonący krążownik.
Kiedy przeleciał jakieś trzysta metrów, pikując przez wątły i sporadyczny ogień obrony przeciwlotniczej, samolot W. został trafiony. Na złowróżbny wstrząs i zgrzytliwy, okropny odgłos rwącego się metalu i dziwny widok wyszczerbionego kawałka, w jakim odleciała część niebieskiego skrzydła, a z kikuta łysnął wiśniowy ogień, pierwszą reakcją było osłupiające zaskoczenie. Nigdy nie przypuszczał, że go zestrzelą, choć znał ryzyko. Mając przed oczyma swój wyrok śmierci, wciąż nie mógł w to uwierzyć. (...)
Samolot przewrócił się na bok i poszedł w dół korkociągiem, strasznie rozdygotany, buchając płomieniem z silnika. Niebieskie morze obracało się W. w kółko i w kółko przed oczyma, w obramowaniu z ognia. Pod sobą widział już blisko pieniące się szczyty fal. Gorączkowo starał się otworzyć kopułkę, ale nie mógł. Krzyknął do Cornetta, żeby skakał, ale bez odpowiedzi. W kokpicie robiło się coraz goręcej i w tym dotkliwym upale jego spięte ciało, wisząc w pasach, miotało się i miotało. Wreszcie się odruchowo rozluźnił. Nic już nie mógł poradzić. Zrobił, co mógł, a teraz czas umrzeć. Ciężkie to będzie dla ojca, ale przynajmniej będzie z niego dumny. Ostatnia jego logiczna myśl była właśnie taka, o swoim ojcu.
Woda podrywała się ku niemu skłębioną, kipiącą, spienioną falą. Czy już po wszystkim?
Okropny ból przeszył W., kiedy ogień rzucił mu się na twarz, oślepiając go w ostatnich momentach życia. Uderzenie o wodę przyszło jak straszny cios w ciemności.



6.


Wódz H. zapłonął wściekłym gniewem, krzyknął, rozwinął swoją chorągiew, Czarnego Węża na krwawym szkarłacie, i runął do ataku na sztandar Białego Konia i zieleni, a za nim gnał tłum H.; wzniesione w górę ich krzywe szable migotały niby rój gwiazd.
X. zobaczył go, a nie chcąc czekać biernie na napaść, pomknął na spotkanie przeciwnika. Starli się ze straszliwym impetem. Lecz biała furia rycerzy północy rozgorzała goręcej, lepiej też znali wojenne rzemiosło, bieglej i bardziej zabójczo władali długimi włóczniami. Mniej ich było, lecz rąbali sobie drogę przez tłum H. niby przesiekę w lesie. W najgęstszym bitewnym wirze przecisnął się X., syn Y. Włócznia jego śmignęła w powietrzu godząc w nieprzyjacielskiego dowódcę. Błyskawicznie dobył miecza i jednym ciosem rozszczepił drzewce chorągwi wraz z ciałem chorążego; Czarny Wąż opadł na ziemię. Resztka rozgromionej konnicy H. umknęła w popłochu.
Lecz nagle w tym momencie tryumfu złota tarcza króla przygasła. Jasny poranek zniknął z nieba. Przesłonił go znowu mrok. Konie zarżały stając dęba. Ludzie spadali z siodeł.
- Do mnie! Do mnie! - krzyknął X. - Naprzód, dzieci E.! Nie lękajcie się ciemności!
Ale oszalały ze strachu Śnieżnogrzywy wspiął się na zadnie nogi, jakby walcząc z powietrzem, i z głośnym rżeniem zwalił się na bok, przeszyty czarną strzałą. Król runął wraz z koniem, przygnieciony jego ciężarem.



7.


No, w imię Boże, zaczynamy! X. krótko błyska latarką.
Jeden z młodych ludzi unosi się z ziemi, robi zamach ramieniem - i pada. Kilogramowy granat - filipinka - wali pod płot baraku. Sekunda ciszy i… Błysk! Płomień! Potężny huk! Dym i kurz...
Wybuch - to przerażenie wrogów, wybuch - to znak do szturmu. Powinni się zerwać, pędzić, strzelać!
Nikt się nie rusza… Są oszołomieni potęgą wybuchu. Przywarli do ziemi jak urzeczeni. W łomocie serca - bezwolni...
W izbie - wrzask. W oknie miga hełm wartownika z karabinem.
Jasne pioruny! Ten śmiertelny bezwład chwili kryzysu.. To samo co pod Arsenałem i w Celestynowie!
- Naprzód!- wrzeszczy X. nienaturalnym głosem i oderwany od ziemi pędzi ku furtce.
Odrętwienie znikło. Zerwał się M., pędzą inni.
Furtka! X. kopie nogą drzwi, skacze na próg, czuje za sobą tupot dziesiątka stóp towarzyszy broni.
Strzał z okna! Wali coś w pierś! Zapiera oddech...
Jak cuglami szarpnięty koń, wpiera się X. stopami w deski werandy i powoli skręca półobrotem. Słania się ku ścianie. A obok, w czującym zwycięstwo pędzie przebiegają jego ludzie, wpadając do izb. Strzał po strzale... Gęsto... Wrzaski strachu i wybuchowe krzyki bitewnego upojenia…
Głosy stają się coraz dalsze, coraz cichsze...



8.


K. i jego towarzysze wyglądali na niewzruszonych. Podjęli atak ze wzmożoną siłą.
A. ponownie zasypał K. deszczem pocisków, wypróbowując jego tarczę. Ten odpowiedział potężnym ciosem. A. stworzył sieć uderzeń cieplnych, które otoczyły K. ze wszystkich stron, podobnie jak to uczyniła X. w ostatniej rundzie jej pojedynku z R. (...).
X. spojrzała na nieprzyjaciół. K. stał wyprostowany i uśmiechnięty. Pozostałym też nie brakowało pewności siebie, ale ciosy uderzające w jej tarczę stały się zdecydowanie słabsze.
A. zrobił krok do przodu - i jeszcze jeden. Twarz K. sposępniała. X. ruszyła za A. w kierunku I. Wysyłała własne uderzenia i poczuła przypływ satysfakcji, kiedy cofnęli się. (...).
Poczuła ból w łydce. Zachwiała się i usłyszała krzyk A. Spojrzała na dół: między fałdami dolnej części szaty dostrzegła głęboką ranę. A. chwycił ją za rękę.
Ale zamiast ją podeprzeć, pociągnął ją całym ciężarem na ziemię. Upadła na kolana, odwróciła się do niego i zamarła.
A. klęczał obok niej z twarzą pobladłą i wykrzywioną przez ból. Plama jasnej czerwieni przyciągnęła jej wzrok ku jego dłoni, zaciskał palce na rękojeści sachakańskiego noża.
Noża tkwiącego głęboko w jego klatce piersiowej.
Upadł na bok i osunął się na plecy.



9.


Tak się rycerz w szlachetnym czuciu ubezpiecza.
Wraz dobywszy ciężkiego i ostrego miecza,
Leci śmiało wielkimi na Y. kroki,
Jak orzeł wyniesiony na górne obłoki,
Z chmury spada na pole, a gorąco pragnie
Drżącego wziąć zająca albo młode jagnię
Tak X. z mieczem w ręku na Y. wpada.
Ten nawzajem, a strasznie w sercu się rozjada,
Cały Hefajsta cudnym puklerzem okryty,
Na głowie świeci się blask czworoczubnej kity,
Groźnie ją wstrząsa; włosy na kształt błyskawicy
Jaśnieją, pływające na wierzchu przyłbicy.
A jak gdy ziemię w czarnych cieniach noc zagrzebie,
Hesper swym blaskiem gwiazdy przygasza na niebie:
Tak od ostrza Y. dzidy blask przerażał.
Wstrząsał on długi pocisk, a pilnie uważał,
Którędy by X. dosiągł dzidą swoją.
X. cały Patrokla okryty był zbroją,
Mała tylko część gardła jego odsłoniona,
Gdzie kość połącza miękką szyję i ramiona,
Lecz tędy duch żywotny najłatwiej wychodzi.
W to miejsce grotem Pelid zapalony godzi.
Przebita na pół szyja od srogiego ciosu (...).



10.


Idąc za nim, na próżno szukałem w myśli środka, który by go nakłonił do powstrzymania się od udziału w czekającej nas walce. Nie wymyśliłem żadnego, bo żadnego nie było. Co bym był dał wtenczas i dziś jeszcze za to, gdybym mógł znaleźć jakieś wyjście! Byłem do głębi wzruszony, a on także, pomimo wielkiej władzy nad sobą, nie mógł opanować wzruszenia. Głos drżał mu jeszcze, gdy wzywał ludzi:
- Już całkiem ciemno. Ruszajmy! (...).
- Naprzód, X.! - zawołałem. - Inaczej wszystko przepadło!
Nasi towarzysze, znajdujący się na górze, zauważyli, co się na dole dzieje, i czym prędzej spuścili linę. W pół minuty potem byliśmy już na ziemi, ale równocześnie błysnęły ze szczeliny dwa strzały. X. runął na ziemię.
Stanąłem, nie mogąc zrobić kroku z przerażenia.
- X., mój przyjacielu - zawołałem - czy cię kula trafiła?



11.


Tymczasem tłum zbliżał się do niego półkolem, on zaś stał w cieniu - olbrzymi, oparty o drzewo - i czekał z mieczem w ręku.
Tłum zbliżał się coraz bardziej. Na koniec zagrzmiał głos komendy:
- Bierz go!
Co żyło, rzuciło się naprzód. Krzyki umilkły. Ci, którzy nie mogli się docisnąć, świecili atakującym. Wir ludzki kłębił się i przewracał pod drzewem - jęki tylko wydobywały się z tego wiru i przez długi czas nie można było nic rozpoznać. Nareszcie krzyk przestrachu wyrwał się z piersi atakujących. Tłum pierzchnął w jednej chwili.
Pod drzewem został pan X., a pod jego nogami kupa ciał drgających jeszcze w agonii.
- Sznurów, sznurów! - zabrzmiał jakiś głos.
Wnet jezdni kopnęli się po sznury i przywieźli je w mgnieniu oka. Wówczas po kilkunastu tęgich chłopów chwyciło za dwa końce długiego powroza, starając się przykrępować pana X. do drzewa.
Ale pan X. ciął mieczem - i chłopi z obu stron padli na ziemię.(...)
Dąb, zrośnięty z dwóch potężnych drzew, osłaniał środkową wklęsłością rycerza - z przodu zaś, kto zbliżył się na długość miecza, marł nie wydawszy nawet krzyku. Nadludzka siła pana X. zdawała się wzrastać jeszcze z każdą chwilą. (...) naokół rozległy się dzikie wołania:
- Uk! uk!...
Wówczas na widok łuków i strzał wysypywanych z kołczanów pod nogi poznał i pan X., że zbliża się godzina śmierci, i rozpoczął litanię do Najświętszej Panny.



12.


Służył w Galicji w 7 batalionie strzelców polowych, a gdy doszło do walki na bagnety, został raniony kulą w głowę. Kiedy sanitariusze nieśli go na punkt opatrunkowy, sfukał ich brzydko i krzyczał, że z powodu takiego bagatelnego zadrapania nie pozwoli nakładać sobie opatrunku. I znowuż chciał ze swoim plutonem ruszyć naprzód, ale granat urwał mu stopę. Znowu chcieli go zanieść na punkt opatrunkowy, ale on kusztykał na linii bojowej, opierając się na kijku i tym kijkiem bronił się przed nieprzyjacielem, aż przyleciał nowy granat i urwał mu tę rękę, w której trzymał kijek. Przełożył kijek do drugiej ręki, ryknął wściekle, że im nie daruje, i Bóg wie, jakby się to wszystko skończyło, gdyby go po chwili nie rozszarpał na drobne kawałki szrapnel. Bardzo możliwe, że gdyby go nie wykończyli, to byłby też dostał wielki srebrny medal za męstwo.



13.


Z nawyku skoczył major na równe nogi, ale śpi.
- Panie majorze, Niemcy! O, ich karabin.
X. bierze karabin:
- Dobrze, wracaj na ubezpieczenie.
Dobiega Lech – X. stoi zupełnie nieprzytomny.
- Patrz, Lech, karabin niemiecki - obraca broń w ręce. A już gruchnęły strzały.
- Weź patrol na kierunek drogi!- krzyczy wytrzeźwiony X. do Lecha.
Jaki tu patrol, kiedy nieprzyjaciel na karku! Lech biegnie do ułanów, zaciągających popręgi. „Za mną!”. Ociągają się. Tam - pewna śmierć, a tam - ucieczka. Oprzytomnieli. Pobiegli samopiąt osłaniać odwrót.
A tymczasem X. skoczył do Romana i szarpie go za rękę. Roman już słyszy strzały, słyszy krzyki: Halt!, ale chce się łudzić, że to sen.
- Romek, wstawaj!- krzyczy major.
- Co takiego?- pyta Roman (byle odwlec, byle jeszcze chwileczkę).
- Niemcy!- krzyczy w ucho X..
Teraz i Roman przytomnieje. Rzuca siodło na konia, popręży.
A już słychać głos X. w innym miejscu:
- Alicki, do mnie!
Ogień narasta, widać do szpicy niemieckiej dobiega ich oddział. Koń Romana się płoszy, skacze mu na plecy, przewraca, niknie w gąszczu. Roman biegnie ku Niemcom, z nagła wynurzają mu się o piętnaście metrów. Rzuca granaty, strzela z visa. Popadali. Pierzchli. Roman wraca, na polance nikogo nie ma, napatacza się Bem. „Gdzie major?”
W majora uderzyła salwa z odległości siedmiu-ośmiu metrów. Drgnął, pokazał na krzaki, wpadł w nie z Dołęgą i Tadkiem.



14.


- Mocnyś w gębie - rzekł spokojnie C., młynkując ostrzem. - Sprawdzimy, czy nie tylko. A., X. Uciekajcie.
- C...
- Biegnijcie - poprawił się - na pomoc Y.
Pobiegły. X. podtrzymywała utykającą A.
- Sam tego chciałeś – B. zmrużył blade oczy, postąpił, obracając mieczem.
- Sam tego chciałem? - powtórzył głucho C. - Nie. Tak chce przeznaczenie.
Skoczyli ku sobie, ścięli się szybko, otoczyli dziką migotaniną kling. Korytarz napełnił się szczękiem żelaza, od którego, zdawało się, drży i kołysze się marmurowa rzeźba.
- Niezłyś - charknął B., gdy się rozłączyli. - Niezłyś, junaku. (...) Już po tobie. Szykuj się na śmierć.
- Mocnyś w gębie.
C. odetchnął głęboko. Starcie przekonało go, że z rybiookim ma nikłe szanse. Typ był dla niego za szybki i za silny. Jedyną szansą było to, że się spieszył, by ścigać X. I wyraźnie się denerwował.
B. zaatakował znowu. C. sparował cięcie, zgarbił się, skoczył, chwycił przeciwnika w pasie, pchnął na ścianę, łupnął kolanem w krocze. B. złapał go za twarz, z mocą grzmotnął w bok głowy głowicą miecza, raz, drugi, trzeci. Trzecie uderzenie odrzuciło C. Zobaczył blask klingi. Sparował odruchowo.
Zbyt wolno.



15.


Za trzecią salwą Gileta porucznik Dobiecki padł bez jęku u stóp Godebskiego. Pułkownikowi łza w oku zabłysła. Wsparł się na drzewcu sztandaru i pochylił się ku adiutantowi. Dobiecki miał oczy otwarte - z okaleczonej piersi jego krew biła strumieniem.
- I ty... zacny chłopcze?! - wyszeptał ze wzruszeniem Godebski.
- Nasza... nasza olszyna!... Odchodzę!... Podaj mi rękę, pułkowniku!
- Masz kogo z bliskich, kogo z rodziny?!
Dobiecki podniósł rękę i oparł ją o ziemię, na której leżał.
- Mam ją tylko!



16.


(…)
- "Ognia, ojczysta wiaro!..."
Panewka zabłysła,
Dym poszedł pod sklepienie, ostra kula świsła,
Potem druga - za trzecią na ołtarza progi,
Ostatni z bohaterów, upadł wódz bez nogi...
Siwy żołnierz, ojczyźnie oddany do końca,
Ostatni na smętarzu wierny jej obrońca,
Z przyrodzoną dobrocią polską, prostoduszną,
Za drużyną żołnierzy, rozkazom posłuszną,
Na stopniach marmurowych, śród dymów obłoku,
Strzałami poszarpaną chorągiew oddziału
Martwą przygarnia ręką ku martwemu ciału,
A blask na osłupiałym jeszcze świeci oku,
Jak gdyby dusza, pole opuszczając krwawe,
Zostawiła ojczyźnie wszystko, nawet sławę.
(...)



17.


- Zginiesz, P.
- Zginiesz, W.
Latarenki nieludzkich ślepi migały i kołysały się w mroku, mamrotliwy i podniecony pogwar narastał, falował.
Tym razem krążyli wokół siebie dłużej, to skracając, to zwiększając dystans.
Zaatakował W., krzyżowo tnąc trzymanym prosto nożem, kończąc atak odwróceniem broni i zdradliwym ciosem w szyję.
P. uchylił się, sam ciął od lewej, potem z dołu od prawej, potem zupełnie nisko, szerokim, kuszącym zamachem, zakończonym wypadem i sztychem na wprost. W. cięcia sparował nożem, przed sztychem uciekł półobrotem, sam pchnął z wypadu fintą, z przyskoku dziabnął z góry, na bok szyi. Tym razem P. nie uchylał się, sparował przedramieniem, okręcił się, obrócił nóż w dłoni i z mocą, poparłszy cios całą siłą barku, ugodził W. prosto w splot słoneczny. Klinga wbiła się aż po jelec.
W.nie wydał głosu. Westchnął dopiero wtedy, gdy P. wyszarpnął ostrze z rany i cofnął się, przygięty, gotów do poprawienia pchnięcia. Ale nie było potrzeby poprawiać. Nóż wysunął się z palców W. On sam padł na kolana.
P. zbliżył się czujnie, wpatrzony w gasnące oczy koloru żelaza. Nie wyrzekł słowa.
Panowała zupełna cisza.
Ż.W. westchnął znowu, pochylił się, ciężko upadł na bok. Nie poruszył się już więcej.



18.


Szczęście nie opuszczało X., bo właśnie w tej chwili zobaczył kawalerię wynurzającą się z lasu i przecinającą szosę. Patrzył, jak wjeżdżali na zbocze. Widział, że jeden z żołnierzy zatrzymał się przy siwym koniu i zawołał do oficera, który podjechał do niego. Patrzał na nich obu, gdy przyglądali się siwemu koniowi. I on, i jego jeździec zaginęli poprzedniego dnia.
X. widział ich tam, na zboczu, już teraz zupełnie blisko, poniżej szosę i most, a pod nim długie szeregi pojazdów. Odzyskał pełną świadomość i długo przypatrywał się wszystkiemu. Potem spojrzał w niebo. Były na nim wielkie, białe obłoki. Dotknął dłonią igliwia w miejscu, gdzie leżał, a potem kory drzewa, za którym był ukryty.
Następnie oparł się najswobodniej jak mógł łokciami o igliwie, a lufę pistoletu maszynowego przytknął do pnia sosny. (…)
Porucznik B. jechał pod górę wpatrując się w ślady, a jego szczupła twarz była poważna i chmurna. Swój automatyczny pistolet trzymał w poprzek siodła, oparty o zagięcie lewej ręki. X. leżał za drzewem i usilnie, w skupieniu, starał się opanować, żeby mu ręce nie drżały. Czekał, aż oficer dojdzie do oświetlonego słońcem miejsca, gdzie na zielonym stoku łąki zaczynały się pierwsze drzewa sosnowego lasu. Czuł, jak serce mu bije o pokrytą igliwiem leśną ziemię.



19.


- Myślałem, że wiecie…- zaczął patrząc pod nogi. - Jak podeszliśmy do Wejherowa, to nas spotkali w lasach partyzanci. Mieli takie kartki, a na nich zaznaczone, gdzie u Niemców jakie punkty ogniowe i gdzie miny. Ich dowódca, tych partyzantów, to trafił do generała i potem jechał z naszymi czołgami, drogę pokazywał. Wzięliśmy miasto od razu z dwóch stron, bez żadnych strat. Dopiero jak nasi dojechali tutaj, za domki, to na skrzydle z zasadzki odezwały się działa pancerne.
Przerwał, otwartymi ustami chwytał powietrze. K. szarpnął go za rękaw.
- Mów dalej.
- No i wasz czołg dostał, z silnika poszedł ogień. Porucznik X. wyskoczył z gaśnicą na pancerz, ale serią go ścięli.



20.


T. W. uniósł głowę. Ktoś ciął go w łeb, czuł straszny ból w skroni, a krew zalewała mu usta. Podniósł szablę, Kozacy cofali się pod ściany przerażeni. Krzyczeli coś w stronę podwórza. W. był zmęczony. Czerwone plamy wirowały mu pod oczyma. Widział miotające się w drgawkach ciało H. Ale nie czuł ulgi. Wszystko odpłynęło odeń, wszystko się oddalało. Magda… Nie było jej przy nim, nie widział jej od tak dawna. Ale przecież, przecież czekała nań długo.
Z uśmiechem zwrócił się w stronę nadbiegających z dziedzińca Kozaków. Pędzili z wrzaskiem, nieśli w rękach długie włócznie, spisy i rohatyny. Jak burza wpadli do izby. Odparował pierwsze pchnięcie…
Poczuł chłód w boku i wówczas zrozumiał, że śmierć H. nie wróciła życia jego Magdzie.
Odrąbał palce temu z Kozaków, który wbił mu ostrze spisy prosto w lewy bok, pod mostkiem i żebrami. Okaleczony padł na podłogę, ostrze spisy wygięło się, złamało. Ale i wówczas ciął w łeb następnego napastnika. Klinga szabli zgrzytnęła i złamała się przy rękojeści... Odrzucił rękojeść z jelcem precz, cofnął się i oparł o słup. A wówczas ostrze rohatyny wbiło mu się w pierś i dotarło do serca.



21.


W mgnieniu oka z dowódcą swym na czele wlecieli na polanę. Czarni od dymów piekielnych, na zziajanych koniach wypadli zza drzew i zarośli, naprzeciw tamtym, z podniesionymi szablami w rękach...
Słońce miało się ku zachodowi i zza dymu świeciło tarczą z rozżarzonej miedzi. Na ten poczet lecący, na jego spalone twarze i obnażone szable padł rdzawoczerwony blask, bezpromienny, ponury. W tym blasku dopadli namiotu, już przez tamtych okrążonego, z wątłą ścianą gałęzi już rozwaloną. Straszliwy panował tam tłok i rozlegały się nieludzkie wycia i ryki. Całą siłą rozpędu koni w tłok ten uderzyli, z rąk sypiąc błyskawice szabel i pistoletowe strzały. Dowódca czarnowłosy, do Archanioła z mieczem płomiennym podobny, pierwszy szerokiego otworu doskoczył i jakby nogi konia jego ziemia do siebie przykuła - stanął.
O, Jezu! Nie było już w namiocie rannych ani lekarzy. Były tylko trupy w krwi broczące i jeszcze otrzymujące nowe rany, umilkło albo w strasznym konaniu charczące. A w pośrodku tego pola mordów dokonanych dokonywał się już ostatni. Na ostrzach, kilku pik osadzony i wysoko wzniesiony w powietrze mały T. twarz białą jak chusta wystawiał na rdzawoczerwony blask słońca. Męczeńska twarz ta, o umierających oczach, z czerwonym sznurkiem krwi od złotych włosów do ust, konwulsją wstrząsanych, poznała jednak przyjaciela, ręka szybkim ruchem rzuciła ku niemu jakiś przedmiot czerwony i głos mdlejący zawołał:
- J.! siostrze!
Ostatni dar, ostatnia myśl, ostatnie słowo! Jak ptak czerwony chusta krwią ociekająca zleciała na szeroką pierś dowódcy jazdy, lecz w tejże chwili upadł pod nim koń jego, kulą ugodzony i on sam wśród tłoku, dymu, wrzasku, stuku wystrzałów, ulewy ognistych błyskawic - zniknął!...



22.


(...)
Z prawdziwym karabinem 
U pierwszych stałem czat ... 
O, nie płacz nad swym synem, 
Że za Ojczyznę padł ! ... 

Z krwawą na kurtce plamą 
Odchodzę dumny w dal ... 
Tylko mi ciebie, mamo, 
Tylko mi Polski żal! ... 

Mamo, czy jesteś ze mną ? 
Nie słyszę twoich słów ... 
W oczach mi trochę ciemno ... 
(...)



23.


B. wyczerpał już ostatek sił i nie był zdolny do walki. Ze zdumieniem patrzył, jak W. z przestrzeloną piersią, z której buchała krew, szedł jeszcze, by rzucić się na niego. Czyżby nienawiść Niemca była silniejsza od śmierci?
Ale nienawiść nie zdołała wrócić mu władzy w bokserskiej prawicy, którą mordował Polaków. Chciał uderzyć B. lewą pięścią, lecz zachwiał się i opadł na parapet, zbryzgując chłopca krwią. Jeszcze się dźwignął, próbował sięgnąć ręką do gardła harcerza. Lecz B., który już nie władnął bronią, zdobył się jeszcze na tyle wysiłku, że wbił słabnące palce w szyję Niemca. Rzężąc - zmagali się obaj.
Siły ich zamierały, ciężko ranny R. wyczerpał się jednak szybciej. Mgłą śmierci zaszły mu oczy, a głowa zwisła na ręce B.
W mącących się myślach harcerza ocknęła się jeszcze świadomość, że spełnił swe dzieło do końca.



24.


Huron drżał jak w gorączce i już wzniósł ramię, ale je opuścił, jakby zmagał się ze sobą. Po chwili przełamał się, raz jeszcze wzniósł nóż, ale nagle tuż nad nim rozległ się przeszywający okrzyk. To krzyknął X., który wydostał się ponad niego i teraz jak szalony skoczył na występ skalny. M. cofnął się o krok, a jeden z jego wojowników skorzystał z tego i wbił nóż w pierś K.
Wprawdzie zaraz się cofnął, ale M. skoczył na niego jak tygrys, by go ukarać za nieposłuszeństwo i zniewagę. Trwało to zaledwie sekundę. W tej samej chwili X. spadł między nich. M. natychmiast zapomniał o zemście na swoim towarzyszu i rozwścieczony widokiem krwi z piekielnym okrzykiem ugodził nożem w plecy leżącego X. Lecz ten zerwał się jak zraniona pantera, odwrócił się do swego wroga i dobywając resztek sił jednym ciosem powalił zabójcę K. Potem zwrócił głowę ku Przebiegłemu Lisowi, a jego posępne, nienawistne spojrzenie powiedziało mu, że zabiłby go bez litości, gdyby miał jeszcze dość siły. M. chwycił go za bezbronne, omdlałe ramię i trzy razy wbił mu nóż w piersi. Dopiero wtedy X., nie odrywając pogardliwego wzroku od oczu M., padł martwy u jego stóp.



25.


X. czuje, że on mu bierze jego miecz. Otwiera oczy i mówi tylko tyle: "Zda mi się, żeś ty nie nasz". Trzymał róg, którego nie chciał porzucić. Uderza go rogiem w hełm zdobny kamieniami, okładany złotem; łamie stal i czaszkę, i kości, wysadza mu z głowy oczy i u stóp swoich wali go trupem. Po czym powiada: "Poganinie, synu niewolnika, jak ty się ośmieliłeś dotknąć mnie, słusznie albo nie? Kto o tym usłyszy, będzie cię miał za szaleńca! Oto pękł mój róg, złoto i kryształ odpadły!"
X. czuje, że oczy mu zachodzą mgłą. Staje na nogi, siłuje się, póki może. Twarz jego straciła barwę. Przed sobą widzi kawał skały. Wali w nią dziesięć razy, pełen żałoby i wściekłości. Stal zgrzyta; nie łamie się ani się nie szczerbi. (...).
X. czuje, że śmierć go bierze całego; z głowy zstępuje do serca. Biegnie rycerz pędem na szczyt góry, położył się na zielonej murawie, twarzą do ziemi. Pod siebie kładzie swój miecz i róg. Obrócił głowę ku zgrai pogan; tak czyni chcąc, aby K. powiedział i wszyscy jego ludzie, że umarł jako zwycięzca i jako zacny hrabia. Raz po raz słabnącą ręką uderza się w piersi. Za grzechy swoje wyciąga ku niebu swoją rękawicę.



26.


Obaj rycerze pochylili głowy tak nisko, jak nisko pozwalały im na to zbroje, i odjechali, by stanąć w szrankach. Giermkowie podali im długie lance ozdobione wstążkami, opatrzone na potrzeby tej walki ostrymi końcami. Herold ponownie wyjaśnił reguły i odszedł na bok. Na znak cesarza podniósł swoją laskę, rozbrzmiały trąbki i kiedy herold opuścił laskę, obaj rycerze ruszyli z miejsca.
Przez długie, nieskończenie długie chwile M1 słyszała jedynie coraz szybsze stukie kopyt na twardym podłożu, po czym przeciwnicy głucho uderzyli w siebie. Widziała, jak M2 się zachwiał, i z trudem wstrzymała się od krzyku. Utrzymał się jednak w siodle i podniósł złamaną lancę, żeby pokazać, że wszystko z nim w porządku. Lanca rycerza F. także pękła. Sprawiał wrażenie jeszcze bardziej wściekłego, bo nie udało mu się zrzucić przeciwnika impetem swojej wagi. Obu podano nową broń, po czym na nowo ruszyli do boju. (...)
Tym razem uderzenie okazało się jeszcze silniejsze. M1 zobaczyła chwiejącego się M2 i z przerażenia nie spojrzała na przeciwnika.
Cesarz pochylił się do przodu.
- Mówiłem! Już leży.
F. rzeczywiście leżał na plecach jak żółw i bezradnie poruszał nogami. Jego giermek z kilkoma pomocnikami podbiegł do niego i pomógł mu się podnieść. Tymczasem M2 zsiadł z konia i spieszony wybrał do walki po krótkim zastanowieniu miecz. Rycerz F. wyrwał z ręki knechta przygotowany już obuch i rzucił się w stronę M2, zanim herold dał znak do boju.
- Teraz zdechniesz, psie! - krzyknął głosem przechodzącym w dyszkant. M2 tarczą przechwycił mocne uderzenia toporem, cały czas jednak musiał odsuwać się do tyłu, gdyż jego uniki nie skutkowały. Spokojny i opanowany czekał na swoją szansę, gdy von H. wkrótce dyszał jak zajeżdżona szkapa. Najwyraźniej wściekłość i nienawiść dodawały sił F., ponieważ bezustannie ponawiał ataki i szydził z M2, żeby sprowokować go do błędu. (...).
Parskając triumfalnie, von H. zamachnął się, żeby rozłupać wrogowi jednocześnie hełm i czaszkę. W tej samej chwili niczym błyszczący wąż mignął miecz M2 i trafił w przyłbicę przeciwnika, ale jej nie przebił. Przez moment F. stał jak wryty, jakby cios wytrącił go z równowagi. Potem zachwiał się i upadł na ziemię jak zmurszałe drzewo.



27.


- X., zali poznajesz mnie?
A on zmarszczył brwi i utkwiwszy oczy w oblicze Y. rzekł po chwili:
- Widziałem cię na dworze w P.
- Nie - odpowiedział Y.-widziałeś mnie przedtem. Widziałeś mnie w Krakowie, gdym cię błagał o życie mego bratanka, który za nierozważny napad na ciebie na utratę gardła był skazan. Wówczas to ślubowałem Bogu i zaprzysiągłem na rycerską cześć, iż cię odnajdę i spotkam się z tobą śmiertelnie.
- Wiem - odparł X. i wydął dumnie usta, chociaż zarazem pobladł mocno - ale jeńcem twoim teraz jestem i zhańbiłbyś się, gdybyś miecz na mnie podniósł.
Na to twarz Y. ściągnęła się złowrogo i stała się zupełnie do paszczy wilczej podobna.
- X. - rzekł - miecza na bezbronnego nie wzniosę, ale to ci powiadam, że jeśli mi walki odmówisz, tedy cię każę jak psa na powrozie powiesić.
- Nie mam wyboru, stawaj! - zawołał wielki komtur.
-ż w piersi. Dopiero wtedy X., nie odrywając pogardliwego wzroku od oczu M., padł martwy u jego st Na śmierć, nie na niewolę - zastrzegł jeszcze raz Y.
- Na śmierć.
I po chwili starli się z sobą wobec niemieckich i polskich rycerzy. Młodszy i zręczniejszy był X., lecz Y. tak dalece siłą rąk i nóg przeciwnika przewyższał, że w mgnieniu oka obalił go na ziemię i kolanem brzuch mu przycisnął.
Oczy komtura wyszły z przerażenia na wierzch.
- Daruj!- jęknął wyrzucając ślinę i pianę ustami.
- Nie!- odpowiedział nieubłagany Y.
I przyłożywszy mizerykordię do szyi przeciwnika pchnął dwukrotnie, a tamten zacharczał okropnie; fala krwi buchnęła mu ustami, drgawki śmiertelne wstrząsnęły jego ciałem, po czym wyprężył się i wielka uspokoicielka rycerzy uspokoiła go na zawsze.



28.


X. natarł, zachowując doskonałą równowagę. Nie docenił jednak prawdziwej siły tych kocich nóg. Y. zatoczył się ku tyłowi, a potem zaparł się szybko pazurami i rzucił na strażnika. Złapał go pomiędzy pchnięciami miecza, wpadając na niego, przyszpilając ramiona X. do boków potężnym uściskiem.
A ten uścisk był jeszcze bardziej śmiercionośny, ponieważ ręce mnicha miały pazury wielkiego kota, długie jak ostrza sztyletów.
X. poczuł, jak te pazury wbijają się w jego plecy, koło nerek. Sądził, że w wielkim wybuchu siły rozerwie ten uścisk, ale zrozumiał, że jeśli tak zrobi, to tygrysia łapa Y. oderwie mu połowę pleców! Upuścił miecz i wił się, aby wyrwać jedną rękę spod tego mocnego uścisku.
Y. ścisnął jeszcze mocniej, wystawiając pazury, żłobiąc głębokie dziury.
X. jednak wsadził już prawe ramię pod łapę tygrysa i powoli wykorzystywał swoją większą siłę, aby wytrącić mnicha z równowagi, aby zmusić Y. do wydatkowania energii w celu utrzymania zarówno równowagi, jak i mocnego uchwytu.
Teraz strażnik napiął ramiona, osłabiając chwyt mnicha. Mięśnie jak żelazne postronki rozciągnęły się i naparły, a strażnik poruszał się tak, że jego plecy podążały za tygrysią łapą mnicha, podczas gdy ludzka ręka odsuwała się coraz dalej i dalej.
A potem zobaczył zmianę, jaka zaszła w twarzy mężczyzny, przemianę jego ust w wielką paszczę z kłami.
X. znienacka wyrzucił głowę do przodu, brutalnie rozwalając mnichowi nos, jeszcze gdy ten się wydłużał. Znowu grzmotnął go czołem, a potem, wiedząc, że kończy mu się czas, czując, że druga ręka mnicha także staje się łapą z pazurami, ryknął i rozrzucił ramiona szeroko, przyjmując ból, gdy pazury Y. orały głębokie krechy w dole jego pleców, tnąc aż do żeber (...).



29.


Za to tygrysica nie miała zamiaru się poddać. Rzucała się na mnie z furią oszalałej samicy, której dzieci zaatakował nieprzyjaciel. Oczy, żółte jak płomyki świec w cerkwi, płonęły nienawiścią.
Tygrysica się mściła. Mściła się na mnie, Ciemnym, za wszystkie swoje krzywdy i straty. Za zabitego A. Za wiele innych rzeczy. I nic nie mogło jej powstrzymać.
Być może miała powody do zemsty, w końcu P. walczyły od dawna, ja też nieźle się jej przysłużyłem. Ale dlaczego mam z tego powodu umierać? (...)
Uderzyłem „Mgłą Transylwanii”.
Tygrysicę rozciągnęło na ziemi, nawet przez huk silników i przenikliwe wycie systemów alarmowych było słychać chrzęst kości. Zaklęcie rozciągnęło odmieńca , jak dziecko zgniata plastelinowego ludzika. Połamane żebra rozpruły skórę i niczym skrwawiona brona wbiły się w śnieg. Głowa przemieniła się w płaski, pasiasty placek. Piękne zwierzę było teraz kłębkiem zakrwawionego ciała.



30.


Wtedy właśnie X. chwycił go z tyłu, przyciskając ramiona do tułowia. Słabszy niż kiedykolwiek, przez ostatnie kilka minut leżał nieruchomo, zbierając siły, koncentrując energię każdego włókna ciała na ten jeden końcowy wyczyn - jedyny możliwy; ostatni, jeśli mu się nie uda. Ignorując ból, zawstydzenie i słabość, ignorując potworny szum w głowie, skupił się wyłącznie na jednym - by pokonać zło wcielone w Y.
P. wyrywał się z żelaznego uścisku X. Błyskawice wciąż strzelały z jego palców, ciskając we wszystkie strony strugi morderczej energii. Jedna z nich przemknęła, odbiła się i trafiła X. (...) upadł. Elektryczne ładunki pełzały po jego hełmie, po płaszczu, do serca.
Wstał. Potykając się doniósł Y. na środek pomostu, zawieszonego nad otchłanią szybu energetycznego. Wzniósł zawodzącego tyrana nad głową i ostatnim wysiłkiem rzucił w przepaść.
Ciało P., wciąż ciskając pioruny, wirowało w pustce i odbijało się od ścian szybu. Wreszcie zniknęło; po kilku sekundach gdzieś w głębi, w rdzeniu, rozległ się stłumiony wybuch. Z szybu dmuchnęło gorącym powietrzem.
Wicher szarpał płaszczem X., gdy ten chwiejnie zmierzał ku przepaści, by podążyć za swoim władcą aż do końca. Upadł jednak.


===========


Dodane 29 marca 2013:
Tytuły utworów, z których pochodzą konkursowe fragmenty, znajdziesz tutaj:

Rozwiązanie konkursu
Wyświetleń: 18021
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 75
Użytkownik: asia_ 16.03.2013 23:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam przygotowany... | asia_
Ten konkurs Dot59 obfituje w dramatyczne wydarzenia. Pewnie wielu z nas adrenalina skoczy od samego czytania, a potem może i oczy zwilgotnieją.

Zapraszamy!

W tym konkursie zwycięzca losowania otrzyma książkę Marcina Mortki Karaibska krucjata: Płonący Union Jack. Zasady losowania: tutaj.
Użytkownik: mika_p 17.03.2013 10:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam przygotowany... | asia_
Melduję się na posterunku :)
Mam te łatwe: 6, 8, 9, 12, 23 i 27, ale będę walczyć.
Użytkownik: anek7 17.03.2013 11:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Melduję się na posterunku... | mika_p
A mnie 8 i 23 nic nie mówią...
Podpowiesz coś?
Użytkownik: hburdon 17.03.2013 13:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Melduję się na posterunku... | mika_p
Nieno, łatwe to jest 19, w końcu we fragmencie jest czołg.
Użytkownik: Neelith 17.03.2013 14:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Nieno, łatwe to jest 19, ... | hburdon
Mówisz? Najprostsze mataczenie w historii, ale chyba skuteczne :) A sama na to nie wpadłam!

8 i 23 nic mi nie mówią, a podobno łatwe :)
Użytkownik: hburdon 17.03.2013 14:43 napisał(a):
Odpowiedź na: Mówisz? Najprostsze matac... | Neelith
A nie, mnie też niestety nie.
Użytkownik: benten 17.03.2013 15:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Mówisz? Najprostsze matac... | Neelith
bo 8 to jest nowe miejsce ze starym podziałem - na mających władzę i tych, co nie mają. I co się dzieje, jak ten co miał nie mieć, ma. Ze swojej stronie mogę dodać, że mają tam dość pretensjonalne przedmioty i jedzenie, nie każdy ma zdolność wymyślania nowych rzeczy.
Użytkownik: hburdon 17.03.2013 18:43 napisał(a):
Odpowiedź na: bo 8 to jest nowe miejsce... | benten
Dziękuję uprzejmie, mam.

A 23 już pokonałaś czy jeszcze walczysz?
Użytkownik: benten 17.03.2013 19:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję uprzejmie, mam. ... | hburdon
Pojęcia nie mam
Użytkownik: mika_p 17.03.2013 20:33 napisał(a):
Odpowiedź na: Mówisz? Najprostsze matac... | Neelith
W 23 występują kluczowe słowa, mówiące o czasie i miejscu akcji.
Jedno z tych słów mówi o bohaterach utworu.
Wszyscy to znają.
Użytkownik: hburdon 17.03.2013 21:15 napisał(a):
Odpowiedź na: W 23 występują kluczowe s... | mika_p
Hm, wydawało mi się, że najbardziej oczywistego kandydata sprawdziłam i tam tego fragmentu nie było...
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 17.03.2013 22:11 napisał(a):
Odpowiedź na: W 23 występują kluczowe s... | mika_p
Miko, rzuć okiem na swoją skrzynkę pocztową - znajdziesz tam maila z godzin wczesnopopołudniowych, w którym wyjaśniam, że niechcący wprowadziłam Cię w błąd co do 23.
To nie to, co wszyscy znają. Chociaż istotnie bohaterowie tego i tamtego mają pewną wspólną cechę, pomijając walkę z tym samym wrogiem i okres historyczny.
Użytkownik: mafia 17.03.2013 10:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam przygotowany... | asia_
Wysłałam kilka typów, niektórych nie jestem pewna.
Użytkownik: Natii 17.03.2013 22:43 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam przygotowany... | asia_
Sznajper - logo i hasło genialne!
Użytkownik: hburdon 17.03.2013 22:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Sznajper - logo i hasło g... | Natii
Ale przygnębiające, Sznajper nas już widzi na tarczy... ;)
Użytkownik: Sznajper 18.03.2013 08:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Ale przygnębiające, Sznaj... | hburdon
To przez temat konkursowy ;) Ale też trudno o optymizm, kiedy w 2002 r. czytających (co najmniej 7 książek rocznie) było dwa razy więcej.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 17.03.2013 23:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam przygotowany... | asia_
Komunikat z pola bitwy pod koniec pierwszej doby: z dusiołkami zmaga się 10 wojowników. Niepokonane pozostają numery: 13, 20, 23 i 26, zaś najłatwiejsze do rozszyfrowania okazały się: 7, 11, 25 i 27.
Po całym dniu przed ekranem już mi zupełnie wzrok szwankuje, tak więc konkursowiczów, którzy uaktywnią się o późniejszej porze, proszę o wyrozumiałość - odpowiem z rana.
Użytkownik: KrzysiekJoy 18.03.2013 00:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Komunikat z pola bitwy po... | dot59Opiekun BiblioNETki
13, ileż wspomnień odżyło. Harcerską przysięgę składałem w miejscu śmierci bohatera. Nie ocenione mam, ale znam postaci z książki doskonale, ba, nawet bywałem na spotkaniach z nimi, a główny bohater był patronem mojej szkoły podstawowej.. dzięki Dot za ten fragment, no i oczywiście za 2.:)
Użytkownik: janmamut 18.03.2013 00:58 napisał(a):
Odpowiedź na: 13, ileż wspomnień odżyło... | KrzysiekJoy
No, dobrze, że takiej klasyki jak 2 nie zabrakło! W sumie to się nawet zdziwiłem, że najbardziej rozpoznawalne nie są 2, 19 i 30. :-)
Użytkownik: hburdon 18.03.2013 11:42 napisał(a):
Odpowiedź na: No, dobrze, że takiej kla... | janmamut
A ja nie mam 30. Nie mam też 25, jak to możliwe, że nie mam jednego z najbardziej rozpoznawalnych kawałków, to nie fair.
Użytkownik: Virvien 18.03.2013 12:50 napisał(a):
Odpowiedź na: A ja nie mam 30. Nie mam ... | hburdon
30 - stosunek ocen tegoż filmu na Filmwebie do ocen książki na Biblionetce wynosi około 1791/1 ;) W trakcie egzaminu z Teorii i historii kultury pewna pani profesor była bardzo zdziwiona (można powiedzieć - lekko zbulwersowana) tym, że jedna z moich koleżanek nie widziała tego filmu ;)


Mam nadzieję, że tonie jest zbyt wielki czołg ;)
Użytkownik: hburdon 18.03.2013 13:29 napisał(a):
Odpowiedź na: 30 - stosunek ocen tegoż ... | Virvien
Chyba nie, bo nadal nie wiem. ;) Ale dziękuję ci bardzo, teraz mam o czym myśleć!
Użytkownik: hburdon 18.03.2013 13:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Chyba nie, bo nadal nie w... | hburdon
Pomyślałam!
Użytkownik: janmamut 18.03.2013 21:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Pomyślałam! | hburdon
A! Czyli już wiesz? A 25 pewnie Twoje odległe koleżanki miały jako lekturę obowiązkową.
Użytkownik: hburdon 27.03.2013 22:33 napisał(a):
Odpowiedź na: A! Czyli już wiesz? A 25 ... | janmamut
Hehe, okazało się, że ja to miałam jako lekturę obowiązkową. Ale wyparłam...
Użytkownik: anek7 18.03.2013 07:26 napisał(a):
Odpowiedź na: 13, ileż wspomnień odżyło... | KrzysiekJoy
O - to już wiem, kto zacz ów major. Dzięki Krzysiu:)
Użytkownik: Snookerka 18.03.2013 15:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam przygotowany... | asia_
Może mi ktoś pomataczyć 14 i 17? Bo powinnam znać, a nie mogę doczepić żadnych tytułów...
Użytkownik: hburdon 18.03.2013 15:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Może mi ktoś pomataczyć 1... | Snookerka
14 - nie wiadomo, gdzie i kiedy. 17 - wiadomo, gdzie i kiedy. A mimo to są spokrewnione.
Użytkownik: Paulina* 18.03.2013 17:12 napisał(a):
Odpowiedź na: 14 - nie wiadomo, gdzie i... | hburdon
Ja też dziękuję :).
Użytkownik: Paulina* 18.03.2013 15:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Może mi ktoś pomataczyć 1... | Snookerka
14. Jeden z bohaterów ma charakterystyczną cechę, a marmurowa rzeźba ma charakter religijny.
Użytkownik: Snookerka 18.03.2013 16:10 napisał(a):
Odpowiedź na: 14. Jeden z bohaterów ma ... | Paulina*
Muchas gracias :) Już wiem, w którym kościele mi dzwoni :)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 18.03.2013 23:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam przygotowany... | asia_
Zbliża się ku końcowi druga doba konkursu. W szrankach walczy 12 osób, a dzielnie broni się jeszcze tylko dusiołek nr 20.
Teraz pora na nocnych marków - ja znów powrócę na pole bitwy za dnia :-).
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 19.03.2013 22:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam przygotowany... | asia_
20 też już pokonana. Co nie znaczy, że jeszcze nie ma pola do popisu!
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 19.03.2013 23:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam przygotowany... | asia_
Właśnie przed chwilą usiłując zgrać wyniki z dysku na pendrajwa, przeniosłam plik w odwrotnym kierunku. W związku z czym jutro muszę odtworzyć na podstawie maili to, co dziś zapisałam i podliczałam przez całe popołudnie. Tak więc proszę o wyrozumiałość - rano pewnie nie będę w stanie nikomu podać bieżącej punktacji. Cóż, może człowiek, który o 23 jest nieprzytomny, nie powinien już się brać za prowadzenie konkursów...
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 20.03.2013 22:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam przygotowany... | asia_
Mija czwarta doba konkursu. Walczących jest w tej chwili czternaścioro, ale może jeszcze ktoś się przyłączy?
Użytkownik: Marcon 21.03.2013 00:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam przygotowany... | asia_
Jakaś pomoc z 1, 2, 4, 12, 16?
Użytkownik: Tygrysica 21.03.2013 12:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Jakaś pomoc z 1, 2, 4, 1... | Marcon
16 - jak już rozpoznasz bohatera wiersza - "wódz bez nogi... Siwy żołnierz, ojczyźnie oddany do końca", poszukaj innego utworu niż ten, który znają wszyscy
12 - pierwsza książka, która skojarzyła mi się z połączeniem wojna i Galicja to było to...
Użytkownik: hburdon 21.03.2013 12:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Jakaś pomoc z 1, 2, 4, 1... | Marcon
2. Dziecięciem będąc, miałam dwie książeczki, stanowiące wyimek tej książki-matki. Jedna poświęcona była G., druga innej bohaterce tej książki, K. -- choć postaci i wątków jest w książce-matce tak wiele, że G. i K. chyba się w ogóle nie spotkali? Całość jest mocno obszerna, raczej dla miłośników cegieł.
Użytkownik: Paulina* 21.03.2013 15:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Jakaś pomoc z 1, 2, 4, 1... | Marcon
4. ...[und Drang] suchen
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 22.03.2013 23:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam przygotowany... | asia_
Nowe informacje z pól bitew i potyczek: w zmaganiach uczestniczy już 17 dzielnych Biblionetkowiczów, z zapałem pokonując oporne dusiołki.
Jutro nastąpi niejaka przerwa techniczna, uwarunkowana spotkaniem grupy śląskiej (gdybym ci ja miała takie ustrojstwo, co się na nim odbiera maile poza domem, tobym przerwy robić nie musiała - ale nie mam). Komu zdążę, odpowiem rano, a reszcie wieczorem po powrocie.
W międzyczasie może trochę pomataczcie na forum, bo zastój jakiś zapanował :-).
Użytkownik: Paulina* 23.03.2013 15:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam przygotowany... | asia_
Proszę o podpowiedzi do fragmentów:
18, 26 i 16 (wygląda na to, że nie znam ani tego, ani podobnego wiersza).
Użytkownik: Tygrysica 23.03.2013 21:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Proszę o podpowiedzi do f... | Paulina*
16 - ten podobny zna się ze szkoły, bo autor z gatunku tych, co ich "przerabia się" w dużych ilościach
23 - to podstawowa lektura młodzieży zrzeszonych w pewnej organizacji
Użytkownik: Zbojnica 23.03.2013 15:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam przygotowany... | asia_
A ja poproszę o 5 i 23 :).
Użytkownik: mafia 23.03.2013 20:47 napisał(a):
Odpowiedź na: A ja poproszę o 5 i 23 :)... | Zbojnica
Też od razu nie rozpoznałam, ale ten krążownik mi pomógł. Nie tylko W. w książce miał z nimi co nieco wspólnego.
Użytkownik: mafia 23.03.2013 20:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Też od razu nie rozpoznał... | mafia
Mam na myśli 5. :)
Użytkownik: mafia 23.03.2013 15:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam przygotowany... | asia_
Ktoś coś wie o 6?:)
Użytkownik: janmamut 23.03.2013 15:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Ktoś coś wie o 6?:) | mafia
6. Nuuudy. Ale jak opisane!
Użytkownik: mafia 23.03.2013 20:28 napisał(a):
Odpowiedź na: 6. Nuuudy. Ale jak opisan... | janmamut
Krąg podejrzanych się nieco zawężył. :)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 23.03.2013 20:55 napisał(a):
Odpowiedź na: 6. Nuuudy. Ale jak opisan... | janmamut
No, jakie nudy?! Jak pierwszy raz czytałam, w zasadzie byłam skłonna nie jeść, nie spać, byle nie przerywać lektury!
Użytkownik: mafia 23.03.2013 21:51 napisał(a):
Odpowiedź na: 6. Nuuudy. Ale jak opisan... | janmamut
Mam! Ale dlaczego nudy?:)
Użytkownik: janmamut 24.03.2013 13:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Mam! Ale dlaczego nudy?:) | mafia
To trochę jak z tym Twoim zdjęciem, gdy siedzisz na drodze. Wiem przecież, że zostało zrobione, więc nic się nie stało. Jednak zostaje jakaś nutka niepokoju, że coś wyjedzie zza zakrętu i Cię przejedzie.

W 6 nie byłoby takiego problemu. Przez sto stron nic by się nie zmieniło. No może pojawiłoby się kilkadziesiąt postaci o imionach tak podobnych do siebie, żeby na pewno się myliły. Głębokość tej wizji doceniam, ale czytało mi się tak od 1/3 coraz gorzej.
Użytkownik: mafia 24.03.2013 14:44 napisał(a):
Odpowiedź na: To trochę jak z tym Twoim... | janmamut
To jest argument. :) Chociaż przyznam, że ja czytałam książkę dwa razy i mi się nie znudziło. :)
Użytkownik: Zbojnica 23.03.2013 20:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Ktoś coś wie o 6?:) | mafia
No, wszyscy coś o tym wiedzą - zarówno lew na pustyni, jak i pan Darcy ;).
Użytkownik: mafia 23.03.2013 20:39 napisał(a):
Odpowiedź na: No, wszyscy coś o tym wie... | Zbojnica
Wysłałam typ. ;)
Użytkownik: Zbojnica 24.03.2013 09:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam przygotowany... | asia_
Czy mogłabym prosić o drogowskaz na 5, 15, 24,26 i 28? :)
Użytkownik: Paulina* 24.03.2013 15:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy mogłabym prosić o dro... | Zbojnica
24. Proponuję zwrócić uwagę na miejsce akcji.
M. to czarny charakter. Ma niezbyt ładną fryzurę, imię też.
Użytkownik: Paulina* 24.03.2013 18:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy mogłabym prosić o dro... | Zbojnica
I co, przypomniałaś sobie coś? Jeśli nie, to coś jeszcze mogę powiedzieć (albo ktoś inny).
Użytkownik: Zbojnica 24.03.2013 18:53 napisał(a):
Odpowiedź na: I co, przypomniałaś sobie... | Paulina*
Nadal czarna dziura przy 5, 26 i 28..:(. Chętnie się zrewanżuję każdym innym dusiołkiem :)
Użytkownik: Paulina* 25.03.2013 16:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Nadal czarna dziura przy ... | Zbojnica
Jeśli to jeszcze aktualne:
28. Autor kojarzy mi się z pewnym mnichem. Tytuł można znaleźć bez strzelania, przy pomocy wyszukiwarki i 4 słów.
23 jest dla mnie strasznie trudny :).
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 26.03.2013 23:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam przygotowany... | asia_
Mili i dociekliwi konkursowicze, jeszcze tylko dwie doby z maluśkim haczykiem zostały na wytropienie brakujących poległych bohaterów!
Co prawda najwytrwalszym dostarczam nieco autorskich mataczeń, ale przecież całego forum nie zastąpię - spróbujcie się jeszcze nieco powymieniać koncepcjami :-).
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 27.03.2013 22:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam przygotowany... | asia_
No i wkrótce rozpoczyna się ostatnia doba konkursu. Kto ma jeszcze jakieś pomysły, niech strzela, póki czas!
Użytkownik: joanna.syrenka 27.03.2013 23:50 napisał(a):
Odpowiedź na: No i wkrótce rozpoczyna s... | dot59Opiekun BiblioNETki
Wysłałam - rzutem na taśmę. Strasznie krwawy konkurs!
Użytkownik: hburdon 27.03.2013 23:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Wysłałam - rzutem na taśm... | joanna.syrenka
Ja jeszcze nie mam 5, 15 i 28. Ale walczę! Nie będzie, ten no, konkurs, pluł mi w twarz.
Użytkownik: joanna.syrenka 28.03.2013 00:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja jeszcze nie mam 5, 15 ... | hburdon
Moja droga, ja mam ledwo dziewięć pojedynków, i to nie potwierdzone. Pisałam już w mailu do Dot - właśnie uświadomiłam sobie, że najbardziej krwawe fragmenty z reguły skwapliwie omijam :P
Użytkownik: joanna.syrenka 28.03.2013 00:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja jeszcze nie mam 5, 15 ... | hburdon
Moja droga, ja mam ledwo dziewięć pojedynków, i to nie potwierdzone. Pisałam już w mailu do Dot - właśnie uświadomiłam sobie, że najbardziej krwawe fragmenty z reguły skwapliwie omijam :P
Użytkownik: Pani_Wu 28.03.2013 01:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja jeszcze nie mam 5, 15 ... | hburdon
Jeśli Dot potwierdzi 5 i 15 to Ci pomataczę, w zamian za 3, 18 i 19 na przykład :)
Użytkownik: hburdon 28.03.2013 01:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Jeśli Dot potwierdzi 5 i ... | Pani_Wu
Mam nadzieję, że 5 i 15 jakoś wywalczę, natomiast za 28 dałabym sobie obciąć paznokcie, bo mi te kocie pazury nic nie mówią!

3. sprawiło mi trudność, trochę wstyd. Podobno w tej książce jest ponad pół tysiąca postaci, z czego większość ginie, więc Dot miała z czego wybierać!

Autor 18. był niedawno przepięknie sportretowany w pewnym filmie, w którym posługiwał się bardzo prostymi zdaniami jako miłośnik dosadnego, żołnierskiego stylu. :)

19. to dzieło niepoprawne politycznie, ale występuje w nim uroczy bohater o imieniu Kuleczka. ;) Kiedyś za to było bardzo poprawne politycznie i jestem przekonana, że je widziałaś.
Użytkownik: Pani_Wu 28.03.2013 14:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Mam nadzieję, że 5 i 15 j... | hburdon
5 - kiedyś szklany ekranik pokazywał nieduży serial tegoż rodzica o tym jak wiatr historii wzmaga się podczas działań. A rodzic jeszcze napisał ciąg dalszy, który sugeruje, że o działaniach długo się pamięta i pewnie trzeba pamiętać, czcić i tak dalej.

15 - nasz rodzimy wiatr i to nie tylko porywisty, a taki, że nad morzem byłby sztorm nie lada, chociaż na naszym kontynencie nie zanotowano aż takich powiewów. No i w samym środku tych wiatrów, jak w oku cyklonu, siedzi sobie burmistrz małego miasteczka, ciesząc się nowo poślubioną żoneczką. A tu Habsburg knuje jak Napoleona rozgromić i dokonać inwazji na Księstwo Warszawskie. Nasz bohater opuszcza domowe pielesze i rusza wypełnić patriotyczny obowiązek.
Użytkownik: hburdon 28.03.2013 14:39 napisał(a):
Odpowiedź na: 5 - kiedyś szklany ekrani... | Pani_Wu
Dobra, 15 udało mi się znaleźć, jeszcze tylko 5!
Użytkownik: Zbojnica 28.03.2013 09:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Jeśli Dot potwierdzi 5 i ... | Pani_Wu
3 - najsłynniejszy tytuł oksymoroniczny w historii.
Użytkownik: Zbojnica 28.03.2013 09:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja jeszcze nie mam 5, 15 ... | hburdon
28 - Na Świętego Zbawiciela! Rodzica wśród ocen Organizatorki ciężko przegapić.
Użytkownik: hburdon 28.03.2013 14:39 napisał(a):
Odpowiedź na: 28 - Na Świętego Zbawicie... | Zbojnica
Mam! :)
Użytkownik: Pani_Wu 28.03.2013 01:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Wysłałam - rzutem na taśm... | joanna.syrenka
Takoż i ja! Dopiero dzisiaj miałam chwilę, zeby się zabrać za konkurs.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 28.03.2013 15:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam przygotowany... | asia_
Za jakieś 15-20 minut nastąpi chwilowa przerwa "techniczna" - muszę wyskoczyć z domu, na wszystkie maile odpowiem zaraz po powrocie.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 28.03.2013 22:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam przygotowany... | asia_
Czekam i czekam... a tu przez całe popołudnie tylko jeden mail przyszedł. Przedświąteczna pora mało sprzyjająca, ale może komuś jeszcze coś wpadnie do głowy?
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: