Jestem
Czy ktoś z was widział może film pt: „Jestem”? Domyślam się, że nie za wiele jest takich osób, bo on w kinach wyświetlany był bardzo krótko i nie narobił wokół siebie zbyt dużego hałasu. A jest to jeden z najpiękniejszych polskich filmów jakie widziałam. Zagrany przez dzieci, bardzo malowniczy i głęboki. Nie ma w nim wiele słów, ale mimo to tak łatwo pozwala przybliżyć się do małych bohaterów i do tego, co się z nimi dzieje. I właśnie coś z tego filmu zostało we mnie na dłużej- to tytułowe „Jestem”. Tak naprawdę zaczęło do mnie powracać dopiero po jakimś czasie. Na początku bardziej skupiłam się na obrazach i na całej tej historii, nie łapiąc do końca głębi tego tytułu. Ale to „Jestem” zaczęło się we mnie odzywać jak echo, odnosząc się również do mnie.
Główny bohater zupełnie nie umie dopasować się do świata w którym żyje. Jest w jakiś sposób inny, może po prostu bardziej wrażliwy. Grupa chłopaków z miasteczka nie tyle, że nie chce go przyjąć do swojego grona, lecz wręcz prześladuje go za tę jego inność. A on mimo wszystko, mimo tego, że nikt go tak naprawdę nie kocha, uparcie jest. Myślę, że to dopiero jego mała przyjaciółka Kuleczka pomogła mu to wszystko zrozumieć. W przypływie rozpaczy chciał przestać istnieć. I ona właśnie wtedy, gdy dowiedziała się o tym, powiedziała mu to niezwykłe słowo: „Jesteś”. Jesteś, istniejesz mimo wszystko, mimo tych wszystkich trudności, które cię przerastają. Przecież sam fakt, tego, że jesteś, jest czymś o co warto walczyć. Na przekór wszystkiemu, na przekór ludziom, którzy cię nie znają i nigdy cię nie zrozumieją , którzy swoim istnieniem, jak gdyby próbują uświadomić ci, że jesteś gorszy. Jesteś i dlatego nie masz prawa w siebie wątpić i jeśli naprawdę nie masz dla kogo istnieć, musisz istnieć chociażby dla siebie, nie przestając wierzyć, że znajdziesz kiedyś kogoś, dla kogo również zaistniejesz tak naprawdę. Myślę, że on to zrozumiał i dlatego to słowo znowu powraca, w chwili kiedy odebrano mu Kuleczkę, kiedy znowu wszystko obróciło się przeciwko niemu. Pozostała w nim ta świadomość i sprawiła, że nie poddał się rozpaczy.
A we mnie to „Jestem” odezwało się, kiedy byłam u dziadków i znowu w jakiś sposób otoczyła mnie samotność. Gotowałam, zmywałam, robiłam zakupy, ale znów zaczęły się we mnie zbierać znajome chmury: „ Nie masz przyjaciół, jesteś jedną wielką plątaniną, nie umiesz dotrzeć do głębi, za którą tęsknisz. Wystarczy, że zamilkną wakacyjne zagłuszaczki, a znowu to wszystko powraca.” I wtedy właśnie wypłynęło to „Jestem” i jak gdyby wzięło mnie w obronę. Mimo wszystko jestem przecież i sam ten fakt jest taki głęboki, taki niezwykły, taki ważny. Jest jak gdyby rdzeniem, który przenika przez całą historię wszystkich moich zmartwień i radości. Nie zawsze się to zauważa. Ja przecież miałam nawet takie momenty, że wątpiłam we własne istnienie, bo takie było samotne, zagubione i w jakiś sposób inne od standardowego istnienia. Ale nawet wtedy przecież byłam, a może nawet byłam wtedy właśnie najbliżej tego właśnie w jakiś sposób bezbronnego i niepojętego faktu, że jestem.
A teraz odnalazłam to „Jestem” jeszcze raz w zupełnie innym, miejscu- w książce Kurta Vonneguta „ Śniadanie Mistrzów”. Wszyscy bohaterowie, zarówno główni jak i poboczni, to postacie żyjące życiem, małym, zakłamanym i śmiesznym. Na planecie, którą zamieszkują nie ma nic wielkiego, są tylko banały codziennego życia. Autor myśli nawet czasem o swoich bohaterach jako o maszynach, którym substancje chemiczne w głowach każą zrobić to, albo tamto. I nagle, znienacka, ku zaskoczeniu samego autora w książce pojawią się świętość, a jest nią właśnie owo „Jestem”, zawarte w kiczowatym obrazie Karabekina. Istnienie, które jest jak niewzruszony strumień światła, niezależny od tego jak brudne byłoby jego tło. Jest to tak jak gdyby ktoś rozkopał całą nieszczęsną otoczkę żyć bohaterów i dokopał się do najgłębszej prawdy, która mimo wszystko jest niezwykła i święta. Może czasem nie wiadomo, co z nią zrobić, ale sama świadomość tego, że ona jest dodaje nadziei, że może nie wszystko jest takie bez sensu, jak się to czasem zdaje i że jest w tym wszystkim jakaś tajemnica, której warto szukać.
Jedną rzecz chcę sobie dopisać do tej czytatki. W piątek Ojciec Janusz powiedział: "Jeżeli nie wierzysz w to, że Bóg cię kocha, to idź popatrz w lustro. Przecież jesteś. Gdyby cię przestał kochać, to przecież przestałbyś istnieć." Ja oczywiście nie bardzo w to wierzę, ale właśnie ten argument do mnie dotarł, bo gdzieś dotknął tej właśnie smutnej tajemnicy. Dlaczego jestem? Po co? O co w tym chodzi? A więc to tak, więc to dlatego.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.