Dodany: 22.11.2012 12:28|Autor: misiak297

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Zabić geja
Coars Martin (pseud.)

Gejowskie nihil novi


Minęły już chyba bezpowrotnie w polskiej literaturze czasy sublimacji - czyli, innymi słowy, pisania o miłości homoertoycznej w zawoalowany sposób. Twórca (np. Iwaszkiewicz, Dąbrowska czy Gombrowicz) zwykle mnożył tajemne znaki, posługiwał się specjalnym kodem, a dla dzisiejszego czytelnika wciąż nie jest jasne - czy to były "Panny z Wilka", czy może "Chłopcy z Wilka"? czy w "Pornografii" występowała Henryka, czy raczej Henryk? I tak dalej, i tak dalej, dyskusjom nie ma końca. W XXI wieku tematyka homoseksualna w polskiej literaturze (zarówno gejowska, jak i lesbijska) jest już na porządku dziennym. I tutaj zaczynają się schody, czy może raczej wyzwanie dla pisarza...

Bo generalnie rzecz ujmując, polska literatura LGBT stała się dość schematyczna. Wszystkie historie są podobne, pokazują dobrze znane perypetie już typowych bohaterów, co zazwyczaj prowadzi do przewidywalnych rozwiązań fabularnych. Oto więc mamy zazwyczaj młodego chłopaka, który odkrywa swoją seksualność względnie jest jej świadomy i się z nią zmaga. Uczy się akceptacji samego siebie, chodzi do klubów gejowskich (i tu zazwyczaj autor nie gasi światła po tym, jak bohater idzie z kimś do łóżka albo darkroomu, co więcej, szczegółowo opisuje kolejne seks-przygody - cóż, lata zawoalowanego pisania o męskiej erotyce trzeba sobie zrekompensować!), dokonuje coming outu (czyli ujawnienia swojej orientacji), przeżywa pierwsze uniesienia erotyczne, wchodzi w niewłaściwy związek i cierpi, po czym - w wersji z happy endem - odnajduje wymarzonego księcia z bajki i żyje długo i szczęśliwie, w wersji mniej ociekającej lukrem łapie wirusa HIV i uczy się z tym żyć równie szczęśliwie. W zasadzie trudno się dziwić, że sztandarowi twórcy polskiej literatury mniejszości seksualnych uciekają od tego typu schematów - i już w ostatnich powieściach Witkowskiego czy Szczygielskiego homoseksualizm jest co prawda istotny, ale usytuowany na drugim planie.

Przejdźmy do rzeczy; czy debiutancka powieść Martina Coarsa - wnosi coś nowego do współczesnej polskiej prozy mniejszości seksualnych, czy raczej powiela schematy?

"Zabić geja" to fikcyjny pamiętnik Martina, w którym ten opisuje odkrywanie swojej orientacji, pierwsze przygody erotyczne, nieudane związki, wizyty w klubach gejowskich - zarówno polskich, jak i zagranicznych - podrywy na czacie, a wreszcie odkrycie, że brak uwagi doprowadził go do zakażenia wirusem HIV. Swoją historię okrasza przemyśleniami dotyczącymi tolerancji (a raczej jej braku), sytuacji homoseksualistów w Polsce, a także całkiem bogatej kultury gejowskiej.

Trudno jednoznacznie stwierdzić, kto w zamierzeniu autora miał być docelowym adresatem tej książki - czytelnicy heteroseksualni czy też homoseksualni. Wiele wskazywałoby na tych pierwszych. Martin Coars, jak wielu pisarzy przed nim (i zapewne wielu śmiałków po nim jeszcze się znajdzie), próbuje przybliżyć odbiorcy sposób życia przeciętnego polskiego geja, zwrócić uwagę na homofobię - pal sześć, jeśli wynika ona z niewiedzy, gorzej, jeśli rodzi autentyczną agresję - nie bez powodu powieść otwiera poruszający opis dotkliwego pobicia przyjaciela Martina przez bandę wyrostków. Komentując to wydarzenie, narrator stwierdza:

"Boli mnie, że nie mogę w demokratycznym kraju demonstrować swojego uczucia, że byłem zarówno ofiarą, jak i świadkiem ataku nienawiści, jawnie okazanej homofobii... A jedyne czego pragnę to kochania, miłości. Znalezienia życiowego partnera. Tylko jak, skoro trzeba się ukrywać po kątach? Dlatego tak wielu z nas błądzi, boi się zaangażowania, budowania trwałych relacji. Może kiedyś będzie lepiej"[1].

Sporo tu tego typu oskarżających polską rzeczywistość fragmentów (właściwie w większości książek z polskiego nurtu LGBT takich nie brakuje - znajdziemy w nich podobne stwierdzenia), tak dużo, że miejscami "Zabić geja" przypomina bardziej tekst publicystyczny niż powieść. Powyższy cytat wydaje się także formą usprawiedliwienia - Martin będzie szukał miłości głównie w darkroomach, saunach, później "na chatach" - i nie wzbroni się przed szczegółowym opisem swoich przygód (choć te opisy - po takich książkach, jak "Lubiewo", "Berek", "Bierki" czy "Poniżej pasa, czyli bezpruderyjna miłość" - nie powinny w gruncie rzeczy nikogo szokować).

Szkoda tylko, że po obiecującym początku zabrakło literackiej finezji. Przeżycia Martina zaczynają w końcu irytować, ponieważ są przedstawione w sposób zwyczajnie nudny. Narratorowi niemal zupełnie brak gawędziarskiego drygu, wszystko opisane jest zbyt powierzchownie albo zbyt dosadnie (sceny erotyczne są z gatunku tych, które u większości czytelników mogą wzbudzić niesmak - i orientacja narratora nie ma tu nic do rzeczy, to raczej kwestia samego opisu).

Sporo do zarzucenia mam też samej konstrukcji. "Zabić geja" to powieść po prostu nieuporządkowana; jak sygnalizowałem wyżej, historia Martina przerywana jest rozmaitymi dywagacjami - mogą one być ciekawe dla tych, którzy nie znają kultury czy specyfiki gejowskiego środowiska, ale czytelnikom będącym jego częścią nie powiedzą nic nowego (i tu mści się niejasne określenie docelowego odbiorcy):

"Szkoda tylko, że w Polsce wciąż mówi się o promocji homoseksualizmu. Sytuacja [obecności gejowskiej kultury w Polsce] oczywiście się zmienia. Pojawili się dystrybutorzy, m.in. Tongariro czy Mayfly, którzy "wypuszczają" co jakiś czas do kin, a później na nośnikach dvd nowe tytuły, raz na pół roku (średnio) można załapać się na jakiś przegląd filmowy, w telewizji za sprawą Tomasza Raczka można oglądać kultowy serial "Queer as Folk", no i jest księgarnia internetowa bearbook.pl, gdzie można dostać ciekawe pozycje literackie (i również filmowe)"[2].

No dobrze, co racja, to racja. Tongariro rzeczywiście zajmuje się dystrybucją filmów, w Bearbooku można kupić książki, a "Queer As Folk" to uwielbiany na świecie serial. Jednak takie wywody pasują do konwencji powieści na poły inicjacyjnej, na poły rozliczeniowej jak kwiatek do kożucha. I powtórzę - intencje autora wydają się jasne, ale trudno zadowolić wszystkich czytelników. Rozumiem, że Coars chciał się wypisać, niektórym coś udowodnić, krzewić tolerancję - niestety odbyło się to ze szkodą dla książki.

Nie chcę bynajmniej napisać, że "Zabić geja" to zła książka. Ona jest po prostu przeciętna, słabo przemyślana, brakuje jej polotu. Czytałem dużo gorsze (tu przynajmniej język jest przeważnie poprawny, choć gdzieniegdzie zdarzą się jakieś pojedyncze składniowe koślawce czy niepotrzebne mieszanie czasów), czytałem dużo lepsze, ale przede wszystkim: czytałem podobne. Coars ze swoim debiutem nie wbił się w żadną niszę, to wszystko już było w naszej literaturze w lepszej lub gorszej wersji. Należy na pewno autora docenić za próbę oswojenia niektórych potencjalnych czytelników z homoseksualizmem, apele o tolerancję, przekonanie, że z chorobą da się żyć, a także - wreszcie - za bezpośredniość i odwagę. Jednak to trochę za mało, żeby wejść do kanonu literatury - nawet tylko tej gejowskiej. Wydaje się, że dziś już nie tędy droga - trzeba przeskakiwać schematy, bawić się konwencjami, pokazać coś nowego, aby realnie i na trwałe w tym nurcie zaistnieć. Jeśli jednak Coars chciał, by jego książka jedynie otworzyła homofobicznym czytelnikom oczy i dała pokrzepienie tym, którzy cierpią z powodu homofobii - cóż, to prawo autora. Jeśli komuś ta pozycja otworzy oczy - tym lepiej.


---
[1] Martin Coars, "Zabić geja", wyd. Radwan, 2012, s. 7.
[2] Tamże, s. 41.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 4539
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: embar 30.11.2012 11:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Minęły już chyba bezpowro... | misiak297
Wydane przez Radwan i pod pseudonimem. Trudno się w zasadzie spodziewać czegoś więcej.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: