Chociaż nie lubię Chmielewskiej... rewelacja!
Po skończeniu "Depozytu" bliski byłem bicia głową w ścianę z rozpaczliwym i patetycznym okrzykiem skierowanym w stronę Autorki: "Dlaczego Pani to robi? Dlaczego?!". Naprawdę mnie zastanawia, czemu Joanna Chmielewska marnuje swój talent na historie pseudokryminalne. Oczywiście, Wy, fani Chmielewskiej, nie zgodzicie się ze mną, ale rozumiem. Wszyscy wychwalają wczesne pozycje tej pisarki, a mnie tymczasem one znudziły niebotycznie, a zirytowały jeszcze bardziej. Nieskładne intrygi kryminalne, niepotrzebne zamieszanie, brak logiki i satysfakcji czytelniczej z wytropienia mordercy, a wszystko to okraszone mniej lub bardziej trafiającym do Czytelników humorem.
Jakże inaczej na tym tle prezentują się powieści pozbawione naczelnego wątku kryminalnego! "Depozyt" do nich należy. Nie jest to właściwie kryminał, a przyjemna komedia (jeśli takiego określenia można użyć wobec książki) z wątkiem sensacyjnym. Trupów jako takich tu nie ma. Zamiast zamordowanych mamy całą galerię śmiesznych i żywych postaci, a wśród nich: pechowca z amnezją, wyśmienicie gotującą harpię, złodziejaszka o złotym sercu, niedoszłą narzeczoną, wnerwiające dzieciaki i wiele innych. A w samym centrum felerna zaginiona teczka z ogromnym majątkiem i oderwanym uchem. Jej znalezienie nie będzie takie proste... na kolejnych kartkach piętrzą się trudności o zdecydowanie zabawnym charakterze.
"Depozyt" może nie wywołał u mnie salw śmiechu, bo poczucie humoru Chmielewskiej jakoś do mnie nie przemawia, ale chichoty i życzliwe uśmiechy - owszem. Bawiłem się świetnie przy lekturze. To idealne lekkie czytadło, przy którym można się odprężyć. Ta pozycja autorki jest dobrą książką i zasłużoną czwórkę - nawet nie należąc do entuzjastów Chmielewskiej - mogę z czystym sumieniem wystawić!
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.