Dodany: 27.02.2013 21:04|Autor: AnnRK

Murakami w pigułce


Świat, do którego zabiera swoich czytelników japoński pisarz Haruki Murakami, to świat, w którym może zdarzyć się wszystko. Tu nic nie jest takie, jakie się wydaje. Wkraczając w niego musisz zapomnieć o tym, czego do tej pory nauczyło cię życie. Możesz go pokochać albo znienawidzić, ale z pewnością nie pozostanie ci obojętny. U Murakamiego rzeczywistość miesza się z fikcją. Nie istnieją granice, których nie da się przekroczyć. Nie ma miejsca na niemożliwe, nierealne, nierzeczywiste. Przestań się dziwić. Daj rękę. Chodź.

"Zniknięcie słonia" to zbiór siedemnastu opowiadań, które w Japonii ukazały się dość dawno, w dwóch tomach "Dzieł zebranych Harukiego Murakamiego" (pierwszy zawiera teksty z lat 1979-1989, drugi zaś z lat 1990-2000). Cierpliwość polskiego czytelnika została wystawiona na ciężką próbę. W końcu w listopadzie ubiegłego roku i my doczekaliśmy się przekładu. Czy warto było tyle czekać? O tym za moment.

Każdy wierny czytelnik prozy Murakamiego szybko zauważy, że w kolejnych utworach pojawiają się podobne motywy. Nie inaczej jest w przypadku opowiadań ze zbioru "Zniknięcie słonia", w których można znaleźć ślady jego fascynacji muzyką, kotami czy słabość do... uszu. Są tajemnicze telefony, zagadkowe kobiety, samotni mężczyźni, niewyjaśnione zniknięcia.

Zawsze gdy sięgam po prozę przyszłego Noblisty (po seansie "Poradnika pozytywnego myślenia" postanowiłam podjąć próbę wykrzesania z siebie odrobiny optymizmu), uderza mnie w niej motyw samotności. Bohaterowie Murakamiego to zwykle mieszkańcy Tokio, wielomilionowego miasta, gdzie wśród wielu ludzi trudno trafić na takiego, z którym łatwo znaleźć wspólny język. W tym kontekście nie dziwi historia bohatera "Komunikatu kangura", dzielącego się przemyśleniami z kobietą, która złożyła w jego filmie pisemną reklamację. Nasz bohater nigdy owej pani nie widział, a swe wynurzenia nagrywa na taśmie. Jak silne musi być poczucie odosobnienia, że skłania człowieka do takich działań? Jak dalecy muszą być ci, którzy powinni być bliscy, że w obcych szukamy powierników, z nieznajomymi dzielimy się nie tylko tym, co błahe, ale także tym, co istotne? W prozie Murakamiego często jedna samotność przyciąga inną. Bohaterowie przypadkiem trafiają na wspólne ścieżki. Często oboje mają poczucie inności i tylko w swoim towarzystwie nie boją się odsłonić uczuć czy oryginalnych przemyśleń.

Narracja jest pierwszoosobowa, często ma formę monologu. Z potoku słów, niekiedy złudnie bezsensownych, wyłania się wiele prawd. W historiach nieprawdopodobnych i absurdalnych, pozornie oderwanych od rzeczywistości, tylko uważny czytelnik wychwyci sens. Ale czy będzie to właśnie ta pointa, którą chce nam przekazać autor? Mam wrażenie, że wygrzebujemy z tych tekstów odbicie nas samych, naszych lęków, oczekiwań, nadziei. Znalazłam siebie w kilku opowiadaniach. Ot, choćby "Sen", a właściwie bezsenność. Opowieść kobiety, która nie śpi od siedemnastu dni. "Przychodził wieczór, kładłam się do łóżka i myślałam »No, idę spać«. A wtedy - jakby to był odruch warunkowy - całkowicie się rozbudzałam. Bardzo się starłam, ale nie mogłam usnąć. Im bardziej uświadamiałam sobie, że powinnam spać, tym bardziej czułam się rozbudzona. (...) Dopiero przed świtem udawało mi się trochę zdrzemnąć. Nie był to jednak prawdziwy sen. Czubkami palców wyczuwałam lekko jego krawędź. I świadomość miałam rozbudzoną. (...) Ta niekompletna senność ciągnęła się całymi dniami. Myśli miałam zawsze zamglone. (...) Chciałam po prostu paść jak długa i głęboko zasnąć. Ale nic z tego. Przebudzenie było zawsze tuż obok. Ciągle czułam jego chłodny cień. Cień mnie samej. To dziwne, myślałam w półśnie. Jestem w swoim własnym cieniu"[1]. Znacie to? Ja znam doskonale.

Bohaterem Murakamiego może być każdy. Pracownik działu kontroli jakości lub kancelarii prawniczej. Młoda mężatka i stary kawaler. Rutyniarze na etacie i wolni strzelcy, błąkający się po ulicach w poszukiwaniu natchnienia. Pewnego dnia w ich życie wkracza inność. Czasami niezwykłe zdarzenia prowokuje drobiazg, jakiś telefon albo przypadkowe spotkanie. I nagle przestaje być zwyczajnie. W codzienność wplata się odrobina szaleństwa. Sen miesza się z jawą. Znany nam realizm staje się realizmem magicznym. Proza Murakamiego właśnie taka jest. Spotykają się w niej różne wymiary. Nic nie jest oczywiste i niczemu nie wolno się dziwić. Można pytać i szukać sensu lub dać się porwać fali. Siła prozy Japończyka jest efektem jego umiejętności balansowania pomiędzy fikcją a rzeczywistością. W świecie zbudowanym z metafor często trudno oddzielić jedno od drugiego. Nie ma to zresztą najmniejszego sensu. Ten typ tak ma. Miesza, bawi się stylami, tworzy metaforyczne korytarze, którymi prowadzi nas w przepastne komnaty wyobraźni. Tam można spotkać TV People, którzy zjawiają się znienacka, zostawiając nie wiadomo po co telewizor lub tańczącego karła, poszukiwanego przez władze Japonii. Czy niesamowite postaci to element fantastyki, czy zwykła przenośnia - na to pytanie autor nie odpowiada.

Obok osobliwego łączenia dwóch światów, w prozie Murakamiego pociąga mnie jej wieloznaczność. Autor nie daje zbyt wielu wskazówek; w zależności od naszej tolerancji na rzeczy nadprzyrodzone, będziemy doszukiwać się w kolejnych warstwach jego prozy prostych wyjaśnień lub fantastycznych elementów niewymagających dalszych interpretacji. Czy nagły atak głodu, który zmusza pewne małżeństwo do napadu na McDonalda, jest tylko wyssaną z palca opowieścią, która nie ma żadnego znaczenia, czy jednak głód fizyczny jest tu tylko metaforą? Znacie to uczucie, kiedy nagły impuls każe wam wstać i zrobić coś, choćby i szalonego, co pozwoli wam zaspokoić jakieś pragnienie? Znacie to? Moja odpowiedź brzmi tak, jak poprzednio. Ja znam.

Zbiór "Zniknięcie słonia" zawiera zarówno opowiadania opierające się głównie na realizmie, jak "Sprawa rodzinna" czy "Komunikat kangura", jak i zdecydowanie nasycone fantastyką, do których należą "Zielony zwierz" i "Tańczący karzeł". Jest tu także tekst, który stał się punktem wyjścia do napisania najlepszej, moim zdaniem, powieści w dorobku autora, czyli "Kroniki ptaka nakręcacza"[2]. W świecie Murakamiego bywa zabawnie, ale i nostalgicznie, tajemniczo lub absurdalnie. Wszystko to, co tak charakterystyczne dla jego twórczości, znajduje się w "Zniknięciu słonia". Dla wielbicieli Harukiego będzie to kolejna wyprawa do dobrze znanego, acz ciągle pełnego zaskoczeń, świata japońskiego pisarza. Dla tych, którzy pierwszy raz sięgną po jego twórczość, ten zbiór stanowić będzie próbkę tego, czego mogą spodziewać się w powieściach, gęstych od niedopowiedzeń, metafor, balansujących na krawędzi jawy i snu, zdecydowanie lepiej oddających możliwości pisarskie Japończyka oraz jego fascynującą wyobraźnię.

Na tym zbiorze kończy się na razie moja przygoda z Harukim i jego prozą. Pozostaje mi oczekiwanie na kolejne tłumaczenia, po które z obłędem w oczach pobiegnę do księgarni. Odstawiam książkę na półkę, a tymczasem "raz dziennie przylatuje ptak nakręcacz i nakręca sprężynę świata"[3], świat się kręci, życie leci, a my, z sercami i duszami otwartymi na inność, bądźmy gotowi na kolejną dawkę oniryzmu w wydaniu japońskim.



---
[1] Haruki Murakami, "Zniknięcie słonia", przeł. Anna Zielińska-Elliott, wyd. Muza S.A., 2012, s. 83-84.
[2] Mowa o opowiadaniu "Ptak nakręcacz i wtorkowe kobiety".
[3] Haruki Murakami, dz. cyt, s. 37.


[Recenzję opublikowałam wcześniej na moim blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1696
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: